piątek, 17 stycznia 2014

Violetta Story - Chapter 57.

Violetta Story, chapter 57.

Ludmiła
       Przewracałam się z boku na bok całą noc, zastanawiając się, czy powinnam w ogóle się tym przejmować. Czy nie zachowuję się jak dwunastolatka, która pierwszy raz ma chłopaka i nie jest pewna, dlaczego jej jeszcze nie pocałował? Przecież między mną a Federico nic nigdy nie było takie proste, by jeden pocałunek mógł cokolwiek wyjaśnić czy ułatwić. Przypuszczalnie wszystko by się jeszcze tylko bardziej pokomplikowało. 
       Weszłam do Studia po cichu, by nikt mnie przypadkiem nie zauważył. Przemknęłam korytarzem i weszłam do sali instrumentalnej, gdzie jeszcze nikogo nie było. Usiadłam przy keybordzie, przy którym walało się pełno nut i tekstów i zamknęłam oczy, starając się uspokoić. Przecież tamta Ludmiła Ferro nie miała takich problemów. A później przyszły uczucia i proszę... Oto, co dostałam.
- Lu! - podskoczyłam na dźwięk głosu Naty. - Pokazałam Federico sms-y, które mi wczoraj wysłałaś. 
       Sms-y? Na początku nie wiedziałam, o czym Natalia mówi. Patrzyłam na nią, marszcząc brwi, a ona chyba czekała na wybuch gniewu, bo miała minę zbitego pieska. Ale o co miałabym być zła? Jedyne sms-y, jakie wczoraj wysłałam do Naty, to... No tak.
- Że co zrobiłaś?! - zawołałam, zrywając się z miejsca.
       Skuliła się i przygryzła wargę.
- Przepraszam, ale musiałam. - zaczęła się tłumaczyć. - Nie mogę znieść tego, że sobie tak wszystko utrudniacie. Przecież... powinniście być razem. Ale między wami jest pełno niedopowiedzeń, bo nie potraficie szczerze porozmawiać.
       Przycisnęłam palce do skroni, bo w mojej głowie momentalnie pojawiło się pełno myśli. Potrząsnęłam szybko głową i spojrzałam na Naty.
- Jak on zareagował? - zapytałam cicho.
       Na twarzy Naty momentalnie pojawił się szeroki uśmiech, tak nieodpowiedni do sytuacji, że uniosłam brwi i rzuciłam jej spojrzenie typu "Co jadłaś?". Ona podskoczyła jak mała dziewczynka i uścisnęła moją rękę.
- Będziesz miała tego buziaka! - pisnęła, a ja pokręciłam głową z niedowierzaniem.
       Ale mimo wszystko uśmiechnęłam się nieznacznie. 
~,~
Camila
       Pewnie powinnam podejść do Marco, zapytać, dlaczego wrócił do Argentyny i wygarnąć mu wszystko, co siedziało we mnie od dawna. Oczywiście, zrozumiałe jest to, że musiał wyjechać do Meksyku, ale zranił moją najlepszą przyjaciółkę. Miałam ochotę powiedzieć mu, że jest totalnym dupkiem, bez względu na to, dlaczego ją zostawił. Ale nie zrobiłam nic z tych rzeczy, tylko złapałam Daniela za rękę i chyłkiem wymknęliśmy się z Resto. Coś mi mówiło, że Marco wrócił dla jednej osoby i bynajmniej nie byłam nią ja, ale pewna Włoszka, która tęskniła za nim jak wariatka. Postanowiłam, że pozwolę im samym odnaleźć drogę powrotną do swoich serc. 
- Violetta! - zawołałam, dostrzegając przyjaciółkę wchodzącą właśnie do Studia.
- Cześć, Cami. - uśmiechnęła się do mnie i wzięła mnie pod rękę. - Jak idą przygotowania do reality? 
       Zamyśliłam się. Właściwie to mieliśmy z Maxim do tej pory dopiero dwie próby. Na jednej z nich wybraliśmy piosenkę, czyli "Juntos somos mas", a na kolejnej przećwiczyliśmy swoje partie. Zostało nam tylko dopracować podkład, by pokazać, że jesteśmy oryginalni, a nie leniwi. Ale ostatnio miałam tyle problemów związanych z Danielem, że chyba przestałam tak bardzo przejmować się tym reality-show. 
- Nawet dobrze. - odparłam po chwili milczenia. - A ty i Tomas? Wybraliście już piosenkę?
       Przez twarz Violi przemknął jakiś cień, jakby wcale nie miała ochoty odpowiadać na to pytanie. Uchwyciła mój podejrzliwy wzrok i momentalnie znów się uśmiechnęła, ale ja nie dałam się nabrać. Viola  w końcu przystanęła i westchnęła lekko.
- Niby wybraliśmy, ale on... próbował mnie pocałować. - powiedziała cicho. - Leon to widział. Już wszystko sobie z nim wyjaśniłam, ale z Tomasem nie rozmawiałam od tamtej pory.
       Otworzyłam usta ze zdziwienia. Przecież Tomas wydawał się być tak szczęśliwy ze Stefy. Nikt nawet nie podejrzewał, że mógłby nadal czuć coś do Violetty. Czy to możliwe, by cały ten czas potajemnie wzdychał do Violi? Udawał, że mu przeszło, ale wewnątrz ciągle ją kochał? 
- A co ze... Stefy? - zapytałam, myśląc o tym, co musiała poczuć dziewczyna, jeśli się o tym dowiedziała.
       Viola przygryzła wargę i oparła się o ścianę. Widać było, że dużo kosztuje ją rozmowa o Tomasie i całej tej sytuacji. 
- Boję się z nią porozmawiać. - odpowiedziała po chwili. - Nie wiem nawet, czy Tomas jej powiedział. 
- Wszystko się ułoży. - pocieszyłam ją, bo nic innego nie przychodziło mi do głowy.
       Stanęłam obok Violetty i w milczeniu zaczekałyśmy na rozpoczęcie zajęć. W ogóle nie słuchałam Pablo, jeśli mam być szczera, tylko rozmyślałam o tym, kiedy ostatnio widziałam Stefy. Swoją drogą, zaniedbałyśmy naszą przyjaźń. To przez te problemy miłosne. Ale przecież przyjaciółki powinny się wspierać w takich chwilach, prawda? Stefy takiego wsparcia ode mnie nie dostała. Zajęłam się swoimi problemami i przez to zapomniałam o wszystkich innych. 
       Z zamyślenia wyrwał mnie głos Pablo, który poinformował mnie o tym, że lekcja się skończyła. Zamrugałam szybko powiekami, starając się zorientować w sytuacji. Sala już praktycznie opustoszała, tylko pojedyncze osoby próbowały jeszcze upchnąć rzeczy w torbach. Wyszłam szybkim krokiem. Przed Studio natknęłam się na Federico, który łaził w tę i z powrotem ze zdenerwowaną miną. Rzuciłam mu krótkie "cześć", chociaż i tak nie zwrócił na mnie uwagi, i ruszyłam w stronę Resto. 
       Bar jak zwykle był po brzegi wypełniony ludźmi, a kelnerzy dwoili się i troili, by nadążyć z zamówieniami. Luca zatrudnił na to stanowisko więcej niż jedną osobę, bo zorientował się, że Resto nie jest już małą, niesławną knajpką. Po odejściu Marco jego miejsce zajęło trzech przystojnych chłopaków, którzy często kręcili się po pobliskim parku. 
- Camila! - ktoś krzyknął mi prosto do ucha, aż podskoczyłam.
       Odwróciłam się szybko i dostrzegłam Lucę, który uśmiechał się do mnie tak szeroko, że wyglądało to odrobinę upiornie.
- Francesca jest tam - wskazał palcem na miejsce w głębi baru, gdzie dostrzegłam Włoszkę. - Jak już będziesz z nią rozmawiać, to wspomnij jej, że napisałem nową piosenkę, okej? 
       Później odbiegł w podskokach, rzucając mi jeszcze jeden uśmiech. Pokręciłam głową z lekkim rozbawieniem i podeszłam do Francesci, która właśnie zbierała zamówienia od tłumu zebranego w barze. Stanęłam obok niej, ale ona nie zwróciła na mnie uwagi i zapisała coś w niebieskim notatniku. Poklepałam ją po ramieniu, na co podskoczyła gwałtownie i wpadła na chłopaka, który nagle pojawił się na jej drodze.
- Francesca... - zaczęłam, chcąc wyjaśnić jej całą sprawą z Tomasem, Violettą i Stefy, gdy zdałam sobie sprawę, kim jest chłopak trzymający ją w ramionach.
       Marco
~,~
Leon
       Zaraz po zajęciach umówiłem się z Violettą na spacer po pobliskim parku. Zauważyłem, że od rana jest jakaś przygaszona i smutna, co było wielką zmianą. Przecież od jakiegoś czasu biegała taka uśmiechnięta i wesoła. Jej nastrój wpłynął także na moje samopoczucie, bo cały dzień się o nią martwiłem i nie mogłem doczekać, kiedy znajdę się z nią sam na sam. Chciałem ją przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie w porządku, ale bez przerwy ktoś mi przeszkadzał, gdy próbowałem do niej podejść. 
- Wreszcie. - wyszeptałem, gdy wtuliła się w moją koszulę.
      Teraz mieliśmy czas tylko dla siebie. 
- Leon... - zaczęła płaczliwym głosem. - Jestem straszną przyjaciółką.
       Odsunąłem ją delikatnie od siebie i przyjrzałem się jej twarzy. W jej oczach widać było ogromne poczucie winy. Wziąłem ją za rękę i usiedliśmy na ławce ustawionej pod rozłożystym drzewem. Nawet nie musiałem zachęcać Violi do tego, by mi się zwierzyła. Od razu zaczęła opowiadać o tym, jak rano rozmawiała z Camilą i uświadomiła sobie, że kompletnie zapomniała o jednej ze swoich najlepszych przyjaciółek - Stefy. Łamiącym się głosem wyjawiła mi, że od incydentu z Tomasem zżerało ją od środka poczucie winy, ale nie chciała przyjąć go do wiadomości. Za bardzo bała się rozmowy ze Stefy.
- Violu, dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś? - zapytałem, głaszcząc ją po włosach. 
       Doszło do mnie, że cała jej radość była po części udawana, bo w środku była nieszczęśliwa. A ja nic nie zauważyłem. 
- Nawet samej sobie nie chciałam się przyznać do tego, że najzwyczajniej w świecie olałam Stefy. - wyszeptała, ukrywając twarz w dłoniach. 
       Ja sam także ani razu nie pomyślałem o tym, jak musiała poczuć się Stefy, jeśli oczywiście dowiedziała się o tym, co próbował zrobić Tomas. Przecież zakochała się w nim i było to widać na kilometr. Co dziwne, on także wydawał się być nią totalnie zauroczony. A tu proszę, niespodzianka! Westchnąłem cicho, wyobrażając sobie uczucia, które mogły wezbrać w tej niewinnej dziewczynie. Co ja poczułem, gdy zobaczyłem Violettę i Tomasa razem? Straszliwy ból. A przecież doskonale wiedziałem, że to nie Viola chciała pocałować jego, a on ją. Stefy znalazła się w całkowicie odwrotnej i o wiele gorszej sytuacji.
- Chciałbym cię pocieszyć, Violu. - powiedziałem, ujmując jej dłonie. - Ale prawda jest taka, że oboje schrzaniliśmy. Ja też chyba powinienem przejąć się Stefy, w końcu jest moją dobrą koleżanką. 
       Poczułem, jak jej drobne dłonie zaciskają się wokół moich tak mocno, że zbielały jej knykcie. Przygryzła wargę i pokiwała głową.
- Naprawimy to? - zapytała, patrząc mi w oczy.
       Przytaknąłem jej. Zawsze można jeszcze odbudować rozwalony domek z kart. Gdy uniosłem wzrok, moim oczom ukazała się zmierzająca chodnikiem brunetka w wytartych dżinsach i spranym podkoszulku. Jej włosy związane w warkocz wyglądały bardzo znajomo i dopiero po chwili zorientowałem się, że to Stefy.
- To chyba przeznaczenie, Vilu. - odezwałem się, wskazując ruchem głowy na Stefy. - Możemy to naprawić tu i teraz.
~,~
German
       Wyjąłem z portfela zgiętą na pół wizytówkę z napisem "Esmeralda LaFontaine". Obok widniał adres i numer telefonu. Trzęsącymi się dłońmi wystukałem go na klawiaturze telefonu i po chwili usłyszałem sygnał. 
- Słucham? - odezwał się aksamitny głos, który pamiętałem doskonale.
       Odchrząknąłem i zacząłem mówić szybko, nim zdążyłem się rozmyślić:
- Tutaj German Castillo. Możesz podać mi adres tego szpitala, w którym jest Jade? 
       Po chwili wahania Esmeralda powiedziała mi dokładnie gdzie znajduje się szpital psychiatryczny, w którym umieszczono Jade. Odetchnąłem z ulgą, gdy się rozłączyłem. Nawet przez telefon ta kobieta napawała mnie dziwnym strachem. Jej głos brzmiał jakby obarczała mnie winą za wszystko, co złe na tym świecie. 
       Po dziesięciu minutach drogi zatrzymałem się pod budynkiem szpitala. Wyglądał dość obskurnie na tle ładnych domków jednorodzinnych. Najwyraźniej został zbudowany dość dawno, bo farba odlazła już w wielu miejscach. Wszedłem po rozchybotanych i skrzypiących schodach na ganek osłonięty daszkiem i zapukałem do drzwi, które po chwili otworzyły się z przenikliwym piskiem. Stanęła przede mną niska i pulchna kobieta ubrana w długą suknię.
- Czego? - warknęła. 
       Cofnąłem się, słysząc jej nieprzyjazny ton głosu. Chyba rzadko przyjmowali tu odwiedzających, bo kobieta wyglądała jakby pierwszy raz od dłuższego czasu widziała kogoś, kto nie ma problemów emocjonalnych. 
- Chciałbym zobaczyć się z Jade LaFontaine. - powiedziałem oficjalnym tonem, poprawiając krawat.
       Kobieta uniosła brwi i zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów. Poczułem się jak na prześwietleniu pod wpływem tego spojrzenia.
- Ona nie przyjmuje gości. - oświadczyła, po czym zamknęła mi drzwi przed nosem.
       Zapukałem mocno, postanawiając tak łatwo nie zrezygnować. Minęło jednak pięć minut, a nikt nie otworzył mi znów drzwi. Uznałem, że nic się nie stanie, jeśli zajrzę do środka przez małe okienko usytuowane na tyle nisko, że mogłem go bez problemu dosięgnąć. Wnętrze szpitala prezentowało się niewiele lepiej od tego, co już do tej pory miałem okazję podziwiać. Nikogo nie było widać, ale zza drzwi widniejących naprzeciw wyszła nagle jakaś kobieta. Gdy zobaczyłem jej niebieskie oczy, cofnąłem się o krok i o mało nie spadłem ze schodów. 
       Widok Jade odebrał mi wszelką odwagę. Wróciłem do samochodu i odjechałem z piskiem opon.
~,~
Federico
       I, jak na złość, nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Po zajęciach byłem tak nabuzowany wszystkimi tymi emocjami, że myślałem, że pęknę od ich nadmiaru. Wybiegłem ze Studia z rozbieganym wzrokiem, mając nadzieję, że gdzieś ją dostrzegę. Ale oczywiście widziałem wszystkich, tylko nie ją. Biegnąc do parku, ciągle na kogoś wpadałem, co skutkowało krzywymi spojrzeniami i zdenerwowanym mamrotaniem pod nosem, ale mnie do nie obchodziło. Chciałem tylko wreszcie ją zobaczyć.
       W pewnym momencie nawet zapomniałem, po co jej szukam. Wyleciało mi z głowy to, co powiedziała mi rano Naty. Teraz już byłem pewien, że chcę być z Ludmiłą, chcę ją pocałować, chcę jeszcze raz wyznać jej miłość, bo to takie piękne uczucie. Idealne, niczym niezmącone, przynoszące szczęście i radość. Dzięki miłości jesteśmy tym, kim jesteśmy. 
       Zajęty rozmyślaniami po raz kolejny na kogoś wpadłem. Pewnie poszedłbym dalej, gdyby nie charakterystyczna woń perfum, którymi zawsze spryskana była Ludmiła. Zatrzymałem się gwałtownie i przyjrzałem jej twarzy, która wyrażała zdumienie i ulgę zarazem. Tak naprawdę już nad sobą nie panowałem w tamtym momencie. 
- W samą porę. - wyszeptałem, po czym przycisnąłem wargi do jej ust.
~,~
Francesca
       Rzuciłam się w wir pracy, by jakoś zapomnieć o Marco. Przez jakiś czas próbowałam myśleć pozytywnie, ale ileż można. Miłość mojego życia wyjechała do innego kraju i prawdopodobnie już nigdy się nie zobaczymy. Nic nie można na to poradzić, tak zadecydował los. Najwyraźniej nie dane nam było być razem. 
       Zapisałam już chyba tysięczne zamówienie w sfatygowanym niebieskim notesie i z cichym westchnieniem odwróciłam się, by przygotować koktajl truskawkowy. Zatraciłam się w myślach i dopiero głos Camili mnie z nich wyrwał. Było to jednak tak gwałtowne i nagłe, że podskoczyłam zaskoczona i wpadłam na chłopaka, który jakby wyrósł spod ziemi. Przytrzymał mnie, bym nie upadła. Spojrzałam mu w oczy i pomyślałam: "To jest właśnie ten moment, kiedy nie wiesz, co robić". Bo nie miałam zielonego pojęcia, jak powinnam się zachować. Stał przede mną chłopak, o którym tak usilnie próbowałam zapomnieć. Właściwie już spisałam go na straty, uznając, że nie warto mieć jakichkolwiek nadziei na to, że jeszcze kiedyś się spotkamy. 
- Francesca... - wyszeptał z tym swoim meksykańskim akcentem.
       No, a ja... Ja kolejny raz się rozpłynęłam, jak za każdym razem pod wpływem tego spojrzenia czekoladowych oczu.
- Co tu robisz?
- Szukam miłości.
       Przygryzłam wargę i spojrzałam mu prosto w oczy, zapominając o reszcie świata.
- I znalazłeś ją? - mój głos był ledwo słyszalny.
       Zbliżył twarz do mojej tak, że stykaliśmy się nosami. Czułam jego ciepły oddech na policzku, gdy szeptał mi do ucha to jedno słowo.
- Zgadnij. - a później mnie pocałował. 

Cześć! Na początku lutego zaczynają się ferie i wtedy będą rozdziały po dwa razy w tygodniu, obiecuję. Kocham Was z całego serduszka! <3
Buziaki, M. ;*

8 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza? Nie wierzę.
    Rozdział wspaniały, a szczególnie Femila i Marcesca <3
    I tekst Marco "Szukam miłości" Kocham, kocham i jeszcze raz kocham *,*
    Nie wiem czy wiesz (tak, pewnie wiesz) ale wspaniale opisałaś uczucia Lud. Bardzo podobał mi się ten fragment o tym, że Naty uśmiechnęła się wtedy... Po co ja to piszę? Ty wiesz kiedy ;)
    Wszystko pięknie (jak zawsze xd) <3
    Rozpisałabym się, ale chcę być pierwsza ;D
    Czekam na następny ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejku !
    Uśmiech nie schodzi z mojej twarzy. Po prostu siedzę i szczerze się jak głupia :D
    Ale jak tu się nie uśmiechać , gdy się czyta taki piękny rozdział
    Feder nareszcie to zrobił *.*
    Nie mogę nic sensownego napisać , bo ciągle się śmieje z byle czego :D
    Leon i Violetta muszą coś zrobić. Stefy nic nie zawiniła , a najwięcej ucierpiała
    I końcówka mnie totalnie rozwaliła : Szukam miłość
    Kocham strasznie , strasznie tego bloga i Ciebie również ;*
    Wiem komentarz kompletnie bez sensu :D
    Całuję ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Marcesca =)
    Fedemila =D

    Uwielbiam tę historię!

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski, cudowny, przepiękny... Taki jest twój rozdział!
    Wczoraj przeczytałam twojego całego bloga, no, prawie.
    Na dzisiaj zostawiłam sobie ten rozdział.
    Uwielbiam twoją historię bohaterów Violetty, no i Stefy. :D
    Mam nadzieje, że ty nie wejdziesz jeszcze szybko w historię "Bloggerów, którzy piszą historię o Violettcie" XD
    leonettai.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Maddy!
    We wstępie chciałabym cię niezmiernie przeprosić za moją dłuższą nieobecność, której nie mogę usprawiedliwić niczym konkretnym. Powiązana jest z tym nie tylko szkoła, ale również mój brak wolnego czasu. Bardzo cię przepraszam, mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości uda mi się wszystko naprawić.
    Jesteś naprawdę niesamowitą pisarką. Rzekłabym nawet, że wysokich lotów, ale to brzmi zbyt oficjalnie, więc udajmy, że nic takiego nie miało miejsce, dobrze?
    Bardzo cie kocham, pamiętaj! ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana Maddy!
    Na samym wstępie chciałabym Cię bardzo przeprosić za niekomentowanie rozdziałów. Miałam malutką przerwę od blogowego świata i jakoś tak wyszło. Dzisiaj jednak powracam zwarta i gotowa na czytanie kolejnego, wspaniałego rozdziału w Twoim wykonaniu.
    Kocham tą precyzję. Sposób, w jaki opisujesz uczucia, emocje, chociażby krótkie poszczególne scenki jest czymś, co nie każdy potrafi opanować aż do takiego stopnia. To czyni Twoje opowiadanie wyjątkowe.
    Wydawać by się mogło, że miłość to najpiękniejsze uczucie na świecie, gdy już się pojawia w naszym życiu nagle wszystko staje się kolorowe, takie cudowne, kwiatki pachną i jest wspaniale. A nie zawsze tak to wygląda. Miłość jest bardziej skomplikowana, niż by się mogło wydawać. W głowie pojawiają się pytania 'Czy on mnie kocha?', 'Dlaczego dzieje się tak, a nie inaczej?'... Ludmiła najwyraźniej chciała tego pocałunku z Federico. Uczucie robi się coraz to głębsze, a ona go potrzebuje. Choć wiele rzeczy jest skomplikowanych, trzeba sobie z nimi poradzić. Kocham Nacię za to, że pokazała chłopakowi te sms-y. Niech wie, co ma robić po południu... ;)
    Każdy ma swoje życie. Jedni mają bardziej rozplanowany czas, jest go więcej lub mniej... Camila jest dobrą przyjaciółką. Być może ta miłość pochłonęła za bardzo wszystkich, ale cóż poradzić?... Według mnie nic złego się nie stało. Sytuacja między Violettą, Tomasem a Stefy jest niezręczna, ale to jeszcze nie jest powód, by zaprzątać sobie tym głowę. Lepiej, by to oni sami to rozwiązali. Jeszcze będzie dobrze.
    Ktoś przychodzi, ktoś odchodzi. Taka jest kolej rzeczy. Na wszystko przychodzi czas... Ale kiedy my wcale tego nie chcemy? Francesca przecież zbyt mocno kochała Marco, by dać mu tak po prostu odejść i ją zostawić. Tak łatwo nie było. A jednak wrócił. Dla niej. Dla kogoś, kogo kocha. Nie chcę, by kolejna cierpiała. Nie zasługuje na to. Oby wszystko się ułożyło.
    Ta ostatnia scenka była taka romantyczna, że... Odlatuję. Odpływam, żegnam. Umieram. I nie tylko w tej scenie...
    Viola czuje się winna. Po ostatnim incydencie olała Stefy. Bała się jakiegokolwiek kontaktu z nią, rozmowy. I tutaj nie tylko ona uważa, że źle zrobiła. Leon również tak jakby się od niej "odciął", chociaż wcale tego nie chcieli. A teraz los zesłał im pod nogi dziewczynę, może uda się to jakoś naprawić?
    German postanowił odwiedzić Jade. I co z tego wyszło? Uciekł. Uczucia powróciły, czy po prostu przestraszył się widoku kobiety? Hihihi, bojaźliwy Germitek. :p
    I na koniec... wisienka na torcie. Takim wielkim, czekoladowym z bitą śmietaną i masą kremową. Na samą myśl schrupałabym coś słodkiego... Wystarczy moja Fedemiła. No Boże, jak na szczęście wpadła mu pod nogi! I ten buziak, ach... Rozpływam się... Czytałam ten fragment z dziesięć razy, by móc już normalnie myśleć i funkcjonować.
    Na tym chyba chciałabym zakończyć mój długi (czyżby?) komentarz. Dawno nie pisałam, więc zapewne wyszłam z wprawy. Jest on zapewne bardzo chaotyczny, dziwny i idiotyczny, ale cóż poradzić. Jaka osoba, taki komentarz. ;)
    A, jeszcze taki drobny p.s.: Śliczny nowy wygląd bloga!
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, rany, to już będzie 58... Jak ten czas mija...
    Również kochamy i całujemy! :*
    Caro xx

    OdpowiedzUsuń