piątek, 20 lutego 2015

Las vacaciones de Violetta - 5. Se fossi il vento mi perderei con te

Las vacaciones de Violetta 
Capitulo 5

,,Se fossi il vento mi perderei con te"



Leon


Myślałem, że najtrudniejszą częścią decyzji o rezygnacji z motocrossu będzie przyzwyczajenie się do tego, że to nie jest już część mojego życia. Że nie poczuję już tej wolności, jaka ogarnia mnie za każdym razem, kiedy odpalam motor. Ale pomyliłem się. Najgorsze jest to, że Violetta jest przeze mnie smutna i ciągle posyła mi wymuszone uśmiechy. Zna mnie, i doskonale wie, dlaczego zrezygnowałem. Chociaż to wcale nie  p r z e z  nią. Zrobiłem to  d l a  niej. I trochę dla siebie. Bo po prostu nie potrafiłem już cieszyć się z tego, że idę na tor. Myślałem wtedy tylko o tym, że Violetta się o mnie martwi i wcale nie chce, żebym jeździł. 
Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się delikatnie, widząc jak marszczy nos i w skupieniu przygląda się swojemu pamiętnikowi. Zawsze byłem ciekawy, jakie tajemnice kryje ten dziennik. To na pewno skarbnica myśli i wszystkich trosk Violetty. Kiedy się o coś sprzeczamy, marzę o tym, by móc do niego zajrzeć i odgadnąć jej myśli. Bo gdy jest na mnie zła, zamyka się w sobie i nic nie da się odczytać z jej twarzy, co zazwyczaj jest dla mnie bardzo łatwe. 
- Piszesz o mnie? - zapytałem, wyrywając ją z zamyślenia. 
Uniosła głowę i uśmiechnęła się do mnie lekko, przygryzając długopis.
- Może. 
Odgarnąłem jej niesforny kosmyk włosów z twarzy i zerknąłem z ukosa na zapisane jej starannym pismem strony. Na jednej z nich widniał portret, i chociaż nie miałem okazji dokładnie się mu przyjrzeć, chłopak w koszuli w kratę na sto procent był mną. 
- Leon! - trzepnęła mnie dłonią w tył głowy. - Nie podglądaj!
- Przepraszam. - zaśmiałem się. - Ładny rysunek. Kto to? 
Violetta spojrzała na mnie ze zmrużonymi oczami. 
- Przecież wiesz. - odłożyła pamiętnik na stolik nocny i zarzuciła mi ręce na szyję.
Uśmiechnąłem się do niej, a ona przeciągnęła dłonią po moich włosach i wtuliła się we mnie z lekkim westchnieniem. Objąłem ją mocniej i pocałowałem delikatnie w czubek głowy.
- Jesteś taka smutna przeze mnie? - odezwałem się po chwili. 
- Leon, nie chcę o tym rozmawiać. - odpowiedziała, odsuwając się ode mnie. - Chcę tylko, żebyś mnie przytulił i powiedział, że mnie kochasz.
Natychmiast wziąłem ją w ramiona i mocno przytuliłem. To, że jestem jej potrzebny, że mnie kocha - ta świadomość potrafi podnieść mnie na duchu nawet w najtrudniejszej chwili. Bo właśnie na to czekałem przez całe swoje życie. Na tą miłość. Na nią, na moją Violettę.
- Kocham cię. - wyszeptałem, wtulając twarz w jej szyję.
Odsunęła się odrobinę i popatrzyła mi w oczy. Nachyliłem się, a na jej policzkach wykwitły rumieńce, kiedy złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach. Zawsze się rumieni, gdy ją całuję, i jest to tak słodkie, że muszę pocałować ją kolejny raz, i kolejny - i nie mogę przestać.
- Cześć, gołąbeczki! - już prawie zapomniałem o całym świecie, całując jej malinowe usta, kiedy przerwał nam wesoły głos z włoskim akcentem.
Violetta zaśmiała się i spojrzała na przyjaciółkę spod uniesionych brwi. Mój wzrok był bardziej morderczy, ale cóż - trudno zliczyć, ile razy Francesca przerwałą chwilę, której nikt nie powinien przerywać. Musimy chyba zafundować jej jakieś dzwoneczki, które będzie mogła nosić jako naszyjnik i przynajmniej wszyscy będą świadomi tego, że się zbliża i należy przerwać wszystkie dotychczasowe czynności.
- Przyszłam na wielkie pakowanie. - oświadczyła Francesca, nie zwracając uwagi na nasze miny. - Najpierw pakujemy twoje walizki, a później idziemy do mnie, żeby spakować moje. 
Ach, ta Francesca. Ciągle ta sama energiczna Włoszka, odrobinę (dużą odrobinę) nietaktowna. 
- Dasz nam chwilkę, panno niecierpliwa? - zapytałem z rozbawieniem w głosie. 
- Jasne. - odparła, uśmiechając się szeroko. - Ale żadnego całowania, dostajecie tylko małą chwileczkę.
Violetta zachichotała, a ja rzuciłem Włoszce kolejne mordercze spojrzenie, na co ona posłała nam buziaka i zamknęła za sobą drzwi. Złożyłem na ustach Violi szybkiego całusa i wstałem z jej łóżka.
- Lecicie do Rzymu za dwa dni, dlaczego ona chce się pakować dzisiaj? - zmarszczyłem brwi.
- Ja się boję, że się nie wyrobimy. - wymamrotała Violetta, odkładając na półkę swój pamiętnik. - Lecimy na tydzień, muszę chyba zabrać całą swoją szafę.
Pokręciłem głową z rozbawieniem i cmoknąłem ją w policzek.
- Idę, bo Fran mnie zabije. - uśmiechnąłem się do niej i otworzyłem drzwi, wpuszczając do pokoju rozemocjonowaną Francescę.
Zszedłem po schodach i pożegnałem się z Germanem oraz Ramallo, a zanim znalazłem się na świeżym powietrzu usłyszałem jeszcze zdziwiony głos Violetty, który rozbawił mnie do łez.
- Francesca, gdzie ty zmieścisz tyle opasek?!


Camila


 - Powiedz mi, czy oni kiedykolwiek dorosną? - zapytała z rozbawieniem Ludmiła, przyglądając się Danowi i Fede, którzy odstawiali jakieś dziwne tańce na parkiecie Resto.
Zaśmiałam się i pokręciłam głową. Całkiem poważnie - naprawdę nie wydaje mi się, żebyśmy wszyscy kiedykolwiek dorośli. Myślę, że te wariacje z nastoletnich lat na zawsze pozostaną w naszych sercach, i nawet jako dorośli ludzie będziemy robili kompletnie szalone i bezsensowne rzeczy. Tacy już jesteśmy. I to bardzo dobrze.
- Fede, uważaj! - zawołała Lu, gdy Federico zaczął kręcić się dookoła własnej osi z zamkniętymi oczami.
- Czy on jest trzeźwy? - zmarszczyłam brwi.
  Ludmiła wybuchła śmiechem.
- Z tego, co wiem, to chyba tak. - odparła, kręcąc głową z dezaprobatą. - Wstydu mi znowu narobi, głupek.
Upiłam łyk koktajlu i zamyśliłam się na chwilę. Głośna muzyka i gwar rozmów nagle przestały do mnie docierać i zatopiłam się w myślach. Teraz jesteśmy tutaj - wakacje, błogi odpoczynek, a później ostatni rok w Studio. W tym momencie przeszłością są nasze pierwsze kroki w Studio, pierwsze piosenki, poznawanie świata i życia. Możemy usiąść przy albumie ze zdjęciami i powspominać. A co będzie za rok? Kiedy znajdziemy się w momencie zakończenia ważnego etapu naszego życia, kiedy będziemy musieli opuścić mury Studio21, miejsca, w którym nauczyliśmy się tak wiele... Wtedy będziemy wspominać także te wakacje, ostatnie wakacje przeżyte ze świadomością, że czeka na nas kolejna przygoda w Studio. 
- Cami, jesteś tu jeszcze? - Natalia pomachała mi dłonią przed oczami.
- Naty, skąd się tu wzięłaś? - zdziwiłam się.
Nie zauważyłam nawet, kiedy weszła do Resto.
- Przyszłam dziesięć minut temu. Zasnęłaś czy co?
- Nie, po prostu myślałam... - westchnęłam. - O tym, co będzie, kiedy skończymy Studio. Powinniśmy sprawić, by te wakacje były najlepszymi. Żebyśmy zapamiętali je na zawsze. To mogą być ostatnie wakacje, które spędzamy wszyscy razem, tutaj. 
Naty przytaknęła mi ze łzami w oczach.
- Aż się wzruszyłam - zaśmiała się przez łzy. 
- Robi się sentymentalnie, dziewczęta. - przerwała nam Ludmiła. - Idziemy tańczyć, żebyśmy rzeczywiście zapamiętali te wakacje jako najlepsze.
Spojrzałam na nią i przyszło mi do głowy, że rok temu nikt by nawet nie śmiał pomyśleć, że Ludmiła Ferro może być miła. A co dopiero, że mogłaby się z nami przyjaźnić - a jednak. To niesamowite, jak miłość potrafi zmieniać ludzi. 
- Rany, widzę w twoich oczach, o czym myślisz. - odezwała się nagle Ludmiła. - Wiem, nikt by się nie spodziewał, że mogę być dobra i w ogóle. Ale teraz chodźmy tańczyć!
Natalia zachichotała i pociągnęła za rękę Maxiego, który właśnie wszedł do Resto. Pokręciłam głową z uśmiechem i okręciłam Ludmiłę dookoła, śmiejąc się, co ona skomentowała zirytowaną miną. Widziałam jednak w jej oczach radość i szczęście, gdy weszłyśmy na parkiet i zaczęłyśmy tańczyć.

Francesca


Westchnęłam ze znużeniem, patrząc na wielki stos ubrań wyrzuconych z garderoby Violi. Nie wiedziałam, że ona ma tyle ciuchów, i sądząc po jej sceptycznej minie, ona także nie zdawała sobie z tego sprawy. To zabawne, bo do tej pory stwierdziłyśmy, że o istnieniu przynajmniej połowy tych ubrań nie miała pojęcia. 
- Nigdy nie widziałam cię w tej bluzce. - uniosłam ze stosu niebieską bluzkę z uroczymi falbankami przy rękawach.
Viola przyjrzała się jej ze zmarszczonymi brwiami.
- Nie wiedziałam nawet, że ją mam. - pokręciła głową, składając tiulową spódniczkę. 
Zaśmiałam się i odłożyłam bluzkę na stosik złożonych rzeczy. 
- A to co? - uśmiechnęłam się domyślnie, dostrzegając pogniecioną koszulę w kratę, która raczej nie należała do Violetty.
Viola zarumieniła się i spuściła wzrok, na co ja zachichotałam. Ja też trzymam w swojej szafie jedną koszulkę Marco. Jest pognieciona, bo często używam jej jako poduszki, czasami też w niej śpię... To jeden z ulubionych T-shirtów Marco, ale ja nie mam zamiaru mu go zwrócić. Jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie, że kiedyś zabiorę mojemu księciu jedną z jego szat na znak, że nasz związek jest ,,na zawsze". Nie wiem, dlaczego uważałam, że zwiążę się kiedyś z księciem, ale nie to jest najważniejsze. Ważne jest to, że rzeczywiście udało mi się odnaleźć miłość i dotrzymałam obietnicy złożonej przez siedmioletnią Francescę. Dlatego właśnie Marco nie odzyska swojej koszulki.
- Leon miał ją na sobie w ten dzień... - Violetta zająknęła się, rumieniąc się jeszcze bardziej. - Kiedy mnie pierwszy raz pocałował.
- Oooo, jak romantycznie! - zapiszczałam. - Nadal pachnie jego perfumami, co?
Viola westchnęła z rozmarzeniem i pokiwała głową. Niebywałe. Myślałam, że moja historia z siedmiolatką, księciem i dotrzymaną obietnicą jest romantyczna, ale Viola i Leon jak zwykle to przebili. Ja nawet nie pamiętam, w co Marco był ubrany, kiedy mnie pierwszy raz pocałował. Pamiętam każdy inny szczegół, oprócz tego. A mogłaby być z tego taka romantyczna historia!
- Zawsze jesteście romantyczniejsi niż ja i Marco. Zastopujcie trochę. - pokazałam Violetcie język i udałam obrażoną.
- To nieprawda, Fran. Ty i Marco jesteście romantyczniejsi. Ostatnio kupił ci największe pudełko czekoladek, jakie w życiu widziałam, i to bez okazji. - zaprotestowała Violetta, wkładając do walizki kilka bluzek.
Pokręciłam głową z rozbawieniem.
- Po pierwsze, to nie było bez okazji: zmusiłam go, żeby mi kupił te czekoladki. - zaśmiałam się. - A po drugie: później sam zjadł wszystkie, bo okazało się, że były karmelowe, a ja takich nie lubię.
Tym razem Violetta wybuchła śmiechem.
- Jak dla mnie to jest romantyczne. Na swój sposób. - uśmiechnęła się do mnie. - Wyzwiska Cami i Daniela, to jak Ludmiła ciągnie za grzywkę Fede albo ciągła zabawa w berka Naty i Maxiego... To wszystko jest romantyczne, bo jest częścią pięknej miłości. 
Odwzajemniłam jej uśmiech i kontynuowałam składanie porozwalanych ciuchów. Pozwoliłyśmy, by piękne słowa Violi na chwilę zawisły w powietrzu, sprawiając, że zapanowała przyjemna cisza. Cisza, w której tak naprawdę można usłyszeć więcej, niż w słowach. 
- Właśnie dlatego Leon się w tobie zakochał. - odezwałam się po chwili. - Umiesz kleić słowami, Violetta.
Viola spojrzała na mnie z dziwną miną, po czym złapała się za brzuch i zaczęła się histerycznie śmiać. Znowu - nie powiedziałam nic śmiesznego!
- Malować, Francesca. - powiedziała, widząc moją nierozumiejącą i zirytowaną minę. - Malować słowami.
- Tak, to też umiesz. - przyznałam. - A teraz składaj te ciuchy, bo nigdy nie skończymy!
Viola zachichotała i wróciła do składania ubrań. Pokręciłam głową i także zabrałam się za pracę. Chociaż nie wiem, dlaczego tak ją to rozbawiło, miałam całkowitą rację - Violetta nie zaskarbia sobie sympatii ładną buzią. Wszyscy ją kochają, bo wystarczy kilka jej słów, by rozświetlić nawet najbardziej pochmurny dzień. Ona jest słońcem. I to wielkie szczęście, że udało mi się ją odnaleźć. 

Stefy


Nigdy nie oczekiwałam księcia na białym koniu, który zabierze mnie z wysokiej wieży i będziemy żyć długo i szczęśliwie. Jako mała dziewczynka pragnęłam królestwa, dużego zamku i tysiąca balowych sukienek. Kiedy podrosłam, zrozumiałam, że chcę tylko domu, w którym mogłabym czuć się bezpieczna. Podczas kiedy inne dziewczynki nadal marzyły o zamku, ja zderzyłam się nieoczekiwanie z rzeczywistością i zostałam wrzucona do prawdziwego świata, w którym rodzice bez przerwy się kłócą, a tatuś nie jest wcale rycerzem, który broni przed potworami spod łóżka. Tatuś jest jednym z tych potworów, których panicznie się boisz. 
To nigdy nie było w porządku, bo przecież nic takiego złego nie zrobiłam. Ale chciałam tylko szczęścia i bezpieczeństwa. Byłam gotowa nawet zrezygnować z korony i królestwa. I zrezygnowałam.
Moje życie nie było usłane różami, dopóki nie odnalazłam Studia21, schowanego za drzewami okalającymi alejkę parku w malowniczym Buenos Aires. Studio21 okazało się być moim królestwem. W tym miejscu byli moi przyjaciele, których szukałam tak długo. Oraz miłość mojego życia. Właśnie t e n książę, którego nigdy nie oczekiwałam. Może nie idealny, ale właśnie ten. 
Przynajmniej wtedy tak myślałam.
- Stefy, zatańcz ze mną, nie daj się prosić. - Tomas pociągnął mnie za rękę.
- Tomas, nie mam ochoty. - usiadłam z powrotem przy stoliku i odgarnęłam włosy z twarzy. - Czy ty kiedykolwiek się męczysz?
Tomas uśmiechnął się szeroko i już miał kolejny raz zaprosić mnie tańca, kiedy odciągnęła go ode mnie roztańczona Naty. Podziękowałam jej pełnym ulgi uśmiechem i odetchnęłam. Tak, Tomas to niby mój książę z bajki. A raczej na pewno. Bo mimo tysiąca popełnionych przez niego błędów, nie potrafię z niego zrezygnować. Nie umiem powiedzieć mu, że już go nie kocham. Bo kocham. Nawet, kiedy zamienia się w upierdliwego i nadpobudliwego eks-chłopaka, który mógłby przetańczyć całą noc, nie zważając na moje błagania o odpoczynek. 
- Cześć, ślicznotko. - obok mnie usiadł jakiś chłopak z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. - Dlaczego siedzisz tutaj sama?
  Boże, jaki oklepany tekst. Przecież wszyscy tak mówią. Równie dobrze mógłby już teraz mi oznajmić, że ma ochotę zaszyć się ze mną na zapleczu.
- Nie mam nastroju na flirt, kolego. - odparłam, rzucając mu znużony uśmiech. 
- Kolego? - zaśmiał się. - Kto teraz tak mówi?
Nie odpowiedziałam, rezygnując z głupiej wymiany zdań. Przyjrzał mi się badawczo, ale także nic już nie powiedział. Nadal jednak siedział przy moim stoliku, obracając w dłoniach kubek z koktajlem Natalii.
- Diego. - ktoś klepnął go w ramię, i dopiero wtedy oderwał ode mnie wzrok. - Dlaczego siedzisz ze Stefy?
Diego. Dopiero widząc go ramię w ramię z Danielem zrozumiałam, że już się poznaliśmy. Dosyć dawno. Jeśli się nie mylę, nie był wtedy z Danem w przyjacielskich stosunkach, a ja zapobiegłam bójce, która się między nimi wywiązywała.
- Przemoc do niczego nie prowadzi, tak to wtedy powiedziałaś, prawda? - Diego wyrwał mnie z zamyślenia. - Teraz cię pamiętam. 
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam niepewnie. - Miło było poznać.
Uśmiechnął się, słysząc ironię w moim głosie. Daniel najwyraźniej nie do końca wiedział, dlaczego Diego jeszcze ze mną rozmawia, bo miał dość skonsternowaną minę. 
- Mnie też było miło, koleżanko. - odezwał się w końcu, głosem uwodzicielskim i całkowicie wolnym od ironii. 
Mrugnął do mnie i odszedł wraz z Danielem. Przyglądałam mu się, dopóki nie zniknął w tłumie zebranych w Resto ludzi, i aż przeszły mnie ciarki, kiedy obejrzał się i spojrzał prosto na mnie. 
- Kim był ten facet? - zapytał Tomas, przysiadając się do mnie.
Oderwałam wreszcie wzrok od miejsca, w którym zniknął Diego, i skupiłam się na Tomasie. Nie wyglądał na zadowolonego.
- Nie wiem. Nie znam go. - wzruszyłam ramionami i upiłam łyk koktajlu. 
Tomas przyjrzał mi się podejrzliwie, ale ja tylko się niewinnie uśmiechnęłam, mając nadzieję, że nie wyczuł kłamstwa. Bardzo dobrze znam Tomasa i wiem, że często podejmuje pochopne decyzje. Gdybym mu powiedziała, że znam Diego, bo kiedyś powstrzymałam go przed pobiciem Daniela, pewnie by się zaniepokoił.
A gdybym mu powiedziała, że uwodzicielski głos i badawcze spojrzenie Diego sprawiły, że szybciej zabiło mi serce, pewnie poszedłby urwać mu głowę.


Natalia


Podziękowałam kelnerowi za przyniesiony właśnie koktajl i upiłam kilka łyków, rozkoszując się krótką chwilą odpoczynku. Maxi obrał sobie chyba za dzisiejszy cel zamęczenie mnie na śmierć i przetańczenie całej nocy. Ktoś kiedyś powiedział, że wakacje to czas na odpoczynek... Cóż, ten ktoś nie znał Maxiego. Jego energia nigdy się nie kończy.
- Nat, musisz przepytać Maxiego. - odezwała się Ludmiła, przyglądając się mojemu chłopakowi. - Spójrz na Fede i Daniela. Na sto procent najedli się cukierków.
Zaśmiałam się.
- Wczoraj zwinęłam Maxiemu ostatnią paczkę cukierków. - odparłam, pokazując jej dyskretnie cukierki ukryte w mojej torebce. 
- Więc pewnie kupił następne. - Ludmiła zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu i nachyliła się do mnie. - Musimy odeprzeć ich atak. Przepytaj Maxiego, a ja spróbuję jakoś ustawić Fede i Daniela i wyciągnąć z nich informacje.
Zachichotałam, widząc jej poważną minę. Ludmiła ostatnio zauważyła, że Federico po cukierkach wariuje bardziej niż zazwyczaj, dlatego zaczęła go bardzo pilnować. Pod względem słodyczy nasi chłopcy są niczym pięciolatki. Za nic w świecie nie da im się przemówić do rozsądku.
- Przecież nic nam nie powiedzą. - zaoponowałam, patrząc na Ludmiłę sceptycznym wzrokiem. - Zawarli jakiś pakt. Jeden nie wyda drugiego.
Ludmiła westchnęła, a ja z trudem powstrzymałam wybuch śmiechu. Niebywałe - jesteśmy prawie dorosłymi ludźmi, a musimy borykać się z takimi problemami jak to, żeby chłopaki ograniczali jedzenie cukierków. 
- O czym tak szeptacie? - zapytała Camila, przysiadając się do nas. 
- O cukierkach. 
- A, właśnie. - Cami wyciągnęła z kieszeni kilka cukierków i położyła je na stoliku. - Właśnie zwinęłam kilka Danielowi.
Ludmiła pokręciła głową z dezaprobatą, przyglądając się kolorowym słodyczom.
- Czy one w ogóle są dobre? Te cukierki? 
- Coś ty. - Camila skrzywiła się z obrzydzeniem. - Strasznie się kleją. Po prostu naszych kochanych chłopców bardzo to bawi, dlatego tyle tego jedzą. Nigdy nie zrozumiem facetów.
        Wzięłam jednego cukierka ze stolika i odwinęłam go z kolorowego papierka, przyglądając się mu ze sceptyzmem. 
- Robisz to na własną odpowiedzialność, Naty. - ostrzegła mnie Cami. - Ty też? Nie wierzę. - dodała jeszcze, gdy Ludmiła poszła w moje ślady.
Spojrzałyśmy po sobie i w jednym momencie włożyłyśmy swoje cukierki do ust. Na początku smakował bardzo dobrze - trafił mi się smak wiśniowy, mój ulubiony, więc uśmiechnęłam się lekko i wzruszyłam ramionami. Ludmiła także nie wydawała się być jakoś specjalnie poruszona degustacją szatańskich cukierków. Ale po chwili... Hm, no cóż, to rzeczywiście szatańskie cukierki. Jeśli już raz się w niego wgryziesz, trudno jest to powtórzyć. 
- Ostrzegałam! - Camila pogroziła nam palcem, zwijając się ze śmiechu.
Jak na złość, przy naszym stoliku pojawił się nagle Maxi, a zaraz po nim Fede. Byli zlani potem po przetańczeniu niemal dziesięciu piosenek i dopiero po chwili zauważyli papierki po cukierkach. Uśmiechnęli się do siebie konspiracyjnie.
- Dziewczyny, witamy w świecie cukierków! - zawołał Fede, przytulając Ludmiłę.
Maxi wyszczerzył się i również objął mnie w pasie.
- Uśmiechnij się, Naty. - pocałował mnie w policzek, a ja trzepnęłam go w tył głowy, nadal niezdolna do użycia szczęki, która została sklejona przez cukierka. - No dalej, uśmiech!
Nagle Camila zachwiała się na krześle, nadal śmiejąc się wniebogłosy, i po chwili już leżała na podłodze.
- Karma! - zawołała Ludmiła z triumfalną miną, uwolniwszy się od szatańskiego cukierka. - Każdego dopada.
Zaśmialiśmy się wszyscy oprócz Camili, która z naburmuszoną miną podniosła się z podłogi i z powrotem usiadła przy stoliku. 
Przez resztę wieczoru starałyśmy się odebrać chłopakom paczkę, którą Maxi znalazł w mojej torebce. Nie było to łatwe, a oczywiście skończyło się na tym, że zjedli wszystko. Udało im się nawet wciągnąć w cukierkową zabawę Leona, który pojawił się w Resto razem z Violą i Fran. Violetta także dała się namówić na skonsumowanie jednego z cukierków, co skomentowała tylko pełną dezaprobaty miną. 


Okej, napiszę to tylko raz, przepraszam, ale muszę.
LODOVICA W POLSCE
AAA
Już :) Nie mogę przeboleć faktu, że nie mieszkam w Warszawie. Przegapić taką okazję... Lodo, i tak cię kiedyś dopadnę. Powiem jej TI AMO i ją przytulę, zobaczycie. 
Co do rozdziału, tak, znowu najadłam się cukierków. Sorki.
Mam nadzieję, że mimo wszystko się wam podoba. :) 
Kocham Was <3
Wasza na zawsze,
Maddy

9 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Świetny, genialny, boski!
      Leon i Vils są tacy słodcy!
      Fran i Viola jadą do Włoch AJAJAJ
      Fede i Daniel. Wariaci.
      Stefy i Diego... ciekawe połączenie...
      Do następnego!

      Usuń
  2. Madziu!
    Uwielbiam cię za to, że kontynuujesz to opowiadanie. Dame tu amor... to właśnie ta historia, podczas której poznawałam ciebie i twój styl pisania. No i zakochałam się w nim.
    Bardzo podoba mi się ten rozdział. Jest taki, hm... cukierkowy :) Ale wcale nie jest nudny. Zresztą, Madziu, daj mi do przeczytania twoją listę zakupów, a nie będę mogła się od niej oderwać i pewnie poproszę o autograf.
    Stefy i Diego. Diego i Stefy. Przez ciebie nie zasnę (i to nie pierwszy raz). Jestem ciekawa czy pojawienie się Diego wywoła jakieś poważne turbolebcje w całej historii,a a przede wszystkim czy nie skaleczy męskiego ego Tomasa (powiedz, że tak).
    Króciutko, wiem, wybacz, ale padam z nóg.
    Jesteś moim największym mistrzem!

    Kocham.

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę tu kiedyś wrócić, no jeju!

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdy kolejny twój rozdział jest piękniejszy ♥
    POZDRAWIAM ! Agata :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć Gwiazdeczko!
    S. i D.? Hmm... Nie powiem, żeby mnie to nie zaciekawiło... :) Już teraz się zastanawiam, co dla nich szykujesz, ale chyba nie bez powodu dosiadł się akurat do niej?
    No i wszyscy są tacy szczęśliwi! Pozazdrościć:)

    Życzę weny i czekam na kolejny;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Na samym początku chcę uprzedzić, że komentarze nie są moją mocną stroną ;(

    Witam :)
    Zacznę od tego - ciesz się, że nie mieszkasz w Warszawie. Warszawa jest zła i okropna, a ludzie dziwni i męczący. A Lodo
    jeszcze przyjedzie, ale w maju dopiero... Chlip ;'(
    Mmmmmm... Cukierki. Kocham je tak bardzo <3 Znaczy... Te z opowiadania. Nie jem cukierków, a jak już, to bardzo rzadko. Chociaż od Maxiego chętnie bym wzięła :3
    Dobra, teraz się trochę potłumaczę. No więc (nie zaczyna się zdania od "no więc", mój polski jest oszałamiający) kiedyś - dawno, dawno temu, chociaż nie aż tak dawno, bo do epilogu - czytałam wszystko. Chyba nigdy nie skomentowałam, ale 100% nie daję. Nie wiem dlaczego, jestem głupia, a głupi ludzie tak mają. Już wtedy pokochałam cukierki :3 No a potem był koniec. Niedawno (jakoś tak... przedwczoraj?) sobie tutaj wpadłam i przeczytałam kontynuację historii. Ogromnie się cieszę, serio. Uwielbiałam Twoje opowiadanie.
    To teraz do rozdziału... Cukierki pominę, dobra? Następnym razem, jestem po duuuuużym mleku czekoladowym, to mogłoby się źle skończyć... Dobra, no... Zacznę od Diego. W Twoim opowiadaniu jest naprawdę specyficzną postacią. Na początku był, hmmm, zły? Chyba o to słowo mi chodziło. Ale już wtedy go lubiłam (Ania ma słabość do wrednych, złych gości, mmmm :3). Zmienił się, ale tak naprawdę nigdy nic nie wiadomo. No i teraz nie bardzo wiem, czego się po nim spodziewać. A to, że postanowiłaś wcisnąć go między Tomasa i Stefy naprawdę rozwija całą akcję. Nie lubię Tomasa, ale... No, tutaj skończmy. Powiem tylko, że tu mi tak bardzo nie przeszkadza.
    Dobra, jakoś przebrnęłam. Teraz... Cała reszta. Nie będę się tu rozpisywać na temat pojedynczych postaci, bo byłoby to bezcelowe, skoro wszyscy są szczęśliwi. Leonetta jest kochana, Marcescę uwielbiam, Naxi to moja wielka miłość (największa tak swoją drogą...), Cami i Daniel są przesłodcy, tak jak Fedemiła, której szczerze nie lubię, a bez której nie wyobrażam sobie tego opowiadania. Dochodzi Stefy i Tomas (o którym wspomniałam) i Diego (o którym też wspomniałam...).
    Wszyscy są naprawdę cudowni. Nie ma postaci, której bym szczerze nie lubiła - talenty tak na mnie działają :3
    Na tym skończę ten - pożal się Boże - komentarz, który miał być krótki i w miarę dobry, a zamienił się w bezsensowną paplaninę. Tak, ja i moje komentarze -,- Nie umiem ich pisać, wybacz :'(
    Postaram się poprawić następnym razem :)
    Oczekuj mnie niedługo,
    Ania ;)

    PS.: Uprzedzałam, że nie umiem.
    PS2.: Życzę duuuuuużo weny C:

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj, Maddy.

    Teraz powinnam się gęsto tłumaczyć, bo i mam z czego. Na Algo se enciende nie skomentowałam ostatnich dwóch /trzech rozdziałów. Tutaj jeszcze ani jednego z kontynuacyjnych rozdziałów... Matko, jestem taka żałosna... Ja, mój brak czasu, moje lenistwo, moje wieczne zaległości na Waszych, w tym Twoich, pięknych blogach... Przepraszam. Wiem, że zawiodła na całej linii. I strasznie mi z tego powodu głupio. Teraz postaram się pod każdą Twą, jakże cudowną, publikacją zostawić, choć kilka słów, obiecuję. Bo na pewno na to zasługujesz, a nawet - na znacznie więcej.
    Dziś jednak mimo wszystko będzie bardzo krótko, za co również - przepraszam, bo nie mam zbyt wiele czasu, a zaległości - i owszem, i to potworne. Następnym razem będzie lepiej, słowo.

    Oczywiście - już sam pomysł na kontynuację tego opowiadania, moje ukochanego "Dame tu amor", jest genialny. Jakże by inaczej? Czego innego mogłabym się spodziewać po tak niezwykłej pisarce, jak Ty? ;) Oczywiście wykonanie również jest bez zarzutu, serio. Ale Ty nie potrafisz źle pisać, więc i to można było przewidzieć - że tak będzie. Niezmiennie uwielbiam Twój niepowtarzalny, dopracowany, wyrobiony styl, który przy tym jest tak lekki. No i nie popełniasz żadnych błedów, jeśli już nawet to nieliczne, które nie zostają nawet zauważone, a przy tym tak drobne, że zdarzają się one nawet najlepszym. Czyli na przykład Tobie, bo Ty JESTEŚ najlepsza. To się rozumie samo przez siebie. Aż przyjemnie się czyta.
    No a do tego Ty piszesz tak pięknie, że nie sposób się od tego oderwać no. Zaczyna się czytać i nie wiedząc nawet kiedy - dochodzi do końca. A ciągle chce się więcej i więcej. Naprawdę jesteś niezwykłą pisarką, zawsze tak uważałam i zawsze będę to powtarzać. <3
    A i fabuła jest cudowna, nie przesadzona, nie sztuczna. Wszystko, w tym jak najbardziej dialogi również są naturalne, co jest dużym plusem. Nie każdy umie tak pisać. Ba! Mało kto. Ja na pewno nie, tyle brutalnej prawdy. XD Nieważne. Ty tu jesteś najważniejsza, a Ty z pisaniem radzisz sobie bez najmniejszych zarzutów. Jesteś w tym wręcz bezbłędna. <3 Pisz nam jak najwięcej. Już czekam na kolejne cudo tutaj i na Algo... (Matko ty moja, Leonetta tam teraz taka piękna. <333 xD Chyba jednak tak bardzo mi nie przeszli jak sądziłam. I wciąż jest to o wiele więcej niż "sentyment". Ech. XD) Czekam niecierpliwie. ^^ Oni wszyscy są tacy cudni u Ciebie. Takie duże dzieci, co to im miejsca w walizkach na opaski nie starcza (wyraźne nawiązanie do Fran. Nie nic. ;>) xDDD I León taki przecudowny jak zawsze u Ciebie. Ja go tak kocham, w ogóle, że masakra. A u Ciebie to jest jeszcze bardziej spotęgowane. U Ciebie wszystko jest lepiej. Jeju, co ja bym bez Ciebie zrobiła... Tym bardziej mi głupio, że tak Cię zaniedbałam.
    Przepraszam. Poprawię się no. xD
    Wybacz tę miernotę, co miała być komentarzem, ale nim nie jest...
    Weny, kochana, mnóstwo weny.
    Ściskam, Tyśka.

    OdpowiedzUsuń