sobota, 17 sierpnia 2013

Violetta Story - Chapter 37.

Violetta Story, chapter 37.

Violetta
Są takie chwile w życiu, kiedy dobrze wiesz, co powiedzieć, ale nie chce ci to przejść przez gardło. Są takie chwile w życiu, kiedy nie chcesz kogoś zranić, ale wiesz, że nie masz innego wyjścia. Wydaje ci się, że takie chwile przydarzają się innym, bo przecież to inni mają pecha, wszyscy inni, tylko nie ty. Ale gdy przychodzi moment, w którym musisz zadecydować i uświadamiasz sobie, że właśnie stałeś się bohaterem jakiegoś wyjątkowo ckliwego dramatu i tym razem wszystko nie skończy się po wyłączeniu telewizora, nie wiesz kompletnie, jak się zachować. Nie jesteś superbohaterem i nie masz gwarancji, że ta historia skończy się dobrze. Twój wybór może zaważyć na przyszłości ukochanej osoby, a ty nie możesz zrobić nic, by było łatwiej. Bo siłą rzeczy dokonujemy wyborów przez całe życie. Czasami jednak robimy to mimowolnie, nawet się nie zastanawiając. Co więc uczynić w sytuacji, kiedy powinieneś się skupić i rozważyć za i przeciw, a tymczasem twoje myśli zajmuje tylko jedna i jedyna osoba, właśnie ta, której dotyczy ta niezwykle trudna decyzja? Widzisz jej uśmiechniętą twarz i nie możesz wyobrazić sobie dalszego życia bez tego uśmiechu. I kiedy Leon zapytał mnie, czy go kocham, nie odpowiedziałam. To za trudne dla niedoświadczonej w życiu i całkiem nowej w tym wszystkim Violetty. Nigdy nie nadawałam się do życia wśród ludzi, którzy potrafią ranić i sprawiać ból tak wielki, że zapomina się o wszystkim innym. Spojrzałam w jego załzawione oczy i uświadomiłam sobie, że żadne z nas już nie płacze. W domu zapanowała cisza i przerywały ją tylko nasze urywane oddechy. 
- Violetta, odpowiedz, proszę. - wyszeptał, opierając swoje czoło o moje. Ale ja nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. 
- Ja... - zaczęłam, ale zaraz zrezygnowałam. Co mu powiedzieć? Dobrze wiem, jaka jest odpowiedź na to pytanie, a jednak nie jestem pewna, czy jeśli to powiem, to sprawy przyjmą dobry obrót.
- Nie odpowiesz mi? - spojrzał mi głęboko w oczy. - Po co to wszystko? Dlacze...
Przerwałam mu, wpijając się ponownie w jego usta. Tak bardzo go potrzebowałam przez cały ten czas, gdy był dla mnie nieosiągalny. A teraz, gdy jest przy mnie, nie potrafię powiedzieć mu, że go kocham. Kocham najbardziej na świecie, kocham tak strasznie, że skoczyłabym za nim w ogień. Nie zaprotestował, gdy go pocałowałam, ale zaraz się ode mnie odsunął.
- Leon, ja... - zająknęłam się, bo widziałam wyraźnie wyczekiwanie w jego oczach. 
- Po prostu powiedz: tak czy nie? - uniósł brwi. Broda mi zadrżała, już miałam się rozpłakać, ale ujął moją twarz w dłonie i nie pozwolił mi odwrócić wzroku. - Proszę.
- Kocham cię. - wyszeptałam w końcu, dając za wygraną. Nie mogłam dłużej patrzeć na jego smutną minę. Miałam nadzieję, że moje wyznanie wywoła przynajmniej cień uśmiechu na jego twarzy.
- Więc dlaczego? - zapytał, głaszcząc mnie po policzku mokrym od łez. - Dlaczego odeszłaś? - przytuliłam twarz do jego dłoni i westchnęłam cicho. 
- Musiałam. - odparłam, przymykając oczy. - Chodzi o tatę. On nie może wrócić do Buenos Aires. - wyjaśniłam. Teraz jedyne, na czym umiałam się skupić to jego bliskość. Nie uchodziło już wątpliwości, że Leon Verdas naprawdę istnieje. Klęczał obok mnie na podłodze w kuchni, obejmował mnie, głaskał po twarzy, mówił do mnie. Naprawdę był.
- Dlaczego nie może? - wyszeptał, muskając delikatnie moje usta swoimi wargami. 
- Tęskni za mamą. - wymamrotałam, całkowicie poddając się jego ustom. Nie chciałam się od niego odrywać, ale on oczekiwał wyjaśnień. - Tam wszędzie czają się wspomnienia, to dla niego bardzo trudne. - dodałam, gdy zdołałam opanować pragnienie całowania go w nieskończoność. To brzmi, jakbym była zdesperowana. Może jestem?
- A dla ciebie to nie było trudne? No wiesz, gdy mnie nie było przy tobie? - spojrzał na mnie niepewnie. 
- Było. - zapewniłam go. - I nadal jest, bo... nie mogę z tobą wrócić, Leon. - powiedziałam to, co powinnam powiedzieć mu od razu. Każdym gestem, każdym słowem, robiłam mu coraz większą nadzieję na to, że w końcu znów będziemy szczęśliwi. A teraz musiałam ją zgasić.
- Domyśliłem się, że to powiesz. - zdziwił mnie tymi słowami, więc zmarszczyłam brwi w skupieniu. - Ale nie odpuszczę tak łatwo, Violetta. - po tych słowach pocałował mnie delikatnie. Odsunęłam go od siebie.
- Leon, ja nie mogę... - zaczęłam, wstając z podłogi, ale on wstał za mną i przyciągnął mnie do siebie.
- Wyrzucisz mnie stąd? Jeśli nie, ja z własnej woli nie wyjdę. - uśmiechnął się zawiadacko, a ja już wtedy wiedziałam, że go nie wypuszczę. Tak dawno nie widziałam jego uśmiechu. Przytuliłam się do niego mocno, ukrywając twarz w jego szyi.
- Dobrze wiesz, że cię nie wyrzucę. - wymruczałam, a on objął mnie ramionami i przycisnął do siebie. Na chwilę zapomniałam o wszystkich troskach, o tym, że nie wrócę do Argentyny i będę musiała się z nim rozstać. 
~,~
Naty
Siedziałam na tym samym stołku, w tym samym miejscu, w którym zostawił mnie Maxi godzinę później, gdy towarzystwo zaczęło się rozkręcać. Przyglądałam się roześmianej Stefy, której Tomas nie dawał chwili spokoju, bez przerwy chciał z nią tańczyć. Obserwowałam także Camilę, Francescę, Daniela i Marco, którzy rozmawiali gdzieś w kącie i co chwilę wybuchali niekontrolowanym śmiechem. Lubiłam patrzeć na szczęśliwych przyjaciół. A dzisiaj, tego wieczoru, wydawali się jak najbardziej szczęśliwi. Tacy powinni być zawsze - beztroscy nastolatkowie świętujący sukces. W głowie słyszałam ciągle słowa Maxiego, mimo zgiełku panującego w Resto. "Nic na siłę, Naty". Co to miało znaczyć? Naprawdę pomyślał sobie, że chcę wrócić do Ludmiły? Mimo wszystko powinien mnie wysłuchać, a nie wyciągać pochopne wnioski. No cóż, Maxi zawsze dość powoli kojarzył fakty, poza tym słyszałam kiedyś, jak Camila mówi, że Ponte nie ma szczęścia w miłości. To było dawno, gdy jeszcze trzymałam z Ludmiłą i nie przejęłam się tym za bardzo, przynajmniej wtedy. Ale teraz zastanowiły mnie jej słowa. Co znaczy "nie mieć szczęścia w miłości"? Miałam się spodziewać tego, że prędzej czy później Maxi coś spapra i nasz związek się rozpadnie?
- Naty, chodź zatańczyć. - podszedł do mnie uśmiechnięty Broadway. - Siedzisz sama, gdzie Maxi?
- Poszedł sobie. - wzruszyłam ramionami. - Pokłóciliśmy się chyba, ale nie do końca rozumiem o co. - zaśmiałam się nerwowo. 
- Jego strata, idziesz tańczyć? - uniósł brwi. Mogłabym się zgodzić, ale jakoś nie miałam ochoty na przepychanie się między tymi spoconymi ludźmi skaczącymi w rytm ogłuszającej muzyki.
- Nie, dzięki, posiedzę sobie tutaj. - uśmiechnęłam się do niego niemrawo. - Ale Ludmiła chyba się nudzi. - wskazałam na blondynkę, która popijała koktajl z wysokiego kubka i ze znudzoną miną przyglądała się roztańczonemu towarzystwu. 
- Wyśmiałaby mnie, albo plunęła na mnie koktajlem. - roześmiał się Broadway, a ja mu zawtórowałam mimo parszywego humoru. - Na pewno nie chcesz potańczyć? 
- Nie, nie, dziękuję. - zapewniłam go. - Idź, bo tamta dziewczyna chyba ma ochotę na taniec z tobą. - zachichotałam, ruchem głowy wskazując mu blondynkę, która rzucała mu nieśmiałe spojrzenia. Momentalnie do niej podbiegł, a ja pokręciłam głową z rozbawieniem. Jednak przyjaciele potrafią poprawić mi humor. 
~,~
Daniel
Bawiłem się świetnie w towarzystwie przyjaciół, ale najbardziej radowała mnie obecność Cam. Co chwilę opowiadałem jakiś kawał, by znów usłyszeć jej śmiech. Było świetnie, dopóki nie poczułem czyjegoś wzroku na plecach. Odwróciłem się i ujrzałem zmierzającą w naszą stronę Ludmiłę. Wyczułem kłopoty jeszcze zanim się odezwała tym swoim przesłodzonym głosikiem.
- Dan, możemy pogadać? - pogłaskała mnie po ramieniu, na co się skrzywiłem.
- Nie mam na to najmniejszej ochoty. - warknąłem, marszcząc brwi. Uśmiechnęła się kpiąco, tak jak to miała w zwyczaju.
- To zajmie tylko chwilkę. - zapewniła mnie. - No dalej, nie bądź taki. 
Rzuciłem przepraszające spojrzenie przyjaciołom i odszedłem z nią kawałek dalej. 
- O czym chcesz rozmawiać? - zapytałem, zakładając ręce na pierś. Nie lubiłem rozmawiać z Ludmiłą, denerwował mnie ton jej głosu, jej gesty i mimika twarzy. Denerwowało mnie wszystko w tej dziewczynie.
- Jak już ci kiedyś wspominałam, widzę w tobie duży potencjał. - zaczęła. - Ale marnujesz się, zadając się z tym plebsem. Zerwij z nimi kontakty, dołącz do mnie, a...
- Przestań. - przerwałem jej gwałtownie, bo po prostu nie mogłem już dłużej słuchać jej paplaniny o niczym. Z każdym razem mówiła to samo, te same argumenty, nawet identyczny wyraz twarzy! 
- Ale ja... - zaprotestowała, odrzucając włosy na plecy.
- Nie! - zawołałem, załamując ręce. Do niej nic nie dociera, normalnie jakbym mówił w innym języku.
- Dobrze. - pisnęła. - Ale jeszcze tego pożałujesz, zobaczysz! - poprawiła włosy i wzięła głęboki oddech.
- Ludmiła odchodzi! - pstryknąłem palcami i zrobiłem wredną minę, przedrzeźniając jej zachowanie. Pokazała mi język i odeszła. Zaśmiałem się sam do siebie, bo ta sytuacja była naprawdę dziwna. 
- Co chciała Ludmiła? - usłyszałem podejrzliwy głos Camili. Odwróciłem się do niej i uśmiechnąłem się najszerzej jak umiałem. 
- A jak myślisz? - poruszałem śmiesznie brwiami, na co ona parsknęła śmiechem. 
- No nie wiem, pewnie cię szantażowała albo... - udała zamyślenie. - Już wiem! Zabujała się w tobie! - powtórzyła mój gest z brwiami. Objąłem ją ramieniem i weschnąłem głęboko.
- Możliwe, ale ja jestem zakochany w kimś innym. - uśmiechnąłem się zalotnie, a ona spuściła głowę zarumieniona. Najwyraźniej nie była jeszcze gotowa na tę rozmowę, ale ja wręcz przeciwnie. Pragnąłem w tej chwili wykrzyczeć całemu światu, że jestem na maksa zakochany w Camili Toress. Uznałem jednak, że lepiej najpierw powiedzieć to jej. 
- Chodźmy po coś do picia, co? - wymamrotała zakłopotana. - O, patrz, tam jest Fran! Chodźmy z nią... porozmawiać czy coś! - wyrwała się do przodu, chcąc ode mnie uciec, ale złapałem ją w talii i przerzuciłem sobie przez ramię. 
- A teraz pójdziesz ze mną, czy tego chcesz, czy nie. - zaśmiałem się, gdy zaczęła wierzgać nogami. Prawie dostałem w nos, ale w porę się uchyliłem. - Ej, to byłoby trwałe uszodzenie na mojej nieziemsko przystojnej twarzy! 
- Pech. - sarknęła, nie przestając machać nogami. Dołożyła do tego jeszcze okładanie mnie pięściami po plecach i dopiero teraz uświadomiłem sobie ile ta dziewczyna ma siły. Odetchnąłem z ulgą, kiedy wyszliśmy na zewnątrz i mogłem postawić ją na ziemi. Nie była ciężka, ale chyba zrobiła mi kilka siniaków na plecach.
- Zobacz, to ty! - zawołała głupkowato, próbując się wyrwać z mojego uścisku. - Zapytajmy drugiego ciebie dlaczego jest takim głupkiem! 
Unieruchomiłem ją w swoich ramionach i zatkałem jej usta dłonią, by przestała wykrzykiwać te wszystkie głupoty, przez które przechodnie się na nas gapili jak na parę idiotów. 
- Cam, uspokój się, musimy porozmawiać. - odezwałem się łagodnym głosem, by przypadkiem mnie nie ugryzła. Wymamrotała coś niezrozumiale, bo ciągle przyciskałem dłoń do jej ust, ale mogę być prawie pewien, że obsypała mnie stekiem wyszukanych obelg. Delikatnie odsunąłem rękę, ale zaraz tego pożałowałem.
- Wcale nie chciałam wychodzić na zewnątrz, ty niekumaty idioto! Wiesz, że to jest porwanie?! Ja po prostu nie rozumiem jak można być takim debilem, no naprawdę nie mog... - w tym momencie przerwałem jej pocałunkiem. Doskonale wiedziałem, co zaraz powie. Wyzwie mnie jeszcze od jełopów, matołów i pacanów, a potem obrazi się i nie odezwie dopóki nie zaproponuję jej czegoś w zamian. Postanowiłem więc oszczędzić nam trochę czasu, który stracimy na tę jakże emocjonującą i ciekawą kłótnię.
~,~
Angie
Gdy wszyscy poszli świętować sukces do Resto, zostaliśmy z Pablo dosłownie sami w Studio. To było bardzo dziwne doświadczenie, w budynku było zawsze tak głośno i dosyć tłoczno, a teraz żadnej żywej duszy oprócz naszej dwójki. Nawet Antonio gdzieś wyszedł. Moje myśli zaprzątało jednak coś innego. Leon pojawił się na przedstawieniu, choć wszyscy mówili, żeby raczej się go nie spodziewać. Zaraz po zakończeniu ostatniej sceny zniknął gdzieś tak szybko, że nawet nie zdążyłam go złapać i zapytać o to, czy kontaktował się jakoś z Violettą. Wiem, że bardzo mu na niej zawsze zależało, a ona tak nagle wyjechała i zerwała kontakt ze wszystkimi przyjaciółmi, w tym także z nim... 
- Angie, słuchasz mnie? - moje rozmyślania przerwał natarczywy głos Pablo. Siedzieliśmy od prawie czterech godzin sami w jego gabinecie i niezbyt zwracał na mnie uwagę, bo wypełniał jakieś papiery.
- Ty mnie nie słuchałeś, gdy trzy godziny temu zapytałam, czy przynieść ci coś do picia. - wyrzuciłam z siebie. To naprawdę denerwujące. Pablo jest rozkojarzony i kompletnie zaabsorbowany pracą, a gdy ja zamyślę się na moment ma do mnie pretensje, choć sam w ogóle nie słucha tego, co mam do powiedzenia!
- Przepraszam, przepraszam. - uśmiechnął się do mnie. - Po prostu muszę to koniecznie skończyć, to...
- Wiesz co, Pablo? - rzuciłam mu zirytowane spojrzenie. - Jesteś pracoholikiem. 
- Ja? Ja jestem pracoholikiem? - oburzył się, odkładając trzymane w dłoniach teczki na biurko zawalone różnymi drobiazgami. 
- Tak, właśnie, ty. - uśmiechnęłam się kpiąco. - Mógłbyś czasami oderwać się od pracy i poświęcić trochę czasu, hm, może mi? - uniosłam brwi. Nie spędziliśmy razem ani chwili odkąd tu siedzimy, a siedzimy już trochę długo. To znaczy tak naprawdę razem, bo gapienie się na Pablo nie jest raczej najromantyczniejszym zajęciem, szczególnie jeśli on mnie w ogóle, nawet w najmniejszym stopniu nie zauważa. 
- Angie, nie rozumiesz, You-Mix chce znów zawrzeć współpracę ze Studio21. - wyjaśnił, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. 
- Chcesz powiedzieć, że będziemy tu mieli kolejne reality-show? - zmrużyłam groźnie oczy. Nie uśmiechała mi się zbyt perspektywa kamer na każdym kroku nagrywających wszystko, co robisz i mówisz, napiętej atmosfery i ciągłych kłótni między dzieciakami. Już raz to przeżyłam i nie chcę do tego wracać. 
- Nie, nie, nie zgodziłbym się na to. - zapewnił mnie Pablo. - Tym razem to będzie coś zupełnie innego, choć także będziemy publikować to w internecie, z udziałem publiczności...
- I to właśnie nazywa się reality-show. - przewróciłam oczami, już naprawdę bardzo zirytowana. 
- Angie, wysłuchaj mnie do końca. - poprosił łagodnie, więc ucichłam, choć kpiąca mina nie zniknęła z mojej twarzy. - No więc to będzie polegało na tym, że wybierzemy ośmiu uczniów Studio: cztery dziewczyny i czterech chłopaków, którzy wezmą udział w tym przedsięwzięciu...
- Reality-show. - przerwałam mu śpiewnym głosem. Zgromił mnie wzrokiem, więc uniosłam ręce w geście pojednawczym i pozwoliłam mu mówić.
- Ta ósemka uczniów będzie musiała napisać w parach piosenkę. - kontynuował. - Publiczność wybierze parę, która najbardziej się spodoba i ta dwójka będzie mogła nagrać swoje własne płyty, których wydanie sfinansuje oczywiście You-Mix. - klasnął w dłonie z wielkim uśmiechem na twarzy. Ja jednak nie podzielałam zbyt jego entuzjazmu.
- Pablo, to nadal reality-show. - spojrzałam na niego z politowaniem. - Powiedz, że jeszcze się na to nie zgodziłeś...
- Angie, ale kamer nie będzie. - uspokoił mnie. - Nagrają tylko zmagania uczestników konkursu, nic więcej. 
- I ty w to wierzysz? - zaśmiałam się. - Przecież to się nie sprzeda, ludzie oczekują czegoś z życia prywatnego, inaczej nie wzbudzi to takiego zainteresowania...
- Chyba, że udział weźmie Violetta. - uśmiechnął się domyślnie, ale ja nie zrozumiałam, o co chodzi. - Angie, ludzie ją pamiętają. Przecież była w finale w tamtym roku, jest sławna. Ona wzbudzi wystarczające zainteresowanie. - założył ręce na pierś. Patrzyłam na niego z powątpiewaniem, nie mogłam uwierzyć, że zapomniał o jednej istotnej rzeczy: Violetty nie ma.
- Pablo, a możesz mi przypomnieć, dlaczego Violetty nie było na przedstawieniu? - uniosłam brwi.
- No bo... - mina momentalnie mu zrzedła. 
- Aaa, właśnie, Violetta jest w Madrycie. - dokończyłam za niego. - W Hiszpanii, już nie uczy się w tym Studio. Wspomniałeś o tym Marottiemu, czy zapomniałeś? - wstałam i podeszłam do niego. Siadłam mu na kolanach i objęłam rękami jego szyję.
- Zapomniałem. - wymamrotał. - Będę musiał mu powiedzieć, że... Słuchaj, a Leon czy Ludmiła by nie wystarczyli? Ich też kojarzą.
Pokręciłam głową z powątpiewaniem i pogłaskałam go po policzku. Nic nie było w stanie ugasić jego entuzjazmu. Tak się cieszył, że otworzy przed niektórymi drzwi do wielkiej kariery, tak bardzo chciał spełnić marzenia innych.
- Nie, Pablo. Marottiemu chodziło o Violę, prawda? - pokiwał smutno głową. - No więc nie zadowoli się Ludmiłą czy kimkolwiek innym. - musnęłam delikatnie jego usta swoimi, a on lekko się uśmiechnął. 
~,~
Francesca
Przetańczyłam z Marco kilka piosenek, później jeszcze z Broadwayem i Braco i padłam na krzesło zmęczona. Camila znikła gdzieś niedawno, podejrzewam, że wyszła z Danem, Naty nie chciała z nikim rozmawiać, a Stefy i Tomas odstawiali jakiś dziwny taniec na środku parkietu. 
- Koktajl dla mojej księżniczki. - Marco postawił przede mną kubek z napojem i usiadł obok mnie. - O czym myślałaś? 
- O tym, że wszyscy są teraz tacy szczęśliwi dzięki temu przedstawieniu. - odparłam z rozmarzoną miną. - Oprócz Naty. Nie wiesz może, co z nią jest? - zmarszczyłam brwi. Marco upił łyk koktajlu i zamyślił się na moment.
- Wiesz, chyba pokłóciła się z Maxim. - odpowiedział po chwili. - Broadway coś wspominał.
Zastanowiło mnie, dlaczego Broadway to wiedział, a ja nie, ale postanowiłam nie drążyć tematu. Mogłabym jeszcze porozmawiać z Naty, ale rozejrzałam się po barze zapełnionym roześmianymi ludźmi i nie dostrzegłam jej, więc uznałam, że poszła do domu. 
- A co z Leonem? Nadal w pokoju? - uniósł brwi. Westchnęłam ciężko, bo tym pytaniem przypomniał mi o tym, o czym zdołałam zapomnieć na jakiś czas. Cóż, w końcu ktoś musiał o tym wspomnieć.
- Nie, przyszedł dzisiaj na przedstawienie. - wyjaśniłam, na co Marco zrobił zdziwioną minę. - I wydaje mi się, że obecnie jest w Madrycie. 
- Poleciał do Violetty? - zapytał zaskoczony. Pokiwałam głową, sącząc przez słomkę malinowo-truskawkowy napój. - Masz ochotę na spacer? - odezwał się po chwili ciszy. Przytaknęłam zamyślona, a on złapał mnie za rękę i wyprowadził na zewnątrz. Spacerowaliśmy przez kilka minut, nie mówiąc nic, bo nigdy nie potrzebowaliśmy słów. Tak dobrze nam się rozmawiało, że po pewnym czasie zaczęliśmy się cieszyć tylko i wyłącznie swoim towarzystwem i tak już zostało. Teraz nie musimy nic mówić, by wiedzieć wszystko.
- Wiesz, Marco, że cię kocham? - przerwałam ciszę niepewnym głosem. - Czasami aż sama się siebie boję. - zaśmiałam się nerwowo.
- Też cię bardzo kocham, Fran. - przyciągnął mnie do siebie. - I nie ma się czego bać, miłość to piękne uczucie. - uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i spuściłam głowę zarumieniona. Hm, zawsze miałam problem z takimi wyznaniami. Trochę mnie to krępuję i nic nie mogę na to poradzić.
- A nie przeraża cię czasami to, że choć widziałeś ukochaną osobę kilka minut temu, już nie możesz się doczekać ponownego spotkania, śnisz o niej po nocach... - przerwałam, bo uświadomiłam sobie, że powiedziałam zdecydowanie za dużo. - To znaczy, jeśli też tak masz. - teraz byłam już czerwona jak dorodny pomidor. Marco uniósł palcem mój podbródek i mrugnął do mnie zalotnie.
- Mam tak samo, nie przejmuj się, Fran. - pstryknął mnie palcem w nos. - Ostatnio mi się śniłaś w sukni ślubnej i... Przepraszam, miałem tego nie mówić. - teraz to on spalił buraka. Zachichotałam cicho, choć odrobinę się przestraszyłam, gdy wspomniał o sukni ślubnej. Niezbyt dużo myślę o przyszłości, staram się żyć chwilą. Ale perspektywa spędzenia reszty życia u boku Marco wydaje się kusząca... Francesca, opanuj się!
- Mam nadzieję, że ładnie w niej wyglądałam. - szepnęłam, otrząsając się z zamyślenia. 
- Nawet lepiej niż ładnie. - mruknął. - Wyglądałaś nieziemsko. - po tych słowach złączył nasze usta w pocałunku. Nigdy bym nie przypuszczała, że znajdę prawdziwą miłość. Kiedyś zakochiwałam się w niewłaściwych chłopakach, jak Tomas, który był zabujany w Violi albo Broadway, który od początku miał oko na Cami... Mam wielkie szczęście, że spotkałam Marco. 
~,~
Leon
Przytulałem ją do siebie najmocniej jak potrafiłem, by poczuła się bezpiecznie. Ani trochę nie zniechęciło mnie jej oświadczenie, że nie może wrócić ze mną do Buenos Aires. Ja bez niej się nigdzie nie ruszam. Wykombinuję coś takiego, by wszyscy byli szczęśliwi - ja, Violetta i nawet pan Castillo. Na pewno jest jakieś wyjście z tej sytuacji. Musi być, bo inaczej będę wrzeszczał z bezsilności, kiedy nic innego mi już nie pozostanie. 
- Leon... - odsunęła się ode mnie delikatnie. - Co my zrobimy? - spojrzała na mnie tymi swoimi pięknymi oczami, w których wyraźnie widziałem smutek i ból.
- Nie wiem, Violu, ale ja zrobię wszystko, byleby tylko być przy tobie. - zapewniłem ją łagodnym głosem. - Kocham cię całym swoim sercem. Proszę cię, uśmiechnij się wreszcie. - pogłaskałem ją delikatnie po policzku.
- Nie mogę się uśmiechać, Leon, kiedy cały mój świat się wali. - jęknęła, wyswabadzając się z moich ramion. Zaczęła przechadzać się nerwowo po pomieszczeniu, co chwilę odgarniając włosy z twarzy. Złapałem ją w talii i przyciągnąłem do siebie, tak blisko, że stykaliśmy się nosami.
- Jeden uśmiech. - szepnąłem. - Zrobisz to dla mnie? - pstryknąłem ją delikatnie w ten słodki, zadarty nosek, który zawsze mi się tak podobał. Zmarszczyła go uroczo i uniosła na mnie wzrok. Kąciki jej ust powędrowały nieśmiało ku górze. 
- Tak może być? - zapytała, na co wybuchnąłem śmiechem. Zawtórowała mi po chwili i wtedy poczułem się jak najszczęśliwszy człowiek na ziemi. 

Zdjęcia są. :) Mam nadzieję, że wam się podobało. Do następnego!
Buziaki,
M. ;*

23 komentarze:

  1. Whoa <3 Mega!
    Leon wkońcu ruszył orzeszkiem, który leży w jego głowie zamiast mózgu;D
    I wkońcu Leonetta!
    Wiesz że cie kocham?
    A sorki, żeby potem nie było: Wiesz że kocham jak piszesz? *-*
    Nie żart, ciebie..xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę się doczekać planu Leona ;)
    Zapraszam do mnie jest już pierwszy rozdział.
    http://violainnahistoria.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, świetny rozdział, uwielbiam twój styl pisania, masz talent :*
    Świetne sceny Leonetty
    Mogłabym cię komplementować całymi dniami ale sądzę że wystarczy to : jeżeli bedziesz pisać tak jak teraz to zawsze będę twoją fanką nr 1 :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski <3
    Leonetta , znów się rozejdzie? ;-;
    Nie kapie...
    Czekam na nexta.. .
    I mam pytanko..
    Podasz mi twoje GG? ;)

    / W. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 44261124 - moje gg. ;)
      A co od tego, czy Leonetta się rozejdzie - nie zdradzę nic, ale jak pisałam, nie będzie sielanki.
      Dzięki wszystkim za miłe słowa. <3

      Usuń
  5. Kobito, kocham cię! :D Znaczy, kocham to, jak piszesz.
    Cały rozdział był boski, ale szczerzee - najbardziej uważnie przeczytałam Leonettę.
    Mam nadzieje, że Leon wymyśli plan, który wszystkich uszczęśliwi :)
    Mam pomysł: czy w niedalekiej przyszłości zrobisz rozdział TYLKO z Leonettą? <3

    Miśka

    OdpowiedzUsuń
  6. Boski rozdział
    Uwielbiam twojego bloga
    Niech Leoś coś wymyśli żeby byli szczęśliwi
    http://mystoryaboutleonetta.blogspot.com/
    http://mojeopowiadanieoviolettcieileonie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Madzia kocham cię !<3 normalnie za ten rozdział...
    ajj moja Leonetta ... jak smutno a zarazem tak romantycznie i cudownie...
    Jak oni sie kochają... oni bez siebie nie mogą żyć. nie wiem co zrobią ale wiem że bedzie to najpiękniejsze i najlepsze dla nich :). Nikt nie napisał by tego lepiej niż ty ;*.
    Naty smutna... O co temu Maxiemu chodzi hę?... xD
    Reszta bawi się na całego haha i o to chodzi :D
    Maja;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny !
    Myśl Leon, myśl, jak wszystkich uszczęśliwić ; D
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  9. Boski , wspaniały , genialny ;***
    Nigdy nie przestawaj pisać , bo wychodzi Ci to cudownie .
    Jestem ciekawa reakcji Cami na pocałunek Daniela i niech Leoś mój kochany coś wymyśli ;D
    Jak będziesz chciała wpadnij do mnie i wyraź swoją opinię ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Ahhh... Leonetta... mam szampański nastrój... aaaaa.... aaaa... ooo... świat jest piękny! Uszczęśliwiasz mnie!
    Viel. <333
    .............*....*...*...****...*
    ..............*...*...*...*......*
    ...............*..*...*...***....*
    ................*.*...*...*......*
    .................*....*...****...****

    OdpowiedzUsuń
  11. Smutny i pełen emocji rodział to lubie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wyzwiska,, które Cam i Dan rzucali sobie nawzajem to czerpisz z rozmów z Xenią? xD Rozdział boski

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeju Maddy, cudo :D Na pierwszej scenie Leonetty się popłakałam i to chyba ze szczęścia :* Wzruszyłam się <3 Świetnie piszesz, nie mogłam się oderwać ^^
    P.S. Czekam na dalszy rozwój sytuacji <3
    Buziaki Diana :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Super. Kocham Cię! Kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  15. O boze. Jak by Ci to powiedziec zeby Cie nie urazic? Powiem to prosto z mostu. Swietny boski normalnie WOW rozdzial!!! Koham to jak piszesz. Mozna sie poplakac. Xdd ale to brdzo dobrze. Ti amo. Pisz dalej kochana.
    Ciasteczkoo <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Ok, tęsknisz za mną? Tak? Nie skomentowałam ci i wielkie halo robisz. xd
    A więc:
    <3
    Naxi! :(
    Tylko tyle. Amen.
    Xenia <3

    OdpowiedzUsuń
  17. Naxi?
    Co się stało-nie tylko Naty się w tym pogubiła:))
    Prześwietny rozdział<3
    Ha. A już myślałam, że Ludmi się zmieniła.
    Danila;*** <3333333
    Normalnie kocham cie za nich.
    Czekam na next
    Buziaki:**

    OdpowiedzUsuń
  18. Cuuudnyy:**
    Jak zwykle <3
    Ciekawe co Leoś wymyśli? ;)
    Fajny ten pomysł z reality ;**

    OdpowiedzUsuń
  19. Zostałaś nominowana do LBA na moim blogu .
    Gratulację :D

    OdpowiedzUsuń
  20. Nadrobiłam WSZYSTKIEEE u ciebie. I tyle powiem Kocham tego bloga ! Zapraszam na the-real-love-of-leonetta.blogspot.com dodałam nowy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  21. Ten blog jest wspaniały. Ten rozdział jest wspaniały.
    Masz ogromny talent. Bardzo zazdroszczę, ale gratuluję:*
    Z przyjemnością czytam wszystko co napiszesz, dosłownie:)
    Daniel i Cami - świetne:*
    Naxi :C

    Koffam<3

    OdpowiedzUsuń