Violetta Story, chapter 35.
Angie
Właściwie ostatnio niezbyt dużo myślałam o tym, co czuję do Pabla. Wiem, że kiedyś coś było między mną a Germanem, ale to już chyba wygasło. Przynajmniej z mojej strony. Patrząc na niego nie widzę w nim już mężczyzny, ale zatroskanego ojca, który nie potrafi poradzić sobie ze swoją córką. Z kolei z Pablem jest inaczej. Byliśmy kiedyś razem i chyba byłam z nim szczęśliwa. Niestety wszystko potoczyło się nie tak jak przewidywałam... Ale może teraz nadszedł właściwy moment? Może właśnie teraz powinnam ruszyć naprzód i zrobić coś ze swoim życiem miłosnym?
- Pablo... - zaczęłam, ale on się do mnie uśmiechnął i głos ugrzązł mi w krtani. Zbliżył się trochę i wtedy, kompletnie nie myśląc nad tym co robię, pocałowałam go. Zrobiłam to całkowicie pod wpływem chwili. Od zawsze wszyscy mi powtarzali, że jestem zbyt impulsywna. Ale cóż, niestety już tego nie zmienię.
- Angie, ja... - odezwał się Pablo, gdy już się od siebie oderwaliśmy.
- Przepraszam. - przerwałam mu.
- Nie masz za co przepraszać. - odparł. - Ale czy my... powinniśmy do tego wracać?
Zastanowiłam się przez chwilę. Czy powinniśmy? Nie wiem. Czy chciałabym? Owszem. To dwie całkiem różne rzeczy.
- Nie wiem. - powiedziałam po dłuższej chwili namysłu. - Ale wiem, że bym tego chciała. - uśmiechnęłam się niepewnie. Odwzajemnił uśmiech i westchnął cicho.
- Ja też bym chciał. - odsunął się ode mnie delikatnie. - Ale najpierw chcę wiedzieć, czy czujesz coś do Germana.
- Nic już do niego nie czuję. - oznajmiłam pewnym głosem. - Jest tylko i wyłącznie mężem mojej zmarłej siostry i ojcem Violetty. Nikim więcej. - zapewniłam go. Na te słowa wstał i przytulił mnie do siebie mocno.
~,~
Naty
Zagotowałam się w środku. Zepsuła większość mojego życia, a teraz jeszcze wcina się w najpiękniejsze chwile. Ta dziewczyna po prostu musi kogoś denerwować.
- Naty! - zaświergotała. - Nie łudź się, on cię nie lubi! Nie jesteś ani ładna, ani utalentowana...
- Przestań! - przerwał jej gwałtownie Maxi. - Jeśli chcesz obrażać Naty, to będziesz miała do czynienia ze mną!
Ludmiła zaśmiała się szyderczo, odrzucając długie blond włosy na plecy. Ten gest kiedyś próbowałam naśladować. Jaka ja byłam głupia...
- Maxi, kochany, myślisz, że się ciebie boję? - prychnęła. - Ale już dobra, nie unoście się tak. Chciałam tylko o coś zapytać. - oznajmiła, składając dłonie w ten dziwny sposób.
- O co? - zmarszczyłam brwi.
- O to, gdzie się podziewa Violetta. No i Leon. - wyjaśniła, uśmiechając się słodko. Nie wiem dlaczego, ale wydało mi się to podejrzane. Od dawna nie interesowała się tym, co u Violi i Leona. Ostatnio skupiła się raczej na naprzykrzaniu się Stefy. Violetta tak jakby nieświadomie usunęła się jej z drogi, odrzucając Tomasa.
- A co cię to obchodzi? - zmrużyłam podejrzliwie oczy.
- Długo jej nie ma, a Leon chodzi w kratkę. - odparła. - Ludmiła musi wiedzieć wszystko.
Spojrzałam na Maxiego pytającym wzrokiem. Powiedzieć jej, czy nie? W sumie co tam szkodzi, i tak nic już nie zdziała, Violetta wyjechała, a Leon zabarykadował się w pokoju. Chociaż znając Ludmiłę, w różnoraki sposób może wykorzystać tę informację.
- Leon jest chory. - powiedział pospiesznie Maxi. - A Violetta wyjechała do Madrytu.
- Nie wróci? - upewniła się Ludmiła.
- Prawdopodobnie nie. - westchnął mój chłopak, poprawiając czapkę. Zmarszczyłam brwi. Źle to rozegrał. Nie powinien w ogóle wspominać o Leonie, teraz Ludmiła sama się domyśli, na czym polega domniemana choroba Leona.
- Leon jest chory czy załamany, hm? - uśmiechnęła się kpiąco. A więc miałam rację. Za dobrze ją znam.
- Nie twoja sprawa. - warknął Maxi, chyba zdał sobie sprawę z własnej porażki. - Chodź, Naty. - odciągnął mnie od Ludmiły. Gdy znaleźliśmy się wystarczająco daleko, by nas nie usłyszała, odezwałam się:
- Maxi, po co jej powiedziałeś o Violetcie?
- Nie wiem, uznałem, że skoro nie wróci, to Ludmiła i tak by się dowiedziała. - wzruszył ramionami.
- Niepotrzebnie mówiłeś o Leonie. - zauważyłam, a on przytaknął mi powoli.
- Wiem, ale co się stało, to się nie odstanie. - uśmiechnął się niemrawo. Pokiwałam głową, analizując przebieg całej sytuacji. W pytaniu Ludmiły nic się raczej nie kryło, tylko chciała wiedzieć i już. Ale informację o załamanym Leonie będzie chciała jakoś wykorzystać. Tak czy siak, zepsuła nam randkę.
~,~
Tomas
Zapraszając Stefy na randkę zapomniałem o najważniejszym - na ten sam dzień zaplanowane było przedstawienie, w którym ona gra główną rolę. Przez te wszystkie problemy każdy z nas chyba zapomniał kompletnie o tym wydarzeniu i jak w transie chodziliśmy na próby, bo Pablo tak kazał. Dziś jednak się otrząsnąłem i musiałem wykombinować coś, by zdążyć z randką przez osiemnastą po południu. Zajęcia kończyły się o piętnastej, więc trzeba się naprawdę sprężać, by się udało. Poleciłem Stefy przyjść do parku w pół do czwartej i zrezygnowałem ze spaceru. Od razu będzie piknik, a co mi tam. O wyznaczonej godzinie stawiłem się na miejscu z bukietem stokrotek w dłoni. Dowiedziałem się od Francesci, że to ulubione kwiaty Stefy, poza tym chciałem być oryginalny i sam je zebrałem, po czym obwiązałem łodyżki niebieską wstążką. Rozejrzałem się wokół i ją zobaczyłem. Miała włosy upięte w wysoki kucyk, z którego wypadło kilka niesfornych kosmyków i muskało teraz jej zarumienione policzki. Ubrana była w zwiewną spódnicę do kostek i białą koszulkę. Na jej szyi wisiał rzemyk, na którym zawieszone było kilka bryloczków i piórek. Wyglądał na ręcznie robiony, co wydało mi się niesamowicie urocze.
- Cześć. - odparłem. - Będzie piknik, księżniczko. - wyciągnąłem bukiecik w jej stronę. Przyjęła go, rumieniąc się i zapytała:
- Skąd wiedziałeś, że stokrotki to moje ulubione kwiaty?
- Mam swoje źródła. - mrugnąłem do niej, podając jej dłoń. Złapała ją i ruszyliśmy w drogę. Po kilku minutach marszu doszliśmy do małej polanki, na której rozłożyłem wcześniej koc i kosz piknikowy oraz moją gitarę, na której miałem zamiar zagrać jej piosenkę. Usiedliśmy na kocu.
- Wiesz co? - odezwałem się. - Mam pomysł. Podaj mi ten bukiecik. - poprosiłem ją. Dała mi go niepewnie, a ja wyjąłem z niego dwa kwiaty i odłożyłem resztę na bok.
- Co chcesz zrobić? - zaciekawiła się.
- Zobaczysz. Mogłabyś rozpuścić włosy? - uniosłem brwi. Po chwili brązowe pukle spływały falami na jej ramiona. Zbliżyłem się do niej i wplotłem kwiaty w jej włosy. - Teraz wyglądasz jak piękna pani wiosna. - wyszeptałem, odsuwając się. Spuściła głowę, rumieniąc się.
- Kiedy byłam mała, moja mama wplatała mi różne kwiatki we włosy. - powiedziała po chwili ciszy. - Teraz już tego nie robi. - dodała jeszcze.
- Czemu? - zapytałem łagodnie, przysuwając się trochę do niej. Wydała mi się smutna.
- Bo... nie ma dla mnie czasu. - odpowiedziała cichym głosem. - Myślę, że ona mnie nie lubi.
Otworzyłem usta z zamiarem pocieszenia jej, ale głos ugrzązł mi w krtani. Kompletnie odjęło mi mowę, nie wiedziałem, co powiedzieć.
- Na pewno nie... - zająknąłem się. - Nie mów tak, twoja mama na pewno cię...
- Nie, Tomas, proszę cię. - przerwała mi. - Nie rozmawiajmy o tym teraz, nie chcę wszystkiego zepsuć opowieściami o mojej patologicznej rodzinie, w której nikt nie mówi sobie miłych słów, głowa rodziny chla całymi dniami i nocami wódkę, a... - przestała nagle mówić, jakby zorientowała się, że powiedziała za dużo. A ja siedziałem tam przed nią, jak kompletny palant przyglądałem się jej smutnej twarzy i nie wiedziałem, jak powinienem się zachować. Nie spodziewałem się, że dziewczyna, w której się zakochałem żyje w rodzinie, w której nikt się nią nie interesuje. Bo to właśnie wywnioskowałem z jej wypowiedzi. Jej ojciec jest alkoholikiem, a matka nie ma dla niej czasu. Jakim cudem ona codziennie jest tak pozytywnie nastawiona do życia?
- Stefy, ja... - zacząłem.
- Przepraszam, nie powinnam tego mówić. - odgarnęła włosy z twarzy w roztargnieniu. Złapałem jej nadgarstki i przybliżyłem się do niej.
- Mi możesz powiedzieć wszystko. - wyszeptałem. - Wyrzuć to z siebie.
I wtedy zaczęła się otwierać. Opowiedziała o tym, jak jej ojciec zaczął pić. Kiedy wpadł w nałóg, nie potrafił już przestać. Kiedy jej matka zauważyła, co się z nim dzieje, zabrała mu wszystkie butelki alkoholu, jakie miał. Uderzył ją tego dnia pierwszy raz. Stefy miała wtedy sześć lat. Mówiła o tym, jak jej matka się go bała i ucieczkę od strasznej rzeczywistości odnalazła w pracy. W końcu brakło jej czasu na opiekowanie się córką i Stefy została sama. Oddalały się od siebie stopniowo, aż ich stosunki stały się na tyle chłodne, że docinały sobie na każdym kroku. W tym czasie jej ojciec zdążył wyzbyć się już zwyczaju picia w domu. Wolał wychodzić, bo wtedy mógł robić co chciał, bez dziecka i żony zaglądających mu do kufla z piwem. Wracał o różnych godzinach, najczęściej nad ranem, kłócił się z żoną i szedł spać, by potem znów pójść do baru. Na dom zarabia u nich tylko mama Stefy, nie brakuje im jednak pieniędzy dzięki bardzo dobrze płatnej pracy. Cała ta historia wydała mi się taka potworna, że musiałem powstrzymywać drżenie. Przez cały czas przytulałem mocno płaczącą Stefy, czekając, aż skończy swoją opowieść.
- A przecież byliśmy tacy szczęśliwi, kiedyś, dawno temu... - zakwiliła. - Tata zabierał mnie do wesołego miasteczka, a mama chodziła ze mną na spacery do parku, zrywała mi kwiatki... - wtuliła się we mnie mocniej. - I przez ten alkohol wszystko zaczęło się walić, wszystko, cały mój świat...
Pocałowałem ją w czubek głowy i zacząłem delikatnie kołysać w swoich ramionach. Nasza randka zamieniła się w potworny pokój zwierzeń, w którym mała dziewczynka, która nie miała komu powiedzieć, że tęskni za rodzicami, otworzyła się pierwszy raz od ponad dziesięciu lat. Tutaj, w zaciszu drzew, Stefy nie była już tą pewną siebie siedemnastolatką, ale wystraszoną i słabą psychicznie sześciolatką, która wreszcie znalazła kogoś, kto zechciał jej wysłuchać.
~,~
Leon
Obudziłem się na podłodze, zwinięty w kłębek. Zmrużyłem oczy, bo słońce wdzierało się przez okno mojego pokoju. Musiałem przespać całe popołudnie, noc i większość dzisiejszego dnia, bo zegar wiszący na ścianie wskazywał godzinę siedemnastą, a pamiętam, że zasnąłem około dziewiętnastej, kiedy straciłem siły na płakanie i rzucanie różnymi przedmiotami. Mama próbowała mnie uspokoić, ale na nic się to zdało, więc zostawiła mnie w spokoju. Podniosłem się powoli i jęknąłem z bólu. Zbyt długo leżałem na twardej podłodze. Do tego pokaleczyłem sobie dłonie, a cała krew zaschła. Usiadłem i oparłem głowę o ścianę. Co się ze mną stało?
- Leon, wstałeś. - do pokoju niepewnie weszła mama. - Chcesz coś zjeść?
Spojrzałem na nią obojętnym wzrokiem, w duchu przeklinając Naty, która zniszczyła ten głupi zamek. Teraz będę musiał znosić cogodzinne wizyty mamy.
- Nie. - odparłem krótko. - Ale dziękuję. - dodałem pospiesznie. Pokręciła głową z dezaprobatą i rozejrzała się po pomieszczeniu, po którym walały się odłamki szkła.
- To chociaż posprzątaj. - poleciła mi. - I umyj ręce. - rzuciła jeszcze, zauważając moje upaćkane zaschniętą krwią dłonie. Gdy wyszła, wstałem powoli i udałem się do łazienki.
- Leon. - znieruchomiałem na dźwięk głosu taty. Po chwili jednak otrząsnąłem się i wytarłem ręce w ręcznik, po czym odwróciłem się do niego. - Co się dzieje?
Spuściłem głowę. Nie chciałem w tej chwili z nikim rozmawiać, a tymczasem wszystkim domownikom tego domu zebrało się na troszczenie się o mnie.
- Nic. - wymamrotałem, przechodząc obok niego. Gdy znalazłem się w swoim pokoju położyłem się na łóżku i westchnąłem. Wszystko się zmieniło, odkąd jej nie ma nie jestem już sobą. Fran miała rację w tej kwestii. Zawsze o nią walczyłem. Co by nie było, stałem obok niej, by w razie potrzeby miała do kogo się przytulić. Dlaczego więc teraz nic nie robię? Och, no tak, przecież Violetta jest w innym kraju. Ale czy odległość ma znaczenie, kiedy kocham ją tak mocno, że bez niej nie potrafię fukncjonować? W jednej chwili zerwałem się z miejsca i popędziłem do łazienki, by doprowadzić się do porządku. Zagram w tym przeklętym przedstawieniu, a potem ją odzyskam. Tak zrobię.
~,~
Tomas
- I jak, lepiej? - zapytałem, gdy zorientowałem się, że Stefy przestała pochlipywać. Pokiwała delikatnie głową. Odsunęła się ode mnie i otarła łzy.
- Przepraszam, zepsułam całą randkę... - powiedziała zachrypniętym od płaczu głosem. Uśmiechnąłem się do niej lekko.
- Nie przepraszaj, cieszę się, że ufasz mi na tyle, że się zwierzyłaś. - odgarnąłem jej niesforny kosmyk włosów z czoła. - Współczuję ci, naprawdę i nie wiem co mółgbym zrobić, żeby ci pomóc...
- Nic nie możesz zrobić, Tomas, ale dzięki za troskę. - przerwała mi. - Może chodźmy już, niedługo zacznie się przedstawienie. - zaczęła wstawać, ale ją zatrzymałem. Przypomniałem sobie o jednym szczególe randki, który był najważniejszym.
- Poczekaj. - usadziłem ją z powrotem na kocu i chwyciłem gitarę. Zacząłem śpiewać, specjalnie dla niej, patrząc jej w oczy.
Si no hay nada que decir,
Ni nada de que hablar
No te falta explicarte...
Si guardas todos los secretos de mi vida
Y de mis sueños, si lo sabes...
Eres la única canción
Que siempre escribiré
Siguiendo mis latidos...
Cada palabra, cada nota que me das
Me hace sentir que estoy contigo.
Es conexión entre tú y yo,
En cada verso de esta canción
Tu voz y la mía...
En cada acorde en cada rima.
Es conexión entre tú y yo,
En cada verso de esta canción...
Es tan distinto junto a ti
Soy lo que soy si estas aquí.
Si no hay nada que decir,
Ni nada de que hablar,
Te regalo el silencio.
Y escucho todo lo que sientes,
Lo que pasa por tu mente ya lo sabes...
Eres la única canción
Que siempre escribiré
Siguiendo mis latidos...
Cada palabra, cada nota que me das
Me hace sentir que estoy contigo.
Es conexión entre tú y yo,
En cada verso de esta canción
Tu voz y la mía...
En cada acorde en cada rima.
Es conexión entre tú y yo,
En cada verso de esta canción...
Es tan distinto junto a ti
Soy lo que soy si estas aquí...
Es tan distinto junto a ti
Soy lo que soy si estas aquí.
Gdy skończyłem, uśmiechnąłem się do niej szeroko. Ona tylko patrzyła na mnie z błyszczącymi oczami.
- Tomas... - załamał jej się głos. - Nikt nigdy nie zaśpiewał dla mnie piosenki. - chyba się zaśmiała, ale po policzkach pociekły jej łzy. Zbliżyłem się i starłem je opuszkami palców. Położyłem dłonie na jej zarumienionych policzkach i musnąłem delikatnie jej usta swoimi. Poczułem, że to odpowiedni moment. Kiedy odwzajemniła pocałunek w moim brzuchu zatańczyło tysiące motyli. Prawie podskoczyłem z radości. Gdy się od siebie oderwaliśmy, oparłem czoło na jej czole i uśmiechnąłem się, a ona przygryzła wargę.
- Teraz możemy iść. - wymruczałem, na co ona wybuchła śmiechem. Po chwili wyruszyliśmy w drogę do Studio. Stefy ciągle miała dwie stokrotki we włosach.
~,~
Ludmiła
Weszłam pewnym krokiem do Studia, gdzie zebrało się już wielu ludzi. Wszyscy biegali po korytarzach w poszukiwaniu potrzebnych przedmiotów, wpadali na siebie, krzyczeli, a biedny Pablo próbował ich uspokoić. Jego starania jednak na nic się zdały, ponieważ najwyraźniej wszystkich zjadła trema. Ja się nie stresuję, to źle robi na cerę. Później będę się z nich śmiać, gdy będą mieli zmarszczki, a ja nie. Ale, wracając do tematu - wkroczyłam do głównej sali z uniesioną głową. Tam trwały gruntowne przygotowania do przedstawienia, ustawiano mikrofony, głośniki, dekoracje i tego typu rzeczy. Podeszłam do Francisco, który siedział na uboczu.
- Wiedziałeś o tym, że Violetta wyjechała? - zapytałam bezpośrednio, nie tracąc czasu na witanie się.
- Tak, ale... - zaczął chłopak.
- Więc dlaczego mi nie powiedziałeś? - przerwałam mu, mrużąc podejrzliwie oczy. Powinnam wiedzieć wszystko od razu, jeszcze wcześniej niż Leon czy Francesca. A tymczasem ja dowiaduję się ostatnia!
- Kazałaś obserwować Stefy, a nie Violettę. - wyjaśnił Francisco. Zacisnęłam pięści, by się na niego nie rzucić.
- Powinieneś się domyślić, że Castillo obchodzi mnie tak samo jak Martinez. - wycedziłam przez zęby.
- Przepraszam, Ludmiła. - wyrecytował, jakby nauczył się tej kwestii na pamięć. - Wiem jeszcze, że z Leonem dzieje się coś niedobrego. - uśmiechnął się dumnie.
- Tego akurat sama się domyśliłam. - prychnęłam, odsuwając go na bok. - Ludmiła odchodzi! - pstryknęłam palcami i usiadłam sobie na tyłach sali, gdzie miałam doskonały widok na wszystko, co działo się w pomieszczeniu. Już po kilku minutach bacznego obserwowania wejścia do sali głównej ujrzałam Stefy i Tomasa. Wpadli z impetem do sali, na co Pablo natychmiast do nich podbiegł.
- No, już myślałem, że nie przyjdziesz, Stefy! - zawołał z ulgą. - Nie wiecie, gdzie się podziewa Daniel?
- Powinien zaraz być. - odparł Tomas. Co ta głupia Martinez wsadziła we włosy?
- Dobrze, dobrze, Stefy, idź do sali instrumentalnej, tam jest Naty, ona pomoże ci się przygotować. - polecił Pablo. Tomas pocałował ją w policzek i odbiegł gdzieś, a ona udała się tam, gdzie kazał jej dyrektor. Zmarszczyłam brwi w skupieniu. Czyżbym przegapiła jakiś przełom w relacji Tommy'ego i Stefki? Przywołałam do siebie machnięciem ręki Francisco i zapytałam:
- Co jest z Tomasem i Stefy? Są razem? - przyjrzałam mu się uważnie, by wychwycić kłamstwo, gdyby spróbował coś przede mną zataić.
- Mieli dziś randkę. - poinformował mnie. Mieli randkę i ja nic o tym o nie wiem?! Ten Francisco nie nadaje się do tej roboty i tyle!
- Jak to? - syknęłam. - I mi nie powiedziałeś? - uniosłam groźnie brwi.
- Uznałem, że...
- Idź sobie! - machnęłam ręką. - No idź! Sio! - warknęłam na niego, na co momentalnie zniknął mi z pola widzenia. Gdyby tylko ten matoł trochę bardziej się postarał, to randka naszych gołąbeczków okazałaby się totalnym niewypałem! A tymczasem ja nic nie wiem o najważniejszych sprawach!
- Ludmiła, nie siedź tak, pomóż w przygotowaniach! - usłyszałam czyiś głos, ale nie mogłam zidentyfikować do kogo należy i kto śmiał przerwać moje przemyślania. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i kogo zobaczyłam? Leona we własnej osobie.
- Leoś! - zapiszczałam, podchodząc do niego. - Myślałam, że płaczesz za Castillo w swoim pokoju. - uśmiechnęłam się kpiąco.
- Daj mi spokój, Ludmiła. - warknął. - Nie będę tracił czasu na takich nieistotnych ludzi jak ty.
Zrobiłam zdziwioną minę, gdy wyminął mnie i podszedł do Pablo. Nie mogłam w to uwierzyć. On powinien być załamany! Dlaczego nic nie idzie po mojej myśli?! Spróbowałam się uspokoić i udałam się do sali instrumentalnej, gdzie podobno Naty pomaga w przygotowaniach. Ja też muszę jakoś wyglądać podczas tego przedstawienia.
- Naty, umaluj mnie. - rozkazałam, wchodząc do pomieszczenia. Spojrzała na mnie jak na wariatkę i uśmiechnęła się kpiąco.
- Sama się umaluj, Ludmi. - prychnęła. - Mam ważniejsze sprawy do załatwienia.
I wyszła, a zaraz za nią gotowa już do występu Stefy. Tupnęłam nogą zezłoszczona tym, że wszyscy mnie lekceważą, ale wzięłam się za robienie makijażu. Gdy był gotowy, przebrałam się w strój, który leżał oznaczony moim nazwiskiem i podążyłam do głównej sali, gdzie zastałam wszystkich w pełnej gotowości.
- No dobra, dzieciaki, w pierwszej scenie występujecie prawie wszyscy, mam nadzieję, że każdy zna swoje miejsce na scenie. - odezwał się Pablo. Zgodnie mu przytaknęliśmy. - No to do roboty, bo goście zaczynają przychodzić!
Powiedział to w chwili, gdy grupka ludzi weszła do sali. Momentalnie ustawiliśmy się na scenie, kurtyna poszła szybko w dół, bo jeszcze nie wszyscy przyszli. Po chwili usłyszeliśmy odliczanie Pabla i kurtyna poszybowała w górę i rozległa się muzyka. Zobaczyliśmy naszą publiczność i uśmiechnęłam się w duchu. Wśród tak wielu ludzi na pewno znajdzie się jakiś wpływowy człowiek, który wyniesie mnie na szczyt kariery. Szczerze? To nudziłam się podczas tego przedstawienia, bo odgrywałam mało znaczącą rolę. Dopiero przy końcowej scenie zaczęło się coś dziać. Pocałunek Stefy i Daniela to idealna okazja do pośmiania się z kogoś, a mianowicie z Camili. Podeszłam do niej wolno, nie zwracając na siebie uwagi tych, którzy nie brali udziału w tej scenie i obecnie tłoczyli się za kulisami.
- Cami, zobacz. - wyszeptałam, na co ona podskoczyła. - Będą się całować. Podoba ci się Daniel, co?
Camila spojrzała na mnie zdenerwowana. Zaciskała pięści tak mocno, że aż knykcie jej zbielały.
- Zostaw mnie w spokoju. - wycedziła przez zęby. Można było wyczuć od niej zazdrość na kilometr.
- On chyba naprawdę coś do niej czuje, popatrz, jaką ma minę... - podjudzałam ją. Robiła się coraz bardziej czerwona. Już myślałam, że wybuchnie, ale pojawił się Tomas.
- Cami, zaraz wchodzisz, scena się kończy. - poinformował ją. - I ty też. - wskazał na mnie i odszedł. Camila się otrząsnęła i odeszła, pokazując mi po drodze język. Nic dzisiaj nie idzie po mojej myśli. Pechowy dzień.
~,~
Leon
Rozległy się gromkie brawa, owacja na stojąco. Na ten moment czekałem przez cały czas trwania przedstawienia. Wreszcie koniec, będę mógł zrobić to, co zaplanowałem. Kurtyna poszła w dół i pojawił się Pablo, by nam pogratulować, ale ja już go nie słuchałem. W wyjściu ze Studia zatrzymała mnie Francesca.
- Leon, co robisz? - zapytała, patrząc na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
- Muszę ją zobaczyć. - wyjaśniłem niejasno i wybiegłem ze szkoły. W kilka minut dotarłem do domu i wpadłem do niego jak torpeda.
- Leon, jak poszło przedstawienie? - odezwał się tata.
- Dobrze, dobrze. - wymamrotałem. - Tato, muszę lecieć do Madrytu. - oświadczyłem, nie owijając w bawełnę. Serce mi się wyrywało ku niej, musiałem coś wreszcie zrobić.
- Jak to do Madrytu? - zdziwił się tata. Wiedziałem, że taka będzie jego reakcja, ale nie przyszedłem do domu pytać go o pozwolenie.
- Lot jest za godzinę. Zawieziesz mnie na lotnisko? - uznałem, że lepiej nie jechać motorem. Ręce mi się trzęsą z nadmiaru emocji, jeszcze bym spowodował jakiś wypadek.
- Ale Leon, po co ty... - zaczął zdezorientowany, ale przerwałem mu machnięciem ręki.
- Do Violetty. - wycedziłem przez zęby. Miałem ochotę wrzeszczeć, ale musiałem zachować względny spokój. Jeśli tata się domyśli, że oszalałem i nie myślę jasno, to na pewno nie puści mnie do Madrytu.
- No dobrze, pójdę po kluczyki. - westchnął tata. Zaskakująco szybko się zgodził, biorąc pod uwagę, o co go poprosiłem, ale nie zaprzątałem sobie tym głowy. Myślałem tylko o tym, że już niedługo ją zobaczę. Violettę, moją Violettę. Tak długo czekałem.
Zdjęcia dodane, a Xenia to ciota. Przepraszam, musiałam to napisać. xD Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodobał. Dzięki za komentarze, wejścia, kliknięcia w ankiecie i ogólnie kocham was, wiecie, nie? xD Kilka zdjęć z tego rozdziału pochodzi z tumblra Teddy, której dziękuję za to, że go założyła, bo znalazłam kilka przydatnych gifów i zdjęć na nim. Dedykuję ci ten rozdział, kochana. :) Do następnego!
Buziaki,
M. ;*
Buziaki,
M. ;*
No wreszcie wszystko się zaczęło układać!
OdpowiedzUsuńJest Tofy!
Przedstawienie się odbyło bez problemów.
Ludmiła nie zrobiła nic złego.
A Leoś wreszcie się ogarnął i leci do Violi!
Nosz kurde zakończyłaś w takim momencie...
Ale mam nadzieję, że w następnym już będzie Leonetta i Viola wróci wkrótce do Buenos Aries ;**
Podsumowanie rozdziału: Boskiiii!! <333
Nareszcie sprawiłaś że Ludmi ma pecha!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
my-vilu-story.blogspot.com
Awww... Leoś <333 Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i spotkania Leonetty :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Przy tobie nawet blogger się psuje. XD Się nie dziwię,.
OdpowiedzUsuńAle rozdział :
Ludmiła ma pecha - daje plusa.
Randka Tofy- daje dwa plusy, bo to najpiękniejsza randka jaką można by sobie wymarzyć. ^^
Naty jest sobą - plus
Maxi broni Naty - dwa plusy <3
Leosiek powraca do żywych - dwa plusy. Xd
Leosiek jedzie do Violki. Trzy plusy. Oł yeah bejbe. Voy por ti w tle. :D
Ale odejmuję ci dwa plusy , bo jesteś ciotą. Xd
Dobrze, czekam na nexta . Ciekawe co z Leonettą. ;)
Xenia <3
Tofiki ! ahhhh <3 randka mmmmmm... uwielbaim ich xD.
OdpowiedzUsuńMaximillian jaki szarmancki = i like ^^
Leon do Violi jedzie = no wkońcu oprzytomniał :D
Ciekawe co on tam wykonbinuje :D haha xD.
Maja;)
Mhm *-*
OdpowiedzUsuńJa płacze za kolejnym rozdziałem <3 xd
Przybyłam! :D
OdpowiedzUsuńJak ja się cieszę, że połączyłaś Angie i Pablo. Uwielbiam tą dwójkę. Zdecydowanie wolę Angie z Pablem niż ojcem Violi.
Ludmiły nie skomentuje.
Maxi jak na wspaniałego chłopaka przystało broni swojej Naty.
Jak ja sie cieszę, że Leon wrócił do świata żywych.
Mam pewne przeczucia, co do jego wyjazdu do Madrytu, ale zostawie to dla siebie, i poczekam na kolejny rozdział. Kto wie może będę miała rację:D
hmmm, chyba czaję trochę o co ci może chodzić..xd
UsuńWspaniała Tofy! I Leon wreszcie walczy! Zaczęła podejrzewać jego wyjazd kiedy poszedł do łazienki ;)
OdpowiedzUsuńIpppppp. Nareszcie Leon się opamiętał i jedzie do niej . Kocham Cię dziewczyno ;***
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i piękną Leonettę ;D