środa, 22 stycznia 2014

Violetta Story - Chapter 58.

Violetta Story, chapter 58.

Ludmiła
      Nie wiem, co mi przyszło do głowy, gdy postanowiłam, że będę unikać Federico. Sama chciałam tego pocałunku, a kiedy Naty mi powiedziała, że "wszystko załatwione", spanikowałam. Zupełnie jak nie ja, bo przecież Ludmiła Ferro niczego się nie boi. A przynajmniej nie powinna. Jak totalna idiotka cały dzień ukrywałam się po kątach Studio, by chłopak mnie nie znalazł. Naty kilka razy próbowała zniweczyć moje plany i podpowiadała Federico, gdzie może mnie znaleźć, ale na szczęście za każdym razem udawało mi się uciec. Zakończenie zajęć było dla mnie niczym zbawienie, bo wreszcie mogłam się ukryć poza budynkiem Studio, a więc było mniejsze prawdopodobieństwo tego, że Fede jakimś cudem mnie znajdzie. Czym prędzej pobiegłam do pobliskiego parku, dosłownie czując na karku oddech Federico. Miałam wrażenie, że jest wszędzie, choć nie było go w pobliżu. To może trochę dziwne, ale chciałam się przed nim ukryć, a jednocześnie z całego serca pragnęłam, by wreszcie mnie odnalazł. Przez jakieś dziesięć minut łaziłam w tą i z powrotem po parku pełnym starszych par i matek z wózkami. Nie mogłam zebrać myśli. I wtedy go zobaczyłam. Zmierzał w moją stronę, choć chyba jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że mnie znalazł.
      Pomyślałam sobie: uciekaj. Ale rozum podpowiadał mi jedno, a serce drugie. Nogi same mnie poniosły w jego kierunku, a gdy się zderzyliśmy, nie wiedziałam, czy mam jednak uciec, czy rzucić mu się w ramiona. Ostatecznie nie zrobiłam nic z tych rzeczy, bo nie dał mi nawet dojść do słowa. Wyszeptał tylko coś niezrozumiałego pod nosem i mnie mocno pocałował, jakby to było jedyne, czego pragnął na całym tym świecie. Pisnęłam zaskoczona, gdy uniósł mnie z ziemi i znalazłam się kilka centymetrów nad chodnikiem. Zaraz jednak zatopiłam się w doznaniach i przestałam rejestrować to, co dzieje się dookoła. Były tylko jego usta na moich i jego ręce obejmujące mnie w pasie. Tylko tyle. Ja i on.
- Żeby tak publicznie! - rozległ się nagle chrapliwy głos.
      Oderwaliśmy się od siebie momentalnie. Obok nas stała starsza kobieta ze zniesmaczoną miną. W dłoni trzymała torebkę i dziwnie nią machała, jakby miała zamiar zaraz zacząć nas nią okładać. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale nie byłam w stanie. Ten pocałunek całkowicie odebrał mi zdolność sensownego zachowywania się. 
- Przepraszamy. - odezwał się Fede. 
      Później skinął kobiecie grzecznie głową i pociągnął mnie za rękę. Usłyszeliśmy jeszcze oburzone parsknięcie pani, która nie tolerowała całowania w miejscu publicznym. Szliśmy w milczeniu. Wreszcie Federico usiadł na jednej z ławek i gestem poprosił mnie, bym zrobiła to samo. Ostrożnie przycupnęłam na skraju zielonej ławki.
- No więc... - zaczął Fede niepewnym głosem. 
- No więc... - powtórzyłam po nim, kompletnie nie mając pojęcia, jak się zachować.
      Siedzieliśmy tak w krępującej ciszy jakieś pięć minut. Oboje czekaliśmy, aż to drugie wykona pierwszy ruch. Ale ja nie miałam zamiaru zrobić czegoś, czego będę potem żałować, dlatego postanowiłam, że dam Federico wolną rękę. Niech zrobi to, co uważa za słuszne. A jak nic nie zrobi, to będziemy tak siedzieć w nieskończoność. Jestem cierpliwa i zniosę wszystko. Możemy tkwić na tej ławce do jutra, albo nawet dłużej, to nie ma znaczenia. 
      Nie, przecież nigdy nie umiałam czekać.
- Słuchaj, wiem, że Naty pokazała ci te sms-y. - powiedziałam w końcu, odrobinę zirytowana. - Pewnie uważasz mnie za kompletną idiotkę, bo gdy to pisałam byłam zdesperowana i... Ale mnie pocałowałeś, więc wydaje mi się, że jednak nie masz ochoty zerwać ze mną kontaktów i wyjechać na Hawaje. Poza tym, Naty mówi, że jest między nami mnóstwo niedopowiedzeń. Hm, to pewnie dlatego, że nasze rozmowy właśnie tak wyglądają. - wykonałam jakiś dziwny ruch ręką, który miał wskazywać na obecną sytuację między nami.
      Spojrzałam na Federico, spodziewając się, że na jego twarzy będzie wypisane zdziwienie albo skonsternowanie moją przemową. Ale on wyglądał na... rozbawionego. 
- Mogę wiedzieć, co cię bawi? - uniosłam jedną brew, przechylając na bok głowę.
- Ty. - odparł, chichocząc cicho. - Jesteś taka zabawna, kiedy tracisz cierpliwość.
      Zacisnęłam pięści. Tak, to typowe dla nas - w jednej chwili się całujemy, a zaraz potem mam wrażenie, że rozerwę go na strzępy. Ja tu próbuję prowadzić poważną rozmowę, wyjaśnić coś sobie z nim, a on zaczyna się ze mnie śmiać. "Jesteś taka zabawna, kiedy tracisz cierpliwość". Ale ten facet ma tupet!
- Słuchaj no, panie półmetrowa grzywka. - sarknęłam. - Albo przestaniesz się chichrać, albo już nigdy nie pozwolę ci się pocałować!
      Jeden - zero dla Ludmiły, proszę państwa.
- Nie wytrzymasz, pani super cierpliwa. - zaśmiał się, przybliżając się do mnie. 
      Musnął wargami moje usta delikatnie, jakby się ze mną drażnił. To wystarczyło, by trochę ostudzić mój entuzjazm wywołany perpektywą zażartej walki z nim. 
- Tym razem mamy remis. - wyszeptałam prosto w jego usta. - Ale trzymaj się na baczności, koleś.
      Zaśmiał się cicho i cmoknął mnie w nos.
- Niech ci będzie, Ferro. 
~,~
Stefy
      Starałam się być niczym cień, by nikt mnie nie zauważył. Nie było to trudne, biorąc pod uwagę, iż wszyscy postanowili nagle mnie olać. Tomas po ostatniej wizycie nie zadzwonił ani razu, nie widziałam go też w Studio. Przyjaciółki były najwyraźniej zbyt zajęte swoimi własnymi problemami, by przejąć się taką nic nie znaczącą Stefy. W sumie, co ja sobie myślałam. Wpakowałam się do tej ich "paczki" nagle, niczym nieproszony gość. Za dużo sobie wyobrażałam, zarówno w związku z Tomasem, jak i przyjaciółmi. Gdy przyszło co do czego, nikt nie wyciągnął do mnie pomocnej dłoni.
      Po zakończeniu zajęć w Studio zdecydowałam się na dość długi spacer po urokliwych uliczkach Buenos Aires. Nie miałam najmniejszej ochoty wracać do domu. Babcia znowu zagoniłaby mnie do kuchni, gdzie musiałabym obierać ziemniaki czy wykonywać jakieś inne nic nie znaczące czynności. Nie mam nic przeciwko pomaganiu babci w robieniu obiadu, ale ona prosi mnie o to, by zrobić mi na złość. A bynajmniej fakt, iż własna babcia nie przejmuje się moimi uczuciami, nie podnosi mnie zbytnio na duchu. Na dodatek mama od ostatniej wizyty ojca łazi po całym domu jak duch, odzywa się tylko, gdy ktoś ją o coś zapyta i tak naprawdę przesiaduje praktycznie całe dnie w biurze. Zupełnie tak jak kiedyś. Znów się od siebie oddalamy, a nie zdążyłam się jeszcze przyzwyczaić do tego, że jesteśmy sobie bliskie. 
      Uniosłam twarz, by promienie zachodzącego słońca przyjemnie ogrzały moje policzki. Ostatnio byłam taka samotna, że zaczęłam zwracać większą uwagę na piękno natury, która mnie otacza. Jak na ironię, wszystko zakwita, gdy moje życie rozpada się na miliony kawałków. 
- Stefy? - cichutki głos docierał do mnie jakby z oddali.
      Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam Violettę i Leona. Stali obok siebie, trzymając się za ręce i patrzyli na mnie z poczuciem winy wypisanym na twarzach. 
- Możemy porozmawiać? - zapytała Viola niepewnym głosem.
      Pokiwałam powoli głową. Może i byłam na nich wszystkich strasznie wściekła za to, że w najtrudniejszych chwilach mojego życia zostawili mnie samej sobie. Ale patrząc na Violettę i Leona, nie mogłam odmówić im choćby rozmowy. Widać było tyle bólu w ich spojrzeniach. Nie wiedziałam, o co chodzi i co ich tak zasmuciło, ale podejrzewałam, że to coś poważnego. A ja nigdy nie byłam na tyle mściwa, by zostawiać przyjaciół samych tylko dlatego, że na chwilę o mnie zapomnieli.
- Posłuchaj, nie wiem, czy Tomas ci powiedział... - zaczęła Violetta, przygryzając wargę. 
- Wszystko wiem. - przerwałam jej. 
      Na chwilę odebrało jej mowę, jakby spodziewała się zupełnie innej odpowiedzi, ale zaraz odzyskała rezon.
- Chciałabym cię przeprosić. Oboje chcielibyśmy cię przeprosić. - zerknęłam z ukosa na Leona, który siedział z zaciśniętymi w wąską linię ustami i mocno trzymał dłoń Violetty. - Powinniśmy byli już dawno przyjść z tą sprawą do ciebie. Gdyby Tomas ci nie powiedział, pewnie nawet byś nie wiedziała...
      Machnęłam ręką, by przestała mówić. Widać było, że zbiera jej się na płacz, a ja wcale nie chciałam, by się rozpłakała. Pewnie zaraz zrobiłabym to samo, bo nie umiem patrzeć z kamienną twarzą, jak ktoś płacze. 
- W interesie Tomasa leżało to, by mi wszystko wyjaśnić. - oświadczyłam. - Tylko on tutaj zawinił i schrzanił sprawę. 
      Violetta pokiwała powoli głową i rzuciła Leonowi spojrzenie pełne bólu. Nie miałam bladego pojęcia, co sobie przekazują za pomocą tych spojrzeń, ale za chwilę odezwał się Leon.
- My też zawiniliśmy. - powiedział zachrypniętym głosem. - Zostawiliśmy cię, gdy nas potrzebowałaś. Nie tylko ja i Viola. Wszyscy.
      Odwróciłam wzrok. Pewnie powinnam zaprzeczyć i powiedzieć, że nic się nie stało. Ale wtedy bym skłamała. Tyle się ostatnio wydarzyło w moim życiu, w większości złego. Przyjaciele powinni mi pomóc, ale nie pomogli. 
- Masz rację. - odparłam cicho. - Ale najważniejsze jest przyznać się do błędu. Ja też nie jestem idealna. Nikt nie jest.
      Violetta popatrzyła na mnie oczami pełnymi łez. Po chwili milczenia przytuliła się do mnie mocno, pochlipując pod nosem. Odwzajemniłam uścisk, bo tak bardzo tęskniłam za przyjaciółkami. Może i jak na razie tylko ona przyznała się do błędu, ale wszystko się w końcu ułoży. Na pewno. 
- To znaczy, że nam wybaczasz? - odezwał się po chwili Leon, unosząc jedną brew.
      Uśmiechnęłam się szeroko i szczerze, pierwszy raz od bardzo długiego czasu. 
- Oczywiście, że tak. - odpowiedziałam.
      Ulga i szczęście na ich twarzach były dla mnie najwspanialszą nagrodą na świecie.
~,~
Marco
      Powinienem być w Meksyku, razem z całą moją rodziną i świętować urodziny jednej z tysiąca kuzynek. Zjadłbym zbyt słodki tort roboty mojej mamy, kilka razy bym się fałszywie uśmiechnął i obejrzał jakiś tandetny film z całą rodzinką. Później poprosiliby mnie o zaśpiewanie piosenki, a ja bym się zgodził, bo przecież jestem takim przykładnym synkiem. Wszystko byłoby tak samo, jak zawsze. I tego właśnie tak bardzo nienawidziłem, mieszkając w Meksyku. Tak, to jest moja ojczyzna i uwielbiam przebywać w tym kraju, ale mimo wszystko... W Argentynie odnalazłem nie tylko szczęście, pasję i przyjaźń, ale także miłość. Tutaj wszystko się zmieniło, a w Meksyku pewnie nadal byłbym tym nudnym Marco, który wszędzie łazi z gitarą. 
      Powrót do Meksyku może nie byłby dla mnie aż tak zły, gdyby nie to, że musiałem zostawić w Buenos Aires Francescę. Z przyjaciółmi mógłbym się kontaktować na przeróżne sposoby, czasami bym ich odwiedzał, a pasję mogę zabrać ze sobą nawet na koniec świata. Z kolei bez największej miłości mojego życia nawet jeden dzień jest udręką. Nie mógłbym żyć tak daleko od niej i jeszcze się z nią kontaktować. Zadawałbym jej tym ból, wiem to. Postanowiłem, że skoro nie mogę się wymigać od wyjazdu do Meksyku, to pozwolę jej o sobie zapomnieć. Po kilku rozmowach telefonicznych z Broadwayem i Leonem zrozumiałem, że ona nie potrafi. Nie potrafi, tak samo jak ja. 
      A więc wziąłem gitarę, bo mimo wszystko w jakimś stopniu pozostałem tym Marco, który wszędzie łazi z gitarą, i wróciłem do Argentyny, by znaleźć miłość. Było to o wiele prostsze niż za pierwszym razem, bo wiedziałem dobrze, gdzie powinienem szukać. 
- Muszę ci zadać to pytanie. - odezwała się Francesca, gdy usiedliśmy naprzeciw siebie przy jednym ze stolików w Resto. Czułem na sobie wzrok Camili stojącej nieopodal, ale starałem się ją ignorować. - Skąd się tu wziąłeś, do ciemnej cholery?
      Już miałem odpowiedzieć, gdy niespodziewanie wtrąciła się Cami:
- Jasnej cholery.
- Co? - Francesca odwróciła się do niej, marszcząc brwi.
- Nie ważne. - Cami machnęła ręką. - Już sobie idę. - rzuciła jeszcze, widząc mój zniecierpliwiony wzrok.
      Gdy Camila znikła w tłumie zgromadzonym w Resto, spojrzałem znów na Francescę. Wyglądała jeszcze piękniej niż zazwyczaj. Jej ciemne włosy wydawały się lśnić, a brązowe oczy błyszczały jak dwie iskierki. Widziałem ją pierwszy raz od dłuższego czasu i po prostu nie mogłem się nacieszyć jej widokiem. 
- Marco, jesteś tu jeszcze? - Fran wyrwała mnie z rozmarzenia, machając mi dłonią przed twarzą.
      Otrząsnąłem się momentalnie i skupiłem wzrok na jednym punkcie, by się dalej nie rozpraszać. Musieliśmy porozmawiać.
- Przepraszam. - wymamrotałem. - A więc, byłem w Meksyku, ale to była dla mnie udręka. Nie mogłem przestać o tobie myśleć. Zakładałem, że ty jakoś o mnie zapomniałaś, ale zadzwonił do mnie Leon i powiedział, że... No, że nie zapomniałaś.
      Francesca założyła kosmyk włosów za czerwoną opaskę i westchnęła. Miała zamiar coś powiedzieć, ale do naszego stolika podszedł jakiś chłopak o blond lokach w fartuchu z logiem Resto. Fran spojrzała na niego z lekkim przestrachem.
- Powiedz Luce, że wyszłam do łazienki i nie pozwól mu tu podejść, błagam. - jęknęła błagalnie. 
      Chłopak przyjrzał mi się spod zmrużonych powiek, jakby oceniał, czy warto jest kłamać dla Francesci, jeśli siedzi przy stoliku ze mną. Po chwili westchnął pod nosem i uśmiechnął się łagodnie do Włoszki, przeczesując dłonią włosy.
- Okej, ale postaraj się to szybko załatwić, bo Luca jest dzisiaj wyjątkowo energiczny i biega po całym barze. Nie mam nadprzyrodzonych mocy. - puścił oko do Fran i odszedł szybkim krokiem.
      Odprowadzałem go wzrokiem, dopóki nie zniknął za drzwiami prowadzącymi na zaplecze. Domyśliłem się, że jest jednym z nowych kelnerów zatrudnionych przez Lucę. Najwyraźniej dość blisko zaprzyjaźnił się z moją Francescą, bo rozmawiali ze sobą tak swobodnie, jakby znali się od lat. Poczułem nagły przypływ złości i adrenaliny, co oznaczało jedno - obudziła się we mnie zazdrość. Gdy mnie nie było przy Fran, prawdopodobnie ten facet ją pocieszał. 
- Strasznie za tobą tęskniłam, Marco. - wyszeptała Francesca.
      Momentalnie cała zazdrość wyparowała. Poczułem przypływ czułości, bo przecież tylko Francesca umiała powiedzieć coś tak prostego i wywołać w moim sercu falę ciepłych uczuć. Były inne dziewczyny, ale one wyklepywały puste formułki, które niby miały mnie zachwycać. Ale mnie potrafiła zachwycić tylko ta energiczna Włoszka.
      Wstałem z krzesła i okrążyłem stolik, by kucnąć przy Fran. Ująłem jej dłonie i popatrzyłem jej prosto w te piękne oczy, które śniły mi się każdej nocy.
- Nie mam zamiaru już nigdy cię opuścić. - powiedziałem. - Nie wiem, jak to zrobię, ale zostanę tutaj. Tylko z tobą jestem szczęśliwy.
      W jej oczach zabłysły łzy. Widziałem, jak zaciska zęby, by powstrzymać płacz. Po chwili usilnych starań jej policzki zrobiły się wilgotne od słonych łez, które otarłem kciukiem, uśmiechając się delikatnie. Wyglądała pięknie nawet wtedy, gdy płakała. 
- Ojej. - rozległ się głos za moimi plecami. - To takie piękne... - odwróciłem głowę i zobaczyłem Camilę pochlipującą cicho pod nosem. 
      Parsknąłem śmiechem, a za chwilę i Francesca zaczęła się śmiać. Camila trzymała w ręku pudełko z chusteczkami, w które musiała się zaopatrzyć przed chwilą. Pod oczami miała czarne plamy, zapewne od rozmazanego przez łzy tuszu do rzęs. Gdy zauważyła, że się śmiejemy, pociągnęła głośno nosem i tupnęła nogą.
- Dlaczego nie płaczecie razem ze mną? - zapytała wzburzona. - To taki wzruszający moment!
      Francesca oparła czoło o moje ramię, śmiejąc się coraz głośniej. Kilka osób siedzących przy sąsiednich stolikach obserwowało dyskretnie całą sytuację i nasza wesołość zaczęła im się udzielać. Po chwili połowa baru pękała ze śmiechu, w tym także blondyn, z którym wcześniej rozmawiała Francesca, a nawet Luca. Niektórzy wyglądali, jakby nie mieli pojęcia, co ich bawi, ale to im najwyraźniej nie przeszkadzało. 
- Ha, ha, bardzo śmieszne. - prychnęła Camila, wycierając czarne plamy spod oczu jedną z chusteczek. - O to mi od początku chodziło. Chciałam rozładować atmosferę. - oświadczyła, unosząc dumnie głowę.
      Fran opanowała kolejny wybuch śmiechu i objęła przyjaciółkę ramieniem.
- A więc dziękujemy ci wszyscy za rozładowanie atmosfery, Cami. - zachichotała.
      Camila uśmiechnęła się pod nosem, ale nie dała po sobie poznać, że wzburzenie jej przeszło.
- Jest za co. - odparła wyniosłym tonem, po czym wybuchła śmiechem, a razem z nią wszyscy dookoła.
~,~
Naty
      Kolejne cztery godziny ćwiczenia tańca z Maxim wykończyły mnie na tyle, bym nie miała najmniejszej ochoty na jakiekolwiek wyjścia z przyjaciółmi. Gdy jakimś cudem doczołgałam się do domu, od razu walnęłam się na łóżko. Miałam nadzieję, że tym razem Maxiemu nie wpadnie do głowy pomysł, by wybrać się na spacer. Ostatni spacer z nim trwał dwie godziny i zeszliśmy chyba połowę miasta w niewiadomym celu. Ten chłopak mnie kiedyś wykończy - ma zdecydowanie za dużo energii jak na normalnego człowieka. 
      Zasnęłam od razu, a gdy otworzyłam oczy, na zewnątrz panowała ciemność. Domyśliłam się, że spałam dłużej, niż sobie zakładałam. A przecież obiecałam Francisco, że podzielę "Habla si puedes" na dwa głosy, by utworzyć duet. Pierwszy etap reality-show zbliża się wielkimi krokami, a my jesteśmy w kropce, szczerze mówiąc. Większość swojego czasu przeznaczam na zajęcia w Studio, ćwiczenia tańca z Maxim i spotkania z Lu czy resztą przyjaciółek. Wszystko jest zawsze ważniejsze od próby i właśnie dlatego jesteśmy chyba najbardziej w tyle z przygotowaniami. Ludmiła i Leon mają próby codziennie przed zajęciami z Beto, z samego rana. Mimo, iż Lu żali mi się za każdym razem na napiętą atmosferę, jaka między nimi panuje, to jeśli chodzi o piosenkę, oboje mają ją w małym palcu. Idzie im świetnie. Co do reszty par, nie mam pojęcia, jak sobie radzą, ale na pewno lepiej, niż ja i Francisco.
      Zerwałam się z łóżka i zerknęłam na zegar wiszący na przeciwległej ścianie. Wskazywał godzinę dziesiątą wieczorem. No pięknie, Naty, teraz na pewno zdążysz. Czym prędzej zbiegłam na dół, gdzie zastałam mamę z książką na kolanach. Obok niej siedziała Lena, majstrująca coś przy swoim niebieskim telefonie. Obie uśmiechnęły się do mnie nieznacznie. Kiwnęłam im głową na powitanie i wbiegłam do gabinetu taty, który mieścił się w końcu korytarza. Pomieszczenie było puste, więc podeszłam szybkim krokiem do machoniowego biurka i wyjęłam z niego plik czystych kartek. Później wróciłam do swojego pokoju i zaczęłam pracować nad piosenką. Wiedziałam, że do rana najpewniej uda mi się ją skończyć, ale przecież musiałam się też chociaż odrobinę wyspać. 
- Mogę wejść? - rozległ się głos Leny.
      Uniosłam głowę znad stosu kartek zapisanych nutami i uśmiechnęłam się nerwowo do siostry.
- A masz do mnie jakąś ważną sprawę? Muszę popracować nad duetem... - rzuciłam jej przepraszające spojrzenie.
- Właściwie to nie jest nic ważnego.  - Lena machnęła ręką. - Ale jeśli chcesz, to mogę ci pomóc z piosenką. Pójdzie szybciej. 
      Swoją drogą, pomoc by mi się przydała. Przywołałam Lenę do siebie gestem i pokazałam jej zapis nutowy oraz tekst "Habla si puedes". Wyjaśniłam jej, że trzeba przekształcić piosenkę na duet i najlepiej by było, jakby Francisco dostał te części, w których tonacja nie jest zbyt wysoka. Zdradził mi na ostatniej próbie, że ma problem z wysokimi dźwiękami i mógłby całkiem zepsuć nasz występ, gdyby był zmuszony takie wyciągać. 
- Kim jest ten Francisco, hm? - zapytała Lena, patrząc na mnie znacząco.
- Jestem z nim w parze, no wiesz, w tym reality-show. - odparłam, starając się zignorować jej uśmieszek. - Nie patrz tak na mnie. Przecież jestem z Maxim, zapomniałaś? 
      Lena parsknęła śmiechem i pokręciła głową.
- Nie o to mi chodzi. - zaprotestowała. - Po prostu już gdzieś słyszałam to imię. Czy to nie przypadkiem ten sam chłopak, który "zakolegował się" z Ludmiłą, gdy się od niej odwróciłaś?
      Zmarszczyłam brwi. Skąd Lena mogła wiedzieć takie rzeczy i gdzie niby słyszała imię Francisco? Wydało mi się to dosyć podejrzane.
- A skąd to wiesz? - zmrużyłam podejrzliwie oczy.
      Lena zarumieniła się na wściekle czerwony kolor i spuściła głowę. Najwyraźniej nie spodziewała się, że rozmowa zejdzie na niewygodny dla niej temat. Ale ja zbyt dobrze ją znam, by nie zorientować się, że coś jest na rzeczy, gdy zadaje mi takie pytania.
- Chodzi o to, że Francisco ma brata... - zaczęła, gdy szturchnęłam ją w ramię. - Ma na imię Samuel i my... No, bo my... - jąkała się, a rumieńce na jej policzkach przybrały jeszcze intensywniejszy kolor. 
- Chodzicie ze sobą?! - zawołałam, zrywając się na równe nogi.
      Nigdy nie rozmawiałam z Leną na temat jej związków z chłopcami. Odkąd pamiętam krępują ją takie tematy. Ja z kolei uwielbiam jej opowiadać o Maxim. Czasami czuję się dziwnie, gdy nie chce mi opowiedzieć o swoim nowym "koledze", z którym widziałam ją przed domem. Wydaje mi się, że ja zdradzam jej swoje tajemnice, podczas gdy ona swoje chowa głęboko w sercu i nie ma najmniejszego zamiaru ich ujawniać. 
- Tak, od trzech miesięcy. - przyznała, odwracając wzrok.
- Czemu mi nie powiedziałaś? - zapytałam. - To chyba coś poważniejszego, skoro jesteście ze sobą już tak długo. 
      Lena przygryzła wargę i pokiwała głową. Zauważyłam w jej oczach wesołe iskierki. Pewnie jako starsza siostra powinnam jej udzielić kilku lekcji na temat chłopców i ostrzec ją przed tym, jacy czasami potrafią być, ale... Wyglądała na taką szczęśliwą. Może właśnie Samuel był chłopakiem przeznaczonym mojej siostrze. Nigdy o nim nie słyszałam i w życiu go nie spotkałam, ale skoro daje Lenie tyle szczęścia, to na pewno jest jej wart.
- Proszę, to jest część Francisco. - podała mi zapisaną kartkę. - Reszta będzie twoja, oprócz refrenu, który zaśpiewacie razem. Tylko przy wyższych dźwiękach w refrenie będziesz śpiewać sama. 
      Zmarszczyłam brwi. Kiedy ona zdążyła to zrobić? Podczas gdy ja zdołałam wydzielić jedynie wyższe dźwięki, by przypadkiem nie przypisać ich Francisco, ona odwaliła całą robotę. 
- Lena, dziękuję ci. - przytuliłam ją mocno. - Niedługo wybierzemy się na podwójną randkę, ja i Maxi, ty i Samuel. Co ty na to?
- Brzmi świetnie. - Lena pokiwała ochoczo głową, uśmiechając się.
      Wreszcie mogłyśmy dzielić ze sobą dosłownie wszystko, nawet szczęście, jakie przynosi miłość.
~,~
Violetta
      To, że Stefy wybaczyła mi i Leonowi, było dla mnie niewyobrażalną ulgą. Już się obawiałam, że straciłam ją na zawsze przez ten jeden błąd. Gdy ją zobaczyliśmy w parku, wyglądała na tak przybitą i smutną... I to przez ludzi, którym najbardziej na niej zależało. Przez tych, którzy powinni ją wspierać w tych najtrudniejszych chwilach. 
      Przestałabym się martwić, gdyby nie to, co opowiedziała mi Stefy. Zaraz po tym jak Leon wybrał się na próbę All For You, zaprosiłam ją do siebie. Spędziłam z nią cały wieczór w moim pokoju. Tata gdzieś wyszedł, więc nikt nam nie przeszkadzał, oprócz Olgi, która co chwilę przynosiła talerze z ciastem czekoladowym. Rozmawiałyśmy na błahe tematy, dopóki do pomieszczenia nie wszedł Ramallo, by mnie poinformować o tym, że tata kazał mi przekazać, iż mnie bardzo kocha i wróci jutro wieczorem.
      Chwilę później Stefy wybuchła płaczem.
      Wyjawiła mi szczegóły dotyczące jej rodziny. Opowiedziała mi o tym, że jej tata jest alkoholikiem i dopiero niedawno jej mama przejrzała na oczy na tyle, by wyprowadzić się z domu. Zamieszkały u babci Stefy, gdzie żyło im się w miarę spokojnie, dopóki kilka dni temu ponownie nie pojawił się jej ojciec. Przez to znów zaczęła o nim bez przerwy myśleć, zastanawiając się, po co wrócił. Na dodatek jej mama znów zamknęła się w sobie i oddaliła od niej. 
      Nie wiedziałam, jak się powinnam zachować. Nigdy nie miałam styczności z ludźmi pochodzącymi z rodzin, w których jeden z rodziców ma problemy z alkoholem. Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić mężczyzny bijącego własną żonę pod wpływem używek, wyzywającego swoją córkę od śmieci i niepotrzebnych bachorów. Przecież rodzina powinna się kochać i pomagać sobie w trudnych chwilach, a nie niszczyć sobie nawzajem życie. Przytuliłam do siebie Stefy, mając przed oczami mojego tatę, śpiewającego mi kołysankę. On zawsze był przy mnie. Popełniał błędy, owszem, ale chciał mnie po prostu chronić. Nawet nie przyszłoby mu do głowy, by sprawić mi umyślnie ból, psychiczny czy fizyczny. Wszystko, co robił, robił z myślą o mnie i o tym, by było mi w życiu jak najlepiej. 
- Cześć, Stef. - weszłam do sali instrumentalnej, gdzie zastałam przyjaciółkę. - Jak się masz?
      Stefy uśmiechnęła się do mnie i wzruszyła lekko ramionami. Usiadłam obok niej i zauważyłam kartkę papieru, na środku której widniał napis: "The Way You Loved Me". Spojrzałam na Stefy.
- To twoje? ­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­- zapytałam, podając jej kartkę.
      Pokiwała powoli głową i wzięła ode mnie papier. Przyjrzała mu się tak, jakby był jakimś starym znajomym, którego odnalazła po latach. Litery były trochę wyblakłe, ale i tak dało się przeczytać tekst. Mówił o miłości, która była piękna i niezastąpiona, ale już minęła. Westchnęłam cicho. Ta dziewczyna jest taka nieszczęśliwa przez niespełnioną miłość. 
      Może nie warto czekać. Trzeba działać natychmiast.
- Chodź. - pociągnęłam ją za rękę i wybiegłyśmy razem ze Studio.

~,~
Camila
      Z samego rana zadzwoniła do mnie Violetta. Mówiła roztrzęsionym głosem o tym, że wszyscy powinniśmy porozmawiać ze Stefy, bo ona naprawdę potrzebuje przyjaciół. Wyjaśniła mi także, że poprzedniego dnia razem z Leonem przeprosili Stefy za wszystko, co schrzanili. W mojej głowie od razu pojawił się pomysł. Pożegnałam się z Violettą i poprosiłam ją, by przyprowadziła Stefy do auli w Studio za dwie godziny. Później obdzwoniłam wszystkich przyjaciół i kazałam im się natychmiast zjawić w Resto.
- Słuchajcie. - zaczęłam, gdy wszyscy usiedli. - Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę z tego, że kompletnie zapomnieliśmy o Stefy.
      Przez zebraną grupę przyjaciół poniósł się ponury szmer. A więc wszyscy już sobie to uświadomili.
- Stefy jest naszą przyjaciółką. - oznajmiłam. - Wszyscy byliśmy zbyt zaabsorbowani swoimi własnymi problemami, by zainteresować się nią. Ale teraz możemy to naprawić.
      Przyjaciele pokiwali twierdząco głowami. W ich oczach pojawiła się nadzieja. Wiedziałam, że najważniejsze jest to, by wszyscy się zaangażowali. Inaczej nic z tego nie będzie, bo przeprosiny muszą być szczere i płynąć prosto z serca. Nie będziemy recytowali wyuczonych na pamięć formułek, wydobędziemy z siebie wszystkie ciepłe uczucia, które żywimy do Stefy Martinez. Pokażemy jej, że jest dla nas bardzo ważna, mimo błędów, które popełniliśmy. 
- A więc, za półtorej godziny wszyscy zbierzemy się w auli Studio. Viola przyprowadzi Stefy. Zaśpiewamy "Algo se enciende", piosenkę, którą napisała Angie. - wyjaśniłam im z lekkim uśmiechem na ustach. - Później każdy z nas przeprosi Stefy od serca.
      Nagle drzwi wejściowe się otworzyły i do środka weszła szczupła blondynka. Dopiero po chwili zorientowałam sie, że to Ludmiła. Wyglądała jakoś inaczej. Uśmiechała się niepewnie, co jej się nigdy nie zdarzało. Przecież ona zawsze była wszystkiego pewna.
- Pomyśleliśmy razem z Lu, że warto by było wreszcie zakopać topór wojenny. - odezwał się Fede, podchodząc do Ludmiły. - Może łączy nas wszystkich ze sobą więcej, niż sobie wyobrażamy.
      Przyjrzałam się Ludmile Ferro, dziewczynie, która wyrządziła tyle szkód. Wszyscy zebrani także skupili na niej wzrok. Na ich twarzach nie było jednak złości czy podejrzliwości, a jedynie ciekawość i dziwna łagodność. 
- Wiem, że zwykłe przeprosiny nie wystarczą. - głos Ludmiły poniósł się po pustym barze. - Ale uświadomiłam sobie, że niepotrzebnie jesteśmy podzieleni. Przecież każde z nas chce kochać, cieszyć się i żyć muzyką.
      Pomyślałam sobie, że to najmądrzejsze słowa, jakie kiedykolwiek usłyszałam z ust Ludmiły. Powiedziała to zupełnie szczerym tonem, wolnym od agresji i ironii. Naprawdę chciała zakopać topór wojenny i zacząć zupełnie od nowa. A przecież to wcale nie jest tak, że tylko my musimy jej wybaczyć. Ona nam też, bo obie strony ponoszą winę. 
- Ludmiła ma rację. - odezwał się ktoś z tyłu. Wszyscy odwróciliśmy się jak jeden mąż i zobaczyliśmy Violettę ze Stefy u boku. - Jesteśmy tacy sami. Musimy tylko odnaleźć wszystko, co nas łączy i wykorzystać to najlepiej, jak potrafimy.
      Rozejrzałam się. Wszyscy zebrani kiwali głowami z uśmiechami na twarzach. Może to właśnie ten moment, w którym łączymy się w jedno. Może to właśnie teraz. 
- Za wszystko, co nas łączy. - Federico wyciągnął rękę, na której po chwili położyła swoją dłoń Ludmiła. 
      Dołączyłam do nich,  a za mną cała reszta przyjaciół. Po pomieszczeniu poniosły się echem słowa, które miały być od dziś naszą mantrą.
      Za wszystko, co nas łączy.

Witajcie, kochani! :D Przychodzę do was z kolejnym rozdziałem, który wydaje mi się jakiś taki dziwny, ale nieważne. Ostatnio coś mniej komentujecie, ale mam nadzieję, że to wina braku czasu, a nie moja... No, a tak poza tym, to chciałabym podziękować Xeni za przepiękny nagłówek. <3 Zadedykuję ci ten rozdział, Xenix, tak żeby ci miło było. xd Wszystkim Wam z kolei dziękuję za czytanie. :) Jesteście przewspaniali i niezastąpieni. :* A teraz żegnam się, życzę miłego wypoczynku tym, którzy już mają ferie, a tym, którzy nie mają (na przykład sobie, hehe), życzę dobrych ocen w szkole i żeby czas szybko zleciał. Nie przejmujcie się, za dwa tygodnie wy się będziecie śmiać z tych, co do szkoły wrócą :D Następny rozdział prawdopodobnie w sobotę, ale nic nie obiecuję, bo się dużo jeszcze może zdarzyć do tego czasu. xd 
Buziaki, M. ;*

18 komentarzy:

  1. Boże, Boże! Jest! Ojeju! Lecę czytać! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jenyyyyy!!!! Jakie cudo!! <333
      Moja Fedemiłka kochana! Takie słodziaczki!
      Oj Lu nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi. Też nie lubię czekać. Ale na Fedusia to i wieczność mogłabym czekać ;) A nawet i dłużej!! <3333333
      FEDEMIŁA!! <3333
      Jeszcze 13 odcinków i Feduś wróci!! Nie mogę się doczekać! <3333
      Lena i Naty, ach ta siostrzana miłość ;)
      Stefy.... Biedna, ale teraz będzie lepiej :)
      Leosiek i Violka słodziaki jak zawsze!
      Głupi Tomas!! nigdy go nie lubiłam! Tak wiem, powtarzam się..... Bywa xD
      Śliczny nagłówek! :) ;***
      Xeniu, Ty to masz talent! :) ;***
      Besos :*****
      Natalia ;) :****
      PS. Takie tam pięć linijek buziaczków ;*****

      Usuń
  2. http://nowahistorialeonetty.blogspot.com/ zapraszam =)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, nie umiem pisać za długich komentarzy i żeby miały one jeszcze sens XD
    Długie i dobre powinny się tu pojawiać.
    Mogę Ci tylko powiedzieć "Genialny".
    Zaraz bym zepsuła cały komentarz, kolejnymi beznadziejnymi dopiskami bez sensu, tak jak na przykład ten.
    No więc: Genialny rozdział, Maddy!
    leonettai.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. O Jezusie ... Weźcie mnie łapcie, bo padam na podłogę z wrażenia O.O
    Już nie wiem co Ci pisać w komentarzach ...
    Prawie się popłakałam z perspektywy Marco :D
    I nareszcie Stefy choć trochę się otworzyła i opowiedziała Violettcie o swoich problemach
    I końcówka ... Każdy człowiek się zmienia. Ten zmiany zachodzą w nas każdego dnia, ale ich nie zauważamy, bo są zbyt małe. A Ludmiła obróciła swoje życie o 180 stopni, co na pewno przyniesie jej dużo dobrego ;)
    Rozdział mimo , że jest długi czyta się bardzo szybko . Po prostu wchłania się słowa i nie można się oderwać, bo chcesz tylko więcej i więcej. Coś jak narkotyki. Chyba stałaś się moim narkotykiem O.O
    Kocham , pozdrawiam i całuję ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaki wspaniały rozdział. Kocham, szaleję i wszystko inne! jak zobaczyłam, ze dodałaś uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy ;)
    Pocałunek Femili<3 Potem to dogryzanie sobie- kocham to!
    Jeszcze ta perspektywa Marco po prostu I D E A L N A.
    Osoba nade mną napisała mniej więcej to, co chciałam napisać (Ola Pasquarelli), więc ja nie wiem, co dodać ;D
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Tomas i stefy ma być<3

    OdpowiedzUsuń
  8. Fedemiła ♥
    Starsza pani XD OMG
    Półmetrowa grzywka ♥
    Marcesca ♥
    Lena ma chłopaka ♥
    Musiałaś to imię? Już mi wystarczy taki jeden denerwujący "Samuś" śpiewający "En mi mundo" po nosem...

    Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. KOCHAM KOCHAM KOCHAM <33333333333333333333333

    OdpowiedzUsuń
  10. Zostałaś nominowana do LBA na moim blogu: violetta-y-leon.blogspot.com
    Gratulujuę <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo fajny, swietnie piszesz. bardzo dobrze że stefy wybaczyla przyjaciolom...
    Zapraszam

    leonetta-znapisami- opowiadania.blogspot.com

    Weronika Marzec

    OdpowiedzUsuń
  12. Znalazłam tego bloga wczoraj i przeczytałam kilka rozdziałów. Powiem ci, że mi się bardzo, ale to bardzo podobają. Jak tylko przeczytam wszystkie 58, to wrócę z długim komentarzem. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Zagłosuj na mój blog w konkursie Blog Roku 2013!!! Wyślij SMS o treści K00405 na 7122
    Więcej informacji na: http://leon-i-violetta-niebezpieczna-milosc.blogspot.com/2014/01/blog-roku-2013-gosowanie.html

    OdpowiedzUsuń
  14. Uwierz, ze przeczytalam calego bloga jakis czas temu i od razu mi sie spodobal. Dlaczego teraz komentuje? Bo moje postanowienie noworoczne : zwalczam lenistwo XD A tak serio troche tez nie mialam kiedy, ale teraz Ci to wynagrodze!
    Sam chapter jest cudowny, genialny (...) i moglabym jeszcze dlugo tak wymieniac, ale po co ? Niewazne ile wymienie pojedynczych przymiotnikow, wazne, ze masz ogromny talent, a ja jestem zaszczycona, ze moge go skomentowac.
    Z mojej strony zycze Ci weny, weny i jeszcze raz weny i juz z niecierpliwoscia czekam na nastepny rozdzial tej pieknej opowiesci. Mowilam juz, ze ten rozdzial jest cudowny? Nie? To mowie teraz XD Jest wspanialy! I dziewczyno jak jeszcze raz napiszesz, ze jest dziwny to po prostu cos Ci zrobie! Dziwny?! DZIWNY?!
    NA PRAWDE?! To jedno z ostatnich slow jakie pasuja do tego cuda;))

    Pozdrawiam ;*



    Dulce

    OdpowiedzUsuń
  15. świetne, poprostu genialne. Bardzo mi się podoba :) Jeśli możesz to wpadnij do mnie i skomentuj mój najnowszy wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział cudny cudny :*
    zapraszam do siebie http://leon-viola-historia-z-doroslego-zycia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Zostałaś nominowana do LBA na moim blogu. Za chwile pojawi się więcej informacjil..

    OdpowiedzUsuń