wtorek, 10 lutego 2015

Las vacaciones de Violetta - 4. Y no encuentro la manera de decir, que le das luz a mi vida, desde que te vi

Las vacaciones de Violetta
Capitulo 4

,,Y no encuentro la manera de decir, que le das luz a mi vida, desde que te vi"


Camila

- Zatańczysz, piękna?
Uniosłam głowę, by zobaczyć, kto tym razem postanowił się nade mną poznęcać. Przede mną stał jakiś umięśniony brunet, oczywiście już lekko wstawiony, z głupawym uśmiechem na twarzy. Westchnęłam pod nosem.
- Nie, dzięki. - odparłam, rzucając mu wymuszony uśmiech.
- Ależ taka piękna dziewczyna nie powinna siedzieć sama. - oburzył się, siadając obok mnie. 
Odsunęłam się trochę. Kurczę, to już chyba czwarty z kolei ,,przystojniak", który próbuje się do mnie dosiąść. Jestem pewna, że gdyby Daniel siedział przy mnie, żaden z tych macho nawet by nie podszedł. Ale oczywiście szanowny pan Leiva musiał znowu pójść gdzieś z Diego, zostawiając mnie samą jak palec. Wszystko rozumiem, ale Dan doskonale wie, że wcale nie mam ochoty być na tej imprezie - a skoro już na niej zostałam, d l a  n i e g o, to powinien mi towarzyszyć.
- Nie jestem sama. 
- Och, a więc gdzie jest twój towarzysz? - chłopak uniósł brew. - Jest niewidzialny?
Zaśmiałam się sztucznie i wstałam z kanapy, która wyglądała na droższą niż cały mój dom.
- Miło się rozmawiało. - rzuciłam, odchodząc. 
- Poczekaj... - złapał mnie za ramię, odwracając w swoją stronę.
Wyrwałam mu się i już miałam powiedzieć coś bardzo niemiłego, kiedy rozległ się głos Daniela.
- Czego chcesz od mojej dziewczyny?
Westchnęłam z irytacją. O nie, nie będzie teraz zgrywał księcia na białym koniu. Wcześniej go nie było, to teraz sama sobie poradzę z tym nachalnym idiotą. Nie potrzebuję jego pomocy. 
- Twoja dziewczyna sama sobie poradzi. - sarknęłam, przenosząc wzrok z powrotem na umięśnionego chłopaka. - Nie mam ochoty z tobą tańczyć. Śmierdzi ci z ust, tak na marginesie. Radziłabym pić wolniej, bo nie dotrwasz nawet do połowy imprezy.
Pociągnęłam Daniela za rękę i oddaliliśmy się od osłupiałego macho. Kiedy udało nam się przecisnąć między tańczącymi ludźmi do przestronnego holu, założyłam ręce na pierś i rzuciłam Danowi groźne spojrzenie. Ten wieczór niedługo uplasuje się na pierwszym miejscu rankingu najgorszych wieczorów w historii mojego życia. A to niedobrze wróży, szczególnie że Daniel obiecał spędzić cały jutrzejszy dzień ze mną. To będzie jego osobisty koszmar.
- O co chodzi? - zapytał, unosząc brwi.
- O co chodzi? - warknęłam. - To już czwarty z kolei. Ze wszystkimi musiałam sama sobie poradzić, więc nie zgrywaj teraz bohatera.
Westchnął i przeciągnął dłonią po włosach.
- Diego ciągle mnie komuś przedstawia. Nie wiem, po co niby mam poznawać tych wszystkich pijanych ludzi, ale co mogę zrobić? 
- Dlaczego ja też nie mogę ich poznać?
Daniel roześmiał się i przybliżył do mnie. Odsunęłam się, ale on zaraz mnie do siebie przyciągnął, więc już się nie opierałam. W sumie, może trochę za ostro reaguję. Ale nie przyznam mu się do tego. Kwestia dumy. Niech mnie teraz przeprasza, dobrze mu to zrobi.
- Wiem, że wcale tego nie chcesz. - oświadczył, pocierając nosem o mój nos. - Diego jest już... Hm, dosyć pijany. Nie będzie nic pamiętał. Możemy już iść.
- Na pewno? Przecież mówiłeś...
- Nie lubię pijanego Diego. Pogadam z nim jutro. - przerwał mi, kierując się do drzwi. 
Podążyłam za nim i po chwili byliśmy już przed domem. Huk stracił odrobinę na sile, więc odetchnęłam z ulgą i odgarnęłam z twarzy włosy, rozkoszując się przyjemnym wiaterkiem. 
- Nie pogadasz jutro z Diego, bo obiecałeś spędzić cały dzień ze mną. - przypomniałam sobie, gdy zbliżaliśmy się do rozświetlonego Resto. - Szach, mat.
Daniel objął mnie ramieniem i zaśmiał się pod nosem.
- Twoi rodzice będą jutro w domu?
- Tak, a co? - przyjrzałam mu się podejrzliwie.
- No cóż, mogę się postarać, żeby mnie wyrzucili koło siódmej. - odparł, składając pocałunek na moim odkrytym ramieniu. - Jestem w tym dobry.
Zarumieniłam się na wspomnienie wieczoru, kiedy trochę się zapomnieliśmy i mój tata wparował do mojego pokoju. Zrobił się taki czerwony, że miałam wrażenie, iż zaraz wybuchnie, a Daniel tylko się śmiał, kiedy tata gonił go aż do drzwi wyjściowych. 
- Widzę, że oboje mamy plan. - zachichotałam. - Zobaczymy, kto wygra.
Daniel mrugnął do mnie i weszliśmy do zatłoczonego Resto. Zauważyłam w kącie pomieszczenia roześmianą Francescę siedzącą na kolanach Marco, i pomachałam jej energicznie. Już po chwili szalałyśmy razem na parkiecie.


Violetta

Otworzyłam oczy, słysząc śpiew krzątającej się w kuchni Olgi, i ziewnęłam przeciągle. Poprzedniego wieczoru byłam z przyjaciółmi w Resto, ale musiałam dość wcześnie wrócić, bo tata nie chciał nawet słyszeć o tym, bym wróciła później niż dziesiąta. No cóż, niektóre rzeczy się nie zmieniają. Poza tym, i tak niezbyt miałam ochotę na zabawę. Leon powiedział, że ma coś do zrobienia w domu i nie może przyjść, i bez niego czułam się jakoś dziwnie. Ciągle rozmyślałam o tym, co mogło być tak ważne, by musiał cały dzień siedzieć w domu. I miał taki przygaszony głos... Ale postanowiłam na niego nie naciskać, i zaczekać, aż sam do mnie zadzwoni albo przyjdzie. Każdy czasami potrzebuje czasu dla siebie, chwili w samotności.
- Violu! - zawołała śpiewnym głosem Olga. - Śniadanie!
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej. Zbliżała się dziesiąta. Zazwyczaj nie śpię do tej godziny, nawet w wakacje, kiedy nie muszę iść rano do Studia. Nie jestem typem śpiocha. Ale tej nocy... No cóż, nie mogłam przestać myśleć o Leonie. To niesamowite - on zaprząta moje myśli bez przerwy, nigdy z nich nie znika. Czasami sprawia to, że mimowolnie się uśmiecham do ściany, a innym razem się przez to nie wysypiam. 
  Z westchnieniem wstałam z ciepłego łóżka i zeszłam na dół, gdzie Olga nakrywała właśnie stół. Zmarszczyłam brwi, widząc sześć talerzy. 
- Ktoś przyjdzie na śniadanie? - zapytałam, siadając na krześle.
- Jade. - odparła z dziwną miną Olga. - Miała być na obiedzie, ale twój tata ma coś pilnego do załatwienia w południe, dlatego zaprosił ją na śniadanie.
Jade. No cóż, nie zapomniałam tego, że nie była dla mnie zbyt miła, kiedy dawno temu mieszkała w naszym domu. Co ja gadam - zachowywała się jak wredna jędza, za którą ją miałam. Niby się zmieniła, ale... Nadal nie jestem przekonana, czy to dobry pomysł, żeby tata znowu się z nią spotykał. Jade jest trochę nieprzewidywalna. Poza tym, Olga mówiła, że niedawno wypuścili ją ze szpitala psychiatrycznego. Normalnych ludzi nie zamyka się w takich szpitalach. Skoro wyszła, to pewnie już z nią dobrze, ale kto wie, co siedzi w jej głowie.
- Tu jest sześć talerzy. - odezwałam się po chwili. - Nas jest czworo, plus Jade, to jest pięć. 
- Moja kruszynka, taka dobra z matematyki. - zachichotała Olga, po czym oddaliła się do kuchni.
Westchnęłam. Olga uwielbia być tajemnicza - to chyba przez tą kosmiczną liczbę telenowel, które obejrzała. Ale czasami wolałabym być przygotowana na to, kto będzie nam towarzyszył przy posiłku.
- Cześć. - podskoczyłam gwałtownie, gdy zza rogu wyłonił się Leon.
- Leon! - od razu rzuciłam mu się na szyję.
Nie widziałam go zaledwie dzień, ale zdążyłam się stęsknić. Poza tym, bardzo się o niego martwię. Ta ,,ważna sprawa", którą musiał załatwić w domu, wydaje mi się dziwnie podejrzana. Innymi słowy, uważam, że po prostu coś go dręczy i musiał sobie to przemyśleć w spokoju.
- Nie masz nic przeciwko temu, żebym zjadł z wami śniadanie? - uśmiechnął się do mnie lekko.
Pokiwałam głową i usiedliśmy obok siebie przy stole. Od razu zasypałam go pytaniami. Tak, niby chciałam dać mu trochę czasu i w ogóle, żeby sobie przemyślał to, co ma do przemyślenia, ale... Jestem zbyt ciekawska. I za mocno go kocham, żeby patrzeć na te smutne oczy.
- Violu, Violu, zaczekaj chwilę. - przerwał mi. - Wszystko ci wyjaśnię, właśnie po to przyszedłem. 
- Chodźmy. - pociągnęłam go za rękę. - Do mojego pokoju. - dodałam, widząc jego zdziwioną minę.
Kiedy już weszliśmy do pomieszczenia, przypomniałam sobie, że nadal jestem w piżamie, a moje włosy wyglądają, jakbym przeżyła właśnie tornado. No, i pokój nie jest w nienagannym porządku, bo nie zdążyłam nawet pościelić łóżka. Kurczę, powinnam czasami więcej myśleć.
- Pójdę się przebrać i mi wszystko opowiesz, okej? - wymamrotałam, w roztargnieniu zgarniając z krzesła spódnicę i jakąś koszulkę. - Wyglądam jak strach na wróble...
Leon zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie, i jakoś tak wyszło, że po chwili siedziałam na jego kolanach. I całkowicie przeszła mi ochota na robienie czegokolwiek innego niż wpatrywanie się w jego oczy.
- Jesteś piękna, zawsze i wszędzie. - wyszeptał, a ja oczywiście się zarumieniłam na wściekle czerwony kolor.
- Powiedz mi, dlaczego jesteś smutny.
Odwrócił wzrok. 
- Chodzi o to, że... Chyba zrezygnuję z motocrossu.
Otworzyłam usta, ale nic nie powiedzialam, tylko gapiłam się na niego ze zdumieniem. Leon nie rezygnuje ze swoich marzeń. Nie wyobrażam sobie, żeby pewnego dnia stanął przede mną i oświadczył, że nigdy już nie ma zamiaru zaśpiewać ani zatańczyć. Muzyka jest zbyt ważna. Motocross także, a przynajmniej tak myślałam...
- Ale... - zająknęłam się. - Dlaczego? To przeze mnie...?
Leon natychmiast zaprzeczył, ale widziałam w jego oczach, że bije się z własnymi myślami. Oczywiście, że to moja wina. Choćbym go siłą zaciągała na tor, byle tylko nie oddalać go od pasji, on i tak będzie czuł się źle z tym, że robi coś, co mi się nie podoba. I n i c nie mogę na to poradzić, bo przecież nie zmienię swoich uczuć. 
- Nie rezygnuj ze swoich marzeń, Leon. - moje oczy wypełniły się łzami. - Proszę, nie z mojego powodu. 
- Nie, Violetta, nie płacz. - ujął moją twarz w dłonie, starając się mnie uspokoić. - To nie twoja wina. Po prostu... Nie czuję już tej adrenaliny. Wolałbym się teraz w pełni poświęcić muzyce. 
Nadal czułam ściskanie w gardle, i miałam wielką ochotę się rozpłakać. Ale wiedziałam, jaki ból by mu to sprawiło, więc się opanowałam. 
- Ale jesteś tego pewien? Tak po prostu zrezygnujesz? 
Leon pokiwał głową, przygryzając wargę. Wahanie miał wypisane na twarzy. Ale nie mówiłby mi o tym, gdyby nie postanowił już na sto procent. 
- Nie rozmawiajmy już o tym. - otrząsnął się po chwili z zamyślenia i odgarnął mi włosy z twarzy. - Chodźmy zjeść śniadanie.
Pisnęłam zaskoczona, kiedy wziął mnie na ręce i wyniósł z pokoju. Zeszliśmy po schodach, śmiejąc się. 



Ludmiła

Nie chcę się uśmiechać, bo to zaczyna chyba wyglądać nieco upiornie, ale nie mogę przestać. Uśmiech ciągle wkrada się na moją twarz. Dosłownie czuję, jak moje serce także się uśmiecha, bo wreszcie może kogoś kochać i czuć, że to dobre. Że to miłość czysta i odwzajemniona, nieskażona kłamstwami i intrygami. Jedyną rzeczą, jaka stała mi na drodze do szczęścia, byłam  j a. Ludmiła, która ciągle knuła przeciwko innym, bo była zazdrosna o wszystko, czego nie mogła mieć. Ludmiła, która zagubiła się we własnych uczuciach i stworzyła sobie jakąś odrębną rzeczywistość, w której ludzie ją kochają za nazywanie siebie ,,supernową". 
Kto by pomyślał, że wcale nie potrzeba wielkiej popularności, podziwu i tysiąca fanów, żeby być bezgranicznie szczęśliwym. Wystarczą małe rzeczy, jak śmiech przyjaciół, i świadomość, że możesz śmiać się razem z nimi. Byłam naprawdę ślepa, pragnąc tego, co nigdy nie dałoby mi szczęścia. 
- Lu, jesteś tu jeszcze? - poczułam, że Federico szturcha mnie w ramię. - Proszę o uwagę, Ferro właśnie odleciała na inną planetę!
Trzepnęłam go w tył głowy, bo kilka osób odwróciło się w naszą stronę z rozbawionymi minami. 
- Dlaczego zawsze krzyczysz w miejscach publicznych? - zapytałam, mrużąc groźnie oczy.
- Krzyczę, bo ciągle się wyłączasz. - odparł Fede ze śmiechem. - Poza tym, krzyczenie jest fajne. Powinnaś spróbować.
Spojrzałam na niego spod uniesionych brwi i uśmiechnęłam się tym uśmiechem, który zawsze oznacza kłopoty dla grzywki Pasquarelliego. 
- Nie! - zawołał, kiedy rzuciłam się na niego i złapałam go za czuprynę.
- Proszę o uwagę, narcyz Pasquarelli zaraz poleci poprawiać fryzurę! - zawołałam, zanosząc się śmiechem.
Fede zaczął przygładzać włosy, które wprowadziłam w kompletny nieład (uważam, że tak wygląda o wiele lepiej, ale niestety Pasquarelli jest tak uparty, jak ja). Kilka osób obserwowało nas z rozbawieniem, a kiedy Federico rzucił im mordercze spojrzenie, zachichotali cicho i wrócili do swoich zajęć. 
- Jesteśmy kwita. - podsumowałam, znowu czochrając jego włosy.
- Obraziłem się. - odparł, zadzierając głowę.
- Naprawdę? - zachichotałam. - Jak długo wytrzymasz? 
Pokazał mi język i odwrócił się do mnie plecami, pewnie chcąc udowodnić, jak strasznie obrażony jest. Ale ode mnie nie można się tak po prostu uwolnić. Szturchnęłam go w plecy, a gdy nie zareagował, zrzuciłam go z krzesła. Chciałam się roześmiać, ale nagle usłyszałam za sobą tak głośny wybuch śmiechu, że wystraszyłam się i sama także zaliczyłam spotkanie z podłogą. Z wściekłą miną spojrzałam w górę i ujrzałam Camilę i Fran, uśmiechnięte od ucha do ucha.
- No co? - zapytała Francesca, przyglądając się mojej minie.
- Wystraszyłaś mnie. - burknęłam.
Federico objął mnie ramieniem i przeciągnął jeszcze raz dłonią po włosach.
- Dzięki, Fran. Lu uwielbia spadać z krzeseł. - wyszczerzył się.
Przewróciłam oczami i usiedliśmy wszyscy razem przy jednym ze stolików. Oczywiście po chwili znalazłam się na kolanach Federico, co dziewczyny skomentowały głośnym i rozmarzonym ,,ooooooo". Nie rozumiem, dlaczego zawsze to robią. Kiedy widzą Violettę i Leona, mnie z Fede, Naty z Maxim - jakąkolwiek parę. To chyba jakiś ich rytuał.
- Fede, co z Violą? Miała być o tej godzinie w Resto. - odezwała się po chwili Camila, upijając trochę koktajlu truskawkowego.
Fede uśmiechnął się domyślnie.
- Rano przyszedł do niej Leon, więc podejrzewam, że troszeczkę się spóźnią. - odpowiedział, a my roześmialiśmy się, widząc jego szatańską minę.
Wreszcie udało mi się zrozumieć, na czym polega życie. 


Stefy

Słońce przyjemnie ogrzało moje odkryte ramiona, a lekki wiaterek rozwiał mi włosy, kiedy wyszłam z domu i udałam się w drogę do Resto. Buenos Aires, skąpane w promieniach słońca i pachnące latem, wydaje się być ostatnio rajem na ziemi. Szczególnie jeśli masz kogoś, z kim możesz dzielić piękno tego wszystkiego.
- Stefy.
Obok mnie pojawił się nagle Tomas. Uśmiechnęłam się do niego, ale czar prysł. Mój dobry humor od razu wyparował, a zastąpiło go zdenerwowanie. Bo nigdy nie mam pojęcia, co tym razem Tomas zrobi. Czy postanowił posłuchać Francesci i da mi czas na przemyślenie sobie wszystkiego? A może znowu wyzna mi miłość, chociaż ja nie jestem na to gotowa? 
- Idziesz do Resto? - zapytał po chwili.
- Tak. - odparłam, zerkając na niego.
Gdy nasze oczy się spotkały, poczułam te same motylki w brzuchu, które czułam podczas naszej pierwszej randki. Kiedy wyjął z bukieciku jedną stokrotkę i wplótł mi ją we włosy, nazywając mnie ,,panią wiosną" i patrząc na mnie jak na ósmy cud świata. Poczułam, że mimo wątpliwości, tak naprawdę z całego serca pragnę, żeby znowu wyznał mi miłość. 
- Rozmawiałem ostatnio z Francescą. - odezwał się, odwracając wzrok.
Przygryzłam wargę. Powiedz coś, Stefy! - krzyczały moje myśli. Ale cóż miałam mu powiedzieć? 
- Rozumiem cię, Stefy. - kontynuował. - Rozumiem. I zaczekam. Ale muszę wiedzieć, czy... Czy mnie kochasz. Czy w ogóle powinienem czekać.
Zatrzymałam się i spojrzałam na niego. To ten sam Tomas, który wywołał we mnie takie uczucia, jakich jeszcze nigdy nie zaznałam. Ten sam Tomas, który mnie kocha. I ten sam, który mnie zranił, złamał mi serce, który ciągle się gubi. Którego kocham? Podobno powinno się kochać także wady... A czy kiedy stałam przed nim, a on wyznawał mi, że próbował pocałować Violettę, z tą skruszoną i smutną miną, nie kochałam go? Kochałaś. I właśnie dlatego później płakałam przez całą noc, cały kolejny dzień... 
- Kocham cię. - odpowiedziałam cicho. 
- A więc na ciebie zaczekam. - uśmiechnął się do mnie tak niewinnie, że nie mogłam nie odwzajemnić tego uśmiechu. - Chodźmy, przyjaciółko.
Wziął mnie pod ramię i ruszyliśmy w dalszą drogę. Trochę się rozluźniłam, i chociaż czułam się odrobinę niezręcznie, kiedy mnie tak trzymał i nazywał swoją przyjaciółką, to jednak wreszcie poczułam szczęście. Czyste i niczym niezmącone. 
Szliśmy już od dobrych kilku minut, śmiejąc się z jakichś błahostek, gdy nagle minęła nas rozpędzona Natalia. Jej loczki były rozczochrane i w sumie tylko dlatego ją poznaliśmy, bo od razu zniknęła nam z pola widzenia, piszcząc i zanosząc się śmiechem. Za chwilę oczywiście dogonił nas także Maxi, zdyszany i czerwony na twarzy.
- Czy Natalia pobiegła w stronę Resto? - zapytał.
Pokiwałam głową, a Tomas tylko zachichotał. Maxi zasalutował nam i rzucił się w pościg za Natalią. 
- Słońce chyba uderzyło im do głowy. - zaśmiał się Tomas.
- Chciałabym w to wierzyć. - zawtórowałam mu. - Ale oni nie potrzebują wcale słońca, żeby robić te wszystkie szalone rzeczy. 
Tomas przytaknął mi.
- Gonimy ich? - odezwał się po chwili, zerkając na mnie niepewnie.
- Kto ostatni ten płaci za koktajl! - zawołałam, zrywając się do biegu.
Tomas roześmiał się i ruszył za mną.



Francesca 

- Marco, zgadnij jaką mam nowinę. - uśmiechnęłam się szeroko do Marco, gdy usiadł obok mnie, stawiając na stoliku dwa koktajle truskawkowe.
Uniósł brwi, czekając na moje rewelacje.
- Za tydzień lecę do W łoch razem z Violą! - pisnęłam.
Od samego początku tych wakacji wiedziałam, że będą wspaniałe, ale gdy Violetta wczoraj oznajmiła mi, że jej ojciec zgodził się na to, bym razem z nimi poleciała do Włoch, całe moje życie zrobiło się jeszcze bardziej kolorowe. Nie dość, że będę mogła wreszcie zobaczyć się ze wszystkimi moimi kuzynami i kuzynkami, z którymi nie widziałam się od wieków, to będę w Rzymie r a z e m z najlepszą przyjaciółką! Już sobie wyobrażam, jak oprowadzam Violettę po mieście, jak pokazuję jej wszystkie moje ulubione miejsca i małe kawiarenki, najlepsze sklepy i budki z najpyszniejszymi lodami na całym świecie. 
- To wspaniale, Fran. - odparł Marco. - Ile tam zostajecie?
- Tydzień. - odpowiedziałam, odgarniając włosy z twarzy. - Nie martw się, mam zamiar codziennie wydzwaniać do ciebie po tysiąc razy. Viola nie będzie miała nic przeciwko. Leon zasypie ją telefonami już w samolocie, jestem tego pewna.
Marco roześmiał się i objął mnie ramieniem.
- Będę tęsknił jak wariat. - westchnął. - Rozstania to najgorsza część wakacji.
- Ej, nie bądź pesymistą. - przeciągnęłam dłonią po jego włosach, uśmiechając się. - Tydzień minie jak z sznura strzelił.
Marco zachichotał. Zmarszczyłam brwi, bo nie wiedziałam, co go rozbawiło.
- Bicza, Fran. - odezwała się Camila, widząc moją nierozumiejącą minę.
- Co? 
- Jak z bicza strzelił. 
- Jakiego znowu bicza, Cami? - zapytałam.
Marco roześmiał się, a Cami po chwili mu zawtórowała. Wzruszyłam ramionami i zajęłam się swoim koktajlem. To normalna część każdego dnia - mówię o czymś całkowicie poważnym i w pewnym momencie Cami wtrąca coś zupełnie bez sensu, co bawi wszystkich oprócz mnie.
- Skończyliście? - spojrzałam na nich spod uniesionych brwi, gdy się odrobinę uspokoili. 
- Oj, Fran, naprawdę będę za tobą bardzo tęsknił. - Marco pocałował mnie w policzek.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Nie podlizuj się. - pogroziłam mu palcem. - Musisz mi kupić kwiaty i czekoladki, żebym ci wybaczyła.
- Jak sobie życzysz. - Marco wziął mnie na ręce i nie zważając na moje piski, skierował się do wyjścia z Resto.
Po chwili przestałam się opierać i dopiero gdy wyszliśmy na zewnątrz, pociągnęłam Marco za włosy, by zwrócić jego uwagę.
- Co robisz, Fran? - zapytał rozbawiony.
- Nic. Powiesz mi, gdzie idziemy?
- Kupić ci kwiaty i czekoladki.
Westchnęłam i przewróciłam oczami. Jeśli tak bardzo chce mi kupić kwiaty i czekoladki, to niech już mu będzie. Wybiorę sobie największe pudełko czekoladek, jakie się da.
- Wystarczyłby buziak i bym ci wybaczyła, ale skoro chcesz mi coś kupić, to idziemy kupić największe w historii pudełko czekoladek!
Marco roześmiał się głośno i pocałował mnie w usta.

Hejo, hejo!
Rozdział bym dodała pewnie jakieś pół godziny temu, gdyby nie ten głupi gif na górze. Wgapiałam się w niego przez jakieś dwadzieścia minut, a potem zapomniałam o tym, że miałam dodać rozdział, i poszłam sobie zrobić kanapkę. Przepraszam :cccc
Mam depresję, ponieważ skończyła się Violetta. Ale depresja sprzyja wenie, więc ROZDZIAŁY SIĘ PRODUKUJĄ!
Zostały mi trzy dni do ferii. Módlcie się za mnie. 
Kocham Was mocno, mocno, mocno! <3
Wasza na zawsze, 
Maddy

8 komentarzy:

  1. Kocham Cię za ten gif ♡
    Wrócę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ;)
    Cami i Daniel. Podobała mi się ta scena :)
    Leoś i Vilu *-* Czemu rezygnuje z motocrossu ?? :(
    Lusia i Fede <3 Są wspaniali jak cała ta perspektywa <3
    Stefy i Tomas. Nie przepadam za tą parą.
    Marco i Fran :) Fajnie to napisałaś ;)
    Czekam na następny rozdział :)
    Kinga ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Z jutra zrobiła się sobota, ale wczoraj nie byłam w stanie napisać niczego sensownego. Zależy mi żeby ten komentarz był dosyć porządny. Zacznijmy więc może od końca czyli od Francesci. Strasznie się cieszę na ten wspólny wyjazd dziewczyn, ale już sobie wyobrażam Leona i Marco umierających z tęsknoty. Scena ogólnie bardzo słodka, ale Fran i Marco już tacy są. :-) Kąpią się w fontannach czy coś takiego. Następną w kolejce mamy Stefy. Muszę przyznać, że strasznie denerwuje mnie jej wątek. Postać sama w sobie jest całkiem w porządku, ale jej sytuacja z Tomasem przypomina mi trochę niezdecydowaną V w pierwszym sezonie, a za takimi historiami po prostu nie przepadam. Dalej jest Ludmiła, Federico i jego grzywka. Uwielbiam te fragmenty! Krzyczenie w miejscach publicznych jest przecież całkiem normalne! Spadanie z krzeseł z resztą też. Na temat Violetty i Leona nawet nie będę się wypowiadać, bo ostatnio strasznie denerwuje mnie ta dwójka. Ludzie, jak można było nie poznać własnej dziewczyny? Miałam Leona za bardziej rozgarniętego człowieka. W sumie to Diego jedyny inteligentny. Reszta taki zaskok "Violetta to Roxy!? OMG!". Dobra koniec o serialu, bo mogłabym ci nawijać w nieskończoność jak bardzo jestem zawiedziona, że rozwalili mi Fedemiłe i Diesesce, a na dalszy rozwój akcji musimy czekać całe cztery tygodnie. Na deserek zostawiłam sobie moją kochaną Damile. Rany, jak ja uwielbiam tą parę! Pokochałam ją jak tylko Daniel pojawił się w twoim opowiadaniu i nawet gdyby miała się już nigdy, nigdzie nie pojawić, nadal bym ją kochała. Tak strasznie się ucieszyłam na wieść, że wracasz, a gdy jeszcze dotarło do mnie, że z powrotem będę mogła czytać o Danielu to miałam poprawiony humor na następny tydzień. Czekam na więcej wspominek o cudownych cukierka Dana. Wypadałoby też napisać coś o Diego, który w serialu jest jedną z moich ulubionych postaci, ale tutaj nie wzbudza jakiejś mojej ogromnej sympatii. Cieszę się, że go wprowadziłaś (blog bez Diego to bloga stracony), a mam nadzieję, że nastąpi w nim jakaś zmiana bo nie mogę znieść jego aktualnego zachowania.
      Mam nadzieję, że zrozumiałaś cokolwiek z mojej wypowiedzi. :-) Na koniec chciałam jeszcze wspomnieć, że zdecydowanie zasługujesz na więcej komentarzy! Nigdy nie zrozumiem co dzieje się z tymi ludźmi, którzy są w obserwatorach, regularnie komentują, prowadzą swojego bloga i nagle BUM! nigdy ich nie ma. Przypuszczam, że to właśnie stało się z większością twoich czytelników, bo nie ukrywajmy, od zakończenia poprzedniej historii minęło sporo czasu. W każdym razie, trzymam kciuki żeby pojawił się ktoś nowy i serdecznie zapraszam do mnie. http://rose-lie.blogspot.com/

      A ♥♥♥

      Usuń
  4. Cześć!
    Rozdział, jak zawsze świetny:) Czuć w nim to ciepło i wakacyjną atmosferę, aż się tęskni za lipcem...
    Ciekawe co wydarzy się na wycieczce do Włoch i co będzie z Leonem, który rezygnuje z motorów... Hmmm.. Chyba to nie koniec tego wątku? No i jak się ułoży między Tomasem a Stefy? W sumie to nie dziwie jej się, że jest taka powściągliwa. T. musi się bardzo postarać, żeby sobie na nią zasłużyć.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny;)

    OdpowiedzUsuń