sobota, 31 sierpnia 2013

Violetta Story - Chapter 41.

Violetta Story, chapter 41.

Leon
Podniosłem się szybko, zaniepokojony. Violetta złapała mnie za rękę i spojrzała na mnie nierozumiejącym wzrokiem.
- Zaraz wrócę, kochanie, muszę coś sprawdzić. - pocałowałem ją w czoło i skierowałem się do drzwi. Gdy tylko je otworzyłem moje nozdrza wypełnił odór spalonego materiału. Zakrztusiłem się dymem, który wylewał się przez otwarte drzwi do kuchni. Kaszląc i parskając udałem się do pomieszczenia, a tam zastałem pana Castillo próbującego ugasić ogień, którym zajęła się materiałowa ścierka. Niezbyt mu to jednak szło, jeszcze pogarszał sprawę. Położyłem mu dłoń na ramieniu, a on odwrócił się i pokręcił głową, jakby nie wiedział, co się dzieje.
- Panie Castillo, co się stało, u licha?! - zawołałem, rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś, czym moglibyśmy ugasić ogień.
- Ścierka spadła na kuchenkę! - wyjaśnił. - Musimy coś zrobić, bo jest coraz gorzej!
Przypomniałem sobie o gaśnicy, którą widziałem w korytarzu prowadzącym do gabinetu pana Castillo. Nigdy nie zdarzyło mi się coś podobnego, w moim rodzinnym domu zawsze bardzo ostrożnie obchodziliśmy się z ogniem, bo jeden z kuzynów mamy zginął w pożarze. Dlatego nie do końca wiedziałem, jak się zachować. Wiedziałem tylko, że jeśli czegoś nie zrobię, to coś może się stać Violetcie. Rodzice od małego mi powtarzali, że nawet mały pożar może stać się w przeciągu minuty śmiertelnie niebezpieczny. 
- Ma pan gaśnicę w korytarzu, prawda? - wydusiłem między kolejnymi atakami kaszlu. 
- No tak, byłbym zapomniał! - krzyknął i wyszedł z kuchni. Zanim zdążyłem pomyśleć nad jakimś kolejnym posunięciem, pojawił się z powrotem z czerwoną gaśnicą w ręku. 
- Idź do Violetty, nie pozwól jej wyjść z pokoju! Bardzo silnie reaguje na dym! - rozkazał mi. Czym prędzej popędziłem do pokoju Violi. Zastałem ją w drzwiach, już chciała wychodzić. Wziąłem ją na ręce i położyłem na łóżku.
- Ej! Ja chciałam wyjść! - pisnęła. Zamknąłem za nami drzwi, by zbyt dużo dymu, który zaczął się już rozprzestrzeniać, nie dostało się do pomieszczenia.
- Nie możemy teraz wyjść. - powiedziałem, ściskając jej dłoń. 
- A gdzie tata? - zapytała, próbując się podnieść. - Ja chcę... - nie pozwoliłem jej dokończyć, bo przycisnąłem ją mocno do siebie i objąłem ramionami. Sarknęła niezadowolona z obrotu spraw, ale wtuliła się w moją koszulkę.
- Śmierdzisz dymem. - oświadczyła, odsuwając się lekko. - Leon, co tam się dzieje? 
Odwróciłem wzrok, bo nie chciałem spojrzeć w jej oczy. Potrafiła wyczuć moje kłamstwo, wykrywając fałsz w moim wzroku. 
- Nic takiego. - wzruszyłem ramionami, wpatrując się w jakiś niezidentyfikowany punkt. Violetta okazała się sprytniejsza niż myślałem, bo wykorzystując moją chwilową dezorientację wyskoczyła z łóżka i popędziła do drzwi. W ostatniej chwili chwyciłem ją w pasie i zatrzymałem.
- Leon, ja chcę wyjść! - zawołała, machając nogami. - Puść mnie! 
Odwróciłem ją w swoją stronę i położyłem jej palec wskazujący na ustach, sygnalizując, że lepiej by była cicho. Odwróciła wzrok i założyła ręce na pierś. 
- Nie możemy wyjść, bo jest mały problem z... - spojrzała na mnie z wyczekiwaniem. Nie zdążyłem dokończyć, bo z kuchni dobiegł nas triumfalny okrzyk:
- No wreszcie!
Domyśliłem się, że panu Castillo udało się ugasić ogień. Uznałem jednak, że dym może nadal się utrzymywać i zacisnąłem mocniej dłonie na biodrach Violetty. 
- Leon, albo mi powiesz, co się dzieje, albo się bardzo, bardzo obrażę. - oświadczyła Viola, marszcząc brwi.
- Już nic się nie dzieje, kochanie. - uśmiechnąłem się lekko. - Był mały problem w kuchni, ale już wszystko pod kontrolą.
Violetta obdarzyła mnie tak przenikliwym spojrzeniem, że aż się wzdrygnąłem pod jego wpływem. Na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- No dobra, niech ci będzie. - zgodziła się. - Gdzie mój tata? - zapytała dziecięcym głosikiem, wydymając śmiesznie wargi. Po jej słowach drzwi pomieszczenia otworzyły się gwałtownie i do pokoju wparował pan Castillo.
- Wywietrzyłem dom, już może wyjść. - zwrócił się do mnie. Violetta spojrzała na nas obu zdziwiona.
- Ja też tu jestem, dlaczego rozmawiacie tak, jakby mnie nie było? - zmarszczyła nosek. - Jesteście dziwni. Oboje. - parsknęła śmiechem i wolnym krokiem wyszła z pokoju. 
~,~
Naty
Zajęcia z Jackie podobały się praktycznie wszystkim. Przez całą lekcję improwizowaliśmy, większość chłopaków się wygłupiała, ale Jackie nie miała nic przeciwko. Powiedziała, że to ma być dla nas zabawa połączona z nauką. Maxiemu niezbyt wychodzi taniec towarzyski, przewrócił mnie kilka razy, ale i tak było wspaniale. Każda chwila z nim spędzona jest wspaniała.
- Naty, chcesz iść do Resto czy odprowadzić cię do domu? - zapytał Maxi. - W sumie jest trochę późno, pewnie wszyscy poszli już do domu, więc myślę, że...
- Maxi, odprowadź mnie do domu. - przerwałam mu, bo gdyby się rozgadał, to by już nie przestał. - Dziewczyny siedzą w Resto, ale ja nie mam na to ochoty.
Maxi pokiwał powoli głową i złapał mnie za rękę. Nie zdążyliśmy wyjść ze Studia, a przed nami wyrosła sylwetka Ludmiły.
-  Naty i Maxi, Maxi i Naty... - uśmiechnęła się szeroko, ukazując rząd prostych zębów. - Jacy wy jesteście słodcy!
Od razu wyczułam w jej głosie jakąś dziwną nutę, coś nieznanego. Tak jakby nie była do końca pewna tego, co mówi. A ona zawsze była pewna wszystkiego, co robi. Kolejna zmiana w zachowaniu Ludmiły Ferro do kolekcji. Kpiący uśmiech na jej twarzy nie wydawał mi się już tak prawdziwy i szczery, jak kiedyś. Teraz wyglądał sztucznie, jak udawany. Ludmiła zachowywała się jak kiepska aktorka. 
- Ludmiła, mogłabyś nas zostawić w spokoju i... - zaczął Maxi, ale uniosłam rękę i przestał mówić. 
- Coś się stało, Ludmiła? - zapytałam łagodnym głosem, przyglądając jej się z zaciekawieniem.
- A czemu coś miałoby się stać? - zaśmiała się nerwowo, zupełnie jak nie ona. - Chciałam tylko ci powiedzieć, Naty, że wyrządziłam ci wiele przykrości i bardzo tego żałuję. Wybaczysz mi?
Chciałam coś powiedzieć, ale Maxi mnie uprzedził. Kompletnie nie spodziewałam się takich słów z jego strony.
- Ludmiła, ja już znam takie triki. - prychnął. - Chcesz znowu omamić Naty i zrobić sobie z niej służącą. Ale ja ci na to nie pozwolę.
- Maxi, ja nie... - zaprotestowałam, ale nie dał mi dokończyć. Nie chciałam, by mówił takie rzeczy Ludmile. Wyczuwałam coś w jej tonie głosu, co podpowiadało mi, że tym razem nie kłamie. 
- Naty, nie martw się, obronię cię, nie pozwolę jej tobą manipulować. - zapewnił mnie, uśmiechając się lekko. 
- Dlaczego?! - wrzasnęła nagle Ludmiła. - Nawet, gdy mam dobre zamiary, nikt nie potrafi mi zaufać! Ja też jestem człowiekiem! Mam uczucia! - po tych słowach odwróciła się na pięcie i odbiegła. Usłyszeliśmy już tylko jej łkanie. Pierwszy raz od długiego czasu byłam świadkiem płaczu Ludmiły Ferro. Zgromiłam Maxiego wzrokiem.
- Maxi, przecież ci mówiłam, że ona się zmienia. - odezwałam się w miarę spokojnym tonem. - Nie powinieneś jej mówić tego wszystkiego.
Maxi spojrzał na mnie jak na wariatkę. Dlaczego on nie potrafi po prostu zrozumieć tego, w jakiej sytuacji obecnie znajduje się Ludmiła? Ona nie wie, co robić. Jest zdezorientowana nowymi uczuciami, które się w niej budzą. Nie pomagamy jej zachowując się w taki sposób. To jeszcze bardziej utwierdza ją w przekonaniu, że nie ma sensu się zmieniać. Gdyby to ode mnie zależało, to cała nasza paczka przyjęłaby ją z otwartymi ramionami. Szkoda, że nawet ja nie umiem niektórych rzeczy wybaczyć Ludmile. 
- Proszę cię, Naty, naprawdę jej wierzysz? - uniósł brwi, a ja przytaknęłam energicznie.
- Nie mówię, że jest już słodka i miła dla wszystkich wokół, ale zaszła w niej jakaś zmiana. - powiedziałam. - Musimy dać jej trochę czasu. 
Maxi nie wyglądał na zbyt przekonanego. Najwyraźniej moje argumenty nie wystarczyły mu do uwierzenia w zmianę postępowania Ludmiły, która wyrządziła jemu i naszym przyjaciołom tyle złego. Może każde z nas potrzebowało czasu na przemyślenie niektórych spraw? 
- Maxi, wiem, że niełatwo ci uwierzyć w to, co mówię. - westchnęłam. - Ale nie kłóćmy się przez Ludmiłę. Zostawmy ten temat, dobrze? - uśmiechnęłam się lekko, a on po chwili odwzajemnił mój uśmiech i przyciągnął mnie do siebie.
- Zero gadania o Ludmile. - mrugnął do mnie. Pokiwałam głową i pocałowałam go delikatnie w nos, po czym złączyłam nasze usta w czułym pocałunku. 
~,~
Angie
Rano weszłam do Studia z uśmiechem na ustach. Nie wiem dlaczego, ale obudziłam się z tak dobrym humorem, że miałam ochotę przytulić każdego z osobna. Ciągle sobie coś nuciłam i machałam do nieznajomych osób, które wyglądały na przygnębione. W tak piękny dzień nie warto jest być smutnym. Wszyscy powinni śpiewać, tańczyć i cieszyć się z tak wspaniałego daru, jakim jest życie. Tanecznym krokiem weszłam do pokoju nauczycielskiego i roześmiałam się na widok upaćkanego czymś Beto.
- Beto, co masz na twarzy? - wydukałam pomiędzy kolejnymi napadami śmiechu. Beto chyba dopiero gdy się odezwałam zarejestrował moją obecność i rękawem szarej marynarki wytarł umorusaną twarz.
- Nic takiego, tylko jadłem ciastko z kremem. - uśmiechnął się szeroko. - Co taka wesoła jesteś, Angie?
Okręciłam się dookoła i roześmiałam się głośno. Odłożyłam torebkę na stolik i z westchnieniem usiadłam na krześle naprzeciw Beto.
- Sama nie wiem, Beto. - odparłam. - Obudziłam się z takim dobrym humorem i mam nadzieję, że zostanie on ze mną do końca dnia! 
Beto poprawił okulary i zmarszczył nos, zastanawiając się nad czymś głęboko. W tym momencie do pomieszczenia wparowała Jackie, a zaraz za nią Pablo. Oboje mieli jakieś papiery i teczki w rękach i mruczeli coś do siebie pod nosem. Pablo codziennie tak wygląda z rana, swoją drogą to on prawie bez przerwy siedzi z nosem w papierach, ale Jackie? To wydało mi się odrobinę dziwne.
- Piękny mamy dzień, prawda Pablo, Jackie? - uśmiechnęłam się. - Nie traćcie czasu na jakieś nudne papierzyska.
Pablo usiadł przy biurku i nawet nie zwrócił uwagi na moje słowa. Wymamrotał tylko coś, co chyba miało brzmieć jak "cześć" i ponownie oddalił się do swojego własnego świata. Z kolei Jackie usiadła obok niego i powtórzyła wszystkie jego gesty. Już miałam zapytać ich o co chodzi, gdy Beto wybuchnął gromkim śmiechem.
- Jackie wygląda zupełnie jak Pablo, tylko że ma dłuższe włosy i... - złapał się za brzuch. - To takie zabawne!
Pokręciłam głową z rozbawieniem. Beto potrafi z dosyć drętwej sytuacji zrobić coś niebywale zabawnego. I chyba to każdy w nim najbardziej lubi. 
- Jackie, dlaczego zachowujesz się jak Pablo? - zapytałam, odsuwając od siebie Beto, który chciał mi wcisnąć do ust jakieś ciastko.
- Bo jest denerwujący i go przedrzeźniam. - zaśmiała się. - To strasznie nudne. Jak on może tak całymi dniami? - prychnęła. Pokiwałam z uznaniem głową. Dokłanie, Jackie wyjęła mi te słowa z ust. 
- Angie, Angie, Angie, Angie, Angie! - rozległ się przeraźliwy wrzask i do pokoju nauczycielskiego wbiegły Camila, Francesca, Naty i Stefy. Wszystkie były zdyszane i ledwo łapały oddech.
- Co się stało dziewczyny? - zdziwiłam się. - Pali się gdzieś? - uniosłam brwi. Francesca jako pierwsza zdołała wydusić z siebie coś zrozumiałego:
- Angie, masz kontakt z Violettą? 
Gdy Fran zadała to pytanie, wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Nie wiem, co mnie tak rozbawiło. Może Beto, który właśnie wsadził sobie długopis do oka, a może Jackie, która powtarzała dokładnie każdy ruch Pabla. Po prostu nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Cztery dziewczyny patrzyły na mnie jak na wariatkę, ale nikt poza nimi nie zwracał na mnie większej uwagi. Wszyscy mieli jakieś ciekawsze zajęcia. I tutaj znowu to samo - nie wiem dlaczego, ale rozbawiło mnie to jeszcze bardziej.
- Angie, Angie, co jest? - pytały dziewczyny, spoglądając na siebie zaniepokojone moim zachowaniem.
- Nic takiego, przepraszam was. - odchrząknęłam. - Hm, no więc, owszem, mam kontakt z Violą, ale ona prosiła, by...
- Wiemy, nie chciała, byśmy mieli jeszcze jakikolwiek kontakt. - przerwała mi Camila. - Powiedziała, że tak będzie lepiej.
- Ale tak wcale nie jest lepiej. - kontynuowała jej wypowiedź Stefy. - Tęsknimy za nią.
Westchnęłam przeciągle, ale wyciągnęłam komórkę z kieszeni dżinsów i wybrałam numer Violetty. Niestety, po kilku sygnałach włączyła się automatyczna sekretarka. Usłyszałam rozbawiony głos Violi, który obwieszczał, iż nie może rozmawiać, bo spędza właśnie szalony dzień z dwoma najukochańszymi mężczyznami na świecie. To wywołało na mojej twarzy jeszcze szerszy uśmiech, niż wcześniej.
- Nie odbiera, najwyraźniej jest zajęta. - poinformowałam je, na co miny im zrzedły. - Ale jak tylko oddzwoni, to dam wam znać. - pocieszyłam je. Każda z nich przytuliła mnie mocno, podziękowały i wyszły z pomieszczenia.
- Beto, nie widziałeś gdzieś takiego niebieskiego długopisu? - zapytał nagle Pablo, przerywając ciszę, która zapanowała.
- Beto, nie widziałeś gdzieś takiego niebieskiego długopisu? - przedrzeźniła go Jackie ze śmieszną miną, a on chyba dopiero teraz zorientował się, że kobieta go naśladuje i wydął dziwnie wargi.
- Dlaczego mnie papugujesz? - zmarszczył brwi.
- Dlaczego mnie papugujesz? - powtórzyła za nim Jackie, uśmiechając się kpiąco. W tym momencie Beto wzniósł triumfalny okrzyk:
- Znalazłem! Niebieski długopis! - uśmiechnął się szeroko. - Tylko musicie się jakoś podzielić, bo jest tylko jeden, a wy oboje go chcieliście i...
- Daj. - poprosił Pablo, wyciągając dłoń w kierunku Beto. To samo zrobiła Jackie. Beto wodził zdezorientowanym wzrokiem po ich twarzch przez chwilę.
- Jestem rozdarty! - zawołał rozpaczliwie, na co się roześmiałam. Och, cóż to za wesoły dzień dzisiaj!
~,~
Stefy
Powolnym krokiem wyszłam ze Studio, podśpiewując sobie pod nosem piosenkę, którą ostatnio napisałam. Dzisiaj wszyscy z niewiadomych przyczyn tryskali humorem. Nawet Cami, Fran i Naty, chociaż nie udało nam się uzyskać żadnych informacji o Violetcie. To chyba Angie nas zaraziła tym pozytywnym nastawieniem dzisiejszego dnia. Mimo wielu zmartwień, każdy się śmiał. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Świat wokół wydaje się taki kolorowy, gdy na chwilę zapominasz o wszystkich problemach i zmartwieniach. Gdy tylko przekroczyłam próg domu, wiedziałam, że sielanka się skończyła.
- Mówiłam ci tysiąc razy, żebyś nie kupował tyle tego piwska, bo śmierdzi potem w całym domu! - wrzasnęła mama, waląc pięścią w blat kuchenny. Wzdrygnęłam się. 
- Będę sobie kupował ile będę chciał! - krzyknął tata, zataczając się i przewracając krzesło. - A tobie nic do tego!
- Jak to nic?! - zawołała. - Jestem twoją żoną, ty jełopie! - w tym momencie wparowałam do kuchni, jak gdyby nigdy nic. Mój brzuch dosyć głośno sygnalizował, że chce jeść, a ja nie miałam zamiaru głodować całą noc, bo zapewne tyle ich kłótnia będzie trwała.
- Stefania, wyjdź. - rozkazała oschle mama, ale ja puściłam to mimo uszu i otworzyłam lodówkę. Wyjęłam z niej jogurt i odwróciłam się do rodziców, którzy przyglądali mi się z uwagą.
- Wyjdź. - warknął ojciec, zaciskając dłonie na brzegu stołu, aż mu knykcie zbielały. Trochę się wystraszyłam, bo zanosiło się na grubszą awanturę, niż zazwyczaj, skoro się powstrzymywał. Chciał, bym wyszła. To mogło znaczyć tylko jedno: nie był jeszcze na tyle pijany, by odlecieć po kilku wyzwiskach. 
~,~
German
Po niemiłym incydencie z ogniem postanowiłem zabrać Violettę i Leona na miasto. Chciałem jakoś wynagrodzić im to niezbyt fajne doświadczenie. Wszystko było moją winą i to mnie najbardziej boli. Naraziłem moją kochaną córeczkę, no i oczywiście Leona, na niebezpieczeństwo. A przecież właśnie od niebezpieczeństw zawsze chciałem ją uchronić. Ta sytuacja dała mi dużo do myślenia. Może jednak Madryt nie jest dla nas? Może powinniśmy wrócić? Chyba powinienem pogodzić się z przeszłością i zacząć od nowa, w Buenos Aires. Tutaj żadne z nas nie jest szczęśliwe. I do tego ciągle przytrafiają nam się jakieś wypadki. Pierwszego dnia w Madrycie w naszym pokoju hotelowym wysiadł prąd. Gdy przeprowadziliśmy się do tego domu, nie było wody. A teraz jeszcze ten mały pożar, który na szczęście udało mi się ugasić. Może ktoś daje mi znaki? Może ktoś chce, bym wrócił do Argentyny? A może to... Maria? Chyba popadam w paranoję. Przecież ona nie... Nie... Nie potrafię nawet o tym myśleć. Ale chyba czas stawić czoło problemom, a nie przed nimi uciekać. Zrobię to dla Marii i Violetty. Tylko one się liczą. Ale czy tam uda mi się żyć normalnie?

Mam nadzieję, że przynajmniej trochę wyjaśniłam w sprawie Germana, Leona i Violetty. Jak widzicie Germanowi ten mały pożar dał do myślenia, a poza tym Violetta znowu cieszy się życiem. W tym rozdziale chciałam pokazać, że mimo problemów, każdy z bohaterów odnalazł jakieś pozytywy w życiu. Podobało wam się? ^_^ Aha, no tak, sprawa Stefy - coś się będzie działo w związku z nią i Tomasem oraz jej rodzicami w następnym rozdziale, ale więcej nie zdradzę. Fragment z perspektywy Angie dedykuję mojej przyjaciółce Adze, która ma fioła na punkcie tej postaci i ogląda Violettę tylko z jej powodu. :* xD I to chyba tyle. Nie wiem, kiedy następny rozdział, raczej nieprędko, bo w poniedziałek już szkoła. :( Ale postaram się jak najszybciej, obiecuję. <3 No i chciałabym prosić, abyście nie spamowali pod rozdziałami. To jest naprawdę denerwujące. Stworzę za chwilę zakładkę, w której będziecie mogli sobie spamować linkami do woli. To tyle. Do następnego!
Buziaki, M. ;*

czwartek, 29 sierpnia 2013

Violetta Story - Chapter 40.

Violetta Story, chapter 40.

Francesca
Może i Marco próbował mnie pocieszyć, ale niewiele to dało. Violetta to moja najlepsza przyjaciółka, tęsknię za nią i nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam zanim zrobię to samo co Leon. Wsiądę w pierwszy lepszy samolot i polecę do Madrytu, byleby tylko się z nią zobaczyć. Camila maskuje swoje uczucia śmiechem i żartami, ale ja za dobrze ją znam, by dać się nabrać. Tak naprawdę przeżywa to samo co ja. Wtuliłam się mocniej w Marco i westchnęłam cicho, skupiając swój wzrok na ekranie kinowym. Kupiliśmy bilety na jakąś komedię, by poprawić sobie humory. Ale mnie jakoś nie bawiła historia o chłopcu, który robi psikusy wszystkim swoim sąsiadom i uchodzi mu to za każdym razem na sucho. Do tego dołóżmy strasznie słabą grę aktorską i amatorskie dekoracje. Nie dziwię się, że siedzimy na sali praktycznie sami.
- Marco? - szepnęłam. - Podoba cię się ten film? - spojrzał na mnie dziwnie i pociągnął łyka napoju z wysokiego kubka.
- Szczerze? - pokiwałam głową. - No, to nie. - oświadczył, na co ja zachichotałam cicho mimo parszywego humoru.
- Wychodzimy? - zaproponowałam, a Marco przytaknął mi energicznie i zerwał się z miejsca, ciągnąc mnie za sobą. Po chwili znajdowaliśmy się już przed kinem. Marco chciał coś powiedzieć, ale zadzwonił mój telefon, więc odebrałam go szybko.
- Fran, Fran, Fran, Fran, ale my jesteśmy głupie! - usłyszałam rozgorączkowany głos Camili. - Angie! Angie na pewno wie co się dzieje z Violettą! - po tych słowach rozległ się sygnał informujący o zakończonym połączeniu.
- Kto tak krzyczał? - zapytał Marco, marszcząc brwi. Schowałam komórkę do torebki i odgarnęłam włosy z twarzy.
- Camila. - odparłam krótko. - Gadała coś o... - i wtedy mnie oświeciło. A więc o to chodziło Cami! - Angie! Idziemy! - złapałam go za rękę i pociągnęłam energicznie. 
~,~
Naty
A co by było, gdyby Ludmiła rzeczywiście postanowiła się zmienić? Przyjęlibyśmy ją? A może zbyt wiele krzywdy nam wyrządziła, by tak po prostu zapomnieć? Ale przecież ludzie popełniają błędy, nawet Ludmiła Ferro. Mimo tego iż uważa się za wielką gwiazdę jest także zwykłą dziewczyną, która ma uczucia, jak każdy inny. Niestety chyba tylko ja to dostrzegam. Zbyt długo udawała diwę, by teraz wszyscy uwierzyli w jej zmianę nastawienia. Przecholowała. Teraz już może być za późno na naprawienie błędów, ale ona tego nie widzi. Ktoś musiałby jej to pokazać, aby przejrzała na oczy. Gdyby tylko kogoś do siebie dopuściła. Zbudowała wokół siebie mur, wokół swojego serca. Kto wie, czy teraz jej samej uda się go zburzyć?
- Naty, wiesz coś może o tym chłopaku, który kręci się obok Ludmiły? - zapytał Maxi, z podejrzliwością przyglądając się brunetowi, który rozmawiał właśnie z Ludmiłą.
- To Francisco. - odparłam obojętnie. - Chyba zajął moje miejsce. - zaśmiałam się gorzko. Francisco to dobry chłopak, ale zawróciła mu w głowie złotowłosa Ferro. To wystarczy, by mogła owinąć sobie go wokół palca i zabić jego osobowość oraz charakter, aby została z niego tylko maszyna do przynoszenia wody. 
- Jest nowy? - zmarszczył brwi. - Nigdy go tu nie widziałem. - poprawił czapkę, a ja położyłam głowę na jego ramieniu.
- To właśnie jedna z jego zdolności. - uśmiechnęłam się delikatnie. - Jest tak przeciętny, że aż niewidzialny, jak to mówi Ludmiła.
- I tylko dlatego go wybrała? - Maxi ciągle przyglądał się podejrzliwie Francisco, który z uwielbieniem wpatrywał się w twarz Ludmiły.
- Buja się w niej, więc zrobi wszystko, o co go poprosi. - westchnęłam, a Maxi pokiwał powoli głową. Po tym stwierdzeniu dla każdego stałoby się oczywiste to, dlaczego akurat Francisco został wybrany przez Ludmiłę. Posiedzieliśmy jeszcze z Maxim przez chwilą pod ścianą, aż zorientowałam się, że dosłownie za dwie minuty zaczynają się zajęcia z Jackie. Bez słowa pociągnęłam go za rękę i podążyliśmy do sali tańca, gdzie zebrała się już większość grupy.
- Naty, Maxi, na miejsca, zaczynamy zajęcia. - zarządziła Jackie, a my posłusznie wypełniliśmy jej polecenie. - No dobrze, długo myślałam nad tym, co mogłabym zrobić, by zajęcia tańca były dla was ciekawsze. A więc zrobimy coś nowego, coś, czego chyba jeszcze nie robiliście na tych zajęciach.
Przez pomieszczenie poniósł się szmer przyciszonych rozmów. Wszystkich zaciekawiło to, co powiedziała Jackie. Gdy Gregorio uczył nas tańca nie było mowy o robieniu czegoś nowego, ponieważ twierdził on, że nic nam nie wychodzi i trzeba ćwiczyć bez przerwy to samo. To nurzyło każdego, nawet nowych uczniów.
- Tak więc, dobierzcie się w pary, dzisiaj będziemy ćwiczyć taniec towarzyski. - oświadczyła Jackie, na co większość dziewczyn zapiszczała przenikliwie. Rzuciłam Maxiemu nieśmiały uśmiech, a on podszedł do mnie i złapał mnie za rękę.
- Czy uczynisz mi ten zaszczyt, Naty, i zatańczysz ze mną? - mrugnął do mnie, a ja zachichotałam cicho. 
- A mam inne wyjście? - uniosłam brwi, uśmiechając się szeroko. Maxi rozejrzał się po pomieszczeniu i dostrzegł, że wszyscy dobrali się już w pary i spojrzał na mnie z domyślnym uśmiechem.
- Chyba nie. - zaśmiał się cicho. Ustawiliśmy się obok reszty grupy. 
- Mam nadzieję, że wiecie co nie co o tańcu towarzyskim. - kontynuowała Jackie. Nikt się nie odezwał. Nigdy nie mieliśmy z tym rodzajem tańca do czynienia, a już na pewno nie w Studiu. Pamiętam, że kiedyś, gdy byłam jeszcze malutka, tata pozwalał mi stawać na jego stopach i wirowaliśmy razem po domu, ale to tyle. 
- Gregorio ciągle przerabiał z nami to samo. - odezwała się Mary, stojąca bardziej na uboczu. - Nigdy nie tańczyliśmy w parach.
Jackie pokręciła głową z dezaprobatą, ale podeszła po kolei do każdej pary i pokazała, jak się ustawić. Największy problem był z wytłumaczeniem niektórym chłopakom tego, gdzie powinni kłaść dłonie, a gdzie nie. Maxi poradził sobie całkiem nieźle, Jackie stała przy nas tylko jakieś dziesięć minut. Mieliśmy chyba najlepszy czas z całej grupy.
- Wszyscy ustawieni? - pokiwaliśmy głowami. - A więc tańczcie! - wszyscy spojrzeli po sobie ze zdezorientowanymi minami. 
- A nie pokaże nam pani żadnych kroków? - zapytał Maxi, marszcząc brwi. 
- Improwizujcie. - Jackie klasnęła w dłonie, najwidoczniej zadowolona z siebie. - O, i mówcie mi Jackie, bo czuję się staro gdy ktoś zwraca się do mnie per pani. 
Cała grupa zachichotała i rozpoczęliśmy swój improwizowany taniec. Była to dla nas kolejna nowość na dzisiejszych zajęciach. Gregorio kazał robić to, co jemu pasowało, nie jestem pewna czy w ogóle wiedział co to znaczy improwizacja. Maxi okręcił mnie powoli, jakby bał się, że popełni jakiś błąd.
- Maxi , Naty, dobrze wam idzie! - pochwaliła nas Jackie. Zarumieniłam się lekko, gdy Maxi mrugnął do mnie. 
~,~
Camila
Mieliśmy zajęcia śpiewu z Angie codziennie. A mi dopiero teraz przyszło do głowy, że musi mieć ona jakiś kontakt z Violettą. Nawet jeśli nie z Violą, to na pewno z jej tatą lub babcią, a to już coś. Niestety, gdy Francesca pojawiła się pod Studiem ze zdyszanym Marco okazało się, że nasza nauczycielka śpiewu dawno udała się do domu. Po chwili dołączył do nas Daniel, który przeżuwał znowu te przeklęte cukierki. Skąd to wiedziałam? Kieszenie miał wypchane papierkami, a po sposobie, w jaki poruszał szczękami mogłam się domyślić, że paskudztwo przykleiło mu się do podniebienia. 
- Daniel! Chcesz mieć popsute zęby? Nie wolno jeść tyle słodyczy! - zrugałam go, na co Fran i Marco zachichotali. 
- Cam, nie martw się, nic mi nie będzie. - Dan poklepał mnie po ramieniu. - I tak już prawie mi się skończyły.
Pokręciłam głową z powątpiewaniem. Jak mu się skończą, to pójdzie do Maxiego po następną porcję. Chyba, że uda mi się go uprzedzić i zwinę wszystko Maxiemu. O tak, to najlepszy sposób na rozwiązanie cukierkowego problemu.
- Gdzie są Naty i Stefy? - zapytała Fran, przerywając naszą małą sprzeczkę na temat cukierków. 
- Stefy poszła gdzieś z Tomasem, a Naty i Maxi są na zajęciach z Jackie. - odparłam, wyrywając Danielowi kolejnego cukierka, którego chciał sobie wsadzić do ust.
- No to chyba nie mamy nic do roboty. - westchnęła Francesca. - Musimy pamiętać, by jutro rano znaleźć Angie.
Pokiwałam głową. Raczej o tym nie zapomnę. Nie zasnę przez to w nocy. Schowałam odebranego Danielowi cukierka do kieszeni szortów i odgarnęłam włosy z twarzy.
- Daniel, idziesz do Resto? - uniosłam brwi. Chłopak objął mnie ramieniem i uśmiechnął się szeroko.
- No jasne, że tak, Cam. - zamrugał powiekami jak nastolatka, która chce coś wyłudzić od rodziców. - Z tobą zawsze. - po tych słowach poczułam, jak coś mnie łaskocze w biodro. Spuściłam głowę, ale w tym samym momencie Daniel roześmiał się triumfalnie i odbiegł z cukierkami w rękach. 
- Dopadnę cię! - zawołałam, zrywając się do biegu. Usłyszałam jeszcze tylko głośny śmiech Francesci i Marco. Zapowiada się ciekawy wieczór.
~,~
Leon
Rozmyślałem na sytuacją, w jakiej się znajduję tak długo, że aż rozbolała mnie głowa. Mimo to nie wymyśliłem nic sensownego. Nie mogłem patrzeć na przygaszoną Violettę snującą się pod całym domu jak cień. Miałem poczucie, że to wszystko moja wina. Gdybym był chociaż trochę mądrzejszy, to na pewno bym coś wymyślił. Ale ja jestem do niczego.
- Leon, przytulisz mnie? - usłyszałem jej cichy głosik i odwróciłem głowę. Gdy zobaczyłem jej smutną twarz poczułem ukłucie w sercu, ale podniosłem się i usiadłem obok niej na łóżku. Objąłem ją ramionami i przycisnąłem do siebie mocno. Dopiero po chwili zorientowałem się, że Violetta drży.
- Płaczesz? - szepnąłem, unosząc jej podbródek, by na mnie spojrzała.
- Nie, tylko mi zimno. - odparła, ponownie wtulając się w moją koszulkę. Złapałem róg kołdry i otuliłem ją nią. 
- Lepiej? - mruknąłem, opierając policzek na czubku jej głowy. Nie odpowiedziała, a po chwili usłyszałem, jak cichutko pochrapuje. Przymknąłem oczy i westchnąłem głęboko. Gdy trzymam Violettę w ramionach mam wrażenie, jakbym trzymał w nich cały świat. Bo ona jest całym moim światem. Moim światełkiem w tunelu. Tylko dzięki niej jeszcze nie upadłem. Dzięki tej małej, kruchej i delikatnej istotce. Ułożyłem ją na łóżku i wstałem, ale poczułem jej dłoń na nadgarstku i usiadłem obok niej z powrotem.
- Co się stało, gwiazdeczko? - wyszeptałem, odgarniając niesforny kosmyk włosów z jej czoła.
- Nie idź. - poprosiła. Musnąłem jej usta swoimi i pogłaskałem ją po policzku. 
- Nigdy nie odejdę. - zapewniłem ją, uśmiechając się lekko. Ścisnęła moją dłoń i ponownie zapadła w sen. Przyglądałem się jej ze smutkiem i rozmyślałem nad tym, co nas spotkało. Dlaczego nie moglibyśmy po prostu cieszyć się sobą? Życie bez przerwy rzuca nam kłody pod nogi. Położyłem się obok śpiącej Violetty, bo od siedzenia w jednej pozycji zdrętwiał mi kark. Wziąłem głęboki oddech i wtedy poczułem dziwny zapach. Tak jakby coś się przypaliło.
~,~
Tomas
Tak bardzo chciałem jej pomóc. Widziałem, jak cierpi, ale nie mogłem nic zrobić. Od dziecka byłem obdarzany bezinteresowną miłością rodzicielską. Nigdy nie doświadczyłem tego, co Stefy. Ona od dawna zmagała się z problemami, które nie powinny jej dotyczyć. To takie niesprawiedliwe. Przecież ona nic złego nie zrobiła. Za co została ukarana taką rodziną? Czym zawiniła? 
- Tomas, posuń się. - usłyszałem głos Agus. Odwróciłem głowę, zdziwiony jej obecnością. Był środek nocy, powinna dawno spać, a tymczasem przyszła sobie do mojego pokoju jak gdyby nigdy nic.
- Agus, co tu robisz? - zapytałem, podnosząc się do pozycji siedzącej. - Dlaczego nie śpisz?
Dziewczynka zamrugała gwałtownie powiekami i potrząsnęła głową. Dwa kucyki śmiesznie zatańczyły wokół jej okrągłej twarzyczki.
- Mogę dzisiaj spać u ciebie? - popatrzyła na mnie niepewnie. Uniosłem brwi, zdezorientowany, ale posunąłem się i pozwoliłem jej wpełznąć pod moją kołdrę.
- Co się dzieje? - szepnąłem, przytulając ją do siebie. Westchnęła cicho i wtedy uświadomiłem sobie, że mimo swojej nadzwyczajnej inteligencji i samodzielności jest małą dziewczynką. Nie dorosłą kobietą, która doradza mi w sprawach sercowych.
- Tomas, a co by było, gdybym nie miała rodziców? - odezwała się po chwili ciszy. Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć. Skąd w ogóle takie pytanie mogło jej przyjść do głowy? Pogłaskałem ją po włosach.
- Agus, przecież masz rodziców, którzy cię kochają. - zapewniłem ją. - Nie masz się czym martwić.
- Ale jedna moja koleżanka nie ma mamy. - wtuliła się we mnie mocno. - Ona jest codziennie smutna. Zapytałam ją dziś, dlaczego. Powiedziała, że nie ma mamy.
Oparłem podbródek na czubku jej małej główki i zamyśliłem się. Co powiedzieć niespełna jedenastoletniej dziewczynce, która pyta, co by było, gdyby nie miała rodziców? 
- Agus, nie znam tej twojej koleżanki, ale... - zawahałem się. - Jeśli nie ma mamy, to na pewno ma kochającego tatę, który stara się jak może. 
Agus spojrzała na mnie wielkimi oczami i zmarszczyła brwi. Chyba nie do końca zrozumiała, co chciałem jej przekazać swoją wypowiedzią. Swoją drogą, sam tego nie wiedziałem.
- Chodzi ci o to, że on jest za nich oboje? - wyszeptała. - Tata kocha ją podwójnie?
- Tak, coś w tym stylu. - pokiwałem powoli głową. - Tata kocha ją podwójnie. - uśmiechnąłem się lekko. Agus znowu się zamyśliła, a po kilku minutach ciszy, zadała kolejne pytanie:
- A co jeśli on jej nie kocha? To wtedy nie ma w ogóle miłości? 
Otworzyłem usta, by się odezwać, ale głos ugrzązł mi w gardle. No właśnie. A co jeśli żadne z rodziców nie kocha Stefy ani trochę? To wtedy w ogóle nie ma miłości? Jeśli tak, to ja muszę jej tej miłości dać jak najwięcej. 
- Zawsze znajdzie się ktoś, kto ją pokocha. - pocałowałem ją w czubek głowy. - Nie da się żyć bez miłości.

Wiem, że długo nie było rozdziału, ale wreszcie udało mi się go skończyć. Długo myślałam nad rozmową Tomasa i Agus. I do tego jeszcze miałam małe problemy z komputerem. Teraz już chyba jest w porządku. W tym rozdziale mało Ludmiły, ale obiecuję, że będzie jej więcej. Miałam wyjaśnić już wszystko między Leonem, Violettą a Germanem w tym rozdziale, ale uznałam, że jeszcze trochę to przeciągnę. Następny post postaram się dodać szybciej, ale nic nie obiecuję. No i sprawa szkoły - zaczyna się rok szkolny i mam zamiar ostro się wziąć do pracy, by mieć dobre wyniki w tym roku... Nie wiem, jak często będę miała czas na pisanie rozdziałów. Wszystko zależy od tego, jaki będę miała plan lekcji. Zapewniam was jednak, że nie zawieszę bloga, bo bez pisania nie umiem funkcjonować, więc mimo wszystko coś tam naskrobię, nawet jeśli będę miała nawał nauki. :D No i to chyba tyle. Dziękuję wam wszystkim za komentarze, kliknięcia w ankiecie i ogólnie za wszystko. Kocham was! <3 Do następnego.
Buziaki, M. ;*

sobota, 24 sierpnia 2013

Violetta Story - Chapter 39.

Violetta Story, chapter 39.

Leon
- Ale ja nie umiem wybrać, Leon. - wyszeptała. - Nie potrafię, po prostu nie potrafię.
Naprawdę chciałem jej pomóc. Ale tego wyboru musiała dokonać sama. Sama musiała się uporać z tą trudną decyzją, ja mogłem tylko stać obok z otwartymi ramionami, by miała w kogo się wtulić. Nic więcej.
- Violu, myślę, że powinnaś teraz się przespać. - odezwałem się po dłuższej chwili ciszy. - Odpocznij. - ułożyłem ją wygodnie pośród poduszek i pluszowych zabawek i pocałowałem delikatnie w czoło.
- Obiecaj, że będziesz tu, gdy się obudzę. - poprosiła cichym głosikiem, gdy miałem już wychodzić z pokoju. 
- Obiecuję. - uśmiechnąłem się do niej i zamknąłem za sobą drzwi. Powolnym krokiem udałem się do kuchni, gdzie usiadłem przy stole na jednym z krzeseł i zapatrzyłem się w widok rozpościerający się za oknem. Przyglądając się Madrytowi przypomniałem sobie, że nie mogę tu zostać na zawsze. W Argentynie mam rodzinę, szkołę, przyjaciół... Ale tutaj znajduje się całe moje życie, czyli Violetta, słodka Violetta, która zawróciła mi w głowie. 
- Nie przeszkadzam? - w drzwiach stanął pan Castillo. - Jeśli chcesz, to mogę wrócić później, ja...
- Nie, proszę pana, to w końcu nie mój dom. - zaśmiałem się, a on usiadł naprzeciw mnie. - Chciałem podziękować za to, że pan zrozumiał. 
Pan Castillo uśmiechnął się nieznacznie i złożył ręce na kolanach, szukając właściwych słów. Potrzebowałem szczerej rozmowy z ojcem Violetty, musiałem wiedzieć, dlaczego zrobił to, co zrobił. Dlaczego nastąpiła w nim taka nagła zmiana.
- Ona nie śpiewa. - odezwał się po chwili, aczkolwiek nie zrozumiałem jego wypowiedzi. - Violetta nie śpiewa. - wyjaśnił, widząc moją zdezorientowaną minę. 
- Jak to nie śpiewa? - zdziwiłem się. Muzyka jest całym życiem Violetty. Tysiąc razy powtarzała mi, że to dzięki muzyce jej życie nabrało kolorów, że przedtem nic nie było takie samo... Jak mogła porzucić swoją pasję?
- Odkąd tu jesteśmy. - westchnął pan Castillo. - Musisz coś zrobić, Leon. Mam wrażenie, że wyrządzam jej wielką krzywdę. - spojrzał na mnie błagalnie, jakby pokładał we mnie wszystkie swoje nadzieje na lepsze jutro. 
- Postaram się, proszę pana. - odparłem cicho. - Ale nic sensownego nie przychodzi mi do głowy. Ona nie chce wracać bez pana.
Mężczyzna przejechał dłonią po twarzy i przymknął oczy. Jego też to wszystko przytłaczało, zupełnie jak mnie. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek coś mnie będzie łączyło z ojcem Violetty. Jednak niczego nie możemy przewidzieć, życie lubi płatać nam figle.
- I nie opuści też ciebie, Leon. - powiedział. - To jest właśnie chyba ta przysłowiowa sytuacja bez wyjścia. - zaśmiał się nerwowo. 
~,~
Ludmiła
Zawsze starałam się przesypiać całe noce. Brak snu źle robi na cerę, a cera Ludmiły Ferro musi być nieskazitelna, bez żadnych niedoskonałości. Niestety tej nocy nawet nie zmrużyłam oka. Ciągle myślałam o tym, co powiedziała Naty. Nigdy nie przypuszczałam nawet, że komuś może zależeć na takiej zołzie, jaką jestem. Dopiero teraz widzę, jak okropnie się zachowywałam. Byłam ślepa na uczucia innych i dążyłam do celu po trupach. Po drodze zgubiłam prawdziwą siebie i najlepszą przyjaciółkę. Po co to wszystko? By mnie uwielbiano? Violetta nie musiała się zbytnio wysilać, by każdy w Studio ją polubił. Czy to możliwe, że wystarczyło po prostu być miłym i uczynnym? 
- Ludmiła, wychodzimy! - usłyszałam głos mamy z dołu. No tak, nie zdążyłam się jeszcze dobrze wybudzić, a oni już idą do pracy. Norma. Nigdy nie mieli dla mnie czasu.
- A idźcie, mało mnie to obchodzi! - odkrzyknęłam, ale w tym samym momencie rozległo się trzaśnięcie drzwiami i zorientowałam się, że niepotrzebnie się odzywałam. Nie chciało im się mnie słuchać. Weszłam do łazienki i z przerażeniem stwierdziłam, że wyglądam strasznie. Nałożyłam na twarz tonę podkładu, by zakryć wory pod oczami. Zrezygnowałam jednak tym razem z czerwonej szminki i wyrazistego cienia. Włożyłam na siebie coś zupełnie innego niż zwykle, a mianowicie białą, prostą sukienkę przed kolano i brązowe sandałki. Włosy zostawiłam rozpuszczone i nie potraktowałam ich lokówką ani żadnym preparatem. Tak przygotowana zjadłam szybko śniadanie i wyszłam z domu. W drodze do Studia starałam się uśmiechać do przechodniów, czego nigdy wcześniej nie próbowałam. Czułam się dziwnie. Dzisiejszego dnia chciałam coś zmienić, ale nie do końca wiedziałam co. Pogubiłam się w tym wszystkim i nie potrafię dojść do ładu ze swoimi uczuciami. Niepewnym krokiem wkroczyłam do szkoły muzycznej, niepewna tego, jak ludzie zareagują na moją zmianę stylu. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie pragnęłam znajdować się w centrum zainteresowania. 
- Nowa? - rozległ się głos i przede mną wyrosła sylwetka Francisco. - Ludmiła kazała mi informować ją o wszystkim, więc proszę powiedz, jak masz na imię, jak się tu znalazłaś...
- Francisco, baranie, to ja. - sarknęłam. - Ślepy jesteś? - uniosłam brwi, patrząc na niego jak na wariata. Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale żeby mnie nie poznać tylko dlatego, że wyglądam odrobinę inaczej? 
- Ludmiła?! - aż podskoczył z wrażenia. - Co się z tobą stało? Twoje włosy... twoja twarz i to ubranie... - zająknął się. - Wyglądasz normalnie!
Skrzywiłam się na te słowa. Mimo tego, iż uznałam, że zmiana swojego zachowania może mi wyjść na dobre, nie mogłam wyzbyć się kilku nawyków, chociażby wyzywania i lekceważenia Francisco. On nie był wart uwagi, tak więc nie przejęłam się zbytnio tym, że nazwałam go baranem.
- Jesteś głupi. - stwierdziłam. - Ale dobrze się spisałeś, gdybym naprawdę była nowa, to wystraszyłabym się tej Ludmiły, która ci kazała przekazywać informacje. - uśmiechnęłam się lekko. Francisco pisnął z radości, zupełnie jak mała dziewczynka.
- Czy to znaczy, że teraz zostanę twoim chło... - zaczął, ale zachciało mi się wymiotować na samą myśl o tym, co chciał powiedzieć.
- Nie! - przerwałam mu gwałtownie. - Nawet o tym nie myśl! To by był koszmar. - wzdrygnęłam się ostentacyjnie. Chłopak spuścił głowę zawiedziony, a ja poczułam przemożną potrzebę pocieszenia go.
- Ale tamta dziewczyna na ciebie patrzy. - wskazałam na drobną dziewczynę o długich rudych włosach. - Zagadaj.
Spojrzał na mnie niepewnie, a ja mimo niechęci, jaką w stosunku do niego odczuwałam, uśmiechnęłam się zachęcająco. No dobra, wcale nie chciałam go pocieszyć, tylko się go pozbyć. Ale to nie moja wina, że niektóre rzeczy niestety się nie zmieniają. Francisco wykonał jakiś dziwny ruch rękami i pewnym krokiem podszedł do rudej, którą mu wskazałam. 
- Ludmiła? - odwróciłam się niepewnie i zobaczyłam Natę. W pierwszym odruchu chciałam na nią nakrzyczeć. To przez jej sentymentalne powitanie "starej Ludmi" podczas naszej wczorajszej rozmowy stało się to, co się stało. Poczułam coś prawdziwego. A wcale tego nie chciałam.
- Cześć. - powiedziałam. Nie uśmiechnęłam się, nie skrzywiłam, nie miałam ochoty na to, by zauważyła na mojej twarzy jakiekolwiek emocje. 
- Możemy porozmawiać o tym, co się stało... wczoraj? - w jej głosie słyszałam niepewność. 
- Nic się wczoraj szczególnego nie stało. - stwierdziłam. - Nie rozumiem cię. - uśmiechnęłam się kpiąco. 
- Ale przecież... wyglądasz inaczej, myślałam, że może chciałabyś się... - nie dałam jej dokończyć zdania. Dobrze wiedziałam, co chce powiedzieć.
- Zmienić? - prychnęłam. - Nic z tych rzeczy, kochaniutka. Ale teraz wiem, że popełniłam kilka błędów. - odgarnęłam włosy z twarzy. - To jednak nie znaczy, że nagle zrobię się milutka i słodziutka jak Stefy czy Violka. 
Na twarzy Naty odmalował się smutek. Spuściła głowę, jakby była zawiedziona moimi słowami i odeszła powolnym krokiem, zrezygnowana. Nie poczułam się wcale lepiej dzięki temu, że zepsułam jej humor. Kiedyś to było moje hobby. Zaczynam się zmieniać, a wcale tego nie chcę. Tamta Ludmiła, która nie przejmowała się uczuciami innych miała o wiele łatwiej w życiu. Nie czuła tak wiele na raz i tym samym lepiej znosiła porażki i niepowodzenia.
~,~
Camila
- Czerwony czy żółty? - zapytał Daniel, podchodząc do mnie z dwoma cukierkami w dłoniach. Uśmiechnął się do mnie szeroko i pocałował mnie w policzek, po czym usiadł obok mnie i wyciągnął ręce. 
- O co ci chodzi? - zdziwiłam się, patrząc na niego jak na kompletnego idiotę. 
- Którego chcesz cukierka? Czerwonego czy żółtego? - uniósł brwi. - Maxi ma jeszcze zielonego, ale ja sobie go zarezerwowałem na potem...
- Możesz zjeść oba. - przerwałam mu. Ostatnio ma jakąś obsesję na punkcie tych cukierków, które Maxi bez przerwy nosi przy sobie. Muszę z nim na ten temat porozmawiać, bo słodycze chyba źle działają na Daniela. 
- Ale ja wziąłem jeden specjalnie dla ciebie! - oburzył się, robiąc śmieszną minę. Roześmiałam się głośno i zmierzwiłam jego włosy. 
- To bardzo miłe, ale obiecałeś przecież, że już nie będziesz mnie męczył tymi klejącymi się idiotami od Maxiego. - zaznaczyłam, grożąc mu żartobliwie palcem. Obiecał mi to po zjedzeniu chyba z dwóch garści tego paskudztwa, więc spodziewałam się tego, że następnego dnia nie będzie pamiętał. 
- Nie ufaj moim obietnicom. - mrugnął do mnie i dał mi szybkiego buziaka w usta. - Nie chcesz cukierka, to idę po więcej. - oświadczył i podbiegł do Maxiego, który był obecnie zajęty rozmową z Braco. Pokręciłam z rozbawieniem głową. Moje życie to istna komedia odkąd znam Daniela.
~,~
Stefy
Po zajęciach udałam się do Resto, mając nadzieję, że zastanę tam kogoś znajomego. Cały dzień unikałam ludzi, bo rano dostałam krzesłem w nogę od rozwścieczonego taty i trochę kulałam. Nie chciałam, by któreś z przyjaciół coś zauważyło, bo musiałabym się tłumaczyć. To nie było tak, że tata zrobił to celowo. Nie panował nad sobą i rzucał meblami na prawo i lewo, to był zwykły przypadek, że krzesło trafiło akurat mnie. Zresztą, to tylko jeden siniak. Nic wielkiego. Niestety żadna sensowna wymówka nie przychodziła mi do głowy, więc przemykałam korytarzami Studia szybko i niepostrzeżenie. Nawet Tomas mnie nie zauważył, choć słyszałam, że mnie szukał. Jednak gdy wyszłam już z zatłoczonego Studia poczułam przemożną potrzebę porozmawiania z kimś. Byłam samotna, a do domu nie mogłam jeszcze wrócić. 
- Stefy, jesteś! - usłyszałam głos Francesci. Raźnym krokiem podeszłam do stolika, przy którym siedziały jeszcze Cami i Naty, starając się zamaskować kulenie.
- Cześć. - przywitałam się z uśmiechem. 
- Dlaczego nie było cię w Studio? - zapytała Camila, upijając łyk koktajlu z wysokiego kubka.
- Byłam. - odparłam, marszcząc brwi. Starałam się wyglądać tak, jakbym była zdezorientowana jej pytaniem. 
- Naprawdę? - zdziwiła się Cami. - Mogę przysiąc, że cię nie widziałam. - zmrużyła podejrzliwie oczy. Zakłopotałam się trochę pod wpływem jej spojrzenia i spuściłam głowę.
- To dlatego, że... - zająknęłam się, gorączkowo przeszukując swój umysł w nadzieji na znalezienie jakiejś sensownej wymówki. - Pisałam piosenkę i większość czasu siedziałam na uboczu. - dokończyłam w końcu. Francesca i Camila przyjrzały mi się sceptycznie i już otwierały usta, by coś powiedzieć, gdy poczułam czyjąś dłoń na ramieniu i odwróciłam głowę.
- Możemy pogadać? - zapytał Tomas z poważną miną. Uśmiechnęłam się do niego deliatnie, ale on nie odwzajemnił uśmiechu, więc wstałam i podążyłam za nim do sąsiedniego stolika.
- O co chodzi? Coś się stało? - dopytywałam, bo nie mogłam zrozumieć jego zachowania.
- Najpierw mi powiedz, dlaczego cały dzień wszystkich unikałaś, a potem wytłumacz czemu kulejesz. - zarządził, a ja rzuciłam mu zdezorientowane spojrzenie. Przecież mnie nie widział! - Daj spokój, Stefy, nie jestem głupi.
Wzięłam głęboki oddech i zrobiłam obrażoną minę, zakładając ręce na pierś. To niesprawiedliwe! Cały dzień się starałam, a on niezbyt się musiał wysilić, by się wszystkiego domyślić. Cała moja praca poszła na marne, bo on postanowił nie spuszczać mnie z oka. Założę się, że obserwował mnie bez przerwy, zupełnie jak jakiś psychol. Ale w sumie to słodkie, że tak się o mnie martwi. 
- Obrazisz się teraz na mnie? - uniósł brwi, a ja wystawiłam mu język, mając nadzieję, że zrozumie, że nie mam najmniejszej ochoty mu się tłumaczyć. - Dobra, ale ja stąd nie pójdę, dopóki mi nie wyjaśnisz...
- Za to ja pójdę. - sarknęłam, podnosząc się z miejsca. Z impetem zarzuciłam torebkę na ramię i skierowałam się do wyjścia. Złapał mnie za nadgarstek i odwrócił z powrotem do siebie.
- Dlaczego wiecznie coś ukrywasz? - wyszeptał. - Zawsze masz w zanadrzu jakąś tajemnicę, Stefy.
Wyrwałam się z jego uścisku i wróciłam na swoje miejsce. Usiadł naprzeciw mnie bez słowa i popatrzył na mnie z wyczekiwaniem.
- Unikałam was, bo nie chciałam pytań typu "dlaczego kulejesz". - wyjaśniłam. - I zanim o to zapytasz: kuleję, bo rano była awantura. - uśmiechnęłam się kpiąco, gdy zamknął usta, które przed chwilą otworzył.
- Biją cię? - oburzył się. Zgromiłam go wzrokiem. Jak dalej tak pójdzie to cały świat dowie się o mojej patologicznej rodzinie.
- Nie, to był przypadek. - zbagatelizowałam, ale on ciągle patrzył na mnie z powątpiewaniem. - Naprawdę, Tomas, meble latały i tata wcale nie chciał trafić akurat mnie.
Na twarzy Tomasa pojawiło się przerażenie. Nigdy go takiego nie widziałam. Kiedyś przy mnie był smutny, podekscytowany, zamyślony, radosny, szczęśliwy, ale nigdy przestraszony. 
- I mówisz o tym z takim spokojem? - wydukał. Pokiwałam ostrożnie głową, niepewna jakie to będzie miało konsekwencje. Ukrył twarz w dłoniach i odetchnął głęboko. 
- Jak mogę ci pomóc, Stefy? - zapytał łamiącym się głosem po chwili ciszy. - Nienawidzę bezsilności.
Nic nie powiedziałam, tylko ujęłam jego dłoń i ścisnęłam ją lekko na znak, że rozumiem. Ja też nigdy nie lubiłam tego uczucia. Bezsilność jest najgorsza.
~,~
Naty
Czułam dziwną pustkę, gdy Maxiego nie było w pobliżu. I do tego ta paskudna sprawa z Ludmiłą. Myślałam, że wróciła, że postanowiła się zmienić. Rzeczywiście, coś tam zrozumiała, inaczej się ubrała, ale nic poza tym. To jeszcze nie ta sama Ludmiła, co kiedyś, bardzo dawno. Może małymi kroczkami uda jej się wyjść na prostą? Odgarnęłam niesforne loki z twarzy i westchnęłam. Po zajęciach wracałam do domu albo z Ludmiłą albo z Maxim. Prawie nigdy nie spacerowałam tą drogą samotnie. Gdy uniosłam wzrok ujrzałam właśnie Maxiego. Pomyślałam, że to musi być znak. My po prostu nie możemy być osobno zbyt długo. Podeszłam do niego szybkim krokiem i złapałam za ramiona, by nie uciekł, jak poprzednim razem, gdy chciałam z nim porozmawiać.
- Maxi, głupi jesteś! - zawołałam, na co on spojrzał na mnie jak na wariatkę. - Jak mogłeś pomyśleć, że już cię nie chcę?! Przecież cię kocham! 
Patrzył na mnie przez chwilę, jakby nie wiedział, co powiedzieć. Właśnie nazwałam go głupkiem, a następnie wyznałam mu miłość. No cóż, działałam pod wpływem emocji.
- Naty, ja myślałem, że chcesz wrócić do Ludmiły, bo mówiłaś, że... - zaczął, poprawiając czapkę.
- Mówiłam prawdę. - przerwałam mu. - Ludmiła nie zawsze taka była i chyba zaczyna się zmieniać. Ale to nie znaczy, że cię nie kocham i nie chcę z tobą być.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech i ujął moje dłonie, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.
- A więc Naty, chciałabyś zostać moją dziewczyną? - zapytał. - Znowu? - zmarszczył brwi, na co ja się roześmiałam i przytuliłam do niego mocno. Nareszcie wszystko wróciło do normy. No... prawie wszystko.
~,~
Marco
Praca w Resto była dla mnie kiedyś przymusem, obowiązkiem. Tylko tak mogłem zdobyć potrzebne pieniądze, takie, które mógłbym nazwać swoimi i uczciwie zarobionymi. Z czasem zacząłem z przyjemnością przychodzić do tego baru, w którym tak często pojawiała się Francesca. Dzięki temu, że spędzałem tam całe dnie mogłem być nieustannie blisko niej. A tego właśnie potrzebowałem. 
- Fran, Fran, Fran! - zawołałem, gdy zauważyłem ją kierującą się do wyjścia z Resto. - Zaczekaj! 
Odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła się promiennie. Podeszła do mnie w podskokach i złożyła słodkiego buziaka na moim policzku. 
- Gdzie byłeś? - zapytała. - Nie widziałam cię, myślałam, że dzisiaj masz wolne. - zmarszczyła brwi.
- Luca kazał mi pracować dzisiaj w kuchni, bo kucharz zachorował. - wyjaśniłem. - Tak, dobrze słyszysz, twój chłopak umie gotować. - poruszyłem śmiesznie brwiami. Francesca roześmiała się serdecznie i zmierzwiła moje włosy.
- To za ile kończysz, mój ty uzdolniony chłopaku? - uśmiechnęła się szeroko. 
- Już wychodzę. - oświadczyłem. - Masz ochotę na kino? - zaproponowałem, ujmując jej dłoń. Pokiwała energicznie głową i wyszliśmy wolnym krokiem z Resto. Po kilkunastu minutach marszu stanęliśmy przed budynkiem, w którym mieściło się kino.
- Na co chcesz iść? - spojrzałem na nią. Ale ona nie odpowiedziała, ponieważ pogrążyła się w swoich myślach. Pstryknąłem jej palcami przed oczami i gwałtownie otrząsnęła się z zamyślenia.
- Co? - wymamrotała. - Przepraszam, Marco, po prostu martwię się o Violę i Leona. 
Objąłem ją ramionami i przyciągnąłem do siebie, by chociaż trochę ją pocieszyć. Wszyscy się martwiliśmy, ale ona chyba najbardziej. Zawsze zbyt mocno przeżywała niektóre sprawy, ale ona taka już była - energiczna i żywiołowa, ale także uczuciowa i wrażliwa. Przytuliła się do mnie mocno i westchnęła. 
- Na pewno niedługo wrócą, Leon coś wymyśli. - zapewniłem ją cicho, po czym pocałowałem delikatnie w czubek głowy. 
- A co jeśli Leon wróci sam? - odsunęła się ode mnie. - Tęsknie za Violettą. - na jej twarzy odmalował się smutek, choć jeszcze niedawno miała dobry humor. 
- Wszyscy za nią tęsknią, Fran i zapewniam cię, że ona na pewno też tęskni. - pogłaskałem ją po policzku. - A teraz rozchmurz się. 
Uśmiechnęła się lekko, jakby niepewna czy powinna to robić. Złapałem ją za rękę i weszliśmy do budynku. 
~,~
Violetta
Gdy otworzyłam oczy, w pokoju panowała ciemność. Trochę mnie to zdezorientowało, bo przecież zasnęłam pod wieczór. Spałam aż tak długo czy aż tak krótko? Przetarłam powieki i zamrugałam nimi gwałtownie, by odzyskać ostrość widzenia. Dopiero teraz dostrzegłam tatę siedzącego na krawędzi mojego łóżka. Nie odzywał się, tylko mi się przyglądał.
- Dziękuję, tato. - wyszeptałam. - Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczna. - złapałam jego rękę i mocno uścisnęłam. 
- Zrobiłem to, co uznałem za słuszne. - uśmiechnął się do mnie. - Wyspałaś się? - uniósł brwi.
- Chyba tak. - odparłam, marszcząc brwi. - Ile spałam? Jest ciemno. - podniosłam się na łokciach.
- Trochę długo, ale nie przejmuj się tym. - powiedział. - Chcesz, żebym zawołał Leona? 
Poczułam, jak mi się robi ciepło na sercu na myśl, że Leon ciągle tu jest. Pokręciłam jednak przecząco głową. Teraz potrzebowałam taty i nikogo więcej. Chciałam, żeby mnie przytulił i zaśpiewał jakąś ładną kołysankę, powiedział, że mnie kocha. Tak jak dawniej.
- Nie, zostań ze mną. - poprosiłam. - Przytulisz mnie? - rozłożyłam ramiona, a on objął mnie mocno i zamknął w ojcowskim uścisku. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam, że tata naprawdę mnie kocha najbardziej na świecie. Tak bardzo tęskniłam za tym uczuciem. Tęskniłam za nim.
- Kocham cię, Violu. - wyszeptał, po czym pocałował mnie w czubek głowy. Wtuliłam się w niego mocniej i westchnęłam cicho.
- Ja ciebie też, tato. - mruknęłam. - Ja ciebie też.

Nic ciekawego się nie dzieje w tym rozdziale, wiem, akcja stoi w miejscu. Ale chciałam po prostu poświęcić prawie każdemu bohaterowi trochę słów w tym rozdziale. :) Jest Tofy, Danila, Marcesca, Naxi, Ludmiła i Violetta z Germanem. W następnym rozdziale obiecuję więcej Naxi, o co prosiliście. No i oczywiście sprawa Leonetty ruszy się wreszcie z miejsca. Zapraszam do zakładki "Wyniki konkursu", którą zaraz opublikuję. ;) Kocham was! <3 Do następnego!
Buziaki, M. ;*