środa, 26 lutego 2014

Violetta Story - Chapter 63.

Violetta Story, chapter 63.

Tomas
     Może jednak nie jestem tak dobrym człowiekiem, jakim chciałbym być. Nie potrafię nawet z godnością znieść zerwania, tylko od razu robię jakieś głupstwa. Co oni wszyscy sobie muszą teraz o mnie myśleć? Kilka minut po zakończeniu związku ze Stefy zacząłem podrywać Ludmiłę. I nawet sam nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego? To był dziwny impuls. Ale ja powinienem być na tyle silny, by go zwalczyć. Mógłbym przecież postarać się odzyskać Stefy, chociaż to niemożliwe, by dała mi drugą szansę.  Gdybym jednak pokazał jej, że bez względu na to, jak wiele razy mnie odrzuci, ja będę walczył, może zyskałbym coś w jej oczach. 
     Ale po co gdybać. Zniszczyłem wszystko.
- Nie mów, że znowu się nad sobą użalasz. - Agus stanęła naprzeciw mnie. - Zaczynasz mnie naprawdę bardzo denerwować. Jesteś taki... 
- No, jaki? - uniosłem głowę i spojrzałem na nią spod przymrużonych powiek.
- Dziwny. - sarknęła. - Jesteś dziwny. Niszczysz wszystko. Nawet ja to widzę.
     A później pokazała mi język i odeszła. Co takiego miała na myśli? Przecież nie mówiłem jej o tym, jak próbowałem pocałować Violettę, o zerwaniu ze Stefy ani o tej sytuacji z Ludmiłą. Postanowiłem, że zaprzestanę wreszcie zwierzania się dwunastolatce, bo to odrobinę żałosne. Chyba powinienem sam umieć uporać się ze swoimi problemami. 
- Agus! - zawołałem, podnosząc się z kanapy. - O co ci chodzi? Agus!
     Znalazłem ją po kilku minutach pod łóżkiem w moim pokoju. Przytuliła do siebie swoją ulubioną maskotkę i zwinęła się w kłębek. Pociągnąłem ją za rękę, ale ona się wyrwała. Usiadłem więc na podłodze i westchnąłem teatralnie. Agus po chwili wychynęła spod łóżka.
- Chodzi mi o to, że się zmieniłeś, Tomas. - powiedziała, zaciskając pięści. - Nie jesteś już tym Tomasem, którym byłeś kiedyś. 
     Pomyślałem, że Agus robi sobie ze mnie żarty. Ale miała tak poważną minę jak nigdy. Czy naprawdę zmieniłem się aż tak? A jeśli nawet, to dlaczego tego nie zauważyłem? Gdyby zaszła we mnie jakaś znaczna zmiana, na pewno bym to zarejestrował. To niemożliwe, żeby wszyscy widzieli to, czego ja nie potrafię dostrzec. Nie. 
     Nic się nie zmieniło.
- Wcale się nie zmieniłem.
     Agus tylko prychnęła i wyszła z uniesioną głową. Zatrzasnąłem za nią drzwi, by pokazać jej, jak bardzo jestem na nią zły. 
      Nic się nie zmieniło.
~,~
Marco
     Błądziłem po uliczkach Buenos Aires, bo dopadły mnie dziwne wątpliwości. A co, jeśli zraniłem ją za bardzo, ponownie odchodząc? Może Francesca wcale nie chce mnie z powrotem. Nie mieliśmy okazji nawet porozmawiać na ten temat. Ale ja tak bardzo potrzebuję jej miłości. Nawet nie wiem, dlaczego. Dlaczego tak cholernie mocno pragnę mieć ją przy sobie i już nigdy nie zranić. Nie chcę ranić.
- Marco! 
     Odwróciłem się i ujrzałem Camilę. Była zdyszana, jakby mnie goniła od dłuższego czasu. No tak. Pewnie zauważyła mnie przed domem Francesci, a gdy zawróciłem i uciekłem, podążyła za mną. Muszę przyznać, że dawno tak szybko nie biegłem. A od czego tak właściwie uciekałem? Od najpiękniejszej rzeczy, jaka mnie spotkała w życiu. Od miłości, której pragnąłem bardziej, niż czegokolwiek innego.
- Francesca cię potrzebuje. - wymamrotała Cami, biorąc głęboki oddech. - Myślę, że tego jest dla niej za dużo. Ona... Płacze i nie może przestać. Gdy cię zobaczyłam, kazałam jej szybko do ciebie biec, ale ona się boi. Boi się, że znowu odejdziesz. Marco, musisz coś zrobić! Ona traci nadzieję!
     A przecież Francesca Resto zawsze wierzyła - nawet w to niemożliwe - do samego końca. Za każdym razem to ona była osobą, w której pozostawał promyczek nadziei, chociaż inni już się poddali. Podnosiła mnie na duchu, gdy chciałem odpuścić. Mówiła, że to prawda, co ludzie mówią - nadzieja umiera ostatnia i tak powinniśmy żyć. Francesca Resto nigdy nie traci nadziei. 
     A teraz, przeze mnie, przestaje wierzyć w naszą miłość. Co ja najlepszego narobiłem?
- Biegnij! - wydarła się Violetta, która pojawiła się nie wiadomo skąd obok Camili.
     A więc pobiegłem. Najszybciej, jak tylko umiałem, na ratunek miłości, której omal sam nie zniszczyłem. Jak mogłem mieć jakiekolwiek wątpliwości? Przecież nasze uczucie jest zbyt mocne, byśmy mogli bez siebie żyć. Nie potrafię i nie chcę już nigdy przeżyć choćby jednego dnia bez Francesci. Ona też nie. Tylko muszę jej to wszystko powiedzieć, bo inaczej jej nadzieja zgaśnie. 
     A gdy zgaśnie ona, zgasnę i ja.
~,~
Daniel
     Jeszcze niedawno bym się przestraszył tego sarkastycznego uśmieszku na twarzy Diego, ale tym razem tylko mnie rozgniewał. Dlaczego akurat gdy wszystko zaczęło się układać, on postanowił znowu się pojawić? Próbował wytrącić mnie z równowagi, to było jasne. Ale po tym, jak Camila przyznała się do tego, że nadal mnie kocha... Zyskałem siłę. Nie wiem, skąd się ona wzięła, ale dzięki miłości poczułem się o wiele silniejszy. I wiedziałem, że mogę pokonać Diego, niekoniecznie w taki sposób, o jakim do tej pory myślałem. Przecież byliśmy kiedyś przyjaciółmi. Najlepszymi. A ja go zostawiłem w potrzebie, co odbiło się na jego przyszłości, dlatego on się teraz na mnie mści. Ale czy to nie jest tak, że zawsze warto przeprosić? To podobno zmniejsza poczucie winy, a ja niewątpliwie takie odczuwam. Nie mogę się uwolnić od poczucia odpowiedzialności za to, jakim podłym człowiekiem stał się Diego Fernandez. Pamiętam, że uważałem go za bardzo... dobrego. Kiedyś. Pomagał tym, którzy byli w potrzebie. Nie miał w sobie nic z tego chłopaka, którym jest teraz. Czy to możliwe, by zmienił się aż tak, aby nie potrafił już wybaczać?
- Przyszedłeś. - jego głos był przesiąknięty jadem. 
- Przyszedłem, ale nie po to, by się kłócić. - odparłem. - Chcę... przeprosić. Za to, że nie byłem wystarczająco dobrym przyjacielem.
     Gdy zobaczyłem jego minę, już wiedziałem - on właśnie tego najbardziej się bał. Nie chciał, bym zrozumiał swoje błędy i go przeprosił. Jest zbyt dobry, by mścić się na mnie po tym, jak okazałem skruchę. Nie potrafi. A przecież tak bardzo pragnął mi się odpłacić za krzywdę, jaką mu wyrządziłem. Sam bym tego chciał, gdybym był na jego miejscu.
- Ty nie... - zająknął się chyba pierwszy raz, odkąd powrócił do mojego życia. - Nie możesz.
- Diego, jest mi cholernie przykro. - powiedziałem, ignorując jego słowa. - Dopiero teraz zrozumiałem, że nigdy cię nie przeprosiłem. 
     Zacisnął pięści i rzucił mi wściekłe spojrzenie.
- To nie tak miało być. - syknął. - Miałeś być tym złym, a ja tym...
     Świat nie dzieli się na dobrych i złych. Dlaczego dopiero teraz to widzę? Nic nie jest czarne i nic nie jest białe, a ja jak kompletny ślepiec tak postrzegałem świat. Byłem głupi. Obaj byliśmy.
- Widocznie nie różnimy się aż tak, jak myślałeś. - westchnąłem.
     Tak naprawdę jesteśmy tacy sami i jednocześnie zupełnie inni. I tak jest dobrze.
~,~
German
     Jade zaprowadziła mnie do podłużnego pokoju, w którym wzdłuż ścian ustawione były starannie zaścielone łóżka. Pokój był bardzo skromnie urządzony i na początku się zdziwiłem, że Jade wytrzymuje w tak - jak ona by to kiedyś określiła - ,,niegustownym wnętrzu". Ale za chwilę spojrzałem na nią jeszcze raz i zrozumiałem, że zaszła w niej radykalna zmiana. Nie była już tą samą Jade, którą miałem poślubić. Czyżby to przeze mnie się tak zmieniła? A jeśli tak, to czy to źle?
- No więc, po co tu przyjechałeś? - zapytała. 
      Z jej głosu zniknął ten protekcjonalny ton, który zawsze mnie tak irytował. Nie poprawiała też włosów. Miałem wrażenie, że patrzę na kogoś zupełnie innego. Tylko te jej przenikliwie niebieskie oczy przypominały mi, że siedzi przede mną Jade LaFontaine.
- Chciałbym, hm, jakby to określić... - zawahałem się. - Przeprosić cię. 
     Jade uśmiechnęła się lekko, zupełnie jak nie ona.
- A za co?
     Zmarszczyłem brwi. Byłem pewien, że Jade jest na mnie wściekła, bo to przeze mnie trafiła do szpitala psychiatrycznego. Zakładałem, że codziennie myśli tylko o tym, jakie to straszne, że zakochała się akurat we mnie. Że przeklina mnie za to, że nie umiałem jej pokochać. 
- Jak to za co? Nie umiałem cię kochać tak, jakbyś tego chciała. Porzuciłem cię przed ślubem. Przeze mnie trafiłaś do psychiatryka. - słowa wylewały się ze mnie i nie umiałem ich powstrzymać.
     A wtedy ona się roześmiała. Siedziałem osłupiały i przyglądałem się, jak zakrywa twarz dłońmi i zanosi się śmiechem. Nigdy nie widziałem, by Jade się tak głośno i szczerze śmiała. Zazwyczaj tylko chichotała albo rechotała bez opamiętania, co było czasami dosyć przerażające.
- Była u ciebie Esmeralda, prawda? - zapytała, na co ja pokiwałem niepewnie głową. - Jak tylko stąd wyjdę, to sobie z nią porozmawiam. Słuchaj, ona ma swoją ,,teorię", ale to totalne bzdury. Trafiłam tutaj po tym, jak razem z Matiasem znowu natknęliśmy się na naszego ojca.
     Opowiedziała mi o tym, jak ich ojciec znowu próbował wciągnąć ją i Matiasa w kryminalną intrygę. Na początku się opierali i nie chcieli mieć z nim do czynienia, ale obiecywał im wielkie pieniądze, a - jak wszyscy wiedzą - Matias jest bardzo łasy na fortunę. A więc po pewnym czasie przystał na propozycję swojego ojca, a Jade z braku laku postanowiła zrobić to samo. Nie chciała zostać sama, bez brata. Skończyło się na tym, że pan LaFontaine znowu zwinął forsę i zniknął, Matias wyjechał gdzieś za granicę,  a Jade została sama. Była załamana po stracie ojca i brata i trafiła do szpitala. 
- I to jest prawdziwa historia. - zakończyła. - Esmeralda mi nie wierzy, bo nie potrafi dopuścić do siebie myśli, że tata zwrócił się do mnie i do Matiasa, gdy potrzebował ,,wspólników", a nie do niej. Wymyśliła sobie jakąś głupotę i teraz wszystkim ją rozpowiada.
     A więc to, że Jade wylądowała w psychiatryku nie jest moją winą? 
- Nie jesteś na mnie zła? - zapytałem.
- Nie. Dawno mi przeszło. Myślałam, że cię kocham tak mocno, jak jeszcze nikogo, ale przeceniłam swoje uczucia. - uśmiechnęła się. - To nigdy nie było aż tak głębokie, bym tak długo żywiła do ciebie urazę. 
     Zamyśliłem się na chwilę. Zaraz, zaraz, czyżby Jade brzmiała...
- Brzmisz mądrze. - palnąłem, czego od razu pożałowałem.
     Jade wydęła wargi i spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek.
- Czy ty naprawdę myślałeś, że jestem taka głupia? - jej głos brzmiał podejrzanie spokojnie. - Udawałam idiotkę, bo takich ludzi traktuje się jak dzieci. A ja chyba potrzebowałam jeszcze raz przeżyć dzieciństwo.
     Roześmiałem się. Jak to możliwe, że tak się pomyliłem co do Jade? Wszystko, co o niej myślałem, było wysnutymi na podstawie biernych obserwacji bzdurami. Nigdy nie była aż taka nieinteligentna i nieporadna, za jaką ją miałem. Ukrywała naprawdę interesującą osobę pod maską pustej kobiety, która ciągle myśli tylko o pieniądzach.
- Żeby było jasne, to nie znaczy, że nie mam obsesji na punkcie butów. - rzuciła, uśmiechając się do mnie.
     Ponownie wybuchnąłem śmiechem. Kto by pomyślał...?
~,~
Lara
- Ziemia do Lary! 
     Podskoczyłam gwałtownie i zerwałam się z fotela, na którym przesiedziałam ostatnie dwie godziny. Chciałam tylko chwilę odpocząć i pójść na tor, ale zaczęłam myśleć o tacie, o Nico i jakoś tak straciłam poczucie czasu. Ostatnio zdarza mi się to dość często i zastanawiam się, jak długo jeszcze uda mi się to ciągnąć.
- Coś chciałeś ode mnie? - zapytałam Leona z lekkim wyrzutem w głosie. - Zawału bym przez ciebie dostała.
     Leon pokręcił głową i usiadł naprzeciw mnie. Miał poważną minę, po czym domyśliłam się, że zebrało mu się właśnie na rozmowę, której wolałabym uniknąć. Będzie próbował mnie przekonać, że wszystko dobrze się skończy, że nie mam się czym przejmować i nie powinnam się zamartwiać. Kocham go całym sercem, ale pocieszać to on niezbyt umie. Albo umie, tylko czuje się przy mnie zbyt niezręcznie, by mogło mu to wyjść dobrze.
- Musimy pogadać. - powiedział cicho.

     Westchnęłam i przeciągnęłam dłonią po włosach. Chyba powinnam wreszcie się ruszyć i coś zrobić.
- Nie, ja już wszystko wiem, Leon. - zaprotestowałam. - Nie chcesz, żebym się tak martwiła. I chyba rzeczywiście muszę coś zrobić. A więc pójdę teraz do taty i powiem mu wszystko, co mi leży na sercu.
     Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Gdy tylko wypowiedziałam te słowa, wydały mi się absurdalne. Dlaczego akurat teraz miałabym iść do ojca i przepraszać go za coś, czego nie zrobiłam? Czy to nie on powinien wyciągnąć do mnie pierwszy dłoń? To on mnie zranił. 
- Na pewno? - zapytał Leon niepewnym głosem. - Jeśli nie jesteś gotowa, to ja cię do niczego nie zmuszam. Możesz zostać u nas jak długo chcesz, to nie problem. Chodzi mi tylko o to, że kocham cię i nie chcę patrzeć, jak cierpisz.
     Gdy usłyszałam z jego ust słowa ,,kocham cię" skierowane wprost do mnie, na chwilę odebrało mi mowę. Mimo, że wiedziałam, co miał na myśli. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi i kocha mnie jak przyjaciółkę. Nie ma w tym ani krzty romantyczności i w moich uczuciach też nie powinno jej być. Co z tego, że to już prawie wygasło. Coś się tam jeszcze tli i nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się tego pozbyć. A może nawet tego nie chcę? Nigdy nie będziemy razem, bo on kocha Violettę, ale być może ta moja miłość do niego ma mi uświadamiać, że nie zawsze dostajemy to, czego chcemy. 
- Jestem gotowa porozmawiać z ojcem. - oświadczyłam twardo. - Nie zawsze dostajemy to, czego chcemy, ale powinniśmy po to sięgać, jeśli nam na tym zależy, prawda?
     Leon uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Prawda.
~,~
Ludmiła
     Nie jestem przywiązana do Francesci tak jak Violetta czy Camila, ale i tak szkoda mi się jej zrobiło. Miałam ochotę zacząć płakać razem z nią. Pokazać jej, że nie jest sama. Ale nie wiedziałam, jak to zrobić. Nigdy nie miałam żadnej przyjaciółki oprócz Naty. Nie mam zielonego pojęcia, jaka jest Francesca, bo praktycznie jej nie znam. A chyba powinnam poznać, bo wybaczyła mi tyle złego. Tak samo jak Camila, Violetta, Stefy i cała reszta. Niby teraz należę do ich ,,paczki" i nie jestem ich wrogiem, ale czuję się w tym wszystkim dziwnie nowa.
- Witam panienkę Ferro. - moje rozmyślania przerwał uwodzicielski głos Federica, który jakimś cudem dostał się do mojego pokoju.
- Co tu robisz, grzyweczko? - zapytałam, marszcząc brwi.
     Uśmiechnął się zalotnie i usiadł obok mnie. 
- Teraz siedzę. - odparł. - Ale kto wie, jak się sytuacja rozwinie.
      Parsknęłam śmiechem i poczochrałam mu włosy. Natychmiast poderwał się z miejsca i poprawił grzywkę.
- Poniesiesz karę! - udał oburzonego i nagle znalazłam się w jego ramionach. 
     Zaczęłam się szamotać, ale on mnie nie puszczał. Nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że Federico ma tyle siły i energii, ale zdążyłam się już przekonać, że potrafi nieść mnie na rękach przez całą drogę ze Studio do mojego domu, a później jeszcze przez bitą godzinę tańczyć i śpiewać. Czasami mam wrażenie, że on nigdy się nie męczy.
- Puść mnie! - pisnęłam, machając nogami. 
- Wypuszczę księżniczkę, jeśli da mi buziaka. - oświadczył z tryumfalnym uśmiechem. - No dalej, daj buziaka królewiczowi.
     Gdy nazwał mnie księżniczką, przestałam się wyrywać i znieruchomiałam. Takie określenie mnie rozczula, bo nigdy nie byłam niczyją księżniczką. Nigdy, przenigdy. I nagle pojawił się on. Może nie jest księciem na białym koniu, ale dla mnie jest idealny.
     To wielkie szczęście, że go spotkałam.
- No dobra, jeden buziak. - pocałowałam go. - Albo dwa. Albo więcej.
     Wielkie szczęście.

Aloha! Przybywam z takim tam sobie rozdziałem. Następny nie wiem kiedy, ale wiem, że Was kocham! <3 Enjoy!
Buziaki, M. ;* 

poniedziałek, 17 lutego 2014

Violetta Story - Chapter 62.

Violetta Story, chapter 62.

Camila
      Dopiero gdy wróciłam do domu, zdałam sobie sprawę, jak nieracjonalnie się zachowałam. Ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. Wręcz podobała mi się świadomość, że właśnie zrobiłam coś kompletnie szalonego, nie myśląc o konsekwencjach. Nie zastanawiałam się nad tym, czy powinnam odrzucić Daniela, czy może jednak nie. Po prostu pozwoliłam mu mówić, że mnie kocha, pozwoliłam mu trzymać mnie za rękę i obejmować. Tak bardzo za tym tęskniłam. Nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo. Jego miłość jest dla mnie niczym tlen, potrzebna do życia. Na szczęście on nigdy nie przestał mnie kochać.
      Co ty w ogóle robisz, Cami? Zatracam się w miłości - odpowiedział jakiś głosik w mojej głowie. Tak. Chyba właśnie to robię. Zapominam o wszystkim innym, zostaje tylko to piękne uczucie, które sprawia, że dosłownie unoszę się nad ziemią. Jak mogłam próbować zabić tą miłość? Jest najlepszym, co mnie kiedykolwiek spotkało. 
- Cami, albo mi teraz powiesz, dlaczego się tak szczerzysz, albo się naprawdę obrażę. - moje rozmyślania przerwała Violetta.
      Odwróciłam głowę i kolejny raz uśmiechnęłam się szeroko do przyjaciółki. Spotkałyśmy się w drodze do Studio i pewnie Viola chciała ze mną porozmawiać, ale jedyne, na co miałam ochotę, to uśmiechanie się. Zresztą, gdybym spróbowała ułożyć jakieś sensowne zdanie, to nic by z tego nie wyszło.
- Jestem szczęśliwa. - odpowiedziałam krótko. - A ty nie?
      Violetta zmrużyła oczy i przyjrzała mi się podejrzliwie. Już chciała rozpocząć paplaninę na temat "Przyjaciółki mówią sobie wszystko", gdy przed nami wyrosła postać Leona. Wziął Violę za rękę i pocałował ją w policzek, a ona posłała mu lekki uśmiech. Ucieszyłam się, że coś odwróciło uwagę Violetty ode mnie i ponownie zatopiłam się w myślach. Nie to, żebym nie chciała podzielić się z przyjaciółką swoim szczęściem, tylko... Chciałam zaczekać na właściwą porę, bo zdradzanie wszystkiego od razu może się czasami okazać fatalne w skutkach. Niestety coś o tym wiem.
- Wiem, że chodzi o Daniela. - wyszeptała Viola, gdy wchodziłyśmy do budynku Studio.
     Spojrzałam na nią zdezorientowana, ale ona tylko mrugnęła do mnie i odeszła wraz z Leonem w kierunku auli. Powinnam się tego spodziewać, przecież Viola instynktownie wyczuwa wszystko, co związane ze mną, Francescą czy inną bliską jej osobą. To czasami przerażające, bo próbuję coś ukryć, a ona czyta ze mnie jak z otwartej księgi. 
      Pomachałam kilku osobom w drodze do sali instrumentalnej, gdzie zaraz miałam zajęcia z Beto. Wypatrywałam Daniela, ale nie mogłam go nigdzie znaleźć. W sali nauczyciela muzyki było już kilka osób. W kącie pomieszczenia siedziała Ludmiła w towarzystwie Federico i Natalii, a zaraz obok nich Francisco i Maxi, rozmawiający o czymś z ożywieniem. Chciałam do nich podejść, ale ktoś złapał mnie za nadgarstek i wyciągnął z powrotem na korytarz. Daniel zbliżył się do mnie i ujął mój podbródek.
- Tęskniłaś?
      Wyrwałam się z uścisku i pokazałam mu język. 
- Może tak, a może nie. 
      Zaśmiał się, a w jego oczach zatańczyły wesołe ogniki. Zaraz jednak mina mu zrzedła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wpatrywał się w jakiś punkt ponad moim ramieniem, a więc odwróciłam się i podążyłam za jego wzrokiem. W wejściu do Studio stał jakiś chłopak, dobrze zbudowany, o kruczoczarnych włosach. Wyglądał na zagubionego, jakby nie wiedział, dlaczego się tutaj znalazł. Gdy pochwycił spojrzenie Daniela, natychmiast zmienił wyraz twarzy - ironiczny uśmieszek wykrzywił jego usta i wtedy zdałam sobie sprawę z tego, na kogo patrzę. Może i widziałam go dwa czy trzy razy w życiu, ale zapadł mi w pamięć.
- Diego. - syknął Daniel, jakby czytając mi w myślach. - Cholera.
      No właśnie. 
~,~
Lara
      Czułam się przede wszystkim opuszczona i to chyba najbardziej bolało. Jakoś bym zniosła to, że ojciec zataił przede mną fakt, iż mam brata, gdyby tylko postarał się jakoś naprawić swój błąd. A on po prostu przestał się do mnie odzywać, jakbym to ja zrobiła coś złego. Zachowywał się w stosunku do mnie oschle, chociaż to ja byłam tą poszkodowaną. I to jeszcze nie było najgorsze. Najgorsze było to, że zapomniał całkowicie o moich uczuciach i pozwolił mi cierpieć w samotności. A ja powoli się rozpadałam. Na małe kawałeczki, które pewnie tylko on potrafi złożyć.
      Moja psychika była już w naprawdę kiepskim stanie, bo zdecydowałam się poszukać pomocy u Leona. Po tym, jak Nico wyjawił mi sekret, przestałam się do Verdasa odzywać. Bałam się tego, co powie, gdy się dowie o tym, że Nico to mój brat. W końcu między innymi przez to przeklęte pokrewieństwo Ezequiel został zwolniony. Pamiętam, jak Leon się zasmucił, gdy się dowiedział o odejściu swojego ulubionego instruktora. Nie miał zbyt dobrych wyników na torze przez następne kilka dni i to tylko z tego powodu. Czułam się wtedy częściowo winna, bo to mój ojciec zarządza zatrudnianiem i zwalnianiem pracowników. Ale teraz, gdy wyszło na jaw, że Nico to mój brat... Mam jeszcze większe poczucie winy, chociaż podobno niczym nie zawiniłam. Każdy czasami czuje się samotny. To normalne. Ale nigdy nie jest tak, że nie ma do kogo iść. Jeśli jesteś dobrym człowiekiem, to zawsze znajdzie się ktoś, kto ci pomoże. Słowa Violetty zapadły mi głęboko w pamięć i przez całą noc spędzoną na kanapie w salonie Verdasów o tym myślałam. Chyba nigdy nie dostrzegałam tego, jaka Violetta jest inteligentna i dobra. Widziałam tylko jej piękną twarz i długie nogi. Ale ta dziewczyna ma głębie i teraz w pełni rozumiem, dlaczego Leon się w niej zakochał. Miałam mu za złe to, że związał się z kimś tak... pospolitym - śliczna dziewczynka z dobrej rodziny. A tymczasem ona jest wyjątkowa i inna niż wszyscy. Może ja też powinnam spróbować się taka stać? Chciałabym, żeby ludzie postrzegali mnie przynajmniej w części tak, jak postrzegają Violettę.
- Leon wyszedł do Studio, ale możesz tu zostać, ile zechcesz, Lara. - odezwała się pani Verdas. - Jesteś u nas mile widziana. Ale jesteś pewna, że nie powinnam zadzwonić do twojego ojca...?
      Pokręciłam energicznie głową. Nie byłam jeszcze gotowa na rozmowę z ojcem. Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała się z nim skonfrontować, ale chciałam to odwlec jak najdalej w czasie. Chociażby po to, by wymyślić jakieś stosowne przeprosiny składane za coś, czego nie zrobiłam.
~,~
Francesca
      Wrócił. A ja już straciłam całą nadzieję. Naprawdę myślałam, że to już ostateczny koniec - nie będzie nic dalej, historia się skończyła. Zamykam książkę i żyję dalej. A on wrócił. W pierwszej chwili miałam ochotę mu powiedzieć, że w końcu dostanę przez niego ataku serca. Odchodzi, zostawiając mnie bez choćby promyczka nadziei, a później wraca. Odchodzi i wraca, i tak w kółko. Ale tylko rzuciłam mu się w ramiona i zapomniałam o wszystkim. Dobrze zrobiłam. Oboje potrzebowaliśmy chwili zapomnienia, tylko dla siebie.
- Co teraz, Fran? - głos mojego brata wyrwał mnie z rozmarzenia. 
      Odwróciłam się do niego i zmarszczyłam brwi. Jak to "co teraz"? Teraz jest wreszcie dobrze. 
- O co ci chodzi?
      Luca westchnął i popatrzył na mnie współczująco. Dlaczego on na mnie tak patrzy? Czy ja czegoś nie wiem? 
- To, że Marco wrócił, nie znaczy, że zostanie na zawsze. - w jego głosie było więcej smutku, niż kiedykolwiek u niego słyszałam.
      Ależ oczywiście, że zostanie. Po co miałby wracać, jeśliby nie chciał ze mną zostać? Wie, że jego kolejne odejście zrani mnie jeszcze bardziej. I pewnie tego nie zniosę i się załamę. On sobie doskonale zdaje z tego sprawę, a przecież pragnie mojego dobra. Nie chce mnie zranić. Kocha mnie.
- Co ty gadasz, Luca? - trochę się zdenerwowałam.
      Marco wie. Marco coś wymyśli. 
- Kochasz go i dlatego tego nie widzisz. - powiedział, spuszczając wzrok. - Ale on nie jest księciem na białym koniu, nie jest ideałem. Jest tylko człowiekiem.
      Może i Marco wie, ale nic nie wymyśli? Może ja jednak...
- Co ja sobie myślałam? - po moich policzkach popłynęły łzy.
      Luca mnie przytulił, a ja zaczęłam cicho płakać. Nie powinnam robić sobie tak wielkich nadziei. Szczęście wywołane kolejnym powrotem Marco mnie tak zaślepiło, że przestałam logicznie myśleć. Naprawdę wierzyłam w to, że wszystko będzie już dobrze? Naprawdę? Już dawno powinnam się zorientować, że nie jestem księżniczką.
      A to nie jest bajka.
~,~
Stefy
     No i co? No i powinnam zacząć żyć normalnie, a nie wiecznie się nad sobą użalać. Och, Stefy, ależ ty jesteś biedna. Miłość twojego życia okazała się być zwykłym kretynem. Co z tego? Przecież skoro Tomas to taki kretyn, to nie ma się czym przejmować. A ten fragment o największej miłości mojego życia mogę pominąć. On nie jest wart mojej miłości. Nawet w najmniejszym stopniu. 
     Tomas Heredia nie zasługuje na to, żebym go kochała.
     Więc przestań go kochać!
- Stef, wstawaj. - nakryłam głowę poduszką, ale ktoś ciągle szarpał mnie za ramię. - Stefy, wstawaj w tej chwili! - zostałam brutalnie zrzucona z łóżka.
     Poderwałam się na nogi i już miałam zacząć krzyczeć, bo ktoś śmiał mnie obudzić, gdy miałam jeszcze ochotę spać, ale zobaczyłam przed sobą Violettę. Nigdy nie przychodziła do mnie o tak wczesnej godzinie, poza tym nie wiedziałam, że ma tyle siły. Tak mocno szarpnęła kołdrę, że aż zleciałam z łóżka! Kto by pomyślał...
- Mogę wiedzieć, dlaczego bawi cię nabijanie mi siniaków? - zapytałam, widząc rozbawioną minę Violetty.
     Ona tylko zachichotała pod nosem i podniosła z podłogi kołdrę, pod którą spałam. 
- Ubieraj się, idziemy do Studio. - poleciła mi. - Nie możesz spędzić reszty życia w tym pokoju.
     Założyłam ręce na pierś i usiadłam z powrotem na łóżku.
- Wydaje mi się, że mogę.
     Violetta zrobiła coś, czego się totalnie nie spodziewałam, kolejny raz. Rzuciła we mnie z całej siły poduszką i, gdy już się otrząsnęłam po oberwaniu w twarz, wyprowadziła mnie z pokoju. W końcu cała ta sytuacja zaczęła mnie bawić i roześmiałam się, gdy Viola postawiła mnie przed lustrem w łazience. Kazała mi doprowadzić się do stanu używalności, co rozbawiło mnie jeszcze bardziej. Przygotowując się do wyjścia, ciągle chichotałam, co po chwili udzieliło się Violetcie, która podsłuchiwała mnie spod drzwi łazienki. Wyszłyśmy z domu roześmiane i dopiero pod Studiem zorientowałam się, że przez chwilę udało mi się nie myśleć o Tomasie. Chciałam podziękować Violetcie, bo zachowała się jak najprawdziwsza przyjaciółka, wyciągając mnie z domu, ale zadzwonił jej telefon. Podczas rozmowy jej mina stopniowa zmieniała się z roześmianej na zaniepokojoną. 
- Co się stało? - zapytałam nerwowo, bo jej zdenerwowanie mi się udzieliło. 
- Dzwonił Luca. - wyjaśniła krótko, zawracając. - Musimy natychmiast iść do Francesci. 
- Ale co... 
- Alarm złamane serce.
     Nic już nie mówiłam, tylko pobiegłam za Violettą. Po chwili dołączyła do nas Camila, która wyglądała, jakby właśnie płakała, oraz Naty z wypiekami na twarzy, ciągnąca za sobą Ludmiłę. Żadna z nas się nie odezwała. Po prostu szłyśmy w milczeniu, bo nasza przyjaciółka potrzebowała pomocy.
~,~
German
     Powinienem zachowywać się tak niedojrzale? W końcu jestem dorosły i odpowiadam za swoje decyzje. Próbuję nauczyć Violettę odpowiedzialności, a sam cały czas od niej uciekam. Problemy nie odejdą, jeśli przestanę o nich myśleć. I to właśnie zrozumiałem.
     Może Ramallo mi trochę pomógł.
     Zatrzymałem samochód przed budynkiem szpitala psychiatrycznego i przygotowałem się na spotkanie z Jade. Wiedziałem, że nie będzie łatwo i nie raz pomyślę, że chyba lepiej po prostu uciec. Wziąłem głęboki oddech i szybkim krokiem podszedłem do topornych drzwi. Poprzednim razem tamta kobieta bardzo usilnie próbowała mnie spławić, ale teraz nie dam za wygraną. Zbyt dużo ryzykuję, pojawiając się w tym miejscu, by jakaś obca baba wszystko zaprzepaściła. 
- Nie przyjmujemy gości. 
     Chyba mnie to nawet odrobinę rozbawiło. Uśmiech na mojej twarzy najwyraźniej  zdezorientował kobietę. Wydawała się zbita z tropu. 
- Wiem. - odparłem uprzejmym tonem. - Ale pomyślałem, że dla mnie zrobi pani wyjątek.
      Przyjrzała mi się sceptycznie. Aż mnie przeszły ciarki pod wpływem tego spojrzenia, ale nie dałem tego po sobie poznać. Niech sobie nie myśli, że uda jej się mnie spławić. Nie tym razem.
- Dlaczego miałabym robić wyjątek? - w jej głosie pobrzmiewało zdecydowanie za dużo ironii.
- Ponieważ nie mam złych intencji i naprawdę chcę tylko wejść, by spotkać się z jedną z pacjentek...
     Moje wyjaśnienia przerwał przeraźliwy huk dochodzący z wnętrza budynku. Podskoczyłem gwałtownie, zaskoczony. Kobieta odwróciła się i wrzasnęła coś niezrozumiałego, a ja, korzystając z jej chwili nieuwagi, zajrzałem do środka. Pewnie mógłbym się bezczelnie obok niej prześlizgnąć, ale wolałem załatwić sprawę w pokojowy sposób. Gdy kobieta wycofała się odrobinę, krzycząc na kogoś, udało mi się zobaczyć wypłowiały dywan leżący na podłodze w pomieszczeniu prowadzącym zapewne do salonu, oraz obdrapane ściany.
- Panno LaFontaine, proszę wracać do pokoju! - wydarła się kobieta, która nie chciała mnie wpuścić do budynku. - Nie ma tu nic, co mogłoby panią interesować!
     Na dźwięk nazwiska Jade jakby nagle obudziłem się ze snu. Wszedłem do przedsionka i zamknąłem za sobą drzwi, na co kobieta przestała szarpać się z zamkiem w kolejnych drzwiach i odwróciła się w moją stronę. 
- Nie pozwoliłam panu wejść. - warknęła.
     Chciałem coś odpowiedzieć, ale w tym momencie drzwi, które kobieta zaciekle przytrzymywała, otworzyły się. Wytoczyła się zza nich wysoka brunetka ubrana w luźne spodnie i sprany podkoszulek. Na początku jej nie poznałem. Ale zaraz zauważyłem jej przenikliwie niebieskie oczy. Zapamiętałem je, mimo że tak rozpaczliwie chciałem zapomnieć.
- Czego on tutaj szuka? - zapytała Jade zdyszaną kobietę, która przyglądała się jej ze złością.
- Chce się zobaczyć z którąś z naszych pacjentek. - odparła. - Ale my nie przyjmujemy gości...
     Jade już jej nie słuchała.
- Ja przyjmuję. Chodź. - machnęła na mnie ręką i wróciła do pokoju, z którego przyszła.
~,~
Violetta
     W domu Francesci jak zawsze pachniało truskawkami. Nigdy nie udało mi się odkryć, skąd pochodzi ten zapach, ale go uwielbiam. Może dlatego sama Francesca kojarzy mi się z truskawkami. Luca poprowadził nas na górę, do pokoju Fran. Drzwi obklejone kolorowymi naklejkami, plakatami i przypadkowymi kartkami z zapisami nutowymi były zamknięte. Fran zazwyczaj zostawia je otwarte, bo uwielbia przyjmować gości. Ugościłaby w swoim pokoju każdego, kto by o to poprosił. Musi być naprawdę źle, jeśli się w nim zamknęła, sama. Francesca nie lubi samotności i wszyscy to wiedzą. Nawet, gdy cierpi, stara się przebywać wśród ludzi. 
- Francesca... - zaczęłam, wchodząc do pomieszczenia.
     Pokój wyglądał dokładnie tak samo, jak zazwyczaj. Kolorowy, wesoły i napełniający człowieka pozytywną energią. Zachodzące słońce wpadało przez odsłonięte okno, nadając pomieszczeniu magiczny wygląd. Tylko jedno się zmieniło. Francesca przytuliła się do pluszowego misia z napisem "Mi amor" i schowała twarz w ramionach. Wydawała z siebie zduszone szlochy. Nawet nie zauważyła, że przyszłyśmy.
- Co się stało? - Camila podeszła do niej i uklękła obok łóżka.
     Zebrałyśmy się wszystkie dookoła płaczącej Francesci.
- Nie jestem księżniczką. - wymamrotała, biorąc głęboki oddech. - Marco nie jest księciem. A to nie jest żadna cholerna bajka. - po tych słowach znowu wybuchła płaczem.

Nie pamiętam, kiedy tak naprawdę miał być rozdział, bo zmieniłam wygląd bloga i, uwaga, coś zabawnego, usunęły mi się wszystkie bajery. Takie jak "co czytam" i inne. A więc przepraszam, jeśli dodaję go z opóźnieniem. Rozdział znowu krótki, ale teraz chyba takie będą, bo o wiele przyjemniej mi się pisze. Mam nadzieję, że Wam się podoba. Kocham Was. <3 Do następnego! 
Buziaki, M. ;*



środa, 12 lutego 2014

Violetta Story - Chapter 61.

Violetta Story, chapter 61.

Marco
     Rozmowa z moimi rodzicami przebiegła tak, jak się mogłem tego spodziewać. Nie chcieli słuchać ani mnie, ani Francesci czy jej brata. Oświadczyli, że nie mogą zostawiać swojego niepełnoletniego syna samego w innym kraju i zabierają mnie z powrotem do Meksyku. Nie pozwolili mi się nawet pożegnać z Fran i zaciągnęli mnie do samochodu. Zawsze byli wyjątkowo surowi i wymagający, ale przecież umieli także słuchać. Gdy podjęli decyzję o przeprowadzce do Argentyny, powiadomili mnie o tym i obgadali ze mną wszystkie najważniejsze kwestie. Nie chciałem wtedy zostawiać Meksyku, ale byłem także ciekaw innych kultur i zwyczajów i naprawdę cieszyłem się, że będę mógł poznać Argentynę. Tym razem jednak podjęli decyzję beze mnie.

- Kocham Francesce. - powiedziałem chyba już tysięczny raz. - Nie mogę jej zostawić.
     Mama westchnęła. Pewnie nudziło już ją moje ciągłe gadanie o tym, jak silne i prawdziwe jest moje uczucie do Francesci. Mimo, iż mówiłem samą prawdę.
- Naprawdę się cieszymy, że ją kochasz, ale ona jest Argentynką, a ty Meksykaninem. - odparł tata, nie patrząc na mnie. - Mogłeś się spodziewać, że to was w końcu poróżni.
     Poróżni? To, że pochodzimy z innych krajów, ani trochę nie przeszkadza mi w tym, by kochać ją całym sobą. To ich niezrozumienie nie pozwala nam być razem.
- Francesca jest Włoszką. - prychnąłem. - A poza tym, to nie ma nic do rzeczy. 
     Moje słowa nie zrobiły najmniejszego wrażenia na rodzicach. Najwyraźniej nie mieli ochoty na kłótnie i postanowili mnie ignorować. Sapnąłem zdenerwowany i kopnąłem walizkę, która stała obok mnie. Siedzieliśmy właśnie na lotnisku i czekaliśmy na odprawę. Samolot do Meksyku odlatywał dopiero za dwie godziny, więc nie rozumiałem, dlaczego nie pozwolono mi się nawet pożegnać z Fran. Czasu by starczyło. Czyżby rodzice przestali mi ufać?
- Pójdę po coś do picia. - odezwał się tata. - Przynieść wam coś?
     Pokręciłem głową, tak jak mama. Tata oddalił się wolnym krokiem. Nie potrafiłem przestać myśleć o Francesce. Gdy rodzice wyprowadzali mnie z jej mieszkania, wyglądała, jakby już się z tym pogodziła. Może już dawno zrozumiała, że nie ma sposobu, byśmy byli razem? Wykorzystała te kilka tygodni, kiedy to mogliśmy się cieszyć sobą, ale cały ten czas wiedziała, że to nasze ostatnie chwile razem? Nie wierzyła we mnie?
- Idź. - moje rozmyślania przerwała mama.
- Co? - zdziwiłem się.
     Westchnęła po raz kolejny i położyła mi ręce na ramionach.
- Nie wiem, co zrobisz. Nie wiem, czy pójdziesz się z nią pożegnać i tu wrócisz, czy może nam uciekniesz, ale... - zawahała się. - Ale ją kochasz, a ja nie chcę odbierać ci szczęścia. Więc idź.
     Zrozumiałem, że moja mama nigdy nie chciała odbierać mi Francesci. Czekała na dogodną chwilę, gdy tata gdzieś pójdzie, bym miał jak uciec? Zdawała sobie sprawę z tego, że mogę już nie wrócić na lotnisko i odlecą do Meksyku beze mnie. Ale mi zaufała.
- Dziękuję. - pocałowałem ją w policzek i zarzuciłem na plecy gitarę. - Dziękuję.
     A później odbiegłem czym prędzej. Sam nie wiedziałem, jaką decyzję podejmę, ale jednego byłem pewien: nie opuszczę Francesci.
~,~
Stefy
     Siedziałam w swoim pokoju, odcięta od świata zewnętrznego, i zastanawiałam się nad tym, dlaczego nie zauważyłam wcześniej wszystkich wad Tomasa. Zaślepiona miłością? Och, to brzmi tak dramatycznie. Jestem niczym księżniczka, której książe z bajki okazuje się być zwykłym chłopakiem. Problem w tym, że nie mam w sobie nic z księżniczki. Jestem tak zwykła i szara, że to aż boli. Rozrywa moje serce na tysiące kawałków, bo przy nim czułam się niezwykła.
     Próbowałam jakoś oswoić się z myślą, że to, co było między mną a Tomasem, skończyło się. Sama mu przecież powiedziałam, że to koniec, a on to zaakceptował. Problem w tym, że bardzo często coś mówimy, chociaż wcale tak nie myślimy. I tak właśnie było ze mną, bo nie mogłam tak po prostu zapomnieć o tym, że kocham Tomasa. Chciałam, och, jak bardzo chciałam. Ale co z tego?
- Stefy, ktoś do ciebie. - w drzwiach stanęła mama.
     Tomas? 
- Powiedz, że mnie nie ma. - poprosiłam ją.
     Mama westchnęła i odeszła powolnym krokiem. Po chwili z korytarza dobiegły mnie odgłosy jakiejś kłótni. Rozpoznałam głos Violetty i natychmiast wybiegłam z pokoju. Viola wyglądała na rozjuszoną, co wydało mi się dziwne, bo ona praktycznie w ogóle się nie denerwowała. Wszyscy wiedzieli, że Violetta Castillo jest opanowana i spokojna i rzadko wybucha. Tym razem jednak coś ją bardzo zdenerwowało.
- Violetta, co tu robisz? - zapytałam, stając obok mamy, która zaciekle walczyła z moją przyjaciółką.
- Przyszłam z tobą pogadać. - odparła Viola, biorąc głęboki wdech.
     Kiwnęłam mamie głową na znak, że już wszystko w porządku i zaprowadziłam Violettę do mojego pokoju. Gdy już usiadłyśmy naprzeciw siebie, zapytałam ją, o czym chce ze mną rozmawiać.
- Chodzi o Tomasa. - powiedziała, na co wyprostowałam się i zacisnęłam usta. - Był u ciebie, prawda?
     Przytaknęłam powoli. Nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę o Tomasie, ale Viola była wyraźnie czymś zdenerwowana. A skoro najpierw zapytała o Tomasa, to pewnie on ją wprowadził w taki nastrój. 
- Spóźnił się na pierwszy etap. - wymamrotała, zakładając włosy za uszy. - Jakimś cudem zdążył... Nie ważne, chodzi o to, że później poszedł z nami wszystkimi świętować do Resto i, wyobraź sobie, zaczął podrywać Ludmiłę.
     Otworzyłam usta ze zdziwienia. Tomas podrywał Ludmiłę? Po pierwsze, Lu ma chłopaka. Po drugie, zaledwie trzy godziny temu z nim zerwałam, a on już uderza do innych? Czyżbym była aż tak zakochana, że nie zauważyłam, jakim jest draniem? Okazuje się, że wszystko, w co wierzyłam, było kłamstwem. Tomas ukrywał swoje prawdziwe ja. Ale po co? Po co ze mną był i mówił, że mnie kocha i jestem dla niego najważniejsza? To się nie trzyma kupy.
- Zerwałam z nim zaraz przed reality, gdy do mnie przyszedł. - wyszeptałam, spuszczając wzrok. - Najwyraźniej szybko się otrząsnął.
     Violetta położyła mi rękę na ramieniu, chcąc mnie pocieszyć. Z jednej strony byłam jej wdzięczna za to, że przyszła do mnie i mi o tym opowiedziała, że nie zataiła nic przede mną. Ale gdzieś na tyłach mojej podświadomości narodziła się myśl, że gdybym tego nie wiedziała, to zerwanie z Tomasem bolałoby o wiele mniej. Na pewno nie tak, jak boli teraz, gdy już poznałam całą prawdę o nim.
- Chyba żadne z nas nie poznało nigdy Tomasa naprawdę. - odezwała się Violetta. - Święcie wierzyłam w to, że jest dobrym człowiekiem. Ale...
- Właśnie. - przerwałam jej gorzkim tonem. - Przy Tomasie zawsze musi być jakieś "ale".
     Bo to była prawda. Może on sam nigdy tego nie zauważył, ale tak jest - wiecznie coś idzie nie tak, zazwyczaj z jego winy. Nie twierdzę, że jestem idealna i nie popełniałam błędów, ale Tomas... To on zniszczył wszystko. Nawet jeśli ja też coś źle zrobiłam lub powiedziałam za dużo. 
~,~
Camila
     Byłam zbyt oszołomiona, by zareagować sensownie. Może i Daniel uznał, że szczerzenie się jest sensownym zachowaniem, bo nie odepchnęłam go ani nic takiego, ale ja tak nie uważam. Tyle czasu walczyłam ze sobą, próbując zapomnieć o tym, co było między mną a Danielem. Powstrzymywałam się, gdy nachodziła mnie ochota na wykrzyczenie mu prosto w twarz, że jest miłością mojego życia. A on tak po prostu mnie pocałował, jak gdyby nigdy nic. Nie mógł mi powiedzieć, że na pewno dam radę i popchnąć mnie w stronę sceny? Albo zrobić cokolwiek innego? Nie. On musiał mnie pocałować, przez co te wszystkie tłumione uczucia wyszły na wierzch i nie mogłam już absolutnie niczego ukryć.
     Po zakończeniu występów uciekłam. Nie wiedziałam, jak się zachowam, jeśli stanę twarzą w twarz z Danielem. Może wcześniej udało mi się go jakoś przekonać, że chcę być tylko jego przyjaciółką, ale po tym pocałunku... Jestem pewna, że on wie. Wie wszystko, bo pozwoliłam mu się tego dowiedzieć. Nie odepchnęłam go, nie skrzyczałam go, ale tylko się uśmiechnęłam. I wyczytał wszystko z tego jednego uśmiechu. 
- Nie uciekaj, Cam. - jego głos obudził we mnie ulgę i przerażenie jednocześnie. - Od miłości nie uciekniesz.
     Odwróciłam się w jego stronę, nie chcąc wyjść na jeszcze większego tchórza. Widział mnie zwiewającą mu sprzed nosa, to już wystarczająco dużo.
- Od niczego nie uciekam. - odparłam, unosząc głowę.
     Daniel zaśmiał się i postąpił krok do przodu, tym samym się do mnie przybliżając. Umysł podpowiadał mi, żebym się cofnęła, ale serce krzyczało: "Stój!". Posłuchałam serca.
- Prawie ci się udało mnie nabrać, wiesz? - jego głos był tak spokojny, że aż zadrżałam. - Ale nie ma zbrodni idealnej.
     Mówił o zatajeniu przed nim moich uczuć jak o czymś złym. Ale czy rzeczywiście postąpiłam aż tak egoistycznie, jak mi się wydaje? Myślałam tylko o sobie, czy jednak miałam na uwadze też jego dobro? Do jasnej cholery, co ja sobie w ogóle wtedy myślałam?
- Zbrodni? - pisnęłam, chociaż wcale nie chciałam zabrzmieć tak żałośnie.
     Uśmiechnął się półgębkiem i zbliżył się jeszcze bardziej. Poczułam jego perfumy, te same co zawsze. Próbowałam nie zwracać na to uwagi, ale zaraz jego ciepły oddech otulił mój policzek i już wiedziałam, że jest zbyt blisko, bym zdołała uciec. Nie ma drogi powrotnej.
- Próbowałaś zabić naszą miłość... - reszta jego słów utonęła w moich ustach.
      Klamka zapadła. Kocham go za bardzo.
~,~
Leon
     Pewnie nie powinienem tak myśleć, bo przeszedłem naprawdę dużo, by wreszcie móc patrzeć na Tomasa Heredię bez odrazy i nienawiści. Ale miałem wielką ochotę przyłożyć mu prosto w tą uśmiechniętą facjatę, gdy pojawił się w auli Studio. Przez tego idiotę Violetta była tak zdenerwowana, że trzęsła się jak galareta. Udział w reality jest dla niej ważny, a on wszystko psuje. Zamienia coś pięknego w koszmar. Jak on w ogóle może? Jak może krzywdzić moją Violettę? Zresztą, ten facet rani wszystkich dookoła, co udowodnił nam, próbując podrywać Lu podczas świętowania zakończenia pierwszego etapu reality. Najwidoczniej zerwali ze Stefy, ale nie zdziwiłbym się, gdyby się jednak okazało, że zarywał do innej, będąc w związku. Nauczyłem się już, że po Tomasie można spodziewać się wszystkiego. Za namową Violetty próbowałem mu nawet zaufać, ale teraz już jest jasne, że od początku miałem co do niego rację. To zwykły drań, który udaje wrażliwego chłopczyka. 
- Co taki zamyślony, hm? - z zamyślenia wyrwał mnie głos ojca. - Wydajesz się ostatnio żyć w innym świecie, Leon.
     Uśmiechnąłem się lekko. Tata codziennie mówił mi to samo, jakby się zaciął. Ale on zawsze miał tendencję do powtarzania się, a mnie to nigdy jakoś szczególnie nie denerwowało. Swoją drogą, nawet lubię to, że znam go na tyle dobrze, że zauważam takie drobiazgi. Tak samo jest z Francescą, która myli niektóre słowa, albo Violą i tym jej przygryzaniem wargi, gdy się czegoś wstydzi. Dobrze jest znać kogoś na wylot. Dobrze jest mieć świadomość, że wiesz o tej osobie więcej, niż większość ludzi. 
- Dużo się dzieje, pierwszy etap reality i te sprawy. - westchnąłem, obracając w palcach kluczyki od motoru.
     Tata pokiwał głową i wrócił do czytania gazety. Najwidoczniej tego dnia nie miał ochoty na pogawędkę. A może zorientował się, że od kilku dni rozmawiamy o tym samym. Po chwili podniosłem się i poszedłem do swojego pokoju, by pobyć trochę w samotności. Nie chciałem już myśleć o Tomasie i o przeróżnych formach tortur, które mógłbym na nim zastosować. Ale ta sprawa ciągle wracała do mnie, jak bumerang. Chętnie bym gdzieś wyszedł, ale nie miałem zielonego pojęcia, gdzie. Violetta o tej godzinie nie wychodzi z domu, bo jej ojciec się martwi, Andres odkrył ostatnio "legowisko kosmitów" przed swoim domem i zaszywa się w pokoju zaraz po zajęciach w Studio, a Lara jakby zapadła się pod ziemię. Przez próby All For You i przygotowania do reality nie miałem ostatnio zbyt wiele czasu na jazdę na torze, ale kilka razy próbowałem dodzwonić się do Lary. Bezskutecznie - wszystkie moje połączenia odrzuciła. 
     Odwróciłem głowę w stronę drzwi, gdy usłyszałem ciche pukanie. Ku mojemu zdziwieniu, w wejściu do pokoju stała Violetta. 
- Nie mogłam usiedzieć w domu. - odezwała się, podchodząc do mnie. - Za dużo myśli kłębi mi się w głowie.
     Usiadła obok mnie, a ja objąłem ją ramieniem. To zabawne, że dopiero co o niej myślałem, a ona nagle się zjawia. Niczym dobra wróżka.
- Witaj w klubie. - wymamrotałem.
     Siedzieliśmy przez kilka minut w milczeniu, które wcale nas nie krępowało. W towarzystwie Violetty mogłem zapomnieć o wszystkich zmartwieniach, które nie dawały mi spokoju. Wiedziałem, że Vilu rozumie mnie bez słów i nie muszę jej opowiadać o tym, co mnie dręczy. Ona też nie musiała mi nic mówić. Wystarczyło nam to, że jesteśmy razem. 
     Violetta wspięła się na moje kolana i zamknęła powieki, wtulając się w moją koszulkę. Wydawało mi się, że zasnęła, ale gdy drzwi otworzyły się z hukiem, poderwała się na nogi. Do pomieszczenia weszła całkiem przemoczona dziewczyna, w której dopiero po chwili rozpoznałem Larę. Wyglądała całkiem inaczej, niż zazwyczaj. Przyzwyczaiłem się do tego, że ona nigdy nie traci dobrego humoru i jest wiecznie szczęśliwa. Ale stała przede mną z takim wyrazem twarzy, który przypomniał mi, że Lara też może być smutna czy zraniona.
- Lara? - w moim głosie słychać było zdziwienie. - Co tu robisz? 
-  Wiem, że nie powinnam tu przychodzić, bo ostatnio całkiem cię olewałam, ale... - spuściła głowę. - Nie mam gdzie iść.
     Violetta spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. Odwzajemniłem jej spojrzenie, kompletnie zdezorientowany. Nie wiedziałem, jak mam interpretować słowa Lary. Nie wiedziałem w tamtym momencie nic. Viola szybciej ode mnie się otrząsnęła i okryła Larę kocem, który wzięła z mojego łóżka. Dziewczyna podziękowała cicho i przygryzła wargę.
- Chyba wam przeszkadzam. - wyszeptała.
     Viola pokręciła energicznie głową.
- Nie, coś ty. - odparła z lekkim uśmiechem. - Jeśli chcesz, to pójdę, a ty wyjaśnisz Leonowi...
Lara powtórzyła wcześniejszy gest Violetty, uciszając ją. 
- Nie, zostań. - powiedziała zachrypniętym głosem. - Wyjaśnię wam obojgu.
     I opowiedziała nam o tym, że Nico jest jej bratem, jej ojciec z nią nie rozmawia, odkąd się o tym dowiedziała, a sam Nico nie chce dać jej spokoju. Wydzwania do niej bez przerwy, a ona nie ma siły na konfrontację z nim. Przysłuchiwałem się jej opowieści z szeroko otwartymi oczami, nie mogąc uwierzyć w to wszystko. Jak to jest po tylu latach dowiedzieć się, że ma się rodzeństwo? Na pewno nie jest łatwo żyć ze świadomością, że nikt nie miał na tyle odwagi, by cię o tym poinformować. Lara musi się czuć oszukana i zdradzona. Chyba każdy by się tak czuł na jej miejscu.
- Nie chcę wracać do domu, bo tata traktuje mnie jak powietrze, a ja nie mogę tego znieść. - załamał się jej głos, ale mówiła dalej. - Teraz nie mam już nikogo i...
     Violetta przerwała jej i przytuliła ją mocno. Po ich policzkach popłynęły łzy, a ja sam z trudem powstrzymałem płacz. Niby jestem facetem, a rozczula mnie widok mojej najlepszej przyjaciółki i miłości mojego życia, pocieszających się nawzajem. Po chwili wstałem i po cichu wyszedłem z pomieszczenia, zostawiając je same. Lara przyszła po pocieszenie do mnie, ale chyba Viola jest w tym lepsza. Poza tym, od dawna chciałem, by wreszcie przestały żywić do siebie tą urazę, która pozostała po tym, jak Lara wyznała mi miłość. 
     Chyba wreszcie się udało.
~,~
Ludmiła
     Nie byłam pewna, czy powinnam się przejmować tymi nieudolnymi zalotami Tomasa, czy jednak je olać. Nic do niego nie czuję już od bardzo długiego czasu, nie mogę nawet powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi. Praktycznie ze sobą nie rozmawiamy. Tak naprawdę to chyba zapomniałam o tym, że kiedykolwiek byłam zakochana w Tomasie. Pojawił się Federico i wywrócił całe moje życie do góry nogami, więc jak mogłabym pamiętać o jakimś banalnym zauroczeniu, które po chwili mi przeszło?
- Lu, myślisz, że powinienem dać innym znać, że jesteś moja? - odezwał się Fede, udając zamyślonego. - Wygląda na to, że nie wszyscy to wiedzą.
     Parsknęłam śmiechem i pacnęłam go w ramię. Odkąd wyszliśmy z Resto, co chwilę zadawał mi pytania w stylu "Czy na pewno wszyscy wiedzą, że jesteś moja?". Do tego stroił przy tym tak zabawne miny, że już kilka razy musieliśmy przystanąć, bo nie mogłam przestać się śmiać. 
- Jestem pewna, że dajesz o tym znać wystarczająco często. - odparłam, chichocząc.
     Federico objął mnie ramieniem i dalej szliśmy w milczeniu. Czułam na sobie jego wzrok, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Przyzwyczaiłam się już do tego, że on czasami woli patrzeć się na mnie niż rozmawiać. Nigdy nie miałam problemu z tym, że ktoś skupia na mnie swoją uwagę, ale przecież to Federico. Gdy on tak na mnie patrzy, przechodzą mnie ciarki i sprawia mi wielką trudność to, by nie odwzajemnić spojrzenia.
- No już, bo aż się czerwona zrobiłaś. - powiedział Federico, wybuchając śmiechem. - Przecież wiem, że moje spojrzenie wywołuje u ciebie gęsią skórkę.
     Spojrzałam na niego z oburzeniem i pokazałam mu język. 
- A właśnie, że nie. Jest mi kompletnie obojętne, czy na mnie patrzysz, czy nie. - zaprotestowałam. - A poza tym, nawet nie masz ładnych oczu.
     Och, co za kłamstwo, Lu.
- Tak? Naprawdę tak uważasz? - przystanął i położył mi dłonie na ramionach.
     Uniosłam brew, czekając na jego kolejny ruch. Albo zamknie mi usta pocałunkiem, albo będziemy się tak sprzeczać. Nie jestem pewna, którą opcję wolę. Fede jakby zorientował się, że nie mam zamiaru mu odpowiedzieć, i uśmiechnął się pod nosem. Jego usta znalazły się na moim policzku, ale ja ani drgnęłam. Lubię, jak się ze mną droczy. No cóż, dopóki nie stracę kontroli, to jest dosyć fajnie.
- Nadal gramy w tą grę? - wyszeptał, zatrzymując usta centymetr od moich.
- Hm, chyba tak. - mój głos zadrżał, chociaż wcale tego nie chciałam. 
- Kto wygrywa? - czułam na twarzy jego ciepły oddech.
     Co za głupie pytanie. W końcu mnie pocałował. Najwyraźniej stracił ochotę na przedrzeźnianie się.
      Oczywiście, że za każdym razem ty wygrywasz, kochanie.

Taki trochę krótki tym razem, ale powiem wam, że jestem z niego w miarę zadowolona. Mam nadzieję, że Wam także się spodoba. :) Przepraszam, wiem, że miał być tak naprawdę wczoraj, ale się nie wyrobiłam. Mam na głowie dużo więcej, niż się spodziewałam. Niby mam ferie, no, ale taki już mój straszny los. Dziękuję Wam za komentarze, kliknięcia w ankiecie i czytanie mojego opowiadania. Do następnego! <3
Buziaki, M. ;*

czwartek, 6 lutego 2014

Violetta Story - Chapter 60.

Violetta Story, chapter 60.

Stefy
     Gdybym go nienawidziła, mogłabym do niego podejść i po prostu mu to powiedzieć, żeby nie robił sobie złudnych nadziei. Mogłabym przestać o nim myśleć i zamartwiać się tą paskudną sprawą. Mogłabym zapomnieć o jego istnieniu. Co by było w tym trudnego, jeśli umiałabym żywić do niego nienawiść? Wtedy to byłoby dziecinnie proste, a przyniosłoby mi upragniony spokój i ulgę. Nauczyłam się jednak, że nawet moje uczucia są przeciwko mnie. Chciałabym go nienawidzić, a tymczasem moje serce wyrywa się ku niemu.
- Stefy, proszę. - odezwał się, podnosząc się z krzesła.
     Instynktownie się cofnęłam, ale moje plecy natrafiły na zimną ścianę. 
- Odejdź. - jęknęłam, chociaż chciałam zabrzmieć pewnie.
     Tomas nie posłuchał, czego mogłam się spodziewać. Skoro w końcu zdobył się na przyjście do mnie i rozmowę, to nie odpuści tak łatwo. Będzie próbował aż do samego końca, bo on taki już jest, a ja niestety go znam. Mam jednak nadzieję, że koniec nadejdzie szybko, bo nie mam siły na konfrontację z nim. Nie dam rady.
- Stefy, daj mi pięć minut. - poprosił. - Wszystko ci wyjaśnię.
     Wszystko ci wyjaśnię? A co tu jest do wyjaśniania? Wiem, że próbował pocałować moją najlepszą przyjaciółkę, będąc ze mną. Nigdy nie otrząsnął się z zauroczenia Violettą i przez cały ten czas, gdy zapewniał mnie, że jestem dla niego najważniejsza i kocha mnie, myślał o niej. Prawie zniszczył także jej związek, który znaczy dla niej najwięcej na świecie. Tomas nie musi mi już nic wyjaśniać. Ta sytuacja jest mi znana aż za dobrze. 
- Wiesz co? - mój głos zabrzmiał zadziwiająco silnie. - Mówiłeś, że mnie kochasz, ale gdybyś kochał, to byś tego nie zrobił. Nie chcę cię słuchać. To koniec. Między nami już nic nie ma.
     Czy to rzeczywiście koniec?
- To dla ciebie definitywny koniec? - zapytał, na co ja pokiwałam głową. - Zapomniałaś już o mnie?
     Cicho bądź i okłamuj go, bo inaczej nie dasz rady.
- Tak.
     Usłyszałam jeszcze tylko jego ciche westchnienie i wyszedł, powłócząc nogami. Nie spodziewałam się, że tak szybko odpuści. Chyba jednak nigdy nie znałam go tak dobrze, jak myślałam. Nie zauważyłam, zaślepiona miłością, jak wielkim tchórzem jest Tomas Heredia.
~,~
Francesca
     Zdecydowałam, że co by nie było, znajdę rozwiązanie problemu. Ale po nieprzespanej nocy obudziłam się z kręgami pod oczami i wcale nie miałam głowy pełnej błyskotliwych pomysłów. Czułam w niej tylko nieprzyjemne łupanie wywołane brakiem snu. Gdy spojrzałam w lustro, z moich ust wydobył się ni to jęk, ni to pisk. Już dawno tak źle nie wyglądałam. Z lekkim westchnieniem zeszłam na dół, odpuszczając sobie próby przywrócenia się do porządku. Nie obchodziło mnie w tamtym momencie nic oprócz faktu, iż nie udało mi się wymyślić nic sensownego.
     W kuchni zastałam nie tylko Lucę, ale też Marco. Siedział przygarbiony przy stole kuchennym i skubał brzeg obrusu. W pierwszym odruchu chciałam się wycofać, bo przecież mój wygląd nie był zbyt zachęcający. Ale zaraz dostrzegłam kręgi pod oczami Marco i zrozumiałam, że on przeżywa to samo. 
- Cześć, Fran. - odezwał się zachrypniętym głosem. - Jak się spało?
     Wzruszyłam ramionami i usiadłam obok niego. Jak to on, próbował chyba dostrzec jakieś pozytywne strony tej sytuacji, ale ja się nawet nie wysilałam. Wszystko widziałam w czarnych kolorach, które pochłaniały całe nasze szczęście, jakie udało nam się nagromadzić.
- Słuchajcie, chciałbym wam pomóc i jakoś was pocieszyć, ale... - zaczął Luca, siadając naprzeciw nas. - Według mnie nie warto kombinować. Marco, powinieneś zadzwonić do rodziców i powiedzieć im, że wracasz do Meksyku.
     Marco uniósł wzrok na mojego brata i zmarszczył brwi.
- Mam ich okłamać?
     Luca pokręcił głową.
- Nie. Wracaj do domu, nie ma innego wyjścia.
     Marco pokręcił gwałtownie głową, przygryzając wargę. Przypomniałam sobie, jak mnie zapewniał, iż znajdzie jakiś sposób i mnie nie opuści. To było tego dnia, gdy tak niespodziewanie pojawił się w Buenos Aires. Nie mam zamiaru już nigdy cię opuścić. Nie wiem, jak to zrobię, ale zostanę tutaj. Tylko z tobą jestem szczęśliwy. Ja też jestem szczęśliwa tylko z nim. A on naprawdę nie ma zamiaru wyjeżdzać. Zostanie ze mną, mimo wszystko. Ale czy to mądre? Czy powinniśmy myśleć tylko o sobie?
- Tu jest mój dom. - odparł Marco. - Obiecałem coś Francesce i dotrzymam obietnicy.
      Mina mojego brata mówiła, że przestał już wierzyć w to, że coś da się zdziałać. Wiedziałam, że chce mojego dobra i gdyby to od niego zależało, to nigdy nie rozdzieliłby mnie i Marco. Ale jest bezsilny. Tak jak ja. To dlatego nic nie wymyśliłam - nic nie da się wymyślić. Przeniosłam wzrok na Marco, by mu powiedzieć, że zawsze będę go kochać, nieważne, gdzie będzie. Ale uprzedziło mnie pukanie do drzwi. Luca powolnym krokiem wyszedł z kuchni, a wrócił w towarzystwie starszej kobiety z ciemnymi włosami i wysokiego mężczyzny. Nigdy ich nie spotkałam, ale od razu zorientowałam się, kim są. Mieli takie same typowo meksykańskie rysy jak Marco.
- To się ciągnie zbyt długo. - odezwała się kobieta.
     Bardzo chciałam myśleć, że teraz przyszedł czas na negocjacje z rodzicami Marco. Ale doskonale zdawałam sobie sprawę, że tak wcale nie jest. Ci ludzie stracili cierpliwość.
~,~
Naty
     Niby wszystko było w porządku, ale ciągle coś mi ciążyło. Dopiero, gdy wszyscy się ze sobą pogodziliśmy, zrozumiałam, że chodziło o Ludmiłę. Musiałam rozdzielać swój czas pomiędzy nią, a resztę przyjaciół i to mnie przytłaczało. Gdy śmiałam się wśród najbliższych, czułam szczęście, ale czymś przyćmione. Moment pogodzenia obu stron był dla mnie jak wyjście z ciemnego tunelu po długim czasie zmierzania w kierunku światełka dającego nadzieję. 
- Francisco, zostaw te paznokcie w spokoju. - skarciłam go, bo znowu zaczął ze zdenerwowania obgryzać paznokcie.
     Siedzieliśmy w auli Studio i czekaliśmy na Marottiego i nauczycieli. Pracownicy You-Mixu już zaczęli rozstawiać w pomieszczeniu kamery. Za niecałe dwadzieścia minut miał się odbyć pierwszy etap reality-show. Wszyscy byli poddenerwowani i podekscytowani, nawet ci, którzy nie brali udziału w konkursie. Ja zdecydowałam jednak, że nie dam się ponieść emocjom. Piosenka jest idealnie dopracowana, przećwiczyłam ją chyba tysiąc razy, Francisco pamięta tekst, co sprawdziłam chwilę temu. Oboje wiemy doskonale, co mamy robić, by wypaść dobrze. Ale na pewno nie uda mi się być spokojną, jeśli on będzie ciągle łaził w tę i z powrotem i obgryzał paznokcie jak jakiś paranoik. 
- Nie dam rady, Naty. - wymamrotał Francisco, podskakując w miejscu. - Tu wszędzie są kamery. Wiesz, ile ludzi wchodzi teraz na stronę You-Mixu, żeby obejrzeć nasz występ?
     No tak, przecież kilkadziesiąt tysięcy ludzi codziennie odwiedza portal internetowy. W dzień, w którym odbywa się pierwszy etap, na pewno ta liczba wzrośnie kilkakrotnie. Reality-show jest hitem w całej Argentynie i kilku innych państwach Ameryki Południowej. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z ogromu popularności tego konkursu, ale oczywiście wczoraj Marotti musiał nas wszystkich o tym poinformować. To nie pomaga mi w utrzymywaniu nerwów na wodzy. 
- Przymknij się, bo mi się te twoje nerwy udzielą. - warknęłam.
     Francisco usiadł na krześle obok mnie. Przez chwilę siedział na miejscu w miarę spokojnie, ale zaraz zaczął wybijać jakiś rytm stopą, co mnie zirytowało. Rzuciłam mu wściekłe i zniecierpliwione spojrzenie, na co przestał. Nie wytrzymał długo w bezruchu, bo wziął do ręki swój plecak. Gdy na niego zerknęłam, bawił się suwakiem. Sapnęłam zdenerwowana i podeszłam do Maxiego, który właśnie wszedł do pomieszczenia w towarzystwie Camili.
- Powiedzcie, że wy się nie denerwujecie. - powiedziałam błagalnym tonem, usadawiając się obok nich pod ścianą.
     Camila wzruszyła ramionami i przygryzła wargę.
- Mam wrażenie, że zaraz nie wytrzymam i pobiegnę do domu, żeby schować się pod stołem. - odparła drżącym głosem. - Nie, wcale się nie denerwuję.
     Już miałam coś odpowiedzieć, ale Maxi przytulił mnie do swojego boku, skutecznie mnie uciszając. Najwyraźniej nie chciał, żebym jeszcze bardziej denerwowała Camilę. Objęłam go ręką w pasie i westchnęłam, starając odciąć się od tego wszystkiego. Nigdy nie lubiłam pomieszczeń wypełnionych po brzegi ludźmi. Tłum mnie przytłacza i nie mogę racjonalnie myśleć w takich sytuacjach. 
     Moje rozmyślania przerwał Marotti. Wpadł do sali, ledwo utrzymując równowagę. Oczywiście na szyi miał różnokolorowy szalik, którym zaczął wymachiwać z szerokim uśmiechem. Wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę. Do pomieszczenia wmaszerował jeszcze Pablo z innymi nauczycielami i wtedy zrobiło się przeraźliwie cicho. Nikt nie śmiał przerwać ciszy, bo chyba wszyscy zauważyli czerwone światełko na jednej z kamer sygnalizujące, iż jesteśmy nagrywani.
- Zaczynamy pierwszy etap reality-show organizowanego w prestiżowym Studio21! - wydarł się Marotti do mikrofonu, wyskakując na sam środek sali. 
     Większość uczniów cofnęła się gwałtownie, ponieważ mężczyzna najwyraźniej zapomniał, iż mikrofon robi swoje i wcale nie musi aż tak krzyczeć. 
~,~
German
     Od samego rana w domu panowała napięta atmosfera. Violetta zerwała się bladym świtem z łóżka i zdenerwowana zaczęła biegać w tą i z powrotem i dopiero Federico udało się ją uspokoić. Nie pamiętam, kiedy ostatnio była tak zestresowana występem na scenie. W tamtym roku już brała udział w takim reality-show i nie było aż tak źle z jej nerwami. Fede jednak zdradził mi, że od tamtej pory You-Mix stał się dużo popularniejszy i, kto wie, może nawet gdzieś w Europie oglądają teraz pierwszy etap reality. 
- Ramallo, przynieś swój komputer, zaraz się zaczyna! - zawołałem, siadając na kanapie.
     Nie pozwolono osobom z zewnątrz na wstęp do Studio na czas emisji, więc zostało mi obejrzenie występu mojej księżniczki w internecie. To chyba i tak lepsze niż oglądanie na żywo, bo pewnie moja obecność tylko zestresowałaby Violettę. 
- Uwaga! - rozległ się głos Olgi. - Idę z popcornem!
     Przesunąłem się, by zrobić naszej gosposi miejsce na kanapie. Ona była jeszcze bardziej rozemocjonowana niż Violetta. W środku nocy wstała i zaczęła przygotowywać tony popcornu, byśmy mieli co jeść podczas oglądania. 
     Ramallo pojawił się ze swoim laptopem i podał go mi. Szybko uruchomiłem komputer i wszedłem na stronę You-Mixu. "Emisja na żywo ze Studio21", jak głosił wielki nagłówek, właśnie się rozpoczęła. 
- Poczekaj, German, dostałem wiadomość. - Ramallo zabrał mi komputer sprzed nosa.
     Założyłem ręce na pierś i ze zniecierpliwieniem czekałem, aż Ramallo raczy oddać laptopa. Ciągle słyszeliśmy rozgorączkowany głos prowadzącego, który przedstawiał właśnie uczestników konkursu. Olga bez przerwy poprawiała się na kanapie, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji, i podjadała popcorn z wielkiej miski. Po chwili mój asystent oddał mi komputer z dziwną miną. Spojrzałem na ekran i ujrzałem okno wiadomości. Była zaadresowana do mnie. Wysłała ją, o zgrozo, Esmeralda LaFontaine. Na początku zaznaczyła, iż nie odpowiadam na jej e-maile i nie odbieram telefonów, więc jest zmuszona do przekazania mi wiadomości w taki sposób. Później zaczęła swoją przemowę na temat "Dlaczego German Castillo jest takim tchórzem".  Trzeba mieć tupet, żeby obrażać tak ledwo co poznaną osobę. Esmeralda nie miała żadnych uprzedzeń i użyła kilku bardzo brzydkich słów, by opisać moje zachowanie w stosunku do jej siostry, Jade. A już prawie zapomniałem o tej sprawie. Może jednak powinienem pamiętać.
- Proszę pana, chcę zobaczyć moją księżniczkę! - zniecierpliwiła się Olga. 
     Szybko zamknąłem okno wiadomości i z powrotem włączyłem stronę You-Mix, kładąc komputer na stoliku. Nie mogłem jednak przestać myśleć o tym, że mimo wszystko zapomniałem. Pojechałem do szpitala, w którym leży Jade, ale spanikowałem, po czym znów puściłem to w niepamięć. Niczego się nie nauczyłem na podstawie tych wszystkich porażek. Zupełnie niczego. I rzeczywiście jestem strasznym tchórzem.
~,~
Daniel
     Miałem nie przychodzić do Studio na pierwszy etap reality. Nie biorę w tym udziału i mało mnie to przedsięwzięcie interesuje. Ale wtedy pomyślałem sobie, że przecież dla Cam to niesamowicie ważne. Powinienem jej pokazać, że jeśli na czymś jej zależy, to  jestem z nią. Skoro nie mogę wyznać jej swoich uczuć, to będę się przynajmniej zachowywał jak dobry przyjaciel. Jeszcze tego mi brakuje, by sobie pomyślała, że nie chcę się z nią przyjaźnić. W sumie to nie chcę, bo ją kocham, ale jeśli nie pozostaje mi nic innego... 
- Dan. - syknęła Cami, podchodząc do mnie. - Przyszedłeś.
- Nie przepuściłbym okazji zobaczenia, jak błyszczysz na scenie. - szepnąłem jej prosto do ucha. 
     Czy tak zachowuje się przyjaciel?
- Bez przesady, ja nie błyszczę tak jak ona. - wskazała palcem na scenę, na której Ludmiła i Leon właśnie wykonywali swoją piosenkę.
     Blondynka rzeczywiście promieniowała blaskiem, ale ja i tak miałem ciągle przed oczami Cami, jak wchodzi na scenę i pokazuje wszystkim, że to ona jest najlepsza.
- Dobra, dobra. - zaśmiałem się, trącając ją w ramię.
     O, i proszę. To był typowo przyjacielski gest. 
     Cam tylko zachichotała pod nosem i ponownie skupiła się na oglądaniu występu Leona i Ludmiły. Wybrali piosenkę, której nigdy wcześniej nie słyszałem. Zapytałem o nią Cam, a ona odpowiedziała, że to "Soy mi mejor momento", piosenka napisana przez Ludmiłę specjalnie na ten konkurs. Odrobinę zdziwiło mnie to, że ktoś taki jak Ferro mógł napisać taki tekst, ale zaraz sobie przypomniałem, że się zmieniła i wcale nie powinno mnie już to dziwić.
- Teraz ja i Maxi. - Cam przerwała moje rozmyślania. - Nie, nie dam rady. To za wiele jak dla mnie, idę stąd...
     Była taka piękna. Taka piękna i taka utalentowana, a ciągle w siebie nie wierzyła. Nie mieściło mi się w głowie, jak ona może nie zauważać swojej niezwykłości. Złapałem ją za ramiona i obróciłem do siebie. Jedną sekundę zajęło mi podjęcie decyzji. Przycisnąłem wargi do jej różowych ust i całe moje starania dotyczące tych przyjacielskich gestów diabli wzięli. Ale gdy poczułem malinowy smak jej warg wszystkie wątpliwości zniknęły, bo przecież to na nią całe swoje życie czekałem. 
- Idź tam i pokaż im. - wyszeptałem, odsuwając ją od siebie.
     Spuściła głowę, rumieniąc się, i przepchnęła się do sceny. Gdy na niej stanęła, uśmiechnęła się szeroko, patrząc prosto na mnie. 
~,~
Violetta
     Wiedziałam, że zaraz będę musiała wejść na scenę i powiedzieć, że Tomas się nie pojawił. Leon obejmował mnie w pocieszającym geście i co chwilę się do mnie uśmiechał, dodając mi otuchy. Byłam zdenerwowana, bo nie chciałam zawieść Pablo, Marottiego i całej naszej publiczności, ale także zła na Tomasa, bo zniszczył coś pięknego. Włożyłam tyle wysiłku w przygotowania do tego reality, a on tak po prostu mnie olał. Odbyliśmy razem tylko dwie próby, jedną przed tym paskudnym incydentem i kolejną kilka dni później. Nie powiedziałam o niej Stefy, bo Tomas nie przejawiał ochoty na spotkanie z nią, więc nie chciałam jej smucić. 
- Violu, trzęsiesz się. - zauważył Leon, obracając mnie do siebie. - Nie denerwuj się tak.
     Odgarnęłam włosy z twarzy i nerwowo przygryzłam wargę. 
- Nie mogę. - odparłam. - Boję się, wiesz ile ludzi nas ogląda? Nie chcę zawieść.
- Nie ty zawiodłaś, ale Tomas. - zapewnił mnie Leon, głaszcząc mnie po ramionach. - Nie ma w tym twojej winy. Starałaś się.
     Pokiwałam głową i przytuliłam się do jego boku. Naty i Francisco zeszli ze sceny we wrzawie oklasków i rozległ się głos Marottiego. Ukryłam twarz w koszulce Leona.
- A teraz Violetta i Tomas! - zawołał.
     Leon pogłaskał mnie jeszcze raz po plecach i odsunął od siebie, dając mi krótkiego buziaka w usta. Chwiejnym krokiem weszłam na scenę. Już otwierałam usta, by powiadomić wszystkich o nieobecności Tomasa, gdy ten wpadł na salę. 
- Jestem!
     Odetchnęłam z ulgą. Powinnam być wściekła na Tomasa, ale nie miałam w tamtym momencie do tego głowy. Chciałam tylko zaśpiewać najlepiej, jak umiałam. Tomas stanął obok mnie i wziął do ręki gitarę, rzucając mi uśmiech, którego nie odwzajemniłam. Spojrzałam na przyjaciół, którzy uśmiechali się do mnie zachęcająco, i na Leona, który uniósł dwa kciuki w górę i puścił mi oczko. 
     Oni dają mi siłę.
~,~
Ludmiła
     Na scenie zawsze czułam się jak ryba w wodzie, niezależnie od tego, co się działo w moim życiu prywatnym. Choćbym miała tysiące problemów bez rozwiązania, na scenie wszystko wyparowywało. Byłam tylko ja i muzyka. Między innymi dlatego udział w reality był dla mnie ważny. Od dłuższego czasu nikt mnie nie zauważał, Violetta i Stefy bez przerwy kradły mi główne role w przedstawieniach i tym podobnych. Zrozumiałam, że za bardzo skupiam się na popularności i zdaniu innych, niż na doskonaleniu mojego talentu muzycznego. Wzięłam się za siebie i proszę - udało mi się dostać do reality. Nie wiem, jak publiczność przyjęła to, że znowu biorę udział w konkursie. Pewnie zapamiętali mnie z zeszłego roku, kiedy to jak totalna idiotka starałam się sprawiać wrażenie divy. Ale to nie ważne. Zaczynam od nowa. 
     Występ z Leonem był perfekcyjny, tak jak to sobie założyłam. Chociaż, może nie do końca - jestem pewna, że wkradł mi się drobny fałsz w drugiej zwrotce, ale to chyba przez tą piosenkę. Wywołuje ona we mnie zbyt dużo emocji. "Soy mi mejor momento" symbolizuje to, że udało mi się wreszcie otworzyć oczy na świat. Mam nadzieję, że udało mi się to przekazać wszystkim widzom.
- Byłaś wspaniała, Ferro! - Federico podbiegł do mnie, porwał mnie w ramiona i okręcił kilka razy.
     Zaśmiałam się. Lubimy się przedrzeźniać, ale nasze docinki są dokładnie przemyślane, a jeśli chodzi o momenty, kiedy emocje biorą górę, Pasquarelli komplementuje mnie tak, jak jeszcze nikt. Uwielbiam te momenty prawie tak samo jak te, gdy wyzywamy się nawzajem.
- Wiem, że byłam. - zachichotałam, gdy mnie postawił. - Ale tak serio, serio, podobało ci się?
     No tak. Najpierw odzywa się we mnie coś z tej dawnej Ludmiły i sobie schlebiam, a zaraz pojawia się ta głupia niepewność i muszę się dokładnie upewnić, czy na sto procent mu się podobało. To się zaczyna robić irytujące, bo walczą we mnie dwie zupełnie różne osobowości. 
- Byłaś najlepsza. - pocałował mnie w skroń. - A teraz chodź, idziemy to uczcić.
     Podążyliśmy za tłumem uczniów do Resto. Bar był już wypełniony po brzegi, a powitał nas wielki transparent z napisem "Gratulacje dla Violi, Cami, Lu, Naty, Leona, Maxiego, Francisco i Tomasa!". Poczułam się taka... doceniona.
     Bo pierwszy raz od dłuższego czasu nikt o mnie nie zapomniał.

Witam Was serdecznie. :D Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Dedykuję go Oli Pasquarelli. Dziękuję Wam wszystkim za komentowanie i czytanie. Do następnego! <3
Buziaki, M. ;*