środa, 21 stycznia 2015

Las vacaciones de Violetta - 3. Loving can heal, loving can mend your soul

Las vacaciones de Violetta
Capitulo 3

,,Loving can heal, loving can mend your soul"




Stefy

Kiedy tego pamiętnego wieczoru Tomas pojawił się w barze karaoke i mnie przeprosił, myślałam, że problemy i cierpienie wreszcie odejdą w niepamięć i będę mogła cieszyć się chwilą obecną, razem ze wspaniałymi przyjaciółmi, jakich podarowało mi przeznaczenie. I przez chwilę naprawdę tak było. Spokój, cisza. Cisza przed burzą. Bo dopiero po kilku tygodniach zorientowałam się, że Tomas nie ma ochoty być tylko moim przyjacielem. I ja także wcale nie mam na to ochoty (to mnie frustruje najbardziej). Ja wiem, że mu wybaczyłam. Naprawdę wierzę w to, że Tomas chce się zmienić i żałuje tego, co zrobił. Wierzę w to całym sercem. Ale przecież to normalne, że się boję. Boję się, że mnie znowu zrani i kolejny raz będę miała złamane serce. Tylu ludzi w moim życiu  już mnie zawiodło. I wszystkich obdarzyłam uczuciem. Może po prostu powinnam przestać to robić. Zamknąć się w sobie i stać się nieczułą suką... Nie oszukujmy się! Jestem zbyt wrażliwa na cierpienie innych, by być obojętna. Nie umiem przestać być tą naiwną Stefy Martinez, która wierzy w każde słowo i każde spojrzenie. Może przez tę historię z Tomasem czegoś się nauczyłam... Ale co mi z tej nauki, skoro ciągle go kocham.
Zaczynam myśleć, że jestem jakaś inna. Wszyscy moi przyjaciele cieszą się miłością i przyjaźnią, urządzają sobie szalone imprezy i rozprawiają o tym, jakie to życie jest piękne i kolorowe. Nie mam im tego za złe. Ich uśmiechy sprawiają, że mam przynajmniej jeden powód do bycia chociaż trochę szczęśliwą. Ale chciałabym, tak jak oni, stać się nagle szaloną optymistką, tylko dzięki miłości, która uskrzydliłaby mnie i pozwoliła mi latać. Właśnie dlatego poprosiłam Francescę o rozmowę z Tomasem. Znam go i wiem, że pewnie i tak jej nie posłucha, ale... Może coś wreszcie do niego dotrze, chociaż część tego, co moja przyjaciółka mu powie.
- Stefy! - rozległo się wołanie mamy.
No tak, ona też sprawia, że się uśmiecham. Od ostatniej wizyty taty minęło trochę czasu i zdążyłyśmy ponownie się do siebie zbliżyć. W sumie kilka razy do mnie dzwonił, ale nie powiedziałam jej o tym. Po co? I tak nie odebrałam. Myślał chyba, że jeśli założy garnitur i się wykąpie, ja nagle uznam go za najlepszego tatę na świecie i rzucę mu się w ramiona. Nic z tych rzeczy. Wyrządził zbyt wiele krzywd. Nawet ja, ta dziewczyna, która nie potrafi na nikogo zbyt długo się gniewać (nawet na kretyna, który złamał jej serce), nie umiem wymazać wszystkich jego win z pamięci. To po prostu niemożliwe. Zniszczył mi dzieciństwo. Złamał mi serce. Mi i mamie, która nigdy nie chciała dla nikogo źle.
- Idę! - podniosłam się z łóżka i zeszłam powolnym krokiem na dół.
Przeprowadziłyśmy się z mamą do nowego domu. Nie chciałyśmy dalej siedzieć babci na głowie (poza tym strasznie mnie ona denerwowała), a dom, w którym mieszkałam od dzieciństwa, za bardzo przypomina mi o tacie. I o tym koszmarze, który nam zgotował. 
Ten dom jest przytulny i mały. Wiem, że stać nas na dużo większy, ale mama chciała chyba ciepłego gniazdka, do którego chętnie się wraca. 
- Przyszła Violetta. - mama uśmiechnęła się do mnie. 
Wyszłam do przedsionka i zobaczyłam Violę i Leona. Violetta jak zwykle ubrała rozkloszowaną spódniczkę i koronkową bluzkę. Włosy związała w wysoki kucyk i wyglądała naprawdę ładnie, co potwierdzało także rozmarzone spojrzenie Leona. 
- Co tam, gołąbeczki? - starałam się zabrzmieć wesoło, co chyba się udało, bo Viola uśmiechnęła się szeroko.
- Leon wybiera się na tor, więc pomyślałam, że pójdziemy do mnie i zrobimy sobie babski wieczór. - odparła Violetta.
Odwzajemniłam jej uśmiech i oznajmiłam, że szybko się przebiorę i możemy iść. Wprawdzie moim marzeniem było w tamtym momencie zwinięcie się na łóżku i posłuchanie jakiś smutnych piosenek, ale nie mogłam zbyć Violi, gdy wyglądała na tak uradowaną. Pewnie tylko zepsułabym jej humor.
Powiedziałam mamie o tym, że wybieram się do Violetty, po czym wyszliśmy z domu. Spojrzałam na splecione ręce Violetty i Leona i poczułam ukłucie zazdrości, więc zaraz odwróciłam wzrok. Nie powinnam być zazdrosna o szczęście moich przyjaciół. To wspaniałe, że odnaleźli miłość. 
- Obiecaj, że będziesz ostrożny - odezwała się Violetta, gdy znaleźliśmy się w pobliżu toru motocrossowego.
- Obiecuję.
Leon pocałował Violę w usta, po czym odwrócił się w stronę, z której słychać było ryk motorów. Gdy zbliżał się do bramy, pomachał nam jeszcze i zniknął.
- Martwisz się. - szturchnęłam Violettę w ramię, kiedy ruszyłyśmy w drogę do jej domu.
- Troszeczkę. - odparła, spuszczając wzrok. - Za każdym razem, kiedy Leon idzie na tor, mam wrażenie, że stanie się coś złego. Mam paranoję. Ale to nieważne. Do tej pory nic się nie stało, oprócz kilku zadrapań.
Ja na miejscu Violetty też odchodziłabym od zmysłów. Wszyscy wiemy, że Leon naprawdę dobrze jeździ, ale wypadki chodzą po ludziach. A szczególnie tych, którzy parają się jazdą na szybkich i ciężkich maszynach.
Oczywiście jej tego nie powiedziałam, bo chyba by zemdlała.
- To normalne. - pocieszyłam ją. - Kochasz Leona i boisz się, że coś mu się stanie. Ja też bym się bała.
Viola uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością i resztę drogi spędziłyśmy na beztroskim plotkowaniu. Violetta zaczęła opowiadać o tym, jak rano przed Resto urządzili sobie z Federico kolejną bitwę, bo on ciągle śmiał się z jej randki z Leonem, i nagle wszyscy przyjaciele się do nich przyłączyli. Obie wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem, gdy wspomniała o siostrze Naty - Lenie - która pojawiła się przed Resto ze swoim chłopakiem i tak ich przeraził widok zaciętej walki, że czym prędzej uciekli.
- Pewnie wzięli was za wariatów - wydusiłam, gdy już udało mi się opanować śmiech.
- Pewnie tak - zaśmiała się Viola. - Jakbyś widziała ich miny, Stef, to byś padła. Jak to powiedziała Camila, to była trzecia wojna światowa przed barem pełnym ludzi. Jasne, że sobie pomyśleli, że jesteśmy szaleni!
Znowu się roześmiałyśmy. Właśnie takie chwile, spędzone w towarzystwie przyjaciół, pozwalają mi naprawdę cieszyć się życiem i wakacjami. Nawet, jeśli zaraz powracają wątpliwości i problemy.


Leon

Motocross to moja druga pasja, prawie tak ważna jak muzyka. Violetta doskonale zdaje sobie z tego sprawę - właśnie dlatego dzisiaj wysłała mnie na tor, chociaż proponowałem jej wyjście do kina. Viola ma chyba wyrzuty sumienia, bo dużo czasu spędzam z nią i nie chodzę na tor tak często, jak kiedyś. Nie mam jej tego za złe, ale ona już taka jest - musi wszystkich uszczęśliwić. Szczególnie osoby, które kocha.
Nie jestem ani ślepy, ani głupi, dlatego wiem, jak bardzo Violetta boi się za każdym razem, kiedy idę pojeździć na motorze. Kiedyś podjechałem na nim pod jej dom, ale na mój widok prawie zemdlała i oświadczyła, że ,,nie wsiądzie na to cholerstwo". Nigdy więcej nie próbowałem namawiać jej na przejażdżkę motorem. Rozumiem, skąd u niej taki wstręt do tych maszyn - jej mama zginęła przecież w wypadku samochodowym spowodowanym przez motocyklistę. To musi być dla niej trudne, akceptować moją pasję. Ale jednak stara się, i nigdy nie wypomniała mi tego, że się ścigam. Po prostu woli się trzymać z daleka. I wcale tak bardzo mi to nie przeszkadza. Owszem, chciałbym dzielić z nią także i tą pasję, ale nie będę jej do niczego zmuszał. Poza tym, to muzyka jest tym, co nas łączy. To mi w zupełności wystarcza. 
- Verdas! - rozległ się głos Lary. - Bujasz w obłokach! Znowu!
Zsiadłem z motoru i zdjąłem kask. To chyba nie jest mój dobry dzień jeśli chodzi o motocross. Myśli zaprząta mi tyle spraw, że nie potrafię skupić się na torze. 
- Wybacz, Lara. - westchnąłem, przeciągając dłonią po rozczochranych włosach. - Lepiej pójdę do domu. Nie mogę się skupić.
- Ale dlaczego? Co jest nie tak? - dopytywała Lara. - Przedwczoraj osiągnąłeś swój najlepszy czas. 
Przedwczoraj przyszedłem na tor rano, jeszcze przed spotkaniem z Violą. A dziś... Kilka minut przed tym, jak wsiadłem na motor, patrzyłem w jej na pozór wesołe oczy, i obiecałem jej, że będę ostrożny. Nie mogę teraz tak po prostu przycisnąć pedału gazu i pójść na całość.
- To po prostu nie mój dzień.
Lara jeszcze przez chwilę przyglądała mi się ze zmrużonymi podejrzliwie oczami, ale zaraz zrezygnowała i wróciła do dłubania w jakimś zabłoconym motorze. Tak, znowu się obrazi i kolejnym razem będę musiał ją przepraszać, ale cóż mogę zrobić. Trudno jej zrozumieć to, że może być coś ważniejszego niż motory. Dla niej motocross jest całym światem. 
- Castillo cię rozprasza. - odezwała się, kiedy wróciłem z szatni i skierowałem się w stronę wyjścia z toru.
- Ona ma na imię Violetta. - w moim głosie zabrzmiały nuty zdenerwowania. - I proszę cię, Lara, nie wtrącaj się w moje sprawy.
Już w połowie tego zdania wiedziałem, że popełniam błąd. 
- Och, przestań. Nie wtrącam się, tylko stwierdzam fakt.
Miałem zamiar coś jej odpowiedzieć, ale tylko otworzyłem usta. Do niedawna między mną a Larą układało się dobrze - znowu zaczęliśmy sobie docinać i śmiać się ze swoich głupich kawałów, jak kiedyś. Ale pewnego dnia, jakieś dwa tygodnie temu, przyprowadziłem ze sobą na tor Violettę. Została tylko na chwilkę, ale Larę bardzo to rozdrażniło i od tamtej pory kłócimy się częściej, niż kiedykolwiek. Nic z tego nie rozumiem, bo Lara zapewniała mnie przecież, że już nic do mnie nie czuje. A jeśli to nie jest zazdrość, to... O co chodzi?
- Idź już. 
- Tak zrobię. - odparłem cicho i odwróciłem się na pięcie.
Jak na złość po drodze musiałem potknąć się o jakiś kamień, co skomentowała głośnym prychnięciem. Puściłem to mimo uszu i szybkim krokiem wyszedłem z zakurzonego i głośnego toru. 
Słońce zaczęło już zachodzić, tworząc piękny krajobraz, ale nie potrafiłem się tym cieszyć. A przecież jeszcze dwie godziny temu szczęście wypełniało mnie całego i zdawało się być nieodłączną częścią mojego życia. 
Cóż, beztroska nie może trwać wiecznie.


Francesca

- On zaraz ją pocałuje! - wykrzyknęła Violetta, wpatrując się uporczywie w ekran telewizora.
Zaśmiałam się cicho, gdy dziewczyny zaczęły skandować: ,,całuj, całuj, całuj". Viola włączyła odcinek jakiejś telenoweli, którą Olga z zapałem ogląda, i okazało się to być idealnym dopełnieniem babskiego wieczoru. Na stoliku rozłożyłyśmy tyle jedzenia, ile udało nam się znaleźć w kuchni, i teraz wszędzie walały się okruchy ciastek i papierki po batonikach. Ciągłe intrygi i romantyczne sceny tak nas wciągnęły, że nawet nie zauważyłyśmy, kiedy zrobiło się dosyć późno. 
- I to jest facet? - jęknęła Cami, gdy mężczyzna na ekranie odsunął się od dziewczyny. - Kurczę, nawet nie umie się do całowania dobrze zabrać.
- Przecież on jest z Dominicą. - oświadczyła Stefy, sięgając po garść popcornu. - Dlatego nie chce całować Genevieve.
Zdążyłyśmy obejrzeć ponad dwadzieścia odcinków, i w miarę poznać fabułę. Akcja rozgrywa się w Madrycie, i głównym wątkiem jest związek Juana z Dominicą. Serial byłby strasznie nudny i pewnie zasnęłybyśmy przy pierwszym odcinku, gdyby nie obecność Genevieve, która podrywa Juana na każdym kroku. Cóż, nie jest to zbyt pouczająca opowieść, ale za to jak wciągająca!
Natalia zachichotała.
- No cóż, chyba jednak chce ją całować. - wskazała na ekran. 
- Koniec, wyłączamy to! - Ludmiła zerwała się z miejsca i szybko wyłączyła telewizor.
Spojrzałyśmy na nią zdziwione. 
- Ludmiła! - pisnęła Stefy. - Akcja się właśnie rozkręcała!
Ludmiła odrzuciła włosy zebrane w wysokiego kucyka i zaśmiała się. Zabrzmiała trochę jak stara Ludmiła (no i ten gest z włosami też ją przypominał), ale zaraz zreflektowała się uśmiechem.
- Akcja rozkręca się od pierwszego odcinka. - oświadczyła. - To nawet nie jest telenowela. To jest tasiemiec. Zbliżają się do siebie przez dwadzieścia odcinków i jeszcze się nie zaczęli całować. To niedorzeczne.
Zerknęłam na Violę.
- W sumie, Lu ma rację. - wzruszyła ramionami.
- Ale... - zaczęła z szatańskim uśmieszkiem Camila.
- Nie możemy tego tak pozostawić. - dokończyła za nią Stefy.
- Przykro nam, Lu. - Naty udała skruszoną, a ja jej przytaknęłam z uśmiechem.
Ludmiła zmarszczyła brwi i rzuciła nam spojrzenie pełne dezaprobaty. Już chciała coś powiedzieć (najprawdopodobniej kolejny sarkastyczny tekścik z kolekcji Ludmiły Ferro, która jest bardzo pokaźnych rozmiarów), ale... Nie zdążyła.  Wyłączenie telenoweli w trakcie odcinka to wielki grzech. Nawet jeśli ta telenowela jest bardzo, ale to bardzo zła i może ciekawić tylko gosposię Violetty. 
- AAAA, BITWA! - krzyknęła Viola, rzucając się na Ludmiłę z poduszką.
Wszystkie zaraz poszłyśmy w jej ślady, wznosząc wojenne okrzyki. No cóż, Ludmiła jest całkiem nowa w naszej ,,paczce". To znaczy, już ponad trzy miesiące się z nią przyjaźnimy i w ogóle, ale to tak naprawdę jej pierwsze nocowanie u Violetty. I niestety nie zna wielu zasad. Biedna Ferro.
- Co wy w ogóle robicie?! - zawołała Ludmiła, uchylając się przed poduszką Stefy.
- Wydrukuję ci później wszystkie zasady, Lu - zaśmiała się Naty. 
Violetta i Cami wspięły się na oparcie kanapy i uniosły do góry poduszki.
- Ale na razie czyńmy swą powinność, moje drogie! - Viola wymierzyła palec w Ludmiłę.
- VAMOS, CHICAS! - ryknęłam niczym na jakiejś arenie i ponownie ruszyłyśmy do ataku.
Rozpętała się prawdziwa wojna na poduszki, z których po chwili zaczęło się sypać pierze, ale jakoś nie zwróciłyśmy na to uwagi. Atakowana Ludmiła porwała z kanapy ostatnią poduszkę i przystąpiła do kontrataku, śmiejąc się głośno. Chyba po raz pierwszy widziałam na jej twarzy tak szczery i szeroki uśmiech. 
- Lo vado a salvarti, mia cara*! - rozległ się głos i do pokoju wparował Federico.
Prawdziwe szaleństwo! - przyszło mi na myśl, kiedy Ludmiła wskoczyła na plecy Fede i razem zaczęli okładać nas poduszkami. 
- Follia reale! - postanowiłam wyrazić swoje myśli na głos, broniąc się przed atakiem.
- Follia grande! - odparł Federico, zanosząc się śmiechem.
Nikt nie zrozumiał naszych włoskich okrzyków, ale zaraz przestało mieć to znaczenie, bo razem z Cami obrałyśmy nową taktykę i ukryłyśmy się za kanapą.
Szaleństwo.
Szczęście.


German

Siedząc w gabinecie w towarzystwie stosów dokumentów, słyszałem oczywiście krzyki i piski dobiegające z salonu. Kiedy moich uszu dobiegły słowa ,,bitwa" i ,,powinność" już wiedziałem, co się kroi. I pewnie jeszcze kilka miesięcy temu wystraszyłbym się i wysłał Violę do jakiegoś psychologa, ale dziś... Tylko się uśmiechnąłem pod nosem i wróciłem do wypełniania dokumentów.
Violetta stała się jedną z tych szalonych nastolatek, które potrafią rzucić ci się na plecy bez wyraźnego powodu z okrzykiem ,,wojna!", w najmniej odpowiednim momencie zacząć gadać do samych siebie albo śpiewać do szczotki przy akompaniamencie piosenki Elvisa Presleya. Nie znałem jej od tej strony. Zawsze była... spokojną dziewczynką. Ale cóż mogę zrobić, kiedy ona jest taka szczęśliwa? Szczęście tak na nią wpływa, i nie tylko na nią - na wszystkich, z którymi to szczęście dzieli. Weźmy na przykład takiego Leona - ułożony i kulturalny chłopak, a ostatnio widziałem jak razem z Violą i Federico odstawiali we trójkę jakiś dziwny taniec. 
To trochę dziwne, nawet dla mnie samego, że jestem w stanie tak myśleć, ale to jest właśnie ich czas na takie szaleństwa - i nikt nie ma prawa im tego odbierać. Chociaż czasami ciężko jest mi patrzeć na Violettę, kiedy trzyma za rękę Leona i razem wchodzą po schodach do jej pokoju (nadal nie pozwalam jej zamykać drzwi, bo trzeba mieć umiar, prawda?), to jednak później widzę uśmiech na jej twarzy i... I ja również jestem szczęśliwy. 
Rozległ się jakiś huk, aż podskoczyłem, ale to był tylko Federico, który wypadł z kuchni, wznosząc jakiś okrzyk po włosku. Pokręciłem głową z rozbawieniem. 
- German. - w drzwiach stanął Ramallo. - Masz gościa.
Zmarszczyłem brwi. O tak późnej godzinie?
- Cześć.
Zobaczyłem Jade. Odkąd dowiedziałem się, dlaczego trafiła do szpitala psychiatrycznego, odwiedzam ją regularnie. Przez te dwa miesiące rozkwitła, i nawet w szarej koszulce i rozciągniętych spodniach, stałym ubiorze wszystkich pacjentów, wydaje mi się piękniejsza niż kiedyś. Tamta elegancka i wyrafinowana kobieta, z tysiącem irytujących mnie gestów i dziecinnym podejściem do życia, zniknęła. Jej miejsce zajął ktoś, kogo nigdy nie miałem okazji poznać, co jest moją wielką, naprawdę wielką stratą. Bo prawdziwa Jade LaFontaine, bez ozdób i fałszywych spojrzeń, jest wspaniałą osobą. 
Osobą, w której mógłbym się zakochać...
Ale nie spodziewałem się jej tutaj. Pacjenci rzadko kiedy dostają pozwolenie na wyjście poza teren szpitala.
- Co tu robisz, Jade?
- Oficjalnie nie jestem już pacjentką Szpitala Psychiatrycznego w Buenos Aires - oświadczyła z szerokim uśmiechem na twarzy. 
Wstałem od biurka i podszedłem do niej, by ją przytulić. Kiedyś niezbyt lubiłem to robić, bo jej perfumy mnie odurzały, ale także to się zmieniło. Teraz jej włosy pachną czymś słodkim i stonowanym, i wcale nie mam ochoty wypuszczać jej z objęć.
- Tatuuuusiu! - do gabinetu wparowała Violetta, ubrana w różową piżamę i z rozczochranymi włosami. - O! Nie chciałam przeszkadzać. 
Uśmiechnęła się słodko, kiedy oderwaliśmy się od siebie z Jade jak oparzeni.
- Co się stało, Vilu? - zapytałem, z zakłopotaniem zerkając na Jade.
- Mogę powiedzieć ci to później, skoro jesteś zajęty.
- Nie, nie, mów, Violu. - przerwała jej Jade z nieśmiałym uśmiechem.
Viola spojrzała podejrzliwie na Jade, ale zaraz zwróciła się do mnie.
- A więc, Francesca powiedziała mi właśnie, że za tydzień miała lecieć do Włoch, do swojej rodziny, ale jej tata musi zostać w Buenos Aires, dlatego nie będą mogli lecieć. - zaczęła mówić Violetta, robiąc maślane oczka; już wiedziałem, że najwyraźniej będzie mnie o coś prosić. - A my przecież lecimy za tydzień do Rzymu. Pomyślałam, że moglibyśmy zabrać ze sobą Francescę.
Popatrzyłem na nią karcącym spojrzeniem, chcąc zobaczyć jej reakcję. Wywinęła wargę w geście niezadowolenia i zamrugała szybko powiekami. No cóż, trudno jest jej nie ulec. Poza tym, nie mam nic przeciwko zabraniu Francesci na wakacje do Rzymu. Zaplanowałem ten wyjazd już dawno, bo mam tam kilka spraw do załatwienia, a Viola bardzo chce pozwiedzać Włochy. Jeśli zabierzemy ze sobą Francescę, przynajmniej nie będzie sama chodzić po mieście. 
O tak, to bardzo dobry pomysł.
- Jutro zadzwonię do rodziców Francesci i ustalę szczegóły. - powiedziałem, na co Viola rzuciła mi się na szyję. 
- A teraz uciekaj do przyjaciół, bo zaraz rozniosą nam dom. - zaśmiałem się, słysząc kolejne piski dochodzące z salonu. 
Viola uśmiechnęła się do mnie jeszcze raz i wybiegła z pomieszczenia, krzycząc: ,,uwaga, powracam!". Pokręciłem głową z rozbawieniem i odwróciłem się do Jade, która przyglądała mi się z zaciekawieniem.
- Violetta... Zmieniła się. - odezwała się po chwili.
- Tak. - potwierdziłem. - Ale wreszcie jest szczęśliwa. A ja staram się nie odbierać jej tego szczęścia głupim zachowaniem nadopiekuńczego ojca.
Jade uśmiechnęła się, zupełnie inaczej niż kiedyś. Trudno mi uwierzyć w to, że jej prawdziwy uśmiech zawsze taki był. Że zawsze gdzieś tam się krył, pod tą warstwą fałszu i obłudy. 
- Poproszę Olgę o kawę i porozmawiamy, jeśli masz ochotę. - zaproponowałem.
Wydało mi się to tak naturalne, że aż się sam zdziwiłem, kiedy już siedzieliśmy w kuchni przy blacie i rozmawialiśmy o błahych sprawach. Olga po chwili postawiła przed nami dwa kubki parującego napoju, a Jade podziękowała jej z uśmiechem. Miałem ochotę uszczypnąć się, by upewnić się, czy to przypadkiem nie kolejny sen. 
Ale to nie był sen. I ta świadomość wywołała na mojej twarzy jeszcze szerszy uśmiech.


Daniel

Usiadłem na ławce przed Resto i spojrzałem na zachodzące słońce. Kolejny dzień się kończy. I wreszcie mogę powiedzieć, że jestem w pełni szczęśliwy - bo naprawdę cieszę się, wiedząc, że kolejny niedługo nadejdzie, i jednocześnie odrobinę smuci mnie to, że ten obecny odchodzi. O to chyba w tym wszystkim chodzi, prawda? Tęsknota i oczekiwanie. 
Z rozmyślań o sensie życia i tym podobnych sprawach, które nie wiedzieć czemu nagle przyszły mi do głowy, wyrwała mnie pewna rudowłosa piękność. Stanęła przede mną z groźną miną, a gdy na jej widok tylko otworzyłem usta, ściągnęła brwi w pełnej dezaprobaty minie. Chciałem rzucić jakiś żart, jakiś komentarz, powiedzieć c o k o l w i e k, ale odjęło mi mowę. 
Bo wyglądała tak pięknie. Jej włosy, zazwyczaj niesforne i pokręcone w długie fale, były proste i lśniły w świetle zachodzącego słońca, które nadawało też pięknego odcienia jej brązowym oczom i ustom pociągniętym krwiście czerwoną szminką. Ubrała obcisłe spodnie w kwiatowe wzory, błękitną bluzkę na ramiączkach, wysokie czarne buty, a na jej szyi błyszczał naszyjnik. Nie mogę powiedzieć, że wyglądała jak księżniczka - bo wcale tak nie było. Wyglądała jak dziewczyna, która umie walczyć o swoje. I właśnie dlatego dopiero po jakiejś minucie byłem w stanie wstać i coś powiedzieć, nie mdlejąc przy tym z wrażenia.
- Wyglądasz...
- Hm, oszczędźmy sobie dziś, Dan. - przerwała mi ze śmiechem. - Rozumiem, że uwielbiasz mi docinać, ale dzisiaj zrobimy wyjątek.
Ująłem ją pod rękę i ruszyliśmy alejką, kierując się w stronę ulicy, której nazwę podał mi wcześniej Diego. 
- W sumie to chciałem powiedzieć, że jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie, a kiedy się tak odstawiasz, to nogi mi miękną i chyba cały wieczór będę się tylko na ciebie gapił.
Nie odpowiedziała, ale widziałem rumieniec, który wykwitł na jej pięknej twarzy.
- No cóż, ty też wyglądasz nie najgorzej. - odparła po chwili.
- Dzięki, Cam.
- Ale nadal jesteś idiotą. - zaznaczyła, na co się roześmiałem.
- Nawzajem. - dała mi kuksańca w bok, ale również się uśmiechnęła.
Pod wskazany przez Diego adres dotarliśmy w dziesięć minut. Cami skrzywiła się, słysząc dudniącą muzykę i krzyki dochodzące z dużej willi. Jako jedyna na całej ulicy była tak rozświetlona, a na podjeździe stało co najmniej dwadzieścia samochodów. Cóż, Diego nie wspomniał, że jego znajomy ma zamiar sprowadzić na imprezę pół miasta.
- To chyba nie jest impreza w naszym stylu! - zawołała Cam, próbując przekrzyczeć muzykę.
Pokiwałem powoli głową. Wolałbym wrócić do Resto, gdzie teraz bawią się nasi wszyscy przyjaciele. Czuję już, że jest to jedna z tych imprez, na której po prostu trzeba się upić, żeby być uznanym za ,,fajnego". Nie ma alkoholu, nie ma zabawy.
- Zostaniemy godzinę i wracamy do Resto, okej?! - krzyknęła. - Luca robi podobno show z balonami!
Zaśmiałem się, wchodząc po schodach prowadzących do wielkich mahoniowych drzwi.
- Wolę balony Luci, niż to... - oświadczyłem, kiedy uderzył nas zapach alkoholu i spoconych ciał. 
Objąłem ją ramieniem i zaczęliśmy się przeciskać między tańczącymi ludźmi. Po niecałej minucie muzyka dudniła mi już w uszach tak mocno, że nie słyszałem nawet swoich własnych myśli. Chociaż impreza dopiero się zaczęła, na moje oko połowa gości była już wstawiona. Super. Idealnie.
- Dan! - ktoś klepnął mnie w ramię. - Chodźcie!
Podążyliśmy za Diego do dużej i przestronnej kuchni, w której kręciło się tylko kilka osób i było o wiele ciszej. Camila rozejrzała się dookoła wielkimi oczami. Wystrój był... No cóż, imponujący. Znajomy Diego na pewno ma nadzianych rodziców. Ten dom wygląda na jeszcze droższy niż willa Violetty, która także jest pokaźnych rozmiarów. Ale tutaj... To nie jest ciepłe, rodzinne gniazdko, jak dom Castillo - to jest dom, który ma imponować ważnym gościom i mówić wszystkim przybyłym, że właściciele mają pieniądze i na dodatek uwielbiają je wydawać. 
- Fajnie, że jesteście. - odezwał się Diego, podając nam dwa kubki z jakimś napojem.
Camila z podejrzliwą miną powąchała napój, i zaraz się skrzywiła. Uśmiechnąłem się do Diego, starając się nie zwracać uwagi na osoby zebrane w kuchni, które zaczęły się przysłuchiwać naszej rozmowie.
- Nie możemy długo zostać, wpadliśmy tylko na chwilę. - powiedziałem, a Cami mi przytaknęła, odstawiając kubek na blat. 
- A co macie ciekawszego do roboty niż dobra impreza? - zapytał Diego, rozkładając ręce jakby dla podkreślenia tego, jak ta impreza jest ,,dobra". - Amigo, zapewniam cię, że nie będziecie się tutaj nudzić.
Camila szturchnęła mnie delikatnie w ramię, chcąc zwrócić moją uwagę, ale ja tylko uśmiechnąłem się jeszcze raz i nic już nie powiedziałem. Co miałem niby zrobić? Naprawdę chcę odnowić moją przyjaźń z Diego. Skoro on najwyraźniej uznaje takie imprezy za dobre, to i ja mogę spróbować się wpasować. A kolejnego dnia zaproszę go na wieczór do Resto i wszyscy będziemy usatysfakcjonowani.
- Dan! - syknęła Cami, gdy Diego oddalił się, by przyprowadzić kogoś, kogo ,,koniecznie musi nam przedstawić". - Teraz będziemy musieli tutaj siedzieć, dopóki wszyscy nie padną od nadmiaru alkoholu albo póki policja się nie zjawi, bo ten huk jest straszny...
Złapałem ją za dłonie, którymi zawzięcie wymachiwała, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych. 
- Cam, proszę - powiedziałem cicho. - Nie chcę, żeby Diego sobie pomyślał, że się próbuję wymigać.
- Ale tu jest strasznie. - jęknęła, odgarniając włosy z twarzy. 
Kilka dziewczyn na niebotycznie wysokich szpilkach prychnęło z lekceważeniem, słysząc słowa Cami. Westchnąłem. 
- Wynagrodzę ci to. - zapewniłem ją, ściskając jej dłonie. - Przyjdę do ciebie jutro i będziemy cały dzień oglądać filmy i jeść popcorn. 
Może to dziwne, ale to jest właśnie ulubione zajęcie Camili. To znaczy, nie narzeka, kiedy zabieram ją na romantyczne randki, albo kiedy idziemy potańczyć do Resto... Ale jest taka energiczna, że czasami po prostu siada przed telewizorem i nie wstaje przez cały dzień, żeby później mieć jeszcze więcej siły do szaleństw. 
- No dobra. - zgodziła się wreszcie. - Ale filmy i popcorn nie wystarczą. Jeszcze coś wymyślę. 
Zaśmiałem się i pocałowałem ją.
- Kretyn. - wyszeptała prosto w moje usta.
- Też cię kocham.


*Fede krzyczał coś w stylu ,,lecę się uratować, moja ukochana".
No cóż, dwa tygodnie mnie nie było :c Szkoła się zaczęła, takie życie. Mam ferie dopiero w połowie lutego (jako ostatnia...), ale obiecuję, że kiedy one wreeeszcie nadejdą, to rozdziały będą częściej. A teraz się z Wami żegnam i mam nadzieję, że ten rozdział się podoba. Macie Stefy, Danilę (<3), Germana z Jade, trochę wariacji w domu Violki, no i smutaska Leona :ccc Ale nie martwcie się o naszego przystojniaczka ;) W serialu może i jest ,,PRZYJACIELEM" Violusi, ale u mnie są słodką parką i ona go pocieszy <3333
Mam fazę na serduszka. Bo tak bardzo Was kocham. Ajj 
Aha, reaktywowałam aska (w sensie cały czas sobie był, ale nie zaglądałam na niego rok). Teraz możecie śmiało zadawać pytania, bo będę się starała na nie odpowiadać :) Zapraszam też na tumblra, piszcie do mnie na gg i inne pierdółki, hihiihi
Wasza na zawsze, 
Maddy 

6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział ! Cieszę się ,że piszesz ♥ Leonetta taka słodka i ta nocka dziewczyn ♥
    POZDRAWIAM ! ♥ :*

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja znowu do tyłu z komentowaniem...
    Pocieszę Cię, ja też zaczynam wolne jako ostatnia. Niech żyje Wielkopolska!
    I, Maddusiu, widać, że nie tylko ja mam dość ich ciągłego <>. Spójrzmy prawdzie w oczy: nikt się na to nie nabiera. Pokochałam Cami, która jest reprezentantką nas, ich fanek, bo za każdym razem wspiera na swój sposób, to co czują pomagając im otworzyć oczy i serca.
    Całuski, uduś mnie, jeśli nie wpadnę w ciągu tygodnia,
    Lissa

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Maddy, przepraszam <3
      Obiecałam sobie, że wrócę kolejnego dnia, no i tak wyszło, że jestem dopiero dzisiaj. Ale wiem, że mi wybaczysz, bo mnie kochasz. A poza tym, nie jako jedyna zawiniłam - oskarżam osoby nade mną i pode mną!!!!!!! hahhaaha sory, jestem jakaś dziwna (zupełnie jak Madduś <3 <3 lofki).
      No, co do rozdziału: andkjashfkahknaksdn
      Kolejna bitwa, Daniel i Cami tralala <3 Biedny Leoś, Violka na ratunek :ccc No i Germit ma miłość. Maria się w grobie przewraca. A tak serio, to fajniutko, że Jade taka..,. fajniutka
      Dobra, Maddy kochanie, ide się uczyć. Też mam ferie jako ostatnia, hihi.
      KOCHAM CIĘ <3
      Julcia

      Usuń
  4. Postaram się wrócić.
    Dopiero odkryłam tego bloga i bardzo się z tego cieszę.
    Ps. spodziewaj się, że zaproszę Cię na gg.

    OdpowiedzUsuń