środa, 23 października 2013

Violetta Story - Chapter 50.

Violetta Story, chapter 50.

Camila
     Co robić? Przed chwilą myślałam o tym, że jest dupkiem, że wszystko między nami skończone, a teraz, gdy słyszę jego głos, mam ochotę wykrzyczeć do słuchawki, że go kocham. Ewidentnie nie jestem normalna. 
- Dan, ja nie... - zaczęłam, ale głos mi się załamał. - Nie chcę.
- Dlaczego nie? Proszę, musimy porozmawiać.
     Wzięłam głęboki oddech i przymknęłam na chwilę powieki, by w jakiś swój pokręcony sposób przygotować się do tego, co miałam zamiar powiedzieć.
- No dobrze. Za dziesięć minut pod Resto. - po tych słowach się rozłączyłam.
     Co ja właśnie najlepszego narobiłam?
~,~
Federico
     Poczułem coś do tej zagubionej blondynki i zapragnąłem pomóc jej odnaleźć sens w życiu. Gdy na nią patrzyłem, nie myślałem już o Stefy, która mnie zauroczyła. To już dawno mi przeszło. Ale uczucie, jakim obdarzyłem Ludmiłę jeszcze bardziej przybrało przez to na sile.
- Chciałabym ci pomóc. - wyszeptała Ludmiła. - Ale nie mogę. Fede, ja tylko przysparzam problemów.
     Co się stało z tamtą Ludmiłą, którą zapamiętałem? Tą, która podrzuciła jakieś owady do domu Violetty, bo za wszelką cenę chciała wygrać reality show, tą która podarła jej zgłoszenie, tą, która uważała się za wiecznie lśniąca gwiazdę? A może tak naprawdę nigdy jej nie było? Tak naprawdę nikt nie poznał nigdy prawdziwej Ludmiły, a uciekaliśmy się do posądzania jej. Teoretycznie wszyscy zawinili, nie tylko ona.
- Nie wiem, co do ciebie czuję, Ludmiła. - odezwałem się po chwili. - Nie wiem, ale naprawdę bardzo chcę się dowiedzieć i nie obchodzi mnie to, jak wielkie straty przy tym poniosę.
     Po jej policzkach znowu zaczęły płynąć łzy. Długie rzęsy miała posklejane i wilgotne od płaczu, przez co wyglądała jeszcze piękniej niż zazwyczaj. Otarłem szybko jej mokre policzki.
- Lubisz mnie? - pisnęła łamiącym się głosem. - Zależy ci na mnie? 
     Wyglądała jak mała dziewczynka, której nikt nigdy nie obdarzył sympatią, przez co czuła się odrzucona i zagubiona. Wyglądała jak ktoś, kto rozpaczliwie potrzebuje bliskości drugiej osoby. Ludmiła Ferro potrzebowała kogoś, kto powiedziałby jej, że wcale nie jest taka zła, za jaką się ma.
- Bardzo mi zależy. - odparłem, uśmiechając się delikatnie.
- A... - zająknęła się. - A przytulisz mnie jeszcze raz? 
     Objąłem ją mocno ramionami i przycisnąłem do siebie. Nie wiem, czy zapłakała w tamtym momencie ze szczęścia czy z rozpaczy.
~,~
Lara
     To, że zakochałam się w Leonie jest najgorszym, co mnie w życiu spotkało. Dlaczego nie mógł mnie zauroczyć jakiś inny chłopak, jakiś, hm, no nie wiem... wolny? To naprawdę niesprawiedliwe, że to właśnie ja zawsze mam takiego pecha w życiu. Staram się być miła, pomocna, pracuję ciężko i jestem konsekwentna, a co za to dostaję? Figę z makiem. Czy to by komuś bardzo zawadzało, gdyby Lara była szczęśliwa?
- Lara, nie widziałaś gdzieś Nico? 
     Odwróciłam się i ujrzałam tatę, który przyglądał mi się z zainteresowaniem. Pokręciłam przecząco głową.
- A tak w ogóle, to dlaczego tak zależy ci na opinii Nico? - zapytałam, unosząc brwi.
     Tata zapatrzył się w jakiś odległy punkt i zaśmiał się nerwowo.
- Chłopak dobrze jeździ. - odparł po chwili, ciągle nie patrząc mi w oczy.
     Zmrużyłam podejrzliwie oczy. Dla taty nigdy nie liczyły się umiejętności ludzi, którzy przychodzili na tor. W przeciwnym razie nie zwolniłby utalentowanego Ezequiela. Nico musiał mieć albo nadzianych rodziców, którzy mogliby wesprzeć finansowo tor, albo poznał jakąś tajemnicę ojca.
- Jego rodzice mają kasę, nie? - rzuciłam swobodnie, pochylając się nad jednym z motorów.
     Tata usiadł na jednym z krzeseł i westchnął.
- Nico ma tylko matkę. - powiedział nieobecnym tonem.
     Wywróciłam oczami.
- No dobrze, więc jego mama ma kasę? - w moim głosie dało się wyczuć ironię.
     Tata nagle poderwał się z miejsca i odchrząknął, jakby otrząsnął się z jakiegoś dziwnego transu. Nic nie odpowiedział, tylko rzucił pod moim adresem coś, co chyba miało brzmieć jak pożegnanie i odszedł szybkim krokiem. Ewidentnie miał coś do ukrycia.
~,~
Camila
     Szłam powoli, bo bałam się tego, co zastanę na miejscu. Bałam się tego, co powie Daniel, jak się zachowa. Przed oczami przelatywały mi wszystkie piękne chwile, które z nim dzieliłam, ale twardo sobie powtarzałam, że nie ma już nas. Teraz jesteśmy osobno, dwa odrębne istnienia, których nic nie łączy. 
     Zobaczyłam go w oddali, siedział na jednej z ławek ustawionych przed Resto. Zatrzymałam się i wzięłam głęboki oddech. W pierwszym odruchu chciałam się wycofać i uciec, ale on mnie zauważył.
- Cam! 
     Po chwili już stał przede mną. Miał dziwnie napiętą twarz, jakby powstrzymywał emocje, które mogły się na niej pojawić. 
- Po co chciałeś się spotkać? - odezwałam się cicho, jakbym nie była pewna swoich słów.
     Daniel przeciągnął dłonią po swoich wiecznie rozczochranych włosach i odparł:
- Musimy zerwać, Cam.
     Spojrzałam na niego zdziwiona i aż otworzyłam usta z wrażenia. Przecież dokładnie to samo chciałam mu powiedzieć! Ale chwila, dlaczego on ze mną zrywa?
- Dlaczego? - zmarszczyłam brwi.
     Daniel odwrócił wzrok. Dopiero po chwili odpowiedział, tak cicho, że musiałam się nachylić, by usłyszeć jego słowa.
- Dla twojego dobra, Cam.
     Odgarnęłam włosy z twarzy i pokiwałam powoli głową.
- Lepiej nam będzie osobno, racja. Żegnaj, Dan. - szepnęłam, po czym się wycofałam i odeszłam.
     Pożegnałam wszystkie wspaniałe chwile spędzone z Danielem, wszystkie żarty i docinki, które były tylko nasze, wszystkie uśmiechy i smutki, które dzieliliśmy... I ruszyłam w świat bez niego. Sama. 
~,~
Angie
     Wszystko się toczy dalej, czas płynie do przodu szybko i nieubłaganie, jakby nie miał zamiaru się nigdy zatrzymać. A ja, Angie, mam czasami ochotę przystanąć i obejrzeć się za siebie, uśmiechnąć się i pomyśleć: Udało się. Wszystko, mimo licznych zawirowań, ułożyło się po mojej myśli. Teraz, w tym momencie, inni idą naprzód. A ja wspominam, by zaraz ruszyć za nimi w kolejną piękną podróż, pełną przygód i szczęścia, pełną miłości i przyjaźni. Pakuję wszystkie wspomnienia do walizki, macham ręką na pożegnanie i znikam, by kiedyś wrócić bogatsza w nowe doświadczenia.
- Wrócę. - szepnęłam, uśmiechając się do Pablo. - Szybciej niż myślisz. 
     Pablo westchnął i odgarnął mi włosy z twarzy. 
- Wiem. Ale i tak będę tęsknił. - odparł. 
     Odsunęłam się od niego i wyjęłam z kieszeni kurtki małą kopertę, po czym mu ją podałam.
- Przeczytaj to wszystkim, w Studio. - powiedziałam. 
     Złożyłam na jego ustach pocałunek i wyszłam, zostawiając go samego, trzymającego w dłoniach list, którego treść znałam na pamięć.

"Powiedz Violetcie, że zawsze będzie dla mnie małą siostrzenicą, którą udało mi się odnaleźć,
powiedz Leonowi, że na zawsze zapamiętam to, jak kiedyś wylał na siebie sok truskawkowy i myślał, że cały od tego spuchnie,
powiedz Francesce, że zawsze rozświetlała każdy mój dzień swoją żywiołowością i zaraźliwym śmiechem,
powiedz Camili, że mam nadzieję, że wreszcie uwierzy w swój niepowtarzalny talent,
powiedz Naty, że swoim uroczym śmiechem potrafiła rozbawić mnie nawet w najgorszych chwilach,
powiedz Tomasowi, że to, jak przewrócił się z tacą pełną koktajli pewnego dnia, będzie już zawsze jednym z moich nazabawniejszych wspomnień,
powiedz Ludmile, że tak naprawdę wcale się nie myliła, bo rzeczywiście błyszczała jak gwiazda każdego dnia,
powiedz Braco, że od początku wiedziałam, skąd pochodzi i codziennie zaśmiewałam się z jego powiedzeń,
powiedz Stefy, że gdy pierwszy raz weszła do mojej klasy, uderzyło we mnie to, jak dobrym jest człowiekiem,
powiedz Danielowi, że wyzwiska, które wymyślał, gdy był bardzo zły, są najbardziej wyszukanymi jakie kiedykolwiek słyszałam,
powiedz Marco, że mu się długopis wypisał i żeby sobie wymienił, bo będzie miał problem ze zbieraniem zamówień, jak wtedy, gdy tamta starsza pani go sprała torebką,
powiedz Napo, że nie ważne jak wysokim się jest, ważne jest to, co się ma w środku,
powiedz Broadwayowi, że te jego uderzająco żółte spodnie naprawdę przyciągają uwagę,
powiedz Maxiemu, że tamta czapka, o którą mnie pytał, jest naprawdę ładna i powinien w nią zainwestować,
powiedz Andresowi, że kiedyś jeszcze pościgam się z nim do łazienki, 
powiedz Federico, że tak naprawdę jego grzywka wcale nie ma pół metra,
i powiedz im wszystkim, że ich kocham. I że wrócę, bo lubię się czasami obejrzeć za siebie i się uśmiechnąć."
~,~
Leon
     Nie myślimy o przyszłości, gdy jesteśmy szczęśliwi. Kiedy mamy szczęście w garści, chcemy je zatrzymać jak najdłużej i wtedy nie rozwodzimy się na tym, co będzie, gdy ono nam się wymsknie z dłoni i popędzi do kogoś innego. Ale czasami nadchodzą chwile melancholii. Zastanawiamy się nad sensem swojego życia, nad tym, dlaczego to akurat nas spotyka tyle dobrych rzeczy i przychodzi pytanie: A co będzie gdy to się skończy? Bo przecież wszystko się kończy. 
     Powinniśmy żyć tak, by na końcu się odwrócić i powiedzieć: Dziękuję. Trzeba też mieć komu podziękować. A więc? A więc nie mogę zaniedbywać przyjaciół.
- Andres? Możesz rozmawiać?
     Po drugiej stronie linii dało się słyszeć jakieś dziwne odgłosy i huki, nad których źródłem wolałbym się nie zastanawiać, po czym Andres odpowiedział:
- Mogę, ale chyba kosmici dobijają się do mojego pokoju, bo...
     Zaśmiałem się serdecznie, bo słuchając głupiej gadaniny Andresa po prostu nie można się nie śmiać.
- Andres, spotkamy się przed Resto za dziesięć minut? Zadzwoń też do reszty chłopaków. Mam dla was propozycję.
     Znowu kilka huków i domyśliłem się, że Andres biega po całym pokoju w poszukiwaniu przybyszów z innej planety. 
- Okej, a teraz przepraszam, ale kosmici nie chcą odpuścić. - po tych słowach się rozłączył.
     Podniosłem się z łóżka i ruszyłem w drogę do Resto. Po drodze przyglądałem się otaczającej mnie naturze, która wydawała się jakaś taka weselsza. Całkiem inaczej wygląda świat, gdy nasze dusze przepełnia szczęście, to prawda. Gdy ja jestem szczęśliwy, wszystko cieszy się razem ze mną. Całkiem jakby świat chciał mi za wszelką cenę udowodnić, że tylko i wyłącznie ode mnie zależy to, jak wygląda rzeczywistość. 
- Leon! - zawołał Andres. 
     Przyspieszyłem kroku i już po chwili stałem obok niego.
- Zadzwoniłeś do reszty chłopaków? - zapytałem, rozglądając się na boki.
     Andres podskoczył w miejscu, jakby dopiero teraz zorientował się, że już przyszedłem i spojrzał na mnie zdezorientowany. 
- Co? Aaaa, tak, wszyscy siedzą w Resto. - wymamrotał, odganiając od siebie jakiegoś wyimaginowanego owada.
     Wzruszyłem ramionami, postanawiając nie wnikać w kolejne dziwne zachowania Andresa i wmaszerowałem do Resto. Dostrzegłem grupkę chłopaków, czyli Maxiego, Tomasa, Broadwaya, Federico, Napo i Braco przy jednym ze stolików. 
- Gdzie Daniel? - usiadłem na wolnym krześle, zaraz obok odrobinę zamyślonego Maxiego w czerwonej czapce.
- Nie odbiera telefonu. - odparł krótko Andres, nadal rozglądając się na boki.
     Pokiwałem głową i uznałem, że możemy potem przekazać wszystko Danielowi, po czym zacząłem mówić:
- Uważam, że powinniśmy reaktywować All For You. W tamtym roku naprawdę dobrze nam szło, ale po wakacjach jakoś... zaniedbaliśmy to.
     Wszyscy zaczęli rozmawiać i przytakiwać. Wymieniali między sobą uwagi dotyczące tego, kiedy odbędzie się pierwsze spotkanie zespołu i tym podobnych. Po chwili się do nich dołączyłem. Powstało kilka melodii wystukiwanych palcami na powierzchni stolika, zaczęliśmy pisać teksty piosenek i zanim zdążyliśmy się obejrzeć Luca nas powiadomił, że zaraz spóźnimy się na pierwszą lekcję w Studio. 
     Wystarczyło tylko kilka słów, by zapoczątkować coś wielkiego.
~,~
Violetta
     Weszłam do sali głównej, gdzie miały się zaraz odbyć zajęcia z Pablo z pewnym przeczuciem. Nie wiedziałam jeszcze co się stanie, ale byłam pewna, że to nic dobrego. Usiadłam na krześle i przyjrzałam się zebranym już nielicznym osobom. Rozmawiały, śmiały się, ale nikt nie sprawiał wrażenia przybitego czy smutnego. Niby wszystko w porządku, ale jednak... 
- Witajcie. - do sali wmaszerował Pablo.
     Miał posępną minę, chociaż starał się uśmiechać. Po chwili do pomieszczenia szturmem wlała się reszta ludzi, czyli ci spóźnialscy. Wśród nich dostrzegłam Leona, który zaraz do mnie podszedł i cmoknął mnie w policzek. 
- Zanim zaczniemy zajęcia, mam dla was pewną wiadomość... - zaczął Pablo. - Angie nie będzie już was uczyła śpiewu.
     Wiedziałam. To właśnie to wisiało w powietrzu. Dlatego Angie była taka nieobecna, gdy ostatni raz z nią rozmawiałam, dlatego właśnie nie chciała poruszać tematu przyszłości i tego, co nas czeka.
- Ale jak to? - zapytał ktoś niedowierzającym tonem.
     Pablo wyjął z kieszeni spodni małą, wygiętą kopertę. Odchrząknął i zaczął czytać. Już na pierwszych słowach po moich policzkach popłynęły łzy. Leon przytulił mnie do siebie i zauważyłam jak oczy mu się świecą, gdy usłyszał swoje imię. Angie wspomniała o wszystkich tych, którzy byli z nią blisko i dla których nie była jedynie nauczycielką śpiewu. Gdy Pablo doszedł do ostatniego zdania, wszystkie dziewczyny już płakały. Nawet Maxi cicho pochlipywał w kącie razem z Braco i Naty. 
- Angie postanowiła wyjechać do Włoch. - dodał jeszcze Pablo. - Będzie tam rozwijać swoje umiejętności. Pamiętajcie, że obiecała, że kiedyś wróci. I na pewno dotrzyma obietnicy.
     Uśmiechnęłam się przez łzy. O, tak. Angie na pewno kiedyś wróci, uśmiechnie się i powie: "Ależ się stęskniłam!". 
~,~
Ludmiła
     Przecież nigdy nie lubiłam Angie, a ona nie darzyła zbytnią sympatią mnie. Dlaczego więc o mnie wspomniała w swoim liście pożegnalnym? Może jednak się pomyliłam i tak naprawdę zawsze wierzyła w to, że jestem dobrym i wartościowym człowiekiem? Angie odkąd pamiętam chciała pomagać wszystkim, którzy mieli jakiś problem. Dopiero gdy odeszła zdołałam zobaczyć coś, co było dla mnie wcześniej niewidoczne. Angie poprawiająca mnie wcale nie chciała mi dopiec, chciała udoskonalić mój talent. Angie mówiąca, że mogłoby być lepiej wcale nie mówiła tego złośliwie, pragnęła mnie jedynie zmotywować do działania. Angie karające mnie za złe zachowanie próbowała pokazać mi,  że ranię ludzi wokół. To takie oczywiste. 
     Uśmiechnęłam się sama do siebie. Świat, który widziała tamta Ludmiła, był tylko marną imitacją tego prawdziwego, bo dawna ja lubiła delikatnie zaginać granice między rzeczywistością a wyobraźnią. Nowa ja chce wszystko naprawić i sprawić, by ludzie zmienili co do niej zdanie. 
- Naty? 
     Brunetka odwróciła się na pięcie tak szybko, że loki śmiesznie zatańczyły wokół jej twarzy. Mimowolnie się uśmiechnęłam, a ona ten uśmiech odwzajemniła. Szybkim krokiem się do niej zbliżyłam.
- Cześć, Ludmiła. - przywitała się Naty.
     Spuściłam wzrok i przygryzłam wargę. Powinnam? Wzięłam głęboki oddech i odpowiedziałam sobie sama. Powinnaś.
- Możesz mi mówić Lu. - szepnęłam.
     Na twarzy Naty pojawił się szeroki uśmiech i już po chwili rzuciła mi się na szyję. Nie mogłam się powstrzymać i roześmiałam się głośno, szczerze. Bo wreszcie odzyskałam przyjaciółkę, jedyną prawdziwą i taką, której naprawdę na mnie zależy. 
~,~
Francesca
     Miłość to piękne uczucie, ale między dwójką zakochanych powinna się także zrodzić przyjaźń, bo to właśnie od niej wszystko się zaczyna. Przyjaciele są sobie wierni, zwierzają się sobie z najskrytszych tajemnic, nigdy nie zostawiają się nawzajem w potrzebie i po prostu są dla siebie. 
     Wzięłam pod rękę zamyśloną Violettę i potrząsnęłam nią lekko.
- Ej, Vilu, co jest? - zmarszczyłam brwi. 
     Violetta westchnęła cicho i podniosła na mnie wzrok. W jej oczach nie było już tych wesołych iskierek. 
- Jest mi smutno z powodu Angie. - wyjaśniła. - Będę za nią tęsknić.
     Pogłaskałam ją po ramieniu w geście pociechy i uśmiechnęłam się lekko. 
- Ja też będę, wszyscy będziemy. - powiedziałam. - Ale trzeba się z tym zmierzyć i zaczekać, aż Angie uzna, że powinna wrócić.
     Viola pokiwała powoli głową i odwzajemniła mój uśmiech. Już chciałam coś powiedzieć, gdy w oddali zauważyłam Naty przytuloną do... Ludmiły? Spojrzałyśmy po sobie z Violettą, zdziwione. Z drugiej strony alejki nadeszła Stefy trzymająca za rękę Tomasa, a zaraz za nimi Maxi, Leon i Federico. Wszyscy jak jeden mąż zatrzymali się i  rzucili nam zdezorientowane spojrzenia. Tylko Fede się szeroko uśmiechał. Co się święci?

Obiecałam rozdział, to jest. :) Powiem wam, że wyjazd Angie planowałam już od dawna. Najpierw miało być mało fragmentów o niej, by jakoś uśpić waszą czujność, a potem nagle bum! Zaskoczyłam was? :D Ten rozdział dedykuję Tinkerbell. :* Hmm, następny rozdział prawdopodobnie pojawi się w okolicach piątku-soboty. Kocham Was, dziękuję za wszystkie wejścia, komentarze, kliknięcia w ankiecie i za to, że po prostu jesteście. <3 Do następnego! 
Buziaki, M. ;*
PS czy tylko mi się nie podoba dubbing Marco? 

sobota, 19 października 2013

Violetta Story - Chapter 49.

Violetta Story, chapter 49.

Lara
      Patrzyłam to na jedno, to na drugie. Stał właśnie przede mną chłopak, który zawrócił mi w głowie i jego dziewczyna, Violetta Castillo. A ja przed sekundą wyznałam mu miłość, na jej oczach. Dobrze wiesz, że on kocha tylko Violettę. Odezwał się jakiś natarczywy głos w mojej głowie, ale odpędziłam te myśli szybko od siebie. Musiałam stawić czoła problemowi, który sama sobie zrobiłam.
- Leon, ja... - zająknęłam się. - Przepraszam, zapomnij, że kiedykolwiek to powiedziałam.
      On tylko stał i przyglądał mi się tak, jakbym właśnie zniosła jajko i kazała mu je zjeść. Usta miał na wpół otwarte ze zdziwienia. Odchrząknęłam cicho, odrobinę zakłopotana i przeniosłam wzrok na Violettę. Wyglądała podobnie, zastygła w bezruchu.
- Halo, odezwiecie się? - zapytałam, śmiejąc się nerwowo.
      Pierwszy otrząsnął się Leon. Przeciągnął dłonią po włosach i westchnął ciężko, po czym powiedział:
- Lara, jesteśmy przyjaciółmi. Nie chcę, żeby coś zepsuło tę więź między nami i...
      Violetta także zdołała wydobyć z siebie głos i przerwała Leonowi.
- Jaką więź? - uniosła jedną brew.
      Chłopak wywrócił oczami i odpowiedział szybko:
- Przyjaźń. Jesteśmy przyjaciółmi, Violu. 
      Uderzyła się otwartą dłonią w czoło, a Leon jakby zapomniał o całym świecie i zmrużył oczy, przyglądając jej się z rozbawieniem. Uderzyło mnie to, w jaki sposób on na nią patrzy. Na mnie nigdy tak nie spojrzy i chyba będę musiała się z tym pogodzić. Ale najpierw trzeba coś sprostować.
- Racja, nie wiem, co we mnie wstąpiło. - zaśmiałam się, starając się ukryć smutek, który mną zawładnął. - Chyba się po prostu zdenerwowałam. 
      Leon uśmiechnął się do mnie, na co ja spuściłam głowę i podniosłam z podłogi bandaż, który upuścił. Podałam go Violetcie.
- Zajmij się nim przez chwilę, a ja... Muszę iść. - wymamrotałam, odbiegając od dwójki zakochanych w sobie po uszy.
      Szkoda, że o miłości nie da się ot tak zapomnieć. 
~,~
Daniel
      Dlaczego akurat w momencie, gdy wszystko zaczęło się układać? Dlaczego akurat teraz musiał się pojawić Diego i wszystko zepsuć? Nie, poprawka. On dopiero zamierza wszystko zepsuć, a jemu przecież zawsze się udaje dopiąć swego. Co jeśli dowie się o tym, że kocham Camilę? Co jeśli dotrze do niej i reszty moich przyjaciół i uprzykrzy im życie tylko dlatego, że są dla mnie ważni? Nie mogą cierpieć przeze mnie, dość krzywdy już ludziom wyrządziłem w swoim życiu. Ale co mogę zrobić?
      Nie wiem, nie rozumiem, jak mogłem pomyśleć, że Diego Fernandez tak po prostu odpuści. Powinienem ruszyć tym swoim pustym łbem i nie zaprzyjaźniać się z tymi wszystkimi wspaniałymi ludźmi, nie zaczynać związku z Camilą. Tym sposobem naraziłem ich na cierpienie, a przecież wcale tego nie chciałem. Ale co to teraz ma do rzeczy, skoro już się stało i się nie odstanie.

- Daniel, przyjedź, proszę. Nie wiem, co robić. - jego głos drżał, słychać było w nim rozpacz.
- Nie mogę, zrozum, mam teraz coś do załatwienia. - zaprotestowałem. 
      Nie miałem w tamtym momencie czasu na przejmowanie się kolejnym głupim problemem Fernandeza.
- Ale podobno jesteśmy przyjaciółmi! Pomóż mi, Dan, proszę! 
      Westchnąłem ciężko i wywróciłem oczami.
- Diego, jeśli znowu nachodzą cię tamci, no wiesz, to powiedz im, że się z nimi rozprawię, jak sobie nie dadzą spokoju. - powiedziałem znudzonym tonem.
      W słuchawce dało się słyszeć szloch.
- Daniel, to nie o to tym razem chodzi! Proszę, moja...
      Wtedy się rozłączyłem, nie chcąc dłużej słuchać łkania Fernandeza. Za każdym razem ta sama śpiewka, nie chodzi wcale o nich, nie, wcale. A później muszę ich przeganiać spod jego domu, bo on jest zbyt wielkim tchórzem. 
      Następnego dnia dowiedziałem się, że pani Fernandez, jedyna bliska osoba Diega, zmarła. Nie powiedział mi, co się wtedy stało, ale wiedziałem jedno: to wszystko moja wina. Bo nie byłem zbyt dobrym przyjacielem i zostawiłem go w potrzebie. 

      Potrząsnąłem głową, by wyrzucić z umysłu wspomnienie tamtego potwornego dnia. Pamiętam opuchniętą od płaczu twarz Diega i jego pełne bólu oczy, które mówiły mi, że nawaliłem na całej linii. Nie odzywał się, tylko patrzył, a ja nie mogłem znieść tego uczucia, które zżerało mnie od środka. Czułem się cholernie winny. Jakby śmierć tej kobiety miała utwierdzić mnie w przekonaniu, że jestem tylko nic nie wartym, bezdusznym kretynem.
      Nawet nie zauważyłem, kiedy Diego zmienił się diametralnie. Z wrażliwego i zawsze skorego do pomocy chłopaka, stał się... taki jak ja. Och, miał całkowitą rację. Zawsze myślałem najpierw o innych, a dopiero potem o sobie.
      Tyle, że niestety za każdym razem zapominałem o nim, czyli o moim jedynym przyjacielu.
~,~
Ludmiła
      Obcasy nie stukały już na chodniku, bo założyłam płaskie buty. Faceci nie oglądali się za mną, bo zrezygnowałam z krótkiej spódnicy, która podkreśliłaby moje nogi. Proste włosy związałam w wysokiego kucyka, z którego wymknęło się kilka niesfornych kosmyków, opadających teraz na moją twarz, kompletnie pozbawioną makijażu. W stu procentach naturalna Ludmiła Ferro, która nie ma już ochoty na nic. A co najbardziej przerażające, i tak o wiele lepsza od tamtej.
      W każdej sekundzie miałam ochotę się rozpłakać. Moje oczy co chwilę wypełniały się łzami, a ja siłą woli je powstrzymywałam, by jeszcze bardziej się nie zbłaźnić. Całe Studio widziało już jak płaczę, może lepiej oszczędzić tego przypadkowym przechodniom. 
- Ludmiła! 
      Przyspieszyłam kroku. Rozmawiałam z nim może ze dwa razy, ale i tak potrafiłam już rozpoznać jego głos wszędzie i o każdej godzinie. Po chwili już biegłam, byle tylko uciec od niego i od uczuć, które we mnie budził. Mocny uścisk na nadgarstku kazał mi się zatrzymać.
- Nie uciekaj ode mnie, pozwól wyjaśnić. - poprosił Nico, odwracając mnie do siebie.
      Wyrwałam mu się i już chciałam się wycofać, gdy znowu mnie unieruchomił.
- Zostaw! - zawołałam rozpaczliwie. 
      Łzy pociekły po moich policzkach, nie miałam już siły ich powstrzymywać. 
- Nie, Ludmiła, muszę ci... - zaczął Nico, ale ktoś go nagle ode mnie odciągnął.
      Między nami stanął Federico.
- Ona nie chce z tobą rozmawiać. - wycedził przez zęby, obejmując mnie ramieniem i przytulając do swojego boku.
      Nawet nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale wtuliłam twarz mocno w jego tors, jakbym w ten sposób chciała uciec od wszystkiego. Oplotłam go rękami w pasie i odetchnęłam jego przyjemnym zapachem. Po chwili poczułam, jak głaszcze mnie po plecach i usłyszałam jego głos.
- Idź sobie, nie widzisz, że doprowadzasz ją do płaczu? Sprawia ci to przyjemność? - syknął do Nico. 
      Rozległo się zirytowane sapnięcie i Nico odezwał się:
- A idźcie wszyscy w cholerę. Tyle zachodu o jedną dziewczynę.
      Zaniosłam się płaczem, bo przecież dla niego nie powinno się liczyć to, jak długo musi walczyć. Leon się starał o Violettę i nie narzekał, tylko próbował. Daniel robił wszystko, by przekonać do siebie Camilę. Chyba tylko ja nie mam szczęścia w miłości. Nic dziwnego - tak długo wmawiałam sobie, że to uczucie nie istnieje, że chyba teraz już nie znajdę kogoś, kto zdoła mnie pokochać.
- Nie płacz, Lu. - szepnął Federico. - Nie warto.
      Uniosłam powoli głowę i spojrzałam mu w oczy. Miałam odrobinę zamglony obraz przez łzy, ale i tak doskonale widziałam jego niepewną minę. 
- Dlaczego to robisz? - zapytałam cicho.
      Pogłaskał mnie po mokrym od łez policzku i odparł:
- Nie wiem. Ale chciałbym się dowiedzieć. Pomożesz mi?
~,~
Naty
      Z ciężkim westchnieniem opadłam na miękką sofę ustawioną na środku salonu. Maxiemu przyszło do głowy, że musi poćwiczyć jeden z nowych układów i wycisnął ze mnie resztki energii, jakie miałam po całym dniu zajęć w Studio. Gdy już myślałam, że powoli daje sobie spokój, on włączał muzykę, porywał mnie do tańca i wszystko zaczynało się od początku. Po drodze do domu nogi się pode mną uginały ze zmęczenia. 
      Mój błogi odpoczynek przerwał dzwonek do drzwi. Rodzice byli jeszcze w pracy, a Lena wyszła gdzieś ze znajomymi, więc mogłam liczyć na to, że nasz pies nauczył się przyjmować gości, albo podnieść się z wygodnego mebla. Wybrałam tą drugą opcję, co oczywiście nie było łatwe, bo całym swoim sercem pragnęłam zasnąć i obudzić się następnego dnia wieczorem. Otworzyłam drzwi i ujrzałam uśmiechniętego od ucha do ucha Maxiego.
- Maxi, co ty tu... 
- Idziemy na spacerek, kochanie. - zawołał, poprawiając czapkę. - Zakładaj buty. 
      Jęknęłam i wycofałam się do salonu, gdzie ponownie rzuciłam się na kanapę i zamknęłam oczy. Po chwili poczułam, jak Maxi potrząsa mną lekko.
- Naty. - jego głos był strasznie natarczywy. - Wstawaj, nie bądź taka leniwa.
      Sapnęłam i ze złością podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Maxi, jestem zmęczona. - oświadczyłam, zakładając ręce na pierś.
      Maxi zrobił dziwną minę i usiadł obok mnie.
- Ale czym? Musisz się trochę dotlenić, Naty.
      Roześmiałam się i pocałowałam go w policzek. Troszczy się o mnie, a nie zauważa tego, że kiedyś przy nim wyzionę ducha. Cały Maxi!
- Pamiętasz jeszcze, jak godzinę temu kazałeś mi tańczyć? Siedzieliśmy w sali tanecznej prawie cztery godziny. - uniosłam brwi. - Zapomniałeś już?
      Maxi znowu poprawił czapkę i przyjrzał mi się dokładnie, marszcząc czoło w skupieniu. 
- I to cię tak zmęczyło? Naty, przecież to była zaledwie rozgrzewka! - zawołał, śmiejąc się.
      Złapał mnie za rękę i pociągnął. W drzwiach minęliśmy się z moimi rodzicami i Leną. Maxi uśmiechnął się do nich szeroko i powiedział:
- Zabieram Naty na spacer, bo jest strasznie leniwa. Do widzenia!
      Zaśmiałam się pod nosem i przyspieszyłam kroku, by nadążyć za pełnym energii Maxim. Kto by pomyślał, że ma w sobie tyle siły, a czasami muszę go rano zwlekać z łóżka, bo jak po niego przychodzę, to jeszcze sobie smacznie śpi. Między innymi dlatego zazwyczaj oboje spóźniamy się na zajęcia w Studio. Ale cóż, taki jest Maxi i takiego go kocham. 
- Ścigamy się do fontanny! - krzyknął, wyprzedzając mnie. 
      Pobiegłam za nim, zanosząc się szczerym śmiechem i zapominając o zmęczeniu.
~,~
Francesca
      Wmaszerowałam do Resto, taszcząc za sobą futerał z gitarą. Chciałam zagrać Marco nową piosenkę, ale on był zajęty zbieraniem zamówień i roznoszeniem koktajli, więc zdecydowałam, że przyjdę do niego. Luca oczywiście nie chciał nawet słuchać o tym, by dać Marco chwilę przerwy. Według niego dobry pracownik to taki, który uważa, że praca jest najważniejsza i nic innego się nie liczy. Zaczynam myśleć, że żeby go całkowicie zadowolić, trzeba być robotem zaprogramowanym na nieustający wysiłek.
- Francesca, łap! - odwróciłam się i w porę wyciągnęłam ręce, by złapać niebieski notatnik, którym rzucił Luca.
      Zrobiłam zdenerwowaną minę i zgromiłam go wzrokiem.
- Nie będę zbierała zamówień, Luca! Przyszłam do Marco. - tupnęłam nogą, na co mój brat się roześmiał.
- W tym notatniku jest piosenka, którą napisałem. Zobacz, jest genialna. - wyjął mi notatnik z rąk i otworzył go, po czym podetknął mi pod nos. - Mógłbym dołożyć ją do show z balonami...
      Wywróciłam oczami i zaśmiałam się cicho pod nosem. 
- Luca, na pewno piosenka jest świetna, ale nie męcz już więcej ludzi balonami. Tracimy przez to klientów. - poklepałam go po ramieniu.
      Luca otworzył usta, oburzony.
- A wcale, że nie! Ostatnio przyszli tacy mili panowie w mundurach, gdy pokazywałem...
      Przerwałam mu szybko, powstrzymując wybuch śmiechu.
- To była straż miejska. Jakiś dzieciak się ciebie wystraszył. - po tych słowach odeszłam w poszukiwaniu Marco, kręcąc głową na boki z rozbawieniem.
      Dostrzegłam mojego chłopaka za ladą, przygotowywał jakiś koktajl. Podbiegłam do niego w podskokach, uśmiechając się szeroko. Położyłam futerał z gitarą na ladzie i usiadłam na krześle.
- Cześć, Fran. Po co przyniosłaś gitarę? - Marco spojrzał na mnie jak na wiariatkę.
      Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i wyjęłam instrument.
- Zagram ci piosenkę, którą ostatnio napisałam. - powiedziałam, na co Marco kiwnął głową i zachęcił mnie ruchem ręki do tego, bym zaczynała.

Ya se donde quiero ir, 
Ya tengo claro que quiero decir 
Es un estado que me hace bien, 
Biene de golpe me vas a entender. 

Ahora te toca a ti, 
Ya tienes claro que debes decir, 
Esa alegria y ese bienestar, 
Van convirtiendo esa Superstar. 

Ya siento la energia, 
Que buena compañia, 
Se siente el escenario, 
Y el grito necesario. 

Euforia! Te da la gloria, 
Grita! La gente grita, 
Canta! Siente la euforia, 
Porque asi queremos cantar... 

      Marco zaczął mi bić brawo, a razem z nim całe Resto. Dopiero teraz zorientowałam się, że wszyscy zebrani w barze mi się przyglądają. Zarumieniłam się lekko i podziękowałam za brawa, uśmiechając się szeroko. 
- Wiesz, że gdy śpiewasz, wyglądasz pięknie? - odezwał się Marco po chwili, patrząc na mnie z iskierkami tańczącymi w oczach.
- Tylko gdy śpiewam? - zaśmiałam się serdecznie.
      Marco mi zawtórował i pstryknął mnie palcem w nos.
- Racja. Ty zawsze wyglądasz pięknie.
~,~
Leon
      Wyznanie Lary było dla mnie... szokujące. Jest moją przyjaciółką, taką, z którą mogę porozmawiać o wszystkim i pościgać się na motorze. Ale nigdy nie myślałem o niej w taki sposób. No bo jak, kiedy w moim umyśle ciągle siedzi Violetta? Już nie umiem wyobrazić sobie siebie z jakąś inną dziewczyną. Violetta jest jedyną, która może uczynić mnie szczęśliwym, tylko ją kocham i nigdy nie pokocham żadnej innej.
- Leon... - odezwała się, przerywając ciszę.
      Otrząsnąłem się z zamyślenia i spojrzałem na nią.
- Hm? - mruknąłem, uśmiechając się lekko.
      Violetta przygryzła wargę i mocniej ścisnęła moją dłoń.
- Przepraszam. - wyszeptała po chwili, spuszczając wzrok.
      Przystanąłem i przyciągnąłem ją delikatnie do siebie. 
- Za co mnie przepraszasz, Vilu? - zapytałem, odgarniając jej kilka niesfornych kosmyków z czoła. 
      Violetta westchnęła cicho i odpowiedziała:
- Za to, że odciągnęłam cię od pasji. Przecież kochasz jeździć na motorze, a zaniedbałeś to, bo byłeś zbyt zajęty mną. 
      Fakt. Ale ani razu nie pomyślałeś o motorach, gdy byłeś z nią. Podpowiedział mi głos w mojej głowie. I to też racja. Gdybym w tamtych chwilach, które spędzałem z nią, przynajmniej raz zatęsknił za torem... Ale nie. Ja cały czas myślałem o niej, bo jest dla mnie najważniejsza na świecie. Gdyby nie miłość, nie miałbym ochoty na jazdę na motorze, nie miałbym ochoty na nic. Zamknąłbym się w czterech ścianach i nigdy już nie wyszedł do ludzi. Miłość napędza mnie do działania. Violetta jest moją motywacją, dzięki niej robię coś ze swoim życiem.
- Violu, nie przepraszaj mnie. - pogłaskałem ją po policzku. - Nie mam ci tego za złe, bo tak naprawdę wcale nie tęskniłem za motorami. To moja pasja, racja, ale ty jesteś najważniejsza i gdy jestem z tobą, nic innego się nie liczy.
      Violetta spojrzała na mnie z... przestrachem? 
- Ale Leon, tak nie powinno być. - wyszeptała. - Boję się tego, że przeze mnie stracisz coś, co jest dla ciebie ważne.
      Uśmiechnąłem się do niej delikatnie, chcąc dodać jej otuchy.
- Violu, dzięki tobie zyskałem już tak wiele. - westchnąłem. - Nic nie stracę, mogę najwyżej zyskać jeszcze więcej.
      Ona jakby nagle zrozumiała sens moich słów, bo odwzajemniła mój uśmiech i wspięła się na palce, by złożyć na moim policzku pocałunek.
- Kocham cię. 
      Ująłem jej rękę i ruszyliśmy w dalszą drogę pięknymi alejkami parku.
- Ja ciebie też, Vilu. - dodałem jeszcze, całując ją w czubek głowy i przytulając do swojego boku.
~,~
Camila
      Sama sobie próbowałam wmówić niemożliwe. Ja i Daniel to nigdy nie będzie rozdział zamknięty, bo go kocham i nie potrafię o nim zapomnieć. Ale co z tego, skoro ja dla niego nic nie znaczę? Mogę sobie jedynie pomarzyć o tym, że kiedyś jeszcze będę u jego boku szczęśliwa. Zaufanie w związku jest najważniejsze, a on mnie tym zaufaniem nie obdarzył. I to wystarczający powód do tego, by stwierdzić, że myliłam się, myśląc, iż Daniel Leiva mnie kocha. 
      A co takiego musiał zrobić, że ten chłopak nagadał mu tyle świństw? Musiał sobie czymś naprawdę zawinić, skoro teraz coś takiego go spotyka. Ja już dawno nauczyłam się, że wszystko ma swoje konsekwencje.
      Dowiem się, kto jest dla ciebie ważny, a potem go zniszczę. 
      Cóż, to na pewno nie będę ja. 
      Daniel stracił w moich oczach wszystko, co dobre. Tego właśnie chciał? Bym uważała go za dupka? Jeśli tak, to mu się udało.
- Camila, chodź, ktoś do ciebie dzwoni. - usłyszałam z dołu głos mamy.
      Wstałam z łóżka i szybko zbiegłam na dół, by wziąć od niej słuchawkę i przyłożyć ją do ucha.
- Słucham?
- Cam? Możemy się spotkać?


Cieszycie się, że rozdział jest wcześniej? :D Zadedykuję go Lady Godivie :) Iiii, chyba nie mam nic więcej do powiedzenia. Mam nadzieję, że wam się spodobał rozdział 49. :) Zapraszam też na bloga Mel Clarke, na którym niedługo powinien ukazać się wywiad ze mną. Kocham was wszystkich! <3 Następny rozdział prawdopodobnie w okolicach środy-czwartku. :) 
Buziaki, M. ;*



piątek, 18 października 2013

Violetta Story - Chapter 48.

Violetta Story, chapter 48.

Stefy
     Tata zawsze miał taką minę. Jeśli oczywiście nie był pijany, bo wtedy to raczej wyglądał jak ktoś, kto ma ochotę wyłożyć się na wycieraczce i przytulić do piersi butelkę po piwie. Ale w nielicznych momentach, w których mogłam stwierdzić, że wie, co robi i jego umysł jest jasny, właśnie taka mina gościła na jego twarzy. Wygrałem, a gra się nawet jeszcze nie zaczęła. Wiedziałam dobrze, że się myli, bo tak naprawdę nic nie wygrał, on stracił wszystko. Ale mimo wszystko czułam się przy nim niepewnie, bo on uważał się za lepszego. A to wystarczyło, bym ja poczuła się gorsza.
     Chłopak kłócący się z Danielem swoją postawą przypominał mi tatę i dlatego się odrobinę przeraziłam. Złapałam się kurczowo ramienia Tomasa i przytuliłam do niego.
- Co się dzieje? - zapytał, marszcząc brwi.
     Pokręciłam głową. Nie chciałam mu nic tłumaczyć. Wskazałam ruchem głowy na krzyczących chłopaków, by odwrócić jego uwagę od swojej osoby. 
- No tak. Powinniśmy do nich podejść? - Tomas zmrużył oczy w skupieniu.
     Zastanowiłam się chwilę. Warto? Wiem doskonale jak ślepi na wszystko potrafią być ludzie, gdy coś ich zdenerwuje. Ale jednak Daniel jest naszym przyjacielem. 
- Chodźmy. - Tomas wyczytał z mojej twarzy to, jakie mam intencje i pociągnął mnie za rękę.
     Daniel stanął jak wryty, gdy nas zobaczył. Brunet stojący naprzeciw niego popatrzył na nas niechętnie, jakby to było dla niego jakimś uwłaczeniem godności. Założył ręce na pierś i odezwał się ironicznym tonem:
- Twoja laska, Leiva? A może wolisz chłopców? 
     Na twarzy Daniela pojawiła się wściekłość i sekundę przed tym jak wypruł do przodu, zdołałam krzyknąć i stanąć między nim a prowodyrem.
- Nie będziecie się bić! - zawołałam. - Wszystko można rozwiązać bez agresji.
     Tomas przytrzymał w miejscu Daniela, a ja wycofałam się powoli. To, jak ludzie się zachowują pod wpływem gniewu nie jest dla mnie tajemnicą. Po krótkiej obserwacji mogłam już stwierdzić, co zaraz zrobi Dan czy ten brunet. Znałam każdy ich krok i każde zagranie. 
- Nie będziesz mi rozkazywać, mała. - warknął chłopak, a ja wyciągnęłam rękę, by powstrzymać Tomasa, który już chciał się rzucić na niego.
- Bez. Agresji. - wycedziłam przez zęby. 
     Agresja to najgorsze, co może być. Tym sposobem przysparzamy sobie problemów, a konflikty zamiast się rozwiązywać, jeszcze bardziej się zaostrzają. Ale w naturze ludzkiej niestety leżą trudne do opanowania emocje i czasami nie możemy się powstrzymać.
- W sumie laska ma rację. - odezwał się brunet. - Powiem ci wszystko, Leiva, a potem zniknę. Wrócę, bo ja nie odpuszczam, ale dzisiaj nie będę sobie brudził rąk.
     Z lekkim przestrachem zerknęłam na Dana, ale on tylko stał jak wryty w ziemię, sztywno i bez ruchu, przytrzymywany przez Tomasa. Miał zaciśnięte szczęki.
- Ty wiesz dobrze, czym sobie zawiniłeś, Leiva. Ale nie będę tutaj się nad tym rozwodził. Nie wiem, co sobie myślałeś. Że jeśli uciekniesz, to wszystko się skończy? Naprawdę jesteś aż taki głupi? Znasz mnie tak długo, że powinieneś się domyślić tego, że przyjadę za tobą, choćbyś nie wiem jak daleko wyjechał. - chłopak mówił bardzo cicho, ale do każdego z nas jego słowa docierały bardzo dobrze. - Zrobię wszystko, byś był nieszczęśliwy. Dowiem się, kto jest dla ciebie ważny, a potem go zniszczę. Bo wiem, że to właśnie dotknie cię najbardziej, bo zawsze myślałeś o innych, a dopiero później o sobie. - wziął głęboki oddech, jakby się przygotowywał do najważniejszej części swojej wypowiedzi i dodał jeszcze: - Ja zapamiętuje ważne rzeczy, nie to co ty, Dan.
     Odwrócił się na pięcie i zniknął, pozostawiając po sobie jedynie atmosferę grozy i tajemniczości, jaka zapanowała podczas jego monologu. Ja na przykład nic nie zrozumiałam z jego wypowiedzi, ale za to Daniel przyjął jego słowa aż za bardzo. Ciężko przełknął ślinę i przeciągnął dłonią po rozczochranych włosach.
- Powiesz nam? - zapytał krótko Tomas, ale Dan pokręcił przecząco głową.
- Nie. Nie dziś. - po tych słowach odszedł. 
     Dopiero po chwili zauważyłam Camilę, która przyglądała nam się zza drzewa. Jej mina mówiła sama za siebie - słyszała wszystko.
~,~
Leon
     Gdy powolnym krokiem wszedłem do swojego pokoju, którego ściany obklejone zostały przeze mnie plakatami z różnymi postaciami, uświadomiłem sobie coś, o czym chyba nie chciałem albo nie miałem czasu myśleć. Tak dawno nie byłem na torze. Wiele się działo i po prostu zapomniałem, wyleciało mi to z głowy. Ale jakim cudem? Przecież kocham tą adrenalinę, zapach oleju i warkot ciężkich maszyn. To już zawsze będzie częścią mnie. Miłość mnie zaślepiła. 
     Postanowiłem, że z samego rana udam się na tor i spędzę na motorze tyle czasu, ile zdołam. Mimo iż próbowałem myśleć o wszystkim innym, by nie zaniedbywać już ważnych dla mnie spraw, przyśniła mi się jej słodka twarzyczka, uśmiechająca się do mnie. 
     Rano obudziłem się pełen energii na nowy dzień. Już po niecałej godzinie pędziłem ścieżką między drzewami, by dotrzeć na tor. Słyszałem odległy warkot silników i nie mogłem się doczekać, aż wreszcie wsiądę na motor i poczuję ten wiatr we włosach, tą wolność.
- Leon! Ale cię dawno nie było! - Lara uśmiechnęła się szeroko na mój widok i przytuliła mnie mocno.
     Zaśmiałem się i odwzajemniłem uścisk. Rozejrzałem się po torze, gdy już mnie puściła i zmarszczyłem brwi.
- Co tak tutaj pusto? - zapytałem.
     Lara momentalnie posmutniała.
- Ezequiel odszedł. - westchnęła. - Nie mamy nikogo na zastępstwo, więc... Połowa stałych bywalców zrezygnowała.
     Swój pierwszy upadek na motorze przeżyłem pod czujnym okiem Ezequiela, który pomagał wszystkim początkującym. Powiedział wtedy, że każdy kiedyś spadł z maszyny, ale jest to jedynym warunkiem sukcesu, bo jeśli się nie próbuje, to się nie wygrywa. Wziąłem sobie to do serca i postanowiłem, że kiedyś będę jeździł tak dobrze, jak on. Ezequiel odkąd pamiętam był mentorem wszystkich, którzy tutaj przychodzili. Tyle jest na torze instruktorów, ale to właśnie on zdobył sympatię większości bywalców. Może to dzięki tej pogodzie ducha i wiecznie uśmiechniętej twarzy, a może dzięki jego umiejętnościom. Nie wiem, ale wiem jedno: wszyscy go kochali i uwielbiali. 
- Dlaczego odszedł? - zdziwiłem się. 
     Lara spuściła wzrok i przygryzła wargę.
- Nie do końca odszedł... - zawahała się. - Mój ojciec go zwolnił. Wiesz, że nigdy za nim nie przepadał.
     Fakt, ojciec Lary, właściciel toru, zawsze miał coś do zarzucenia Ezequielowi. Chyba nie mógł znieść tego, że on nie potrafi zaskarbić sobie u wszystkich tak wielkiej sympatii. Wiecznie był postrzegany jako gbur, który nie umie porozumiewać się z ludźmi i zawsze patrzy na nich spode łba. Rzeczywiście takie sprawiał wrażenie. 
- Co Ezequiel zrobił takiego, że twój ojciec nie wytrzymał? Do tej pory tylko zaciskał zęby i szedł dalej. - stwierdziłem, podając Larze ścierkę, by wytarła ręce usmarowane olejem.
     Podeszła do jednego z motorów i zaczęła coś przy nim majstrować. Odparła dopiero po chwili:
- Ten chłopak, no wiesz... Nico, powiedział Ezequielowi, że jest "najlepszym instruktorem pod słońcem". Nie wiem dlaczego, ale tacie zawsze bardzo zależało na opinii Nico i się zdenerwował. 
     Pokiwałem głową i odłożyłem torbę na jedno z krzeseł.
- Na pewno nie da się nic zrobić? Próbowałaś rozmawiać z ojcem?
     Lara zrobiła smutną minę i wzruszyła ramionami. Westchnąłem ciężko i poszedłem się przebrać, by za chwilę wsiąść na motor.
~,~
Violetta
     Wbiegłam do Studia i wzrokiem odszukałam Francescę. Rozmawiała z Naty i Stefy, więc zgarnęłam je wszystkie ze sobą i wepchnęłam do sali instrumentalnej, po czym zatrzasnęłam za nami drzwi i odwróciłam się do nich.
- Co z tobą, Violu? - zapytała zdziwiona Fran, poprawiając włosy.
     Odetchnęłam głęboko, by złapać oddech i odparłam:
- Camila. Daniel. Widziałyście Camilę i Daniela?
     Dziewczyny spojrzały po sobie i pokręciły przecząco głowami. Tylko Stefy przygryzła wargę i westchnęła.
- Wczoraj Camila słyszała jak Daniel kłócił się z jakimś chłopakiem. - powiedziała. - Razem z Tomasem zapobiegliśmy bójce, ale i tak tamten nagadał Danowi pełno świństw. Nie wiem, jak przyjęła to Cami.
     Przeczuwałam, że coś jest nie tak. To czasami przerażające, że wiem, kiedy dzieje się źle wśród moich przyjaciół. Po prostu rano się budzę z takim dziwnym uczuciem, jakby coś wisiało w powietrzu, ale nie chciało się ujawnić. Wtedy przychodzi mi do głowy jakaś osoba i już wiem, że ma ona kłopoty. Tym razem padło na Daniela i Cami. Dlaczego problemy nie mogą zostawić nas w spokoju? Dlaczego trzymają się nas tak kurczowo, jakby chciały zostać już na zawsze?
- Musimy działać. Zaraz po zajęciach idziemy do Cami, a chłopaków poprosimy, żeby poszli do Dana. - zarządziła Naty. - A tak na marginesie, Violu, Leon poszedł na tor. Prosił, żeby ci powiedzieć.
     Pokiwałam głową i poprawiłam włosy w roztargnieniu. Leon poszedł na tor? Dawno o tym nie wspominał, myślałam nawet, że sobie odpuścił albo po prostu przeszła mu już fascynacja motorami. A tymczasem on był zbyt zajęty... Mną. Był zbyt zajęty mną, by zająć się swoją pasją. Co ja narobiłam!
- Dziewczyny, poradzicie sobie same z Camilą i Danielem? Ja muszę po zajęciach spotkać się z Leonem... - przygryzłam wargę i spojrzałam na nie niepewnie.
     One jakby od razu domyśliły się tego, co mną kieruje.
- Nie ma problemu, Vilu. - Fran poklepała mnie delikatnie po ramieniu. - Ale pamiętaj, że Leon cię kocha. I wszystko robi tylko i wyłącznie dla ciebie.
~,~
Ludmiła
     Niepewnym krokiem weszłam do budynku Studio21. Czułam się upokorzona i znieważona po wczorajszych wydarzeniach i miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą i ze mnie szydzą. Nie udało ci się, panno idealna. I co teraz? Rozpłaczesz się? Może to przez brak makijażu na mojej twarzy, może przez te pozbawione cekinów ubranie, ale wzrok każdego z osobna wwiercał się we mnie boleśnie. Jeszcze kilka dni temu cieszyłabym się z tego, że udało mi się zwrócić czyjąś uwagę na swoją skromną osobę. Ale to już nie jest ta sama Ludmiła.
     Usiadłam ostrożnie pod ścianą, po czym ukryłam twarz w dłoniach i odetchnęłam głęboko. Chciałam odciąć się od świata zewnętrznego i skupić na cierpieniu, które rozrywało moje serce na milion kawałków. Cierpienie to ludzkie uczucie. A ja tak długo je od siebie odpychałam.
- Ludmiła? 
     Podniosłam gwałtownie głowę, chociaż dobrze wiedziałam, że nie powinnam. Przecież ten głos rozpoznałabym wszędzie.
- Płaczesz? - w jego głosie słychać było niedowierzanie. 
     Ukucnął przede mną i wyciągnął dłoń, by otrzeć zabłąkaną łzę, która spłynęła po moim policzku. Nie poruszyłam się, tylko wpatrywałam się w niego jak w obrazek. Nie wiedziałam, jak się zachować.
- Fede... - zaczęłam, ale on nie dał mi dokończyć, bo odgarnął mi włosy z twarzy i delikatnie założył mi je za ucho.
- Nie wiem dlaczego płaczesz, ale nie warto. - szepnął, uśmiechając się delikatnie. 
     Zamrugałam szybko powiekami, bo jego twarz nagle znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Myślałam, że to tylko złudzenie, ale gdy poczułam jego oddech na policzku zorientowałam się, że to jest najprawdziwsza rzeczywistość. I wtedy zachowałam się jak kompletny tchórz. Poderwałam się z miejsca i odbiegłam szybko, byle najdalej od tego chłopaka, który sprawiał, że ja, Ludmiła Ferro, nie wiedziałam, co zrobić i co powiedzieć.
~,~
Camila
     Myślałam nad tym, co usłyszałam, całą noc. Przez to rano obudziłam się kompletnie niewyspana. Postanowiłam, że nie pójdę do Studia, bo bałam się spotkania z Danielem. Jasne stało się to, że nie powiedział mi wszystkiego o swojej przeszłości. Widocznie stwierdził, że nie jestem warta całkowitej szczerości i coś przede mną zataił. A ja głupia się łudziłam, że mnie kocha i wiem o nim już wszystko. Przecież to by było zbyt piękne. Ja nie mogę mieć szczęścia w życiu. Zawsze mam pecha, zawsze coś się musi nie udać i pójść nie tak. A dlaczego? Bo jestem Camila Torres. Tylko dlatego.
     Odgarnęłam rozczochrane włosy z twarzy i sapnęłam zdenerwowana. Od rana łaziłam po domu bez celu. Nie miałam żadnego zajęcia i to mnie denerwowało. Zawsze, gdy miałam jakiś problem, sprzątałam co się dało, by wypełnić jakoś puste chwile, ale dziś jak na złość mama musiała wszystko zrobić za mnie. Chodziła za mną i za co bym się nie chciała zabrać, to ona mnie wyręczała. 
- Cami, ktoś do ciebie. - głowa mojej rodzicielki wychyliła się zza drzwi. 
     Po chwili do pokoju weszła Francesca z Naty i Stefy u boku. Odetchnęłam z ulgą, bo przez chwilę miałam wrażenie, że zobaczę Daniela i będę musiała z nim porozmawiać, a na to absolutnie nie byłam gotowa. Uśmiechnęłam się do przyjaciółek.
- Cześć. - przywitałam się. - Co tu robicie?
     Fran usiadła obok mnie i odparła:
- Martwimy się. Viola nie mogła przyjść, ale wyczuła, że coś jest nie tak, więc jesteśmy.
     Stefy przycupnęła zaraz koło Fran i pokiwała głową.
- Słyszałaś wczoraj wszystko, prawda? - zapytała, unosząc brwi.
     Przygryzłam wargę i spuściłam wzrok. Mogłam się tego spodziewać, Violetta z tym jej instynktem i do tego Stefy, która wie, o co chodzi z Danielem...
- Tak, ale to nie ważne. - powiedziałam smutnym tonem. - Widocznie Daniel uznał, że nie warto mówić mi wszystkiego.
     Tym razem odezwała się do tej pory milcząca Naty:
- Camila, mylisz się. Daniel cię kocha. Nie chciał cię po prostu obarczać swoimi problemami.
     Uśmiechnęłam się niemrawo i pokręciłam głową. Przemyślałam sobie wszystko i stwierdziłam, że gdyby Dan mnie kochał, to by mi się zwierzył. Najwidoczniej nigdy mi nie ufał tak, jak ja jemu. 
- Dziękuję, dziewczyny, ale ja wiem swoje. - zaprotestowałam. - Ja i Daniel to rozdział zamknięty.
~,~
Violetta
     Poprawiłam torebkę na ramieniu i przyspieszyłam odrobinę. Chciałam jak najszybciej znaleźć się na torze i porozmawiać z Leonem. Pragnęłam mu wyjaśnić, że kocham go najbardziej na świecie, że nie miałam zamiaru odciągać go od jego pasji, że przepraszam... Gdy zza drzew wyłonił się obraz toru i usłyszałam warkot silników ciężkich maszyn, rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu charakterystycznego czerwonego stroju Leona. Dostrzegłam go na jednym z krzeseł. Miał naburmuszoną minę, a obok niego stała Lara, która co chwilę coś wykrzykiwała. 
- Nie rozumiem, jak ty możesz być takim idiotą! Chyba umiesz jeździć, nie!? - wrzeszczała, machając rękami. 
     Leon wyrwał jej z ręki coś, co wyglądało jak bandaż, ale zaraz to upuścił i syknął cicho. Stanęłam jak wryta.
- A dlaczego ty się, kurde, tak przejmujesz?! - zdenerwował się Leon. - Przecież to zwykły upadek, każdemu się zdarza!
     Lara zacisnęła pięści i tupnęła nogą, wykrzykując słowa, które mnie zszokowały:
- Bo cię kocham, kretynie! A ty jesteś zbyt głupi, by to zauważyć!
     Leon otworzył buzię ze zdziwienia i zrobił wielkie oczy. Ja z wrażenia aż upuściłam torebkę, czym zwróciłam na siebie uwagę Leona i Lary. 

Witam. :) Mam nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu. Hm, nie powiem, napracowałam się przy nim, ale chyba nie wyszło źle. Ten rozdział dedykuję Dianie, która pod każdym postem zostawia świetne komentarze, na które zawsze czekam z niecierpliwością. :* Zapraszam też na parta Mai o Femile na naszym Te Fazer Feliz. :) I tyle. Następny rozdział prawdopodobnie za tydzień, może wcześniej. Kocham Was! <3
Buziaki, M. ;*