wtorek, 30 lipca 2013

Violetta Story - Chapter 27.

Violetta Story, chapter 27.

Violetta

Gdy znaleźliśmy się w Madrycie po kilku godzinach lotu, od razu wyciągnęłam telefon w celu zadzwonienia do Leona. 
- Co robisz, Violetta? - zapytał tata, przyglądając mi się z podejrzliwością. 
- Dzwonię do Leona. - poinformowałam go. - Wyjechaliśmy tak nagle, muszę...
- Później. - zarządził. - Na razie jedziemy do babci. - zabrał mi telefon i ruszyliśmy w dalszą drogę. Postanowiłam nie protestować, bo to wywołałoby tylko niepotrzebną kłótnię, a i tak wszyscy byliśmy zdenerwowani. Złapaliśmy taksówkę i wcisnęliśmy się do niej czym prędzej. Po drodze prawie się udusiłam, bo musiałam siedzieć zgnieciona między Angie a tatą. Odetchnęłam z ulgą, kiedy znaleźliśmy się wreszcie przed szpitalem. Wbiegliśmy pędem do środka, zapytaliśmy o salę, w której leży babcia i wsiedliśmy do windy, która zawiozła nas na czwarte piętro wskazane przez recepcjonistkę.
- Która to była sala?! - zawołała w roztargnieniu Angie. 
- Czterdziesta szósta! - odkrzyknęłam, wyprzedzając tatę, którego chyba już trochę zmęczyło to bieganie. Z impetem wpadliśmy do pomieszczenia. 
- Mamo! - krzyknęła Angie, dopadając do łóżka babci. - Co się stało? 
Wycofałam się powoli z tatą. Lepiej dać im trochę prywatności zanim wejdziemy. Poprowadziłam go zdziwionego moim zachowaniem do stołówki, która znajdowała się w przeciwległym korytarzu. Usiedliśmy przy jednym ze stolików i dopiero wtedy się odezwałam:
- Musimy dać Angie trochę prywatności. 
Tata pokiwał powoli głową na znak, że w pełni rozumie. Wstał po chwili i kupił w automacie puszkę gazowanego napoju, po czym wrócił i usiadł ciężko na krześle.
- Może byśmy tutaj zostali. - powiedział, upijając łyka. Spojrzałam na niego jak na wariata.
- Tutaj? W stołówce? - uniosłam brwi. To dopiero głupi pomysł! Przecież nie przyleciałam do Madrytu żeby siedzieć w stołówce.
- Nie. - zaprzeczył. - W Madrycie. 
Oniemiałam. Czyżby tata dostrzegł w nagłym wyjeździe szansę na odseparowanie mnie od przyjaciół i Leona? Czyżby tylko dlatego do mnie zadzwonił? Może gdyby nie to, że za wszelką cenę chciał mnie odciągnąć jak najdalej od Buenos Aires wcale by mnie nie powiadomił o tym omdleniu babci? Wszystko zaczęło mi się układać w logiczną całość - kilka potrzebnych rzeczy spokojnie zmieściłoby się w małej torbie, a on postanowił spakować mnie do walizki. Dobrze wiedział, że zostaniemy dłużej. Wykorzystał to, że byłam tak zdenerwowana. Nie myślałam trzeźwo. 
- Dlaczego mi to robisz? - zapytałam łamiącym się głosem. Nie byłam wściekła, ale rozczarowana. Rozczarowana tym, że potrafił uciec się do czegoś takiego. 
- Violu, zrozum, tak będzie lepiej... - zaczął spokojnym tonem, ale ja nie mogłam już go słuchać. Posunął się za daleko. Zdecydowanie za daleko.
- Nic nie będzie lepiej. - szepnęłam. - Ty nic nie pojmujesz, nic a nic... - ukryłam twarz w dłoniach, nie wiedząc co ze sobą zrobić. 
- Violu, daj mi wyjaśnić. - poprosił. - Wszystko ci wytłumaczę...
- Nie. - odparłam twardo. - Nie chcę tego słuchać. - wstałam. Skierowałam się wzdłuż korytarza do sali, w której pozostawiłam Angie z babcią. Zajrzałam ostrożnie do pomieszczenia, po czym usiadłam na krześle ustawionym pod ścianą, by dać im jeszcze trochę czasu na rozmowę. Wyciągnęłam z torebki telefon i wybrałam numer Leona. I tak już za długo zwlekałam z zadzwonieniem do niego. Kiedy tylko usłyszał mój głos zasypał mnie gradem pytań o to gdzie się podziewam, dlaczego się nie odzywam i tak nagle znikam. Czekałam jakieś pięć minut, aż wreszcie przestanie, poza tym wysłuchałam też kilka kazań od reszty przyjaciół, którzy co chwilę wyrywali mu słuchawkę. 
- Leon, spokojnie, i oni też niech się uspokoją. - zarządziłam, nie mogąc dłużej znieść potwornego harmidru, który panował po drugiej stronie linii. 
- Już jestem spokojny. - odezwał się w końcu Leon po dłuższej chwili uciszania reszty towarzystwa. - Oni też, tak sądzę. A teraz powiesz, gdzie u licha jesteś? - wyczułam w jego głosie zdenerwowanie i troskę.
- W Madrycie. - wyrzuciłam z siebie. Spodziewałam się kolejnej porcji strasznego hałasu, ale odpowiedziała mi cisza. 
- Co? - zdziwił się Leon. - Co ty robisz w Hiszpanii? W innym kraju? - dopytywał, ignorując błagania Camili i Francesci, które za wszelką cenę chciały dostać telefon w swoje ręce.
- Moja babcia jest chora. - wyjaśniłam pokrótce. - Leon, ja nie wiem kiedy wrócę, pojawiły się drobne komplikacje, ale...
- Jakie komplikacje? - zapytał podejrzliwie. Postanowiłam nie mówić mu o tym, czego dowiedziałam się od taty, o jego planach. 
- Nic ważnego. - powiedziałam wymijająco. - Muszę kończyć, pa, kocham cię. - po tych słowach nacisnęłam czym prędzej czerwoną słuchawkę, żeby Leon nie zdążył zasypać mnie kolejnym gradem pytań. Jak chce to potrafi być naprawdę upierdliwy; już po kilku minutach na wyświetlaczu telefonu pojawiło się jego zdjęcie i informacja, że próbuje się do mnie dodzwonić. Mimo dość zepsutego już humoru uśmiechnęłam się mimowolnie. 
- Chciałbyś mi powiedzieć, że też mnie kochasz? - nie dałam mu dojść do słowa, ale nie mogłam tak po prostu nie odebrać połączenia od niego. - Wiem to, buziaki dla was wszystkich! - starałam się zabrzmieć wesoło i beztrosko, ale chyba niezbyt dobrze wypadłam, bo za chwilę komórka znowu zawibrowała. Tym razem ze ściśniętym z żalu gardłem nacisnęłam czerwoną słuchawkę i wyłączyłam telefon. Nie mogłam mu wtedy powiedzieć o mojej rozmowie z tatą, znając go wsiadłby do samolotu i przyleciał przemówić ojcu do rozsądku. A na to jak na razie nie była odpowiednia pora. 
- Violu, wejdź. - w drzwiach pojawiła się Angie. Uśmiechnęłam się do niej pocieszająco, choć sama potrzebowałam pocieszenia i weszłam za nią do pomieszczenia. Gdy tylko się w nim znalazłam, poczułam, że nie lubię tego szpitala. Ogólnie nie lubię szpitali, zresztą kto lubi?
- Babciu. - westchnęłam, klękając obok jej łóżka. Na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech, przemknął przez jej sine usta jak cień. 
- Cześć, cukiereczku. - wychrypiała. Złapałam ją za rękę i uścisnęłam lekko jej dłoń.
- Jak się czujesz? - zapytałam z troską, ale zaraz zrugałam się w myślach. Co za głupie pytanie! Przecież widać, że niezbyt dobrze. Oczy babci zawsze były pełne życia, a teraz wydają się puste.
- Bywało lepiej. - odpowiedziała. W tym momencie do sali niespodziewanie wszedł tata, a zaraz za nim lekarz. 
- Musimy zabrać panią na badania. - mężczyzna zwrócił się  do babci. Na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
- Znowu? - jęknęła. Lekarz pokiwał powoli głową, chyba w ogóle nie zwracając uwagi na jej słowa. Zapisał coś na kartce, którą trzymał w ręce i przywołał pielęgniarkę, by przetransportowała babcię do odpowiedniego pomieszczenia. Pomachałam jej smutno na pożegnanie, bo dostrzegłam minę taty i zorientowałam się, że zaraz powiadomi mnie o tym, że idziemy do jakiegoś hotelu, bo jest późno, ciemno się robi, bla, bla, bla. Jego standardowa paplanina. 
- Viol... - zaczął, wzdychając ciężko, jakby rozmowa ze mną była dla niego niemiłym obowiązkiem. A może jestem przewrażliwiona?
- Tak, idziemy. - przerwałam mu, machając ręką. - Angie, idziesz z nami?
- Wiesz, Violu, chyba muszę wracać do Buenos Aires. - wyjaśniła cicho. - Mam pracę. 
- Wrócisz rano, Pablo zrozumie. - przekonywałam ją. Wiedziałam dobrze, że bardzo chciała zostać w Madrycie dopóki przyczyna omdlenia babci nie będzie znana, ale przecież nie mogła tak nagle wszystkiego rzucić. Żałowałam, że nie mogę czegoś z tym zrobić, bo przez to moja ciocia była smutna, a ja nie lubię gdy taka jest. Ma taki ładny uśmiech, Olga kiedyś powiedziała, że identyczny jak mama.
- No dobrze. - zgodziła się w końcu Angie. - Chodźmy. 
~,~
Naty
Przechadzaliśmy się z Maxim przez park trzymając się za ręce. Nie potrzebowaliśmy słów, by wiedzieć, co każde z nas czuje. Odkąd mnie pocałował, odkąd powiedział, że mu się podobam mam wrażenie jakby tysiące motyli tańczyło mi w brzuchu. Nie mogę się pozbyć szerokiego uśmiechu z twarzy. 
- Myślisz, że o co chodziło Violi, gdy mówiła, że są komplikacje? - odezwał się nagle Maxi. Kompletnie nie spodziewałam się tego pytania, z tematu przedstawienia i żałosnego zachowania Ludmiły przechodzimy nagle do dziwnej sprawy z Violettą?
- No, nie wiem. - odparłam zdezorientowana nagłą zmianą tematu rozmowy. - A ty co myślisz?
- Ja myślę, że zanosi się na coś grubszego. - powiedział Maxi rzeczowym tonem. - Ten jej wyjazd nie skończy się dobrze. - znów spojrzałam na niego zdziwiona. Odkąd to on takie refleksje wygłasza?
- Przecież tylko odwiedzi babcię i wróci... - zaoponowałam, ale Maxi mi przerwał.
- Gdyby nie te "komplikacje", też bym tak pomyślał. - westchnął chłopak, obejmując mnie ramieniem. W pewnym momencie zatrzymał się, stanął naprzeciw mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. - Naty, chciałbym cię o coś zapytać. - oświadczył poważnym tonem, ujmując moje dłonie. - Zostaniesz moją dziewczyną?
Myślałam, że powie mi, że to wszystko to żart, że wcale mu się nie podobam, na moment ogarnął mnie paniczny strach, że odbierze mi to, czym tak się cieszyłam. Z Ludmiłą zawsze tak było - obiecywała mi coś, a nawet jak dotrzymała słowa, to potem zabierała mi to, choć nie zdążyłam się tym dobrze nacieszyć, cokolwiek by to nie było - czy to sukienka z najnowszej kolekcji, buty, błyszczyk...
- Oczywiście, że tak! - pisnęłam w przypływie radości. Twarz Maxiego rozpromienił uśmiech i wziął mnie w ramiona, po czym zakręcił dookoła, zupełnie jak w jakiejś komedii romantycznej. Moje stopy wirowały w powietrzu. Gdy mnie postawił z powrotem na ziemi, zaśmiałam się głośno.
- To było super. - zachichotałam, na co on przytulił mnie do siebie mocno.
~,~
Tomas
Nie wiem jak długo siedziałem pogrążony w myślach w moim pokoju, z dala od innych ludzi, z gitarą na kolanach. Już dawno znudziło mi się wygrywanie na niej przypadkowych akordów. Nie miałem jednak chęci, by podnosić się z miejsca. Tak było mi wygodnie. Zresztą w każdej chwili mogło przyjść natchnienie i w takiej sytuacji potrzebowałbym gitary od razu. Czasami zarys pierwszych akordów nowej piosenki pojawia się w mojej głowie nagle, całkiem bez uprzedzenia i często jest tak, że nie zdążę wziąć gitary i wszystko mi ucieka, wyślizguje z mojej podświadomości. Nienawidzę stanu kiedy wiem, że sekundy mogłyby przeświadczyć o powstaniu kolejnego hitu. Gdy tak patrzę w ścianę bez konkretnego celu, przed moimi oczami staje obraz ślicznego uśmiechu. Uśmiech ten robi się coraz szerszy i wreszcie słyszę w głowie melodyjny śmiech, który może należeć tylko do jednej osoby. Do drobnej, ślicznej dziewczyny o aksamitnym głosie, tak delikatnej i wrażliwej, ale potrafiącej pokazać pazurki. Dlaczego o niej myślę? Dlaczego wkrada się do moich myśli? Dlaczego nie potrafię przestać uśmiechać się na wspomnienie jej roześmianej twarzy? Tak dużo pytań i jedna, prosta odpowiedź: zakochałeś się, Heredia.
~,~
Daniel
Odkąd pojawiłem się w tej szkole i zobaczyłem Camilę wiedziałem, że nie będzie kolejną przelotną miłością. Może się mylę, ale wydaje mi się, że ja też się jej podobam. Poza tym od dłuższego czasu nie obejrzałem się za żadną dziewczyną, bo w mojej głowie ciągle siedzi ta przeklęta Torres. Lubię ją - bardzo. Ale nie lubię tego uczucia. Dziewczyny też potrafią ranić i to bardzo dogłębnie, a ja nie znam Camili na tyle dobrze, by na sto procent wiedzieć czego się można po niej spodziewać. Zawsze bałem się uczuć, choć nie chciałem tego przed sobą przyznać. Dlatego biorą mnie za zwykłego podrywacza. Nigdy jeszcze nie spotkałem się z takim stanem, w którym nie da się wyrzucić dziewczyny z umysłu. A ona za nic nie chce sobie pójść - chyba się zadomowiła. 
- Cam, posuń się. - zażądałem, usadawiając się obok niej na krześle. Naprzeciw niej siedziała Francesca obserwująca spod zmrużonych powiek Marco, który właśnie obsługiwał jakiś stolik. Uznałem, że Torres i tak się nudzi, bo włoszka jest zajęta, więc wyszczerzyłem się do niej i upiłem łyk koktajlu wiśniowego, który zapewne należał do Camili.
- Możesz sobie przystawić swoje krzesło, a nie siadać na moim. - zauważyła, zabierając mi szklankę z koktajlem. - A to moje. - pokazała mi język i zepchnęła mnie z krzesła. Zrobiłem obrażoną minę i założyłem ręce na pierś, nie podnosząc się z podłogi.
- Przeproś. - sarknąłem tonem dzieciaka, który koniecznie musi dostać lizaka. Cam się roześmiała i wzięła łyka koktajlu.
- Pomarz sobie.
- Ja mu dam! - zawołała nagle Francesca, zrywając się z miejsca i tym samym przerywając nam tą jakże ciekawą dyskusję. Podbiegła dwoma susami do Marco i postukała go w ramię, bo ten akurat był zajęty przytulaniem jakiejś drobnej blondynki. Odwrócił się z nieodgadnionym wyrazem twarzy i zwrócił się do wzburzonej Fran:
- Co jest, Fran? 
Brunetka zrobiła się czerwona na twarzy i zacisnęła pięści. Po zmianie miny Camili domyśliłem się, że zanosi się na wybuch wściekłości temperamentnej włoszki. 
- Możesz mi powiedzieć kim jest ta dziewczyna?! - zawołała, wskazując ruchem głowy na zdezorientowaną blondynkę. 
~,~
Pablo
Gdybym tylko miał taką możliwość wybrałbym się razem z Angie do Madrytu. Ale niestety musiałem być w Studio, nie mogłem sobie pozwolić na tak nagłe opuszczenie uczniów. Bez przerwy coś ich rozprasza, a przecież powinni się skupić na przedstawieniu i na tym, by jak najlepiej wypaść. Rozumiem młodzieńcze problemy, ale mimo chęci nie jestem w stanie pomóc każdemu z nich. 
- Pablo? - w drzwiach pokoju nauczycielskiego pojawił się zdezorientowany jak zawsze Beto. - Jest problem.
- Jaki problem? - zapytałem, wstając od biurka. Dla Beto problemem może być brak pałeczki do perkusji w schowku na instrumenty albo źle zawiązany but czy niedopasowane skarpety. O tak, on wszystko wyolbrzymia, więc nigdy nie wiadomo czego się spodziewać.
- Gregorio tu jest. - poinformował mnie. - Zły, chyba wpadł w furię. 
Potarłem skronie. Gregorio wiecznie sprawia problemy, nawet gdy się go zwolni. Nie ma tu już czego szukać, powinien pogodzić się z tym, że Studio to już rozdział zamknięty w jego życiu. Ale nie, on będzie przyłaził dopóki... dopóki co? Przecież zatrudniliśmy już nową nauczycielkę tańca, niedługo ma się pojawić, nie możemy go teraz przyjąć z powrotem. Zresztą nawet gdyby nie to, i tak nie miałbym najmniejszej ochoty go przywracać na stanowisko. Gorzej z Antoniem, ale dobrze, że teraz mam jakiś argument do obrony. Nie możemy zatrudniać nowych pracowników i od razu ich zwalniać tylko po to, by z otwartymi ramionami przyjąć za chwilę tych starych. To niedorzeczne. Cóż, już od dawna wszystko co związane z Gregoriem wydaje mi się niedorzeczne. Trzeba temu stawić czoła. W końcu nawet rozjuszonego Gregoria da się jakoś pokonać. 

To chyba pierwszy rozdział na tym blogu, o którym mogę z ręką na sercu powiedzieć, że mi się podoba i lekko się go pisało. Mam do was dwie sprawy. Pierwsza - w czwartek z samego rana wyjeżdżam nad morze i nie będzie mnie do niedzieli. Z kolei w poniedziałek wybieram się do babci na jakieś dwa tygodnie i będę miała tam ograniczony dostęp do internetu. :( Nie mówię, że nie będzie go wcale, ale często tracę tam łączność i w ogóle. Na pewno do niedzieli nic się nie pojawi, bo nad morze nie biorę ze sobą laptopa. Postaram się coś jutro dodać, żeby was nie zostawiać w niepewności, bo jest jej dużo w tym rozdziale. Tak więc spodziewajcie się dwudziestego ósmego jutro lub po moim powrocie do domu. :) Następna sprawa: narracja opowiadania. Zazwyczaj piszę w formię pamiętnika i chciałabym spróbować czegoś nowego. Jednakże piszę to dla was, więc to wam się ma podobać - wolelibyście narrację trzecioosobową, czy ma zostać jak jest? Zaraz pojawi się ankieta, ale możecie też wyrażać opinię pod rozdziałem. :) Dedykuję ten rozdział Zuzannie Słowik, która wymyśliła świetne połączenia imion dla Stefki i Tomaska oraz Dana i Cam. ;) Danila i Tofy - mi się podoba, a wam? ;) Dziękuję za komentarze, jesteście cudowni! <3 Do następnego!
Buziaki, M. ;*

11 komentarzy:

  1. Extra! ;-]
    GERMAN! POWIESZĘ CIĘ!!! XD
    Nie no, ale ogarnij się kurde chłopie... ! Bo ci zrobię wjazd na chatę! :)
    Tofy? ;D Danila: D Mi pasuje :3
    Czekam na next/ ;d

    ♦Weruu♦

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj. Ja wiedziałam, że tak będzie. Czułam, że pod tym wyjazdem do Madrytu coś się jeszcze kryje. Mam jednak nadzieję, że szanowny German nie będzie chciał siłą zatrzymać Violi w Hiszpanii. Przecież ona w BA ma przyjaciół, miłość, pasję. I tak po prostu jej to zabierze? Bo mu się tak chce? Mam nadzieję, że się ogarnie..
    Wszyscy zakochani xD Ale podoba mi się taki stan. I Dan się nam zakochał. Ale pewnie jeszcze długo będzie zgrywał twardziela. Niech się nie boi Cami go nie skrzywdzi. I fajnie razem brzmią. Dan i Cam.
    I Zazdrosna Fran <3. niech Tomas walczy o swoją Stefy i będzie git:D
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny rozdział
    Ale ten German jest głupi
    Ja chcę Leonetty
    Zapraszam do mnie
    http://mystoryaboutleonetta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Naxi. ♥
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy będzie u ciebie rozdział?
      PS:Tu Wiktoria Szpyrka

      Usuń
  5. super ;)
    zapraszam : http://violetta-disneychannelpl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie, serio . Rozdupcę cię!
    Se piszemy na gg, a ty nawet nie raczyłaś mi napisać, że jedziesz nad morze.
    Tak, bejbe, jesteś ciotą na maxa. :(
    Á propos rozdziału no to wiesz jak jest..
    Fajnie nie jest.
    Zajebiście jest, za przeproszeniem.
    Rozumiem cię. Mi też ciężkie chwile pisało się wspaniale i lekko.
    Ten - Co - Ma - Gówno - Na - Czole się nawet rozwija . Słooooodko ;D
    Ale żeby nie było - talentu to ty za grosz nie masz.
    Boże, jak ja to kooooocham. Xd
    Mry, spadam. :D
    Siema
    Xenia <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny! :)
    Co za głupi German.. To już przegięcie. -.- Oby Viola wróciła szybko z Madrytu..
    AAA!! Dan się zakochał, hahaha :d
    Fajnie, że w Twoim opowiadaniu wszyscy są zakochani i szczęśliwi :)
    Pisz cały czas tak jak piszesz :*
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję kochana!
    A te połączenia... same przyszły! :)
    Boski rozdział, ale ja chcę BIG RETURN LEONETTA! (czy jakoś tak...)
    Wypocznij na wakacjach, a my sobie damy radę. :D
    A i dzięki, że dodałaś mój blog do polecanych. :) Ja Twój też mam u mnie w zakładce! :D
    Saludos, Vielet <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Maddy ! :* właśnie zostałaś nominowana przeze mnie i Age :)
    wszystko co potrzebne znajdziesz tutaj:
    http://friendsofvioletta.blogspot.com/2013/08/nominacja.html

    Maja;)

    OdpowiedzUsuń
  10. ejjjjj...foch4ever od 5 dni nic nie dodajesz wiem że to nie twój obowiązek ale mnie tu ciekawość pożera , a rozdział boski ~~Ollcia

    OdpowiedzUsuń