poniedziałek, 3 lutego 2014

Violetta Story - Chapter 59.

Violetta Story, chapter 59.

Violetta
     To było zupełnie tak, jakbyśmy zaczynali wszystko od początku. Zostawiali te złe wspomnienia i doświadczenia za sobą i stawiali duży krok naprzód. Na twarzach wszystkich moich przyjaciół widniały szerokie uśmiechy. Może od samego początku chodziło tylko o to, byśmy wreszcie zrozumieli, że jesteśmy do siebie bardziej podobni, niż kiedykolwiek mogliśmy sobie wyobrazić. Miłość, muzyka, pasja - to moje motto, które przecież odnosi się do nas wszystkich. Każde z nas pragnie tego samego. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyliśmy?
     Poczułam, jak ktoś łapie mnie za dłoń i uniosłam głowę. Zobaczyłam Leona z lekkim uśmiechem błąkającym się na ustach. W tym całym zamieszaniu i wspólnej radości ze zgody wcześniej go nie znalazłam, ale najwyraźniej brał w tym udział, sądząc po blasku rozjaśniającym jego oczy. Jest szczęśliwy, tak jak wszyscy w tym pomieszczeniu. Jeszcze przyjdzie czas na cierpienie i niepowodzenia, bo to nigdy nie zniknie, ale teraz się cieszymy. To nasza chwila.
     W Resto zapanował radosny gwar. Przez kilka minut zebrało się więcej ludzi, pojawili się też kelnerzy, którzy oczywiście zebrali burę od Luci za to, że się spóźnili o dwie minuty. Przyglądałam im się z rozbawieniem. Nie wyglądali na zbytnio przejętych złością swojego szefa. Luca jakby wyczuł, że nie wpływa na swoich pracowników, i zagonił ich do roboty. Jeden z nich, wysoki blondyn, pokazał mu język i wywrócił oczami. Brat Francesci starał się udawać wściekłego, ganiając chłopaka po całym barze między stolikami, ale po chwili już śmiał się do rozpuku. Uśmiech bezwiednie wkradł mi się na usta. Tak wszystko powinno zawsze wyglądać - jakby kolory miały nigdy nie opuścić świata.
     Nagle zabawną scenkę rozgrywającą się między Lucą a jego pracownikami przesłoniła mi Camila. Uśmiechała się do mnie domyślnie. Widząc moją zdezorientowaną minę, nachyliła się i wyszeptała mi na ucho, że powinnam zabrać Stefy do Studio. Wcielamy nasz plan przeprosinowy w życie - dodała jeszcze z błyskiem w oku, po czym odbiegła. Odnalazłam w zebranym tłumie brązowy warkocz Stefy i pociągnęłam ją za rękę, nie wyjaśniając, o co chodzi. Dopiero, gdy dotarłyśmy do Studia, zwolniłam kroku i pozwoliłam jej złapać oddech. Popatrzyła na mnie jak na wariatkę.
- Co to było? - zapytała, marszcząc brwi.
     Chciałam odpowiedzieć jakoś sensownie, ale niczego nie zdradzać, żeby się nie domyśliła, że coś planujemy. Ale, jak na złość, nigdy nie byłam dobra w radzeniu sobie w takich sytuacjach. Niespodzianki, niespodzianki - są fajne, dopóki nie powierzy mi się powodzenia całego przedsięwzięcia. Dlaczego nie powiedziałam tego wcześniej Camili?
- Yyyyy... - zająknęłam się. - Nic! Lubię biegać! A ty nie?
     Brawo, Viola. Mistrzostwo świata.
- Zachowujesz się dziwnie. - odparła z nerwowym uśmiechem Stefy. - Ale nie będę pytać o powód, bo nie jestem pewna, czy...
- Dobry wybór. - przerwałam jej, śmiejąc się ciut za głośno, przez co zabrzmiałam pewnie strasznie sztucznie. - Nie pytaj.
      Stefy przyjrzała mi się jeszcze raz przenikliwym wzrokiem. Odpowiedziałam jej szerokim uśmiechem, który miał mówić "Jestem całkowicie normalna". Nie miałam okazji zobaczyć, jak na nią zadziałał, bo zza ściany wychynęła nagle twarz Camili, a ja o mało co nie zeszłam ze strachu. Podskoczyłam gwałtownie, ale Cami przyłożyła palec do ust, każąć mi być cicho i zachowywać się dyskretnie. Widząc spojrzenie Stefy, udałam, że zachciało mi się nagle tańczyć. Wykonałam jeszcze kilka podskoków i obrotów, po czym pociągnęłam ją za rękę w kierunku sali instrumentalnej. Tam mogłam ją spokojnie czymś zająć, by przyjaciele mieli czas na przygotowanie wszystkiego w auli. 
- Violetta, zaczynam się naprawdę bardzo o ciebie martwić. - odezwała się Stefy, gdy rzuciłam jej kolejny uśmiech. - Słuchaj, jeśli czujesz się skrępowana przez tę sytuację z Tomasem i w ogóle, to możesz mi...
     Natychmiast uniosłam rękę, by przestała mówić. To ma być radosna chwila, nie możemy jej psuć wspominaniem Tomasa. Domyślam się, jakie to jest dla niej bolesne. W końcu byli razem jakiś czas, wydawało się, że wszystko im się układa. A tu nagle... Chciał pocałować inną, a do tego jej własną przyjaciółkę. Czyli mnie, ale pomińmy ten szczegół. To było niespodziewane i to musiało być dla niej najgorsze - bo cierpienie nadeszło nagle i nie mogła się w żaden sposób do niego przygotować.
- Powinnyśmy zapomnieć o tej sprawie. - powiedziałam, kręcąc głową na boki. - Nie wiem, gdzie jest Tomas i czy jednak postanowi się odezwać, ale wolałabym na razie o tym nie myśleć. Co ma być, to będzie. A jak już będzie, to stawimy temu czoła razem.
     Stefy spojrzała na mnie wzrokiem pełnym czułości. Uśmiechnęła się do mnie i objęła mnie ramieniem. 
- Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie, Violu. - oświadczyła.
     Wzruszającą chwilę przerwała Francesca, która wbiegła do sali i zaczęła krzyczeć i machać rękami. Popatrzyłyśmy na nią ze Stefy jak na wariatkę. Fran po chwili zatrzymała się, zdyszana, i położyła dłonie na biodrach.
- Sygnał. - wymamrotała, starając się złapać oddech. - To jest sygnał. - powtórzyła, patrząc na mnie znacząco.
     Violetta, ty idiotko. Przecież ustaliłyśmy z Camilą, że Francesca zrobi coś głupiego i to będzie sygnałem informującym mnie o tym, że powinnam zawiązać Stefy oczy i zaprowadzić ją do auli. No tak, tyle że nie spodziewałam się, że Fran zdecyduje się na robienie z siebie kompletnej wariatki. Najwyraźniej szczęście i radość odurzyło dzisiaj wszystkich aż za bardzo. Ale to dobrze. Bardzo dobrze.
- Zrozumiałam. - syknęłam do Francesci, tak żeby Stefy mnie nie zrozumiała. - Zrozumiałam! - zawołałam, widząc nierozumiejącą minę Włoszki.
     Francesca klepnęła się otwartą dłonią w czoło i wybiegła tak szybko, że nie minęła sekunda, a jej już nie było. Wyjęłam z torebki różową apaszkę i zawiązałam nią Stefy oczy. Ona ciągle stała zesztywniała.
- Zapytam tylko raz. - odezwała się po chwili. - Czy wy wszyscy z samego rana coś braliście?
     Roześmiałam się i poprowadziłam ją do auli. Na scenie już stali wszyscy przyjaciele. Dawno nie widziałam ich razem w jednym miejscu, zebranych po to, by zaśpiewać i wypełnić świat muzyką. Wyglądali na auntentycznie szczęśliwych i to sprawiło, że poczułam w sercu przyjemne ciepło. Pokazałam im uniesiony kciuk na znak, że wszystko idzie dobrze. Nie biorąc pod uwagę mojego zachowania w obliczu ukrywania niespodzianki, ale przecież na razie nic nie zepsułam.
- Gotowa? 
- Ale na co? - Stefy kręciła głową na boki, nie mogąc się zorientować w sytuacji.
      Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Tylko popatrz.
      Odsłoniłam jej oczy. Na początku mrugała powiekami, próbując skupić wzrok. Za chwilę na jej twarzy pojawiło się zdziwienie i zdezorientowanie. Gdy pomieszczenie wypełniły pierwsze takty "Algo se enciende", weszłam na scenę i stanęłam obok Leona, ujmując jego dłoń. Uśmiechnął się do mnie delikatnie i wtedy zaczęliśmy śpiewać. Stopniowo wyraz twarzy Stefy się zmieniał, a mi serce rosło na ten widok. Aula wypełniła się uczniami i nauczycielami zaciekawionymi tym, co się dzieje. Zauważyłam uśmiechniętego od ucha do ucha Pablo, który pokazał nam dwa uniesione kciuki.

El pasodo es un recuerdo
Y los sueńos crecen, siempre creceran

     Kiedy piosenka się skończyła, wciągnęliśmy Stefy na scenę i złapaliśmy się wszyscy za ręce. W sali rozległy się brawa, a my unieśliśmy złączone dłonie i ukłoniliśmy się.
- Nie musieliście... - odezwała się Stefy, gdy już zeszliśmy ze sceny.
     Na policzkach miała ślady łez, a jej głos nadal trząsł się ze wzruszenia.
- Ale chcieliśmy. - przerwała jej Camila. - Wszyscy jesteśmy twoimi przyjaciółmi i pamiętaj, że zawsze możesz na nas polegać.
     Stefy uśmiechnęła się przez łzy. Leon podał jej chusteczkę, a ona otarła mokre policzki i powiodła wzrokiem po zebranych przyjaciołach. Z jej oczu biło szczęście, a ja wiedziałam, że to my ją uszczęśliwiliśmy. Jej przyjaciele
~,~
German
      Czułem się jak tchórz, odjeżdżając spod tego szpitala. Ale wiedziałem, że to nie jest najlepszy moment na rozmowę z Jade. Nawet jeśli jakimś sposobem udałoby mi się dostać do środka budynku, to pewnie nie miałbym zielonego pojęcia, co powiedzieć. Przecież tak bardzo zraniłem Jade, nie ważne, że było w tym wszystkim także trochę jej winy. Ważne, że przez tyle czasu żyłem bez tego cholernego poczucia winy, bo najzwyczajniej w świecie zapomniałem o jej uczuciach. Myślałem tylko o sobie. 
      Z zamyślenia wyrwało mnie trzaśnięcie drzwi. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Violettę i Leona, trzymających się za ręce. Przyznaję się bez bicia, że w pierwszym odruchu chciałem odciągnąć go od mojej córeczki. Ale za chwilę zauważyłem szeroki uśmiech na jej twarzy i przypomniałem sobie, że to właśnie dzięki niemu ona jest tak szczęśliwa. 
- Cześć, tato. - przywitała się Violetta. - Nad czym tak myślisz?
      Westchnąłem i podniosłem się z kanapy.
- To nieważne. - odparłem. - Olga zaraz poda kolację. Będzie nam bardzo miło, jeśli z nami zjesz, Leon.
      Byłem w pełni przygotowany na natarczywy głos, który podpowiedziałby mi, jak zwykle, że wcale nie chcę gościć Leona na kolacji. Jest chłopakiem mojej córki, będę się czuł niestosownie, palnę coś głupiego i znowu ją zranię... Ale nic w mojej głowie się nie odezwało. Zrozumiałem, że naprawdę nie mam nic przeciwko Leonowi. 
- Tak, będzie nam bardzo miło. - powtórzyłem i pokiwałem głową, oswajając się z tą myślą.
      Bo to właśnie była ta chwila, w której mogłem przestać okłamywać samego siebie.
~,~
Ludmiła
     Nawet bym nie przypuszczała, że przeżyję coś tak pięknego. Nigdy nie miałam zbyt wielu przyjaciół, a teraz widzę, że wszystkiemu winna była moja arogancja i zbyt duża pewność siebie. Wiele razy zastanawiałam się, jakby to było, gdyby jednak Violetta i reszta mi wybaczyli. Nie dopuszczałam jednak do siebie ewentualności, że stanie się tak w rzeczywistości, bo wyrządziłam im zbyt wiele krzywd. A później przyszło mi do głowy, że przecież powinniśmy sobie wybaczać, nawet to, co najgorsze. Jaki byłby świat bez umiejętności wybaczania?
     A gdy moje marzenie o staniu się częścią grupy się spełniło, poczułam się jak najszczęśliwsza dziewczyna na ziemi. Tak szybko wszystko straciłam, a odzyskanie tego zajęło mi dużo czasu, ale wiele zrozumiałam. Nauczyłam się, że zawsze warto wysłuchać zdania innych, że przyjaźń i miłość to najważniejsze wartości życiowe. Nie ważne jest to, jak popularna jestem i jak wiele ludzi uważa mnie za supernowę. Ważne jest to, że dla najbliższych jestem coś warta. Że im na mnie zależy. Tak po prostu.
- Lu! - do moich uszu dotarł przeraźliwy wrzask. - Szybko, szybko, szybko, szybko! - do mojego pokoju wpadła Natalia, rozczochrana i rozemocjonowana.
     Podniosłam się szybko z łóżka, na którym przesiedziałam ostatnie dwie godziny, i przyjrzałam się dokładnie przyjaciółce. Chciałam wyczytać wszystko z jej twarzy, jak to miałam w zwyczaju. 
- Maxi zaprosił cię na super romantyczną randkę? - zapytałam, unosząc brwi.
- Nie. - odparła Naty z rozbawieniem. - Federico tutaj idzie.
     Na dźwięk jego imienia serce zaczęło mi szybciej bić. Jeszcze kilka dni temu strasznie irytowało mnie to uczucie, ale już się przyzwyczaiłam i nawet je polubiłam. Miło jest mieć kogoś, na kogo czeka się w każdej minucie swojego życia. Staram się nie nazywać Federico swoim chłopakiem, chociaż niewątpliwie nim jest. Ale wydaje mi się to takim banalnym określeniem, a przecież my nie jesteśmy banalni. Czuję, że to, co jest między nami, jest wyjątkowe.
- No i co w związku z tym? - zapytałam, rumieniąc się. - Musiałaś tak krzyczeć i w ogóle?
     Natalia pokręciła głową i podeszła do mnie szybkim krokiem. Po chwili już poprawiała mi włosy i upinała ich kosmyki wsuwkami z tyłu głowy. Gdy skończyła, usadziła mnie przed lustrem i wcisnęła do ręki tusz do rzęs oraz błyszczyk.
- Wiesz, co mnie najbardziej w tobie denerwuje, Lu? - odezwała się, kładąc dłonie na biodrach. - Że zapomniałaś o jednej ważnej rzeczy: jesteś Ludmiła Ferro i lubisz zaskakiwać.
     Zmarszczyłam brwi. W jakimś stopniu Naty miała rację, bo zawsze lubiłam zaskakiwać ludzi. Ale będąc w związku z Federico nie czuje potrzeby szokowania go na każdym kroku. Wiem, że jestem dla niego ważna i on dla mnie także, ufamy sobie. Czasami robimy dziwne i odrobinę szalone rzeczy, jak zaczepianie obcych ludzi na ulicy i pytanie ich o to, czy ładnie razem wyglądamy, ale... Gdy jestem z nim, wiem, że jeśli potrzebuję spokoju, to on mi go da. A właśnie tego pragnę teraz najbardziej: chcę zwolnić tempo i odetchnąć szczęściem.
- Nat, sęk w tym, że wolałabym odpocząć. - westchnęłam, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. - Przy Federico mogę być taka, jaka mam ochotę być.
- A jaka masz ochotę być? - Naty uniosła jedną brew. - Mdła?
     Parsknęłam śmiechem. Gdyby powiedział to ktoś inny, to pewnie bym się obraziła, ale to przecież Naty. Ona nigdy nie miała zbyt dużo taktu, gada co jej ślina na język przyniesie, a w połączeniu ze spontanicznością wychodzi z tego właśnie taka mieszanka. 
- Nie mówię przecież, że nie chcę już nigdy zaskakiwać. - powiedziałam z konspiracyjnym uśmiechem na ustach. - Ale wiesz, niech on straci czujność.
     Wyraz twarzy Naty momentalnie się zmienił - uśmiechnęła się tak samo jak ja, uśmiechem, który sugerował, że coś się święci. 
- Biedny chłopak. - pokręciła głową z udawanym żalem.
     Zachichotałam pod nosem. Ostatni raz rzuciłam okiem na swoje odbicie w lustrze i wstałam z krzesła. Z dołu usłyszałam głos Federico i mojej mamy, na co uśmiechnęłam się mimowolnie. Natalia pocałowała mnie w policzek na pożegnanie i zbiegła w podskokach na dół, pozdrowiła Fede trochę zbyt entuzjastycznie i wyszła. A ja wychyliłam się przez balustradę schodów i spojrzałam na Federico.
- Dzieńdoberek, Pasquarelli. - posłałam mu buziaka.
     W jego oczach zatańczyły wesołe iskierki, gdy uniósł głowę, by mnie zobaczyć. Cieszy się na mój widok, naprawdę się cieszy. Kurczę, chyba powinnam się już przyzwyczaić.
- Witaj, Ferro. - uśmiechnął się szeroko. - Masz ochotę na...
- Tak. - przerwałam mu, kolejny raz rozkoszując się rozsadzającymi mnie ciepłymi uczuciami. - Z tobą pójdę wszędzie.
     Zbiegłam po schodach i stanęłam naprzeciw niego. Znowu uderzyło mnie to, jak jest przystojny i przez moją głowę przewinęło się pytanie: Czym sobie na niego zasłużyłam?
- To chyba zabrzmiało nieco sentymentalnie. - zaśmiał się, odgarniając mi kosmyk włosów z czoła. 
     Odepchnęłam jego rękę i lekko uderzyłam go w ramię.
- Ale ty masz tupet, panie grzywka! 
     Znowu wybuchł śmiechem, po czym przyciągnął mnie do siebie i położył dłonie na moich biodrach. Na jego twarzy pojawił się ten sam konspiracyjny uśmieszek, którym chwilę temu wymieniłyśmy się z Natalią. Później mnie pocałował, nie dbając o to, że stoimy w korytarzu mojego domu i któreś z rodziców może nas zobaczyć.
     Może nie tylko ty umiesz zaskakiwać? Wymamrotał coś pod nosem, po czym znowu mnie pocałował. Może nie tylko ty czujesz się, jakbyś latała, gdy go widzisz? Chyba nie miał zamiaru się ode mnie oderwać. Ja też wcale nie miałam na to ochoty. Może nie tylko ty kochasz? 
     On też. On też. 
~,~
Stefy
     Zrobiło mi się tak lekko na sercu, gdy wszystko wróciło do normy. Prawie wszystko, ale w moim życiu składającym się praktycznie tylko z pasma porażek, to i tak sukces. Przyjaciele jednak o mnie nie zapomnieli, tak jak zakładałam, ale jedynie się zagubili. A każdy czasami zbacza z właściwej ścieżki i wybiera zły kierunek. A więc jak mogłabym im nie wybaczyć? I do tego ta piosenka... Poczułam się naprawdę szczęśliwa pierwszy raz od dłuższego czasu. 
     Drzwi cicho zaskrzypiały, gdy przekręciłam klucz w zamku i je popchnęłam. Wiedziałam, że nie warto pukać, bo babcia urządza sobie właśnie popołudniową drzemkę, a mama jest w pracy. Po cichu weszłam do domu, starając się nie narobić hałasu. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że to tylko z troski o babcię - po prostu nie chciałam się z nią skonfrontować. Nie wiem, co ona sobie myśli. Może zakłada, że wszystko to moja wina? To, że mama znowu przesiaduje całe dnie w biurze i oddala się od wszystkich, a ten dom zamienił się w smutną przystań? Przypuszczalnie właśnie tak uważa. No proszę, nawet własna babcia obwinia mnie o wszystko, co złe.
     Gdy zaczęłam się zbliżać do kuchni, usłyszałam głosy. Zdziwiłam się, przecież nikogo oprócz ucinającej sobie drzemkę babci nie powinno być w domu. Wstrzymałam oddech, gdy dostrzegłam, kto siedzi naprzeciw mojej babki przy stole kuchennym.
- Naprawdę tego nie chciałem. - powiedział Tomas, przygryzając wargę. - Niech pani mnie zrozumie, nigdy nie zraniłbym jej umyślnie. Muszę z nią porozmawiać.
     Babcia patrzyła na niego smutnymi oczami, chociaż po jego tonie głosu można było sądzić, że przed chwilą go zrugała. 
- Teraz wszystko w twoich rękach, chłopcze. - ruchem głowy wskazała na drzwi, w których stanęłam.
     Tomas odwrócił się, a ja wycofałam się. Nie mogłam na niego patrzeć. Nie chciałam na niego patrzeć. Nienawidzę go, nienawidzę go, nienawidzę.
     Wszystko byłoby o wiele prostsze, gdyby to była prawda.
~,~
Francesca
     Tego dnia postanowiłam odpuścić sobie spotkanie z przyjaciółmi. Od razu po zajęciach skierowałam się do domu. Byłam wykończona, nogi się pode mną uginały po lekcji z Jackie i marzyłam jedynie o ciepłym łóżeczku. No, i może jeszcze o Marco. Ale nie miałam siły wchodzić do Resto, by się z nim zobaczyć, więc tylko wysłałam mu wiadomość. 
     W salonie zastałam Lucę, co mnie zdziwiło. Przecież zawsze przesiadywał w Resto aż do zamknięcia, nie przepuściłby okazji do zrugania swoich pracowników za takie błahostki jak krzywo ustawiona kasa, czy plamka na jednym ze stolików. Poza tym nigdy nie zaufał nikomu na tyle, by pozwolił mu samemu zamknąć bar. Robił to sam, za każdym razem, od lat. 
- Luca? - położyłam torebkę na stoliku i usiadłam naprzeciw niego w miękkim fotelu. - Dlaczego tu jesteś?
     Uniósł głowę. Na jego twarzy nie było tego szczerego uśmiechu, jak zazwyczaj. Patrzył na mnie ze smutkiem, ale też z odrobiną przygany.
- Posłuchaj mnie, Fran. - westchnął, opierając łokcie na kolanach. - Wiem doskonale, jak bardzo kochasz Marco i jak bardzo on kocha ciebie. 
     Przełknęłam ciężko ślinę. W powietrzu dało się wyczuć napiętą atmosferę, która zwiastowała złe wieści.
- Do czego zmierzasz?
- Dzwonili rodzice Marco. - powiedział, drapiąc się w kark. - Wyjechał z Meksyku dwa tygodnie temu, zadzwonił tylko raz. Nie możecie tego przeciągać w nieskończoność, Fran.
     No tak. Powinnam się domyślić, że sielanka w końcu się skończy. Marco nie jest pełnoletni, a więc nie może zostać w Argentynie sam. Przez ostatni czas staraliśmy się oboje o tym nie myśleć, żyliśmy chwilą, cieszyliśmy się sobą i naszą miłością. Kilka razy próbowałam porozmawiać z Marco na ten bolesny temat, ale on mnie zbywał. Zawarliśmy takie jakby porozumienie, chociaż na początku nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. Zero wspominania o tym, co złe, ale niestety nieuknione. 
- Marco mieszka u Daniela. - odparłam zachrypniętym głosem. - Nie śpi na ulicy, nic mu nie będzie. - wiedziałam, że nie o to tutaj chodzi i nic nie zdziałam, ale musiałam spróbować.
     Luca pokręcił głową i uśmiechnął się do mnie pocieszająco, co jednak ani trochę nie podniosło mnie na duchu. Wszyscy będą mi teraz współczuli, a ja wcale tego nie chcę. Nie jestem kimś, kim trzeba się opiekować. Sama sobie poradzę, znajdę jakieś rozwiązanie. Rzuciłam Luce wściekłe spojrzenie, chociaż nie zasługiwał na moją złość, i pobiegłam czym prędzej do swojego pokoju. Może i zachowywałam się jak dziecko, któremu coś właśnie odebrano za złe zachowanie. Sęk w tym, że przecież byłam grzeczną dziewczynką. 
     Dlaczego więc ktoś chce mi odebrać miłość?
~,~
Daniel
     Jeśli mam być całkowicie szczery, to bycie przyjacielem Camili Torres doprowadza mnie do białej gorączki. Nie umiem patrzeć na nią i nie uśmiechać się tak, jak uśmiecha się Leon, gdy widzi Violettę. Nie potrafię już dłużej powstrzymywać się od takich gestów, jakimi obdarza Maxi Natalię. Nie mogę nie pragnąć całować jej tak, jak Federico całuje Ludmiłę. Nie mogę. Nie chcę. Pewnie powinienem się cieszyć, że przynajmniej mi wybaczyła i mogę z nią rozmawiać, spotykać się w Resto... Ale to jest tortura.
- Hej, Dan. - uderzyła mnie lekko w ramię, wyrównując krok ze mną. 
     Typowo przyjacielski gest, jaki wymienia codziennie z Maxim czy Leonem. Jestem dla niej kolegą, którego może szturchnąć w ramię i pokazać mu język, może mnie nawet pocałować w policzek, bez żadnych zobowiązań. Bo dlaczego miałaby się czuć do czegokolwiek w związku ze mną zobowiązana?
- Cześć, Cam. - uśmiechnąłem się. 
- Jutro pierwszy etap reality. - westchnęła, odgarniając włosy z twarzy. - Jeśli mam być szczera, to okropnie się denerwuję.
     Chciałem objąć ją ramieniem i powiedzieć, że niepotrzebnie się przejmuje, bo na pewno wypadnie wspaniale. Jak zawsze, bo przecież jest Camilą Torres i błyszczy mimo wszystko. Ale w ostatniej chwili się powstrzymałem, bo przecież jestem jej kolegą. 
- Będzie dobrze. - powiedziałem, spuszczając głowę. - Wypadniesz super.
     Cam przytaknęła mi i już się nie odezwała. Szliśmy wolnym krokiem, w całkowitej ciszy, która może dla niej była uspokajająca. Ale ja miałem wrażenie, że zaraz wybuchnę. Uczucia buzowały we mnie i czułem, że jeśli ona zaraz czegoś nie powie, to ja palnę coś głupiego. 
- Masz ładne włosy.
     No, i proszę. A mogło być tak pięknie.
- Co? - uniosła brwi, patrząc na mnie ze zdezorientowaną miną.
     Wyplącz się teraz z tego, kretynie. Uśmiechnąłem się do niej lekko, chociaż wyszedł mi z tego raczej dziwny grymas. Miałem jednak nadzieję, że skupi uwagę na mojej głupocie, a nie na kiepskim aktorstwie.
- Nic. 
     To zasługuje na nagrodę za wymówkę roku, jak nic.
- Ty też masz ładne włosy. - zachichotała, trącając mnie w ramię. 
     Gdy się zatrzymała, przez jedną szaloną chwilę myślałem, że zaraz wyzna mi, że mnie kocha i rzuci mi się w ramiona. Ale zaraz zauważyłem, że stoimy przed jej domem i powienem sobie już pójść. 
- Do jutra, Dan. - pożegnała się i weszła do mieszkania.
     Stałem jeszcze chwilę w miejscu, w którym mnie zostawiła. Zastanowiłem się, co bym jej powiedział, gdybym nie był takim tchórzem. Gdybym miał na tyle odwagi, by wyznać jej wszystko, co mnie męczy.
- Kocham cię, Cam. - wyszeptałem sam do siebie. 
     Tak. To właśnie bym jej powiedział.
~,~
Leon
      Odkąd wszyscy się ze sobą pogodziliśmy, próby z Ludmiłą przebiegają w znacznie luźniejszej atmosferze. Mogę nawet powiedzieć, że na nowo się z nią zaprzyjaźniam, odkrywam cechy, które według moich wcześniejszych przypuszczeń dawno u niej zanikły. A tymczasem ona cały czas była tą samą dziewczyną, która wypłakiwała się w moją koszulę, gdy jej własny ojciec olał ją w dniu jej urodzin. Wrażliwa, delikatna i krucha, ale jednocześnie pewna siebie, potrafiąca postawić na swoim, pyskata i na swój sposób urocza. No, to jak dla kogo. Ale o gustach się nie dyskutuje.
- Mam serdecznie dość. - Violetta weszła do pomieszczenia i ze złością rzuciła się na łóżko.
     Od godziny siedzieliśmy w jej pokoju, bo żadne z nas nie miało nic lepszego do roboty. Poza tym przez te próby do reality-show nie mieliśmy ostatnio dla siebie zbyt wiele czasu, więc uznaliśmy, że dzień przed pierwszym etapem przyda nam się kilka chwil sam na sam. Viola przed pięcioma minutami wyszła po coś do jedzenia, ale wróciła z pustymi rękami, bo najwidoczniej coś ją zdenerwowało.
- Czego masz dość? - zapytałem, kładąc się na brzuchu obok niej.
- Federica. - odparła. - Bez przerwy gada o Ludmile. To słodkie, że jest tak zakochany, ale mógłby zachować niektóre szczegóły dla siebie. Przed chwilą powiedział mi, że Ludmiła wytargała go za grzywkę, gdy się całowali, i zapytał, czy lepiej wygląda w takiej fryzurze.
     Wybuchnąłem niepohamowanym śmiechem. Chciałbym widzieć minę Violetty, gdy Fede jej wyjawił ten fakt ze swojego życia. Musiała wyglądać komicznie. 
- Nie śmiej się. - Viola pacnęła mnie otwartą dłonią w głowę. - To nie jest śmieszne. Ty nie żyjesz z nim pod jednym dachem. On czasami przez sen mamrocze jej imię.
     Przestałem się śmiać, co nie było łatwe, i spojrzałem na Violettę z lekkim uśmiechem.
- A ty nie mamroczesz mojego imienia, gdy śpisz?
      Zarumieniła się na wściekle czerwony kolor i ukryła twarz w poduszce. Zawsze mnie rozczula to, jak jest wstydliwa. Może i potrafi postawić na swoim, kiedy czegoś chce,  ale gdy jesteśmy sami, rumieni się bardzo często. 
- Skąd mam wiedzieć? - wymamrotała. - W końcu wtedy śpię.
     Już miałem coś powiedzieć, ale zza drzwi dobiegł nas cichy śmiech. Uniosłem brwi, zdziwiony, ale Violetta najwyraźniej się tego spodziewała, bo zerwała się z łóżka z wściekłą miną. Wyglądała, jakby chciała zdemolować cały pokój. Zafascynowała mnie ta mina, bo rzadko ją u niej widywałem. W końcu Violetta jest delikatna i spokojna. Podparłem się łokciami i zacząłem obserwować rozgrywającą się scenę.
- Federico! - zawołała, otwierając z impetem drzwi. - Ty kretynie! 
     Rozległ się ni to pisk, ni to krzyk, i Federico zaczął zbiegać po schodach na złamanie karku. Violetta porwała z łóżka poduszkę i pognała za nim. Wyszedłem na korytarz i wychyliłem się przez balustradę, by wszystko dokładnie widzieć. Federico wspiął się na oparcie kanapy i jako broń wziął ze stolika magazyn, który zwinął w rulonik. Violetta stanęła kilka kroków od kanapy i położyła dłonie na biodrach. 
- Zejdź stamtąd, zachowuj się jak mężczyzna, Pasquarelli. - warknęła, mrużąc oczy.
     Na twarzy Federico pojawił się dziwny uśmieszek.
- No dobra, stoczę z tobą walkę, Castillo. - odpowiedział powoli. - Ale najpierw muszę to powiedzieć: ona mamrocze, stary! Każdej nocy!
     Wtedy rozpętało się piekło. Violetta z dzikim okrzykiem skoczyła na Federico, który spadł z kanapy i wylądował na podłodze. Już chciał wstawać, ale Viola przygwoździła go ramionami do podłoża i zaczęła okładać go poduszką po twarzy.
- Nie daruję ci tego, panie grzywa! - zawołała.
     Obserwowałem ich jeszcze przez chwilę, bo dosyć zabawne było to, jak za każdym ciosem Federico zaczynał się coraz bardziej śmiać. W końcu zdecydowałem, że przerwę im tą zabawę, ale uprzedził mnie pan Castillo. Stanął nad Violettą i Fede i uniósł brwi, upijając łyk herbaty z filiżanki.
- Dzień dobry, Leon. - przywitał się ze mną. - Powinienem pytać...?
     Pokręciłem głową z rozbawieniem i zszedłem po schodach. Z westchnieniem wziąłem Violettę na ręce, by wreszcie przestała okładać Federico tą poduszką. Wyrywała się przez chwilę, ale gdy zobaczyła swojego ojca, uspokoiła się.
- Zapomnisz o tym, co widziałeś, prawda, tatusiu?
     Pan Castillo zaśmiał się serdecznie i pogłaskał Violettę po rozczochranych włosach.
- Jasne, tak jak o całej reszcie waszych bitw. Nic nie widziałem, nic nie słyszałem. - odszedł, nadal chichocząc pod nosem.
     Violetta zarzuciła mi ręce na szyję i spojrzała na Federico, który podniósł się z podłogi. Wyglądał, jakby z trudem powstrzymywał kolejny wybuch śmiechu. Albo bardzo chciało mu się do łazienki, nie będę wnikał.
- Remis? - zapytał, wyciągając rękę.
     Violetta uszczypnęła go w nią i pokazała mu język.
- Chyba śnisz.
- Zabierz ją, Leon. Błagam. - Federico roztarł dłoń.
     Udałem się z Violettą z powrotem do jej pokoju. Chciałem ją postawić na nogi, ale ona uczepiła się mojej szyi i najwyraźniej nie miała zamiaru mnie puścić, więc usiadłem na łóżku i posadziłem ją sobie na kolanach. 
- No więc, podobno mamroczesz moje imię przez sen. - zacząłem, uśmiechając się do niej. 
     Znowu się zarumieniła, na co pstryknąłem ją palcem w nosek. Widziałem, jak się waha, bo w takich sytuacjach rzadko kiedy przejmowała inicjatywę. Po chwili jednak położyła dłonie na moich policzkach i pocałowała mnie delikatnie. Tak tęskniłem za tymi chwilami, kiedy możemy być sami i nikt nam nie przeszkadza. Oddałem jej pocałunek z większą pasją, niż zazwyczaj. Tak się cieszę, że wreszcie możemy być szczęśliwi.
- Buzi, buzi, buzi. - rozległ się głos, który ewidentnie należał do Federico.
     Violetta oderwała się ode mnie i pokazała palcem na drzwi.
- Idź sobie, grzyweczko. - powiedziała przesłodzonym głosikiem. 
     Fede posłał jej buziaka i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Zawołał jeszcze coś w stylu "Możecie się miziać" i zrobiło się cicho. 
- Nie masz zamiaru wydrapać mu oczu czy coś w tym stylu? - wymruczałem, przybliżając usta do jej warg.
- Wolę zostać tutaj. - wyszeptała, a ja zaśmiałem się cicho, po czym znowu ją pocałowałem.
     To jest właśnie szczęście.

Miałam małe problemy z internetem wczoraj, dlatego rozdział jest dzisiaj. Przepraszam Was za te opóźnienia. Zaczęły mi się ferie (jak tam w szkole, Xenix? BUHAHAHAHA) i jestem na wsi, dlatego właśnie internet płata mi figle. Następny rozdział postaram się dodać 6 lutego. Co do tego rozdziału, to zostawię go bez komentarza, do Was należy ocenienie go. xd A teraz się z Wami żegnam, dziękuję jeszcze raz za wszystko i całuję Was mocno! <3 
Buziaki, M. ;*


6 komentarzy:

  1. Koncówka przeczytana po raz 100000000000(...) raz xDDD
    Mówiłam Ci już jak bardzo Cię kocham ? ♥
    Rozdział pełen pozytywizmu, entuzjazmu i też trochę dający do myślenia w kilku miejscach za to Cię tak uwielbiam <33
    Ta niespodzianka dla Stefy była przeurocza. Wszyscy pokazali jak im na niej zależy ;)
    Sytuacja z Lu i Feder i Ola jak zwykle się rozpływa xD
    Na perspektywie Fran omal się nie rozpłakałam . Trudno jest żyć ze świadomością, że w każdej chwili możesz stracić swoją miłość, jedną z najważniejszych osób z twoim życiu ...
    I Daniel kretynie !! Trzeba było jej to powiedzieć !! Przecież ona też Cię kocha !!
    Ciekawe czy Stefy da radę wybaczyć Tomasowi . Musi się on postarać, by zawalczyć o tak wspaniałą dziewczynę .
    Ok . Dobra . Idę znowu czytać końcówkę , która jest przegenialna, niewiarykurnagodna i za każdym razem schodę na niej ze śmiechu :D
    Kocham całym serudzkiem moją Madzię i całuję ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział.
    Zapraszam na mi-destino-es-musica.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski rozdział<3
    Ahh ten Fede :D
    Bitwa Fede i Violetty hahah xDD
    Ooo . Vilu mamrocze przez sen imię swojego chłopaka <3 Słodziuchno <3
    To było dobre jak Fede zza drzwi gada: Buzi, buzi, buzi :D
    A idź stąd grzyweczko! xDD
    Leonetta <3
    Czekam na next'a i życzę weny!
    ~KatePasquarelli

    OdpowiedzUsuń
  4. Buzi, buzi, buzi hehehe rozwaliło mnie to :)
    Super <3
    Zapraszam do siebie http://leon-viola-historia-z-doroslego-zycia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny, momentami wzruszajacy, ale tez bardzo pozytywny chapter ;))
    Niespodzianka dla Stefi - urocza. Scena Vilu I Fede - po prostu mistrzostwo.
    No i Leon z Vilu - uczucie kwitnie, to bardzo dobrze. xD
    Jak zwykle nie moge sie do niczego przyczepic, bo jest idealny, po prostu.


    Dulce

    OdpowiedzUsuń
  6. supcio , czekam na next !!! jestes genialna zapraszamtez do mnie http://leonetta-od-nowa.blogspot.com/ czekam na was :*******

    OdpowiedzUsuń