Violetta Story, chapter 32.
Stefy
Słowa Tomasa dźwięczały mi w głowie całą noc, przez co w ogóle się nie wyspałam. Przewracałam się z boku na bok, w nadziei, że wreszcie znajdę wygodną pozycję. Nie udało się. Rano obudziłam się z potwornym bólem pleców. Z jękiem podniosłam się z łóżka i powoli wyszłam z pokoju. Modliłam się w duchu, by rodzice już wybyli, bo nie miałam najmniejszej ochoty teraz się z nimi kłócić. I tak nie potrafiłabym się skupić na wymyśleniu jakiejś sensownej riposty, której mogłabym użyć w odpowiedzi na docinki mamy albo bełkot taty. Zajrzałam ostrożnie do kuchni i na szczęście nikogo nie zastałam. To trochę podniosło mnie na duchu i uspokoiło zszargane nerwy. Wyjęłam z lodówki sok i nalałam go do szklanki, gdy usłyszałam za sobą jakiś szelest.
- To mój sok, Stefania. - odezwała się mama, zakładając jakiś naszyjnik na szyję. - Tyle razy ci powtarzam, że pomarańczowy jest mój, bo innego nie piję.
Wywróciłam oczami i wylałam zawartość szklanki do zlewu.
- Proszę, teraz ci pasuje? - prychnęłam, wyciągając z lodówki sok innego smaku.
- Mogłaś mi go dać, chętnie się napiję, a nie od razu marnować. - oburzyła się mama, podchodząc do blatu. Wyjęła mi z dłoni szklankę z sokiem jabłkowym, który sobie nalałam i upiła łyka.
- Przecież pijesz tylko pomarańczowy! - zawołałam, załamując ręce.
- Jabłkowy też może być. - odparła, wychodząc z kuchni. Krzyknęłam sfrustrowana i udałam się do łazienki, bo przez nią straciłam ochotę na cokolwiek. Gdy byłam już gotowa, złapałam torebkę i wybiegłam z domu, trzaskając drzwiami. Od razu poczułam odór alkoholu i ujrzałam zalanego w trupa ojca na wycieraczce. Trąciłam go butem i odchrząknęłam znacząco.
- Wstawaj, sąsiedzi cię zobaczą. - przestąpiłam nad nim i udałam się w drogę do Studia. Już po kilku minutach marszu usłyszałam charakterystyczne dźwięki, które dochodziły ze szkoły muzycznej. Już z samego rana uczniowie Studia śpiewali, tańczyli, grali na instrumentach... I to wszystko na podwórku przed budynkiem, dzięki czemu słychać ich było w odległości kilkunastu metrów. Czasami zaciekawieni przechodnie przystawali, by na nich popatrzeć lub posłuchać. To wspaniałe należeć do tej społeczności utalentowanych ludzi. Dzięki temu wiesz, że wcale nie jesteś taki zły, bo inaczej by cię nie przyjęli.
- Stefy! - usłyszałam głos, który mogłabym rozpoznać wszędzie. Tomas. Przyspieszyłam kroku, ale i tak mnie dogonił. - Zwolnij trochę. - zaśmiał się, łapiąc mnie za ramiona, przez co musiałam się zatrzymać, by na niego nie wpaść.
- Czego chcesz? - syknęłam, zrzucając jego dłonie z moich ramion. - Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
- Dlaczego? - zdziwił się. - Chciałbym ci coś powiedzieć, Stefy, coś bardzo ważnego...
- Idź sobie do swojej nowej dziewczyny. - sarknęłam, odchodząc szybkim krokiem. Wtopiłam się w tłum ludzi, by mnie przypadkiem nie dogonił. Nie mogłam znieść tego, że nie raczył mi nawet powiedzieć, że chodzi z Ludmiłą. Przecież byliśmy niby przyjaciółmi! Nie rozumiem go.
~,~
Maxi
Zaniepokojenie Camili nieobecnością Leona w Studio zaczyna mi się udzielać. Ale ja od początku wiedziałem, że wyjazd Violetty źle się skończy. Po prostu to przeczuwałem.
- Maxi! - zawołała Naty, podbiegając do mnie. Przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w policzek. Codziennie się tak ze mną wita, odkąd jesteśmy razem. To takie słodkie, jak bardzo cieszy się, gdy mnie widzi.
- Hej, Naty. - przywitałem się. - Masz jakiś kontakt z Leonem?
- Nie, nie odbiera telefonu, a jak do niego poszłam, to nie chciał mnie wpuścić do pokoju. - odparła smutno. - Coś jest z nim nie tak. Martwię się.
Objąłem ją ramieniem i przytuliłem do swojego boku.
- Dziwne, że on tak po prostu sobie... odpuścił. - odezwałem się, gdy zmierzaliśmy wolnym krokiem do sali tanecznej, w której mieliśmy mieć zajęcia z Jackie. - Zawsze walczył o Violettę.
Naty przytaknęła mi energicznie.
- Nie chcesz wiedzieć, co się z nim działo, gdy pierwszy raz ją zobaczył. - rzuciła. - Andres mówił, że bez przerwy o niej gadał.
Nie dokończyłem, bo do Studia wszedł właśnie Leon. Wyglądał normalnie, pomijając wielkie wory pod oczami. Do twarzy przykleił sobie obojętną minę, którą kojarzyłem z czasów, gdy chodził z Ludmiłą.
- Cześć, Leon. - powiedziałem, niepewnie do niego podchodząc. - Jak się masz?
Obrzucił mnie obojętnym spojrzeniem i założył ręce na pierś.
- Wszystko okej. - odparł zachrypniętym głosem. - W jak najlepszym porządku.
Przyjrzałem mu się dokładnie.
- Na pewno? - upewniłem się.
- Nie bądź wścibski, stary. - zaśmiał się sztucznie, klepnął mnie w ramię i odszedł, puszczając oko do kilku dziewczyn po drodze. I wszystko jasne. Nic nie jest z nim w porządku.
~,~
Camila
Najpierw sprawa Leona i Violetty nie dawała mi się skupić, a teraz jeszcze ta randka. Fran kompletnie wytrąciła mnie tym z równowagi. No bo przecież co sobie pomyśli Daniel? Że jestem desperatką. Uzna, że jestem na tyle nienormalna, że poprosiłam najlepszą przyjaciółkę, by umówiła mnie z nim na randkę. A że podwójna, to już inna sprawa. Jasne, chciałabym pójść z Danielem na randkę, ale wolałabym, aby on sam mnie na nią zaprosił, a nie żeby Francesca go do tego zmusiła.
- No, Cami, nie gniewaj się, chciałam dobrze. - powiedziała chyba już setny raz w ciągu pięciu minut Francesca. - Myślałam, że Daniel ci się podoba.
- Bo mi się podoba. - odparłam, rumieniąc się. - Ale zazwyczaj to chłopak zaprasza dziewczynę na randkę, a jej najlepsza przyjaciółka siedzi cicho. - zgromiłam ją wzrokiem. Gdyby była choćby trochę normalna, to pomyślałaby o tym, że na podwójne randki chodzą pary. A ja i Daniel nie jesteśmy w żadnym wypadku razem, całki
em inna sprawa z Francescą i Marco. Tak więc nasza "podwójna randka" będzie dosyć krępująca, jeśli oczywiście taka się odbędzie.
em inna sprawa z Francescą i Marco. Tak więc nasza "podwójna randka" będzie dosyć krępująca, jeśli oczywiście taka się odbędzie.
- Cami, przesadzasz. - machnęła ręką. - Pójdziesz na tą randkę, bo Daniel już się zgodził.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Nie wiedziałam, że Dan już jakoś potwierdził swoją aprobatę. Jak na razie tylko droczył się ze mną na temat tej randki, ale ani razu nie powiedział wprost, że ma zamiar się na nią wybrać.
- Naprawdę? - zapytałam z niedowierzaniem. - Nie żartujesz sobie ze mnie? - uniosłam brwi.
- Nie, dlaczego miałabym żartować? - wzruszyła ramionami. - Mówił mi, że bardzo chętnie z nami pójdzie. Nie możesz go teraz wystawić. - uśmiechnęła się do mnie konspiracyjnie.
- Fran, kiedyś cię uduszę. - pogroziłam jej żartobliwie palcem. - Ostatni raz wtryniasz się w moje sprawy sercowe. - zaśmiałam się, a ona mi zawtórowała.
~,~
Francesca
Po zajęciach wyciągnęłam Camilę czym prędzej ze Studia, żeby mi nie zwiała. Chociaż zgodziła się na tę randkę, to cały dzień unikała tego tematu i Daniela. Nie zdziwiłabym się, gdyby nagle znikła i nie pokazała się do jutra.
- Fran, a może to jednak nie jest dobry pomysł? - marudziła, gdy prowadziłam ją do mojego domu, gdzie miałyśmy zrobić się na bóstwa. - No wiesz, jeszcze mamy szansę się wycofać...
- Nie, Cami, przestań tyle gadać. - zaprotestowałam. - Będzie fajnie. - zapewniłam ją, ale w odpowiedzi tylko wywróciła oczami. Po kilku minutach stałyśmy już w moim pokoju. Zajrzałam do szafy i wyciągnęłam sukienkę Camili, którą wzięłam wczoraj wieczorem z jej domu.
- Skąd to masz? - zdziwiła się. - Przecież ci tego nie pożyczałam!
- Tajemnica. - pokazałam jej język i usadziłam ją przed lusterkiem. - Co by tu zrobić ci z włosami... - zastanowiłam się.
- Może nic? - zaproponowała głupkowato. - Najlepiej jak pójdę teraz do domu i...
- Po moim trupie! - zawołałam. - Najlepszy będzie chyba wysoki kucyk. - powiedziałam sama do siebie, po czym zabrałam się za czesanie Camili. Gdy fryzura była gotowa, wzięłam się za makijaż. Postawiłam na naturalność, więc tylko pociągnęłam jej usta błyszczykiem, pomalowałam powieki jasnym cieniem i użyłam trochę tuszu do rzęs i różu. Camila nigdy nie potrzebowała kosmetyków, by wyglądać ślicznie. Od zawsze zazdrościłam jej tych długich, kręconych włosów i ładnej twarzy.
- Przebieraj się. - zarządziłam, rzucając jej sukienkę. - Szybko, szybko! - pospieszyłam ją, bo specjalnie zaczęła się ociągać. Podczas gdy ona się przebierała, ja doprowadziłam się do porządku i wybrałam ubranie dla siebie.
- I jak? - stanęła w drzwiach mojego pokoju, przygryzając wargę. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się szeroko. Ja to jednak mam oko. Wyglądała pięknie.
- Idealnie. Daniel padnie z wrażenia. - mrugnęłam do niej.
~,~
Daniel
Nigdy w życiu jej się do tego nie przyznam, ale Fran uratowała mi życie. Od jakiegoś czasu zbierałem się, by zaprosić Cam na randkę, ale jakoś nie potrafiłem. Nie wiedziałem, co zrobię, jeśli odmówi. Albo co powiem, jeśli się zgodzi. Z reguły zapraszanie dziewczyn na randki było dla mnie dziecinne proste, ale z Cam to nie to samo. Ona patrzy na ciebie tymi swoimi oczami i nie możesz się skupić. Poza tym na żadnej dziewczynie mi tak nigdy nie zależało, tak więc dostanie kosza od niej zabolałoby bardziej, niż kosz od przypadkowej dziewczyny spotkanej na ulicy. I właśnie wtedy, gdy byłem już strasznie sfrustrowany i nie miałem bladego pojęcia, co zrobić, Francesca spadła mi z nieba i załatwiła sprawę za mnie. Podwójna randka? Spełnienie moich marzeń. Camila nie będzie się czuła tak skrępowana w obecności przyjaciółki, a ja będę czuł się raźniej w towarzystwie innego faceta. Idealnie. Perfekcyjnie. Fran to jednak ma pomysły.
- Cześć, stary. - usłyszałem głos Marco. - Denerwujesz się?
- Coś ty. - zaśmiałem się. - Czym miałbym się niby denerwować? - uśmiechnąłem się kpiąco.
- Dan, tak między nami, to wiesz, że Fran zrobiła to dla ciebie i Cami? - uniósł brwi, ignorując moją wcześniejszą wypowiedź.
- Jasne, że wiem. - prychnąłem. - Nie jestem idiotą. - zaśmiałem się.
- Więc podoba ci się Camila? - zapatrzył się w jakiś odległy punkt na niebie. Wsadziłem ręce do kieszeni dżinsów.
- Na to wygląda. - westchnąłem. - Jest inna niż reszta dziewczyn.
- Pod jakim względem? - zaciekawił się. Zamyśliłem się. Pod jakim względem? Nigdy się głębiej nad tym nie zastanawiałem. Po prostu ubzdurałem sobie, że jest inna.
- No... - zawahałem się, bo coś właśnie przyszło mi do głowy. - Nie klei się do mnie.
Marco roześmiał się głośno, a ja po chwili mu zawtórowałem. To, co powiedziałem, było totalnie głupie, ale przynajmniej rozładowałem napiętą atmosferę. I o to chodziło.
- One zaraz będą, więc się przygotuj na szok. - odezwał się, gdy już się opanowaliśmy. - Francesca powiedziała, że, cytuję: odstawi Camilę tak, że ci szczena opadnie. - pokiwał głową z rozbawieniem.
- Jak Fran coś powie, to... - zaśmiałem się cicho. Marco jednak nie skomentował tego, tylko zagapił się w dal z otwartą buzią. Najpierw pomyślałem, że jest jakiś dziwny, a dopiero po chwili zorientowałem się, że Francesca i Camila nadchodzą. Zarejestrowałem, że włoszka ma na sobie niebieską spódnicę, a potem skupiłem wzrok na Cam i wszystko inne przestało mnie obchodzić. Miała wysoko upięte włosy i delikatny makijaż, który idealnie podkreślał to, jaka jest śliczna. Ubrana była w sukienkę przed kolana i dżinsową kamizelkę. Chyba też rozdziawiłem usta. Musiałem wyglądać idiotycznie.
- Cześć. - przywitała się Francesca, ale ja ciągle gapiłem się na Cam. - Coś wam jest?
- Eee... - zająknął się Marco. - Nie, po prostu... wyglądacie nieziemsko. - uśmiechnął się do niej. Zarumieniła się lekko i przygryzła wargę.
- A jak ci się podoba Cami, Daniel? - zapytała z błyskiem w oku włoszka.
- Obie bardzo ładnie wyglądacie. - odparłem cicho. Kompletnie nie wiedziałem co powiedzieć i dlatego wyjąkałem pierwsze, co mi przyszło do głowy. To było głupie, bo przecież powinienem pochwalić tylko Cam, a nie także jej przyjaciółkę. Idiota ze mnie.
- No to chodźmy. - zaproponowała Francesca, łapiąc Marco za rękę. - Zobaczycie, co przygotowaliśmy.
~,~
Camila
Wieczorem, gdy wróciłam do domu, miałam mieszane uczucia co do randki z Danielem. Miałam wrażenie, że odkąd się pojawiłyśmy Dan gapił się bez przerwy na Francescę. Wyglądała bardzo ładnie, to fakt, ale w końcu to ze mną był umówiony. A może tylko mi się wydawało, że na nią patrzy? Okazało się, że Francesca i Marco przygotowali piknik w cieniu drzew na obrzeżach parku. Najpierw zjedliśmy kanapki, popijając sokiem z pomarańczy, a później gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Kiedy rozmowa zeszła na temat mnie i Daniela, zrobiło się dosyć niezręcznie.
- Powiedzcie, jak wyglądają wasze stosunki. - odezwał się Marco z rozbawioną miną. Na jego słowa zarumieniłam się na wściekle czerwony kolor i zobaczyłam tylko, jak Fran rzuca swojemu chłopakowi mordercze spojrzenie, bo spuściłam głowę.
- Marco, proszę cię, przecież... - zaczęła Fran, ale Daniel jej przerwał.
- Jesteśmy przyjaciółmi. - powiedział, zerkając na mnie niepewnie. - Prawda, Cam?
- Yhym, tak, prawda. - przytaknęłam mu, wsadzając do ust landrynkę. Pełno ich leżało w miseczce na kocu, każda miała inny smak i kolor.
- Ale właśnie jesteście na randce. - zaśmiał się Marco. - Czy to nie mówi samo za siebie? - uniósł brwi.
- Zmieńmy temat. - odchrząknęłam. - Jak tam wasz związek?
I wtedy atmosfera się trochę rozluźniła. Była tak gęsta, że można by ją ciąć nożem, więc musiałam coś z tym zrobić. Wiem, że Marco najprawdopodobniej chciał dobrze, ale coś mu nie wyszło. Tak więc, podsumowując - podwójna randka okazała się kompletną klapą. Wcale się dobrze nie bawiłam, byłam skrępowana i czułam się cholernie niezręcznie. Może to przez obecność Francesci i Marco, który bez przerwy wypytywał nas o "naszą relację", a może przeze mnie, bo nie potrafię normalnie zachowywać się przy chłopaku, który mi się podoba. Mimo tego, wierzę, że Daniel nie pomyślał sobie, że jestem kompletną idiotką. Przynajmniej wyglądałam przyzwoicie, dzięki Francesce.
~,~
Naty
Wieść o randce Daniela i Cami, którą zainicjowała Francesca wraz z Marco rozeszła się po naszej paczce bardzo szybko. Już kilka minut po tym, jak rozentuzjazmowana Fran poinformowała o tym Cami i Dana, Broadway i Andres o wszystkim wiedzieli. Tak więc to nic dziwnego, że ja i Maxi także już wiedzieliśmy gdzie, kiedy i po co spotyka się czwórka naszych przyjaciół. Francesca postanowiła trochę pomóc Camili, ale jej nie wyszło, z tego co wiem. Dziś rano Cami była smutna i przybita, więc chyba coś poszło nie tak. Francesca jednak powiedziała, żebyśmy się nie martwili, bo ona to załatwi. Dałam sobie więc spokój ze sprawą nieudanej randki i zajęłam się odrobinę poważniejszym problemem, a mianowicie dziwnym zachowaniem Leona. Podrywa wszystkie dziewczyny w zasięgu wzroku na ten swój anielski uśmiech. Robił tak kiedyś, to fakt, ale Violetta go zmieniła. Teraz, gdy jej nie ma, on znowu robi się taki... arogancki. Na szczęście nie uderza do Ludmiły, bo to już by był szczyt chamstwa z jego strony. Wierzę, że mimo wszystko gdzieś tam jeszcze jest prawdziwy Leon, ten, którego tak wszyscy lubimy. Ten, w którym zakochała się Violetta.
- Maxi, pogadaj z Leonem. - odezwałam się do chłopaka. - Jesteś facetem, na pewno go zrozumiesz.
Maxi obrzucił mnie niedowierzającym spojrzeniem.
- Coś ty, Naty, nie widzisz, co się z nim dzieje? - zdziwił się. - Ma w garści połowę lasek ze Studio!
Westchnęłam ciężko, ale w myślach przyznałam mu rację. Jak tu zrozumieć Leona? Jasne, próbuje jakoś zapomnieć o Violetcie, ale to na pewno nie jest dobry sposób. Tylko pogarsza sprawę.
- No tak, ale pomyślałam sobie... - zaczęłam, odgarniając włosy z twarzy.
- Naty, jeśli ktoś ma zrozumieć tego Leona, to ty albo Ludmiła. Ewentualnie Andres. - powiedział Maxi, uśmiechając się do mnie delikatnie. Przytaknęłam mu. Rozmowa z Ludmiłą odpada, Andres i tak nic nie skapuje, więc zostaję tylko ja.
- No dobra, to idę. - wzięłam głęboki oddech i niepewnie podeszłam do Leona, który właśnie rozmawiał z jakąś blondynką. - Leon, możemy pogadać? - zwróciłam się do niego. Spojrzał na mnie spod przymróżonych powiek, przeprosił dziewczynę i odciągnął mnie na bok.
- O co chodzi, Nata? - uniósł brwi. O nie, nazwał mnie Natą. Tak nazywał mnie tylko, gdy był z Ludmiłą. Ona też tak do mnie mówiła i się przyzwyczaił, ale odkąd wszystko się zmieniło, przestał tak robić. Nie jest dobrze.
- Chciałam cię o coś zapytać. - wyjaśniłam. - A mianowicie: co się z tobą, do jasnej ciasnej, dzieje, Leon?! - zawołałam. Nie wytrzymałam po prostu, za dużo emocji się we mnie kłębiło.
- O czym ty mówisz? - zapytał Leon, patrząc na mnie jak na wariatkę.
- Podrywasz wszystkie dziewczyny, zupełnie jak kiedyś. No wiesz, jak Ludmiła cię rzuciła, to podrywałeś je, a potem do siebie wróciliście i znowu było cacy. - uśmiechnęłam się ironicznie.
- Naty, nie mam ochoty o tym rozmawiać. - spuścił głowę, a ja zarejestrowałam, że nazwał mnie Naty, a z jego twarzy zniknęła ta przeklęta, obojętna mina.
- Leon, powiedz, co się dzieje. - poprosiłam łagodnie. - Wszyscy chcemy ci pomóc.
Spojrzał na mnie oczami pełnymi bólu i smutku. Nigdy go takiego nie widziałam, nawet sobie go takiego nie wyobrażałam.
- Chodzi o to, że Violetta... - wyszeptał łamiącym się głosem. - Ona... Przepraszam, Naty, muszę iść. - wymamrotał, odchodząc pospiesznie. A ja stałam tam z rozdziawionymi ustami. Myślałam, że się otwiera, że wszystko mi powie, a tu takie coś. Znowu zamknął się w sobie.
- I jak, udało ci się coś z niego wyciągnąć? - podszedł do mnie Maxi, a zaraz po nim Camila, Francesca, Stefy, Daniel, Tomas, Broadway i Andres.
- Tak. - odparłam. Wszyscy nadstawili uszu. - Chodzi o Violettę. Nie powinnam w ogóle do niego podchodzić, teraz znowu zamknął się w sobie i pewnie przestanie chodzić do Studia. - dodałam histerycznym tonem. Maxi przytulił mnie do siebie.
- Naty, to nie twoja wina. - zapewnił mnie, a reszta mu przytaknęła. - Chciałaś dobrze, a zresztą to lepiej, że Leon już nie uderza do wszystkich dziewczyn po kolei. Myślę, że łatwiej będzie teraz do niego dotrzeć. - uśmiechnął się do mnie.
~,~
Violetta
Usiadłam w miękkim fotelu i zamknęłam oczy, starając się odgrodzić od reszty świata. Chciałam przestać czuć to, co realne. Chciałam zatracić się w uczuciach, które wywoływały we mnie wspomnienia. Pragnęłam zatracić się w tym cieple, które roztaczał wokół siebie mój Leon, ten ze snów. Bo co noc o nim śniłam. Nie mogłabym się od niego uwolnić, nawet gdybym chciała. A nie chcę. Chcę go zatrzymać przy sobie, nawet, jeśli nie jest prawdziwy, tylko żyje w mojej wyobraźni.
- Violetta. - usłyszałam głos, który oderwał mnie od wspomnień i przywrócił do świata rzeczywistego. Otworzyłam oczy i ujrzałam tatę.
- Coś się stało? - zapytałam. Byłam trochę zła, że przerwał mi chwilę wspomnień, jak zwykłam ją nazywać, ale postanowiłam mu tego nie okazywać. Ostatnio był wystarczająco zestresowany jakimiś sprawami służbowymi.
- Chciałbym z tobą porozmawiać. Ostatnio mało się widzimy, jestem odrobinę zajęty... - wyjaśnił. - Jak się trzymasz, Violu?
Ukucnął przede mną, patrząc na mnie zatroskanym wzrokiem. Wiedziałam od razu, o co mu chodzi. Chciał wiedzieć, czy wreszcie zapomniałam o Leonie.
- Wszystko w jak najlepszym porządku. - skłamałam. Nie mogłam mu powiedzieć, że żyję w wyimaginowanym świecie, co noc marzę o ustach pewnego chłopaka, a zewnętrzny świat powoli przestaje mnie obchodzić. Chyba by dostał zawału, szczególnie po tym fragmencie o ustach. - Czemu miałoby nie być? - uśmiechnęłam się, ale chyba wyszedł mi z tego dziwny grymas.
- No, nie wiem... - zawahał się. - Pomyślałem sobie, że może Leon... - zaczął. Na dźwięk tego imienia przeszedł mnie dreszcz, co nie uszło uwadze taty. Ale co ja mogę poradzić? W realnym życiu tak dawno nie słyszałam tego imienia. Chyba, że ze swoich ust, kiedy w nocy płakałam w poduszkę.
- Nadal za nim... - przełknął ciężko ślinę. - Tęsknisz za nim? - uniósł brwi.
- Nie, tato. - odezwałam się cicho. - Już dawno zapomniałam. - dodałam jeszcze, po czym odeszłam, powstrzymując łzy. Ja nie tęsknię. Wariuję z tęsknoty za nim.
Kolejny rozdział się melduje. xD Nie ma się co rozpisywać, rozdział jest, mam nadzieję, że wam się spodoba. Dedykuję go Sasi S. Nie martwcie się, Leonetta się zejdzie, ale nie teraz. Jeszcze nie teraz. Zachęcam do wzięcia udziału w konkursie. :) Następny rozdział niedługo, liczę na wasze komentarze. Kocham was i do następnego!
Buziaki, M. ;*
Świetne! Twoje opowiadanie jest uzależniające ;) Teraz będęco 5 minut sprawdzać, czy jest next XD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Świetny rozdział! Nie mogę się doczekać pojednania Leonetty :)
OdpowiedzUsuńPięknu!
OdpowiedzUsuńAaaaa !!
OdpowiedzUsuńBoski <3
Matko... LEON ... jaki mi go szkoda...
Miejmy nadzieje że juz więcej zadnej nie poderwie :D haha
Jak Viola musi cierpieć bez niego ... ale on tez i to strasznie ;/
haha Danila i Marcessca najlepsi hah :D:)
Maaja ;)
Zaczęłam czytać Rozdział z totalnym spokojem. Wiedziałam, że będzie mi to bardzo potrzebne.
OdpowiedzUsuńNie wiem, co napisać.
Z każdym słowem Leona w rozmowie z Naty czułam okropny ból w moim serduchu.
Nie mogłam uwierzyć, co musiało się kłębić w jego muślach. Te emocje były odczuwalny dla mnie, czyli dla innych czytelnikõw bardzo dobrze.
Rozpłakałam się, gdy przeczytałam perspektywę Violetty.
To było bardzo prawdziwe i życiowe...
Wiem, że powinnam wyzywać cię od ciot, ale teraz , tutaj nie umiem.
...
Xenia <3
Chyba spokój Xeni mówi sam za siebie. Zgadzam się z przedmówcą. Nic dodać nic ująć. chociaż nie. Dodam jeszcze jedno zdanie: Z niecierpliwością czekam na kolejny :*
UsuńExtra ! http://my-magical-dream-violetta.blogspot.com zapraszam serdecznie , bo sama nwm , czy dalej to ciągnąć , bd bardzo wdzięczna ! :** <33
OdpowiedzUsuńŚwietny, bombowy, cudowny, ponadczasowy.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za błędy, pisze z telefonu. Dziękuje za dedyk.
Leonetta wróci - na tyle dobrze.
Toffy - ach...vta Ludmi.
Czekam na next
PIĘKNE! A tak gadam do siebie: "Zuzia, spokojnie, Leonetta się zejdzie, Leonetta się zejdzie... Leonetta się zejdzie..." JA SZALEJU PRZEZ CIEBIE DOSTAJĘ! :) <3333 I gratuluję wygranej w konkursie modowym <3333
OdpowiedzUsuńViel. <3
Świetny rozdział! Najsmutniejsze z Leonettą. Leon robi się na Starego Leon'a, chociaż takiego też lubiłam :P Najpiękniejszy tekst na końcu, że Viola nie tęskni tylko wariuje z tęsknoty :( Czekam na next!
OdpowiedzUsuńteż się popłakałam, ostatnio przez każdy twój rozdział płacze niech Leonetta powróci jak najszybciej prosze;*
OdpowiedzUsuńNiech Leonetta już wróci bo buchnę płaczem <3 Chyba zacznę wszczynać na blogach bunt, że takie realistycznie przedstawiane rozstania Leonetty są zbyt bolesne..xd
OdpowiedzUsuńPiękny . Po prostu piękny . Nie da się tego opisać . Leon taki biedny , a Viola jeszcze bardziej :C . Czekam na następny .
OdpowiedzUsuńOczywiście, że się podobał!
OdpowiedzUsuńCzytałam go z zapartym tchem i z łzami w oczach. Nigdy nie chciałabym doświadczyć takiego bólu jak Leon..
Tak świetnie to wszystko opisałaś, że każdy czytelnik może idealnie wczuć się w uczucia i odczucia bohaterów.
Jesteś genialna, czekam na next i na powrót Leonetty :*
Cud, miód i malina;)
OdpowiedzUsuńRozdział genialny - nie mogę się doczekać, aż Leonetta się zejdzie...
P.I.Ę.K.N.I.E
P - po prostu świetnie
I - idealnie
Ę - ęęę.... Ę - genialnię:D
K - KOCHAM TE OPOWIADANIA!
I - istne CUDO
E - emocje... ogromne emocje
Lecę czytać 33! :*