Violetta Story, chapter 53.
German
Jade. Osoba, którą odegrała bardzo ważną rolę w moim życiu, mimo wszystko. Nigdy nie wymaże jej z pamięci, nie mogę zapomnieć chwil, które z nią spędziłem. Tak naprawdę byłem z nią przez jakiś czas szczęśliwy, oboje byliśmy szczęśliwi. Myślałem, że ją kocham, że jest dla mnie kimś, kogo szukałem - bratnią duszą. Po śmierci Marii wydawało mi się niemożliwe, bym znalazł kogoś takiego. Może byłem zaślepiony szczęściem. A może ona od zawsze umiała omotać sobie tych naiwnych wokół palca. Zdecydowanie byłem naiwny. Ale przecież ten etap w moim życiu już się skończył. Przestałem myśleć o Jade i o tym, że mimo swojego charakteru też jest człowiekiem i zraniłem jej uczucia. W pewnym sensie udało mi się zamazać jej twarz i widziałem ją jakby przez mgłę, w snach.
Od ostatniego incydentu z jej udziałem nie miałem z nią kontaktu. Rozpłynęła się w powietrzu? Tak to sobie tłumaczyłem w chwilach melancholii, gdy zastanawiałem się nad tym, co ona teraz robi i jak sobie radzi. Myślałem o tym, chociaż wcale nie chciałem i to utwierdzało mnie w przekonaniu, że nigdy nie można uciec od przeszłości i ran, które na nas pozostawiła.
Życie potrafi być złośliwe i zaskakujące. Ta niewiarygodna szybkość, z jaką wszystko pędzi do przodu na chwilę znika i idziemy powoli, chłonąc najważniejsze doznania. I wtedy znowu zrywamy się do biegu, bo los tak chce. Coś umyka naszej uwadze, a później wraca, by nas zaskoczyć jeszcze bardziej niż poprzednim razem. I tak właśnie się czułem, gdy stanęła przede mną prawie idealna kopia Jade LaFontaine. Jakby cały świat nagle ruszył do przodu zbyt szybko, bym mógł wszystko opanować, jakoś się uporać z uczuciami.
- Porozmawiać? Ale o czym? - wykrztusiłem, patrząc na kobietę, która przedstawiła się jako Esmeralda.
Odgarnęła z twarzy swoje brązowe włosy dokładnie takim samym gestem. Oczami wyobraźni ujrzałem Jade. W Esmeraldzie była jednak powaga i delikatność, jakiej u Jade zawsze mi brakowało. Tylko to utrzymało mnie w przekonaniu, że stoi przede mną ktoś tylko do mojej byłej narzeczonej podobny i nic więcej.
- O Jade. A niby o czym? - Esmeralda uniosła brwi.
Potrząsnąłem głową, by powrócić do rzeczywistości i wypuściłem głośno powietrze.
- Nie mam od dłuższego czasu kontaktu z Jade. Naprawdę nie wiem, o czym chce pani ze mną rozmawiać... - zaprotestowałem.
Esmeralda wolnym krokiem podeszła do stołu zastawionego potrawami. Byłem tym taki zaskoczony, że aż urwałem w połowie zdania. Kobieta postawiła swoją czarną, skromną torebkę na wolnej przestrzeni, jaką znalazła na blacie i poprawiła granatową marynarkę. Później odwróciła się z powrotem do mnie i zlustrowała mnie wzrokiem.
- Zna pan Jade. - odezwała się. - A więc chyba zdaje sobie pan sprawę z tego, jaka ona jest. Czasami widzi rzeczywistość w zbyt różowych kolorach, ale to działa w dwie strony.
Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale Esmeralda uciszyła mnie machnięciem ręki. Czułem bijącą od niej pewność siebie.
- Proszę dać mi skończyć. A więc, Jade nie jest w zbyt dobrym stanie. - kontynuowała. - Obecnie przebywa w ośrodku psychiatrycznym, po tym, jak zaczepiała na ulicy mężczyzn, myśląc, że są panem. Nie będę się wdawać w szczegóły, bo po pana minie wnioskuję, iż sobie to łatwo wyobrazić. - uśmiechnęła się kpiąco. - To pana wina.
Aż mnie zatkało. Wciągnąłem gwałtownie powietrze i się nim zakrztusiłem z wrażenia. Ramallo uderzył mnie mocno w plecy otwartą dłonią, bym przestał kasłać.
- Jak to moja wina?
Esmeralda zachichotała pod nosem, jakby bawiło ją to, że właśnie prawie umarłem z zaskoczenia.
- Twoja, bo pozwoliłeś jej się pokochać.
Nie uszło mojej uwadze, że zrezygnowała już ze zwracania się do mnie per pan.
~,~
Federico
Słowa Ludmiły rozbrzmiewały w mojej głowie przez całą drogę do hotelu, w którym obecnie mieszkałem z mamą. Oczywiście zaraz po ich wypowiedzeniu uciekła. Nie pobiegłem za nią, bo coś mi podpowiadało, że ona potrzebuje samotności. Każdy czasami musi sobie pomyśleć w odosobnieniu, z dala od wścibskich spojrzeń.
W tej chwili tak. Bo jestem z tobą.
Zrozumiałem, że Ludmiła w pewnym sensie boi się szczęścia, boi się wreszcie przyjąć do wiadomości, że i jej należy się odrobina radości i uśmiechu w życiu. Ta dziewczyna wiecznie udaje, nie wie, kim jest tak naprawdę. To dość zabawne, bo ja akurat doskonale wiem, kim jest Ludmiła Ferro. Wie to także Naty, która postanowiła dać jej drugą szansę. Ludmiła jest niesamowicie utalentowana, wrażliwa, bardzo szybko przywiązuje się do ludzi i boi się porażek. Takie cechy odkryłem u niej podczas niewielkiej ilości czasu, jaką razem spędziliśmy. Może warto porozmawiać z Naty? Ona w końcu zna Ludmiłę praktycznie od zawsze. Na pewno wie o niej więcej, niż ktokolwiek inny.
Czy zakochałem się w panience Ferro? Zadaję sobie to pytanie od dłuższego czasu, ale nie potrafię znaleźć na nie odpowiedzi. Ciągle pamiętam o tym niefortunnym zauroczeniu Violettą z tamtego roku. A co, jeśli do Ludmiły też czuję coś tak kruchego, że niedługo o tym zapomnę? Nie chcę jej zranić, a to jest bardzo łatwe. Wystarczy jeden niewłaściwy gest, jedno słowo, a ona znowu zamknie się w swoim królestwie i mnie do niego nie wpuści. Hm, tak naprawdę nadal jeszcze mnie do niego nie wpuściła. Czuję między nami dystans, jakąś barierę, którą tylko ona może przekroczyć.
Wyszarpnąłem z kieszeni dżinsów telefon i szybko wystukałem na klawiaturze numer Natalii. Poczułem, że rozmowa z kimś, komu także zależy na Lu, jest konieczna. Szkoda, że nie znam więcej osób, dla których Ferro by coś znaczyła.
- Federico? Dlaczego dzwonisz tak późno? - rozległ się głos Naty.
Odetchnąłem głęboko, by uspokoić drżenie głosu. Nie wiedziałem, co powiedzieć. O co tak naprawdę chciałem zapytać Naty? Czego chciałbym się dowiedzieć?
- Jak dostać się do królestwa Ludmiły? - wypaliłem.
Już chciałem się poprawić, bo przecież Naty nie zrozumiałaby mojego bełkotu na temat jakichś królestw. Powinienem zatrzymać swoje przemyślenia dla siebie.
- Jest pewne hasło. Mogę ci je zdradzić. - odparła, jakby dokładnie wiedziała, o czym bredzę.
Zdałem sobie sprawę z tego, że przecież Naty dostała się dawno temu za mury królestwa Ludmiły. Lepiej niż ktokolwiek inny wiedziała, o czym mówię.
- Mów. - poprosiłem cicho.
- Dwa proste słowa. Kocham cię.
~,~
Francesca
To tak jakby ktoś zabrał mi cząstkę mnie samej. Tak jakbym straciła coś, bez czego trudno mi oddychać. Tak się czułam, leżąc podłodze na środku mojego pokoju i rozmyślając o Marco.
Tak, wiem, powinnam dać sobie spokój i po prostu zapomnieć, a nie użalać się nad sobą. Robienie z siebie ofiary nic nie da. Lepiej podnieść się i iść dalej, z dumnie uniesioną głową. Po co zadręczać się przeszłością? Niektóre chwile i ludzie nigdy nie wrócą, będą żyć tylko w naszej pamięci. Tyle, że ja nie chcę wcale powiedzieć mu "żegnaj". Co z tego, że to już koniec nas? Ja nie umiem wymazać go z pamięci.
- Fran. - cichy głos przedarł się do mojej świadomości.
Bez pośpiechu wstałam z podłogi i założyłam za ucho kosmyki włosów, które wymknęły się zza białej opaski ozdobionej czerwoną kokardką. Przetarłam oczy, bo miałam dosyć zamglony obraz. Dostrzegłam Violettę, Camilę, Stefy i Naty. Wszystkie cztery miały zatroskane miny.
- Co tu robicie? - zapytałam zachrypniętym głosem.
Spojrzały po sobie i po chwili odpowiedziała mi Violetta.
- Byłyśmy przecież umówione na karaoke.
Spuściłam wzrok. Zachowałam się jak kompletna egoistka, tak po prostu sobie wychodząc i olewając przyjaciółki. Ale byłam zaślepiona cierpieniem. Nie widziałam nic poza zamazanym obrazem zatłoczonego Resto, łzy płynęły po moich policzkach strumieniami. Czy to jest jakieś usprawiedliwienie, czy może nie mam nic na swoją obronę?
- Chodzi o Marco? - zapytała cicho Stefy.
Skinęłam ledwo dostrzegalnie głową i usiadłam przed dużym lustrem zawieszonym na ścianie. Przyjrzałam się dokładnie swojemu odbiciu. Coś jest ze mną nie tak? Dlaczego mnie spotyka to wszystko? Jestem taka przeciętna, taka zwykła, taka nijaka.
- On wyjeżdża do Meksyku. - wyszeptałam. - A przecież ja go kocham.
Przymknęłam powieki i pozwoliłam łzom płynąć swobodnie po bladych policzkach. Zacisnęłam mocno pięści, by nie walnąć w coś z całej siły w przypływie niekontrolowanych emocji.
- Jesteśmy z tobą, Fran, pamiętaj. - wszystkie cztery objęły mnie lekko ramionami.
Mimo wszystko uśmiechnęłam się przez łzy. Gdy świat mi się wali, one są obok. Gdy promienieję ze szczęścia, one są obok. Są zawsze, nie ważne, czy to dobre czy złe chwile. Prawdziwi przyjaciele to skarb. Może jednak nie wszystko w moim życiu jest takie najgorsze. I mnie spotykają dobre rzeczy.
- Chodźcie na to karaoke. - zaśmiałam się przez łzy. - Muszę coś robić, bo oszaleję.
Dziewczyny uśmiechnęły się do mnie szeroko. Wiem dobrze, o czym każda z nich pomyślała. Taką Fran znamy i kochamy. Właśnie. Przecież taka jestem. Silna i niezależna. Nieszczęśliwa miłość to nie koniec świata. Marco kiedyś wróci, bo naprawdę mnie kocha. Nie jestem naiwna i wiem, że nie wszystko kończy się dobrze, ale... Ta historia akurat dostanie swój happy-end. Jestem tego pewna.
~,~
Violetta
Pociągnęłam łyk koktajlu truskawkowego i przyjrzałam się ludziom tańczącym na parkiecie. Uśmiechnięte twarze, rozczochrane włosy - wszyscy wyglądali praktycznie tak samo. Tylko jedna postać odznaczała się na tle tłumu. Francesca. Odkąd weszłyśmy do klubu karaoke nie opuszczała parkietu. Przetańczyłam z nią kilka piosenek, ale ileż można. Stefy, Naty i Cami postanowiły pośpiewać i obecnie robiły furorę wśród zebranych swoim wykonaniem "Veo Veo". Ja jakoś nie potrafiłam zmusić się do wejścia na scenę. W głowie ciągle siedziała mi Fran i to, w jakim była stanie, gdy do niej przyszłyśmy. A później tak szybko się pozbierała. Zawsze zazdrościłam jej tego, że jest taka silna i potrafi sobie poradzić z najtrudniejszymi problemami. Nie ważne, co się dzieje, Francesca Resto zawsze znajdzie jakiś sposób, by się z tym uporać. Utrata miłości swojego życia... Pamiętam doskonale, co się ze mną działo, gdy wyjechałam do Madrytu. Umierałam z tęsknoty za Leonem, nie chciałam wychodzić z domu, krzyczałam, płakałam, rzucałam przedmiotami. Uczucie rozrywające mnie od środka było nie do zniesienia. Cóż, niestety nie każdy radzi sobie tak dobrze z cierpieniem jak nasza Fran.
- Violu, chodź ze mną potańczyć! - zawołała wesoło Fran, przerywając moje rozmyślania.
Uniosłam na nią wzrok i ujrzałam szeroki uśmiech, który chyba miał zamaskować to, co tak naprawdę w tamtym momencie odczuwała moja przyjaciółka. Może i jestem bardzo wrażliwa i nie umiem uporać się z niektórymi uczuciami tak jak Fran, ale potrafię odróżnić fałszywy uśmiech od prawdziwego.
- A nie wolałabyś pogadać? - zapytałam niepewnie.
Francesca usiadła obok mnie na miękkiej kanapie, którą zajmowałam tylko ja.
- Wiesz, ty potrzebujesz rozmowy, gdy cierpisz. - zaczęła. - Ale ja nie chcę rozmawiać, ja chcę się bawić, uśmiechać i cieszyć tym, co jeszcze mi zostało. Tak wiele dzisiaj straciłam.
Wiedziałam, że ma na myśli Marco. Był praktycznie całym jej światem, zajmował w jej sercu bardzo dużo przestrzeni. Zakochała się w nim tak, jak jeszcze nigdy, obdarzyła go uczuciem, które bała się komukolwiek podarować po niefortunnym zauroczeniu Tomasem. Marco pokazał jej, że jest jeszcze sens kochać, że to uczucie może rozjaśnić nawet najsmutniejsze dni. A teraz odszedł. O tak, Francesca rzeczywiście straciła bardzo dużo.
- Przepraszam, Fran. - westchnęłam. - Chyba powinnam częściej myśleć o potrzebach innych, a nie tylko wiecznie "ja, ja, ja"...
Przyjaciółka położyła mi dłoń na ramieniu i uśmiechnęła się. Jej wyraz twarzy mówił, że nie ma mi za złe tego, że się odrobinę pomyliłam. Nikt nie jest idealny.
- Zawsze przy mnie jesteś i to jest najważniejsze. - powiedziała Fran. - Kocham cię.
Po tych słowach przytuliłam ją do siebie mocno. Wielkie szczęście, że spotkałam Francescę Resto. Bez nie nie byłabym tym, kim jestem. Jak zwykle musiało stać się coś złego, bym uświadomiła sobie kolejną ważną rzecz.
~,~
Stefy
Od kiedy zamieszkałyśmy z mamą u babci, moje życie stało się niewiarygodnie monotonne. Nigdy nie byłam zrzędliwa, więc nikomu nie zwierzyłam się z tego, że to wszystko zaczyna mnie powoli nudzić. Że nie cieszą mnie już takie błahostki jak randka z Tomasem czy babeczki, które mama piecze raz na tydzień. Jakaś ważniejsza rola w zadaniu wyznaczonym przez Pablo, pochwała od Jackie, która jest bardzo wymagająca, wypad na miasto z przyjaciółmi... Tak, wiem, powinnam być wdzięczna losowi za to, że pozwolił mi wreszcie na odrobinę szczęścia. Ale to chyba prawda, że najbardziej pragniemy tego, czego nie możemy mieć.
Chciałam mieć spokojne życie, a kiedy je dostałam... Poczułam, że dreszczyk emocji jest niezbędny.
- Stefy, co ta kanapka ci zrobiła? - ciszę rozdarł rozbawiony głos mamy.
Zauważyłam, że porwałam kawałek chleba na małe kawałeczki i porozkładałam je na talerzu, przez co utworzyły serce.
- Przepraszam, zamyśliłam się. - wymamrotałam, wpychając do ust część mojego "dzieła".
- Myślałaś o Tomasie? - zapytała mama, uśmiechając się domyślnie, tak, jak potrafi tylko matka pytająca swoje dziecko o miłosne rozterki.
Westchnęłam cicho i upiłam łyk zimnej już herbaty.
- Tak właściwie to myślałam o... tacie.
Mina momentalnie jej zrzedła. Tak, nie powinnam o tym wspominać. W końcu tyle krzywdy nam wyrządził, zniszczył nam praktycznie całe życie swoim uzależnieniem od alkoholu. Nie miałam szansy na normalne dzieciństwo, wszystko przeminęło szybko jak jakiś przykrótki koszmar, po którym budzisz się w ciepłym łóżku i uświadamiasz sobie, że nic ci nie grozi.
- Stefy... - zawahała się.
- Nie powinnam. Wiem. Przepraszam. - spuściłam głowę i zaczęłam wodzić palcem po talerzu.
Mama chyba chciała powiedzieć coś jeszcze, ale przerwało jej delikatne pukanie do drzwi. Podniosłam się, bo pomyślałam sobie, że to pewnie Tomas przyszedł po mnie, żebyśmy razem poszli do Studia, ale babcia mnie uprzedziła. Dość szybkim krokiem wyszła z kuchni i otworzyła drewniane drzwi. Nie stał za nimi Tomas.
Stała tam osoba, której w życiu bym się nie spodziewała przed tymi drzwiami. Ubrany w garnitur. W życiu nie widziałam go w garniturze. Wyglądał jak... nie on. Ogolona twarz, oczy nie zamglone, ale czyste i lustrujące wszystko dookoła tak, jakby to był pierwszy raz. Jakby urodził się na nowo.
Ujrzałam mojego ojca.
~,~
Camila
Starałam się z całych sił nie myśleć o Danielu. Wybraliśmy drogę, którą każde z nas musi kroczyć osobno. Wspólnie zdecydowaliśmy, że tak będzie lepiej. To dziwne, bo wcale nie jest mi lepiej bez niego. Ale muszę zwalczyć w sobie to dziwne uczucie, którym darzę Daniela. Teraz nie jestem już pewna tego, że to miłość. Coś się zmieniło. Nigdy chyba nie ufałam Danowi. Zawsze było jakieś "ale", które wisiało między nami niewypowiedziane. Naszemu związkowi czegoś brakowało. Może prawdziwego uczucia? A może zaufania? Teraz to nie ważne, bo nadszedł koniec. I nic nie możemy z tym zrobić.
- Cami, pospiesz się. - ponagliła mnie Francesca.
Odgarnęłam w roztargnieniu włosy z twarzy i spakowałam do kolorowej torebki potrzebne rzeczy, po czym uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
- Możemy iść.
Wyszłyśmy na świeże powietrze i ruszyłyśmy w kierunku Studia. Długa sukienka łopotała wokół moich kostek przy dość porywistym wietrze, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że świat się nie zmienił. Od zerwania z Danielem nabrałam zwyczaju analizowania wszystkich doznań, tak jakbym na siłę próbowała się przekonać, że wcale nie tak wiele rzeczy uległo zmianie.
- Cami, powiedz, jak to jest, patrzysz codziennie na Daniela i wiesz, że nie możesz z nim być... - odezwała się Fran.
Przyjrzałam jej się. Widoczne było, iż moja przyjaciółka z całych sił próbuje uporać się ze stratą Marco. Znam ją bardzo dobrze i wiem, co robi, gdy cierpi. Oczywiście pierwszym etapem zawsze jest to, że się załamuje, po czym wstaje na nogi. Później stara się przeanalizować to, jak zachowała by się inna osoba na jej miejscu, zadaje mnóstwo pytań.
- Na początku było mi trudno. Ale zrozumiałam, że nasze uczucie nie było do końca prawdziwe. To nigdy nie była miłość. - westchnęłam, mrużąc oczy przed słońcem, które rankiem świeciło mocno nad Buenos Aires.
Francesca otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale zaraz z tego zrezygnowała. Pogłaskałam ją po ramieniu w geście otuchy.
- Jak myślisz... To lepiej, że Marco jest daleko i nie mogę na niego patrzeć? - zapytała po chwili cichym głosem. - Chyba nie zniosłabym myśli, że jest blisko i nie mogę...
Lepiej? Nie. Na pewno nie jest lepiej, gdy tracisz miłość swojego życia.
- Nie, Fran, tak wcale nie jest lepiej. - odparłam. - Powinnam cię pocieszyć, ale nie chcę kłamać. Gdy tracisz miłość, okoliczności nie są ważne. Zawsze jest tak samo.
Pierwszy raz przyszło mi do głowy, że uczucie, które mogło zrodzić się między mną a Danielem nie dostało szansy. Za mało czasu, zbyt duże oczekiwania.
~,~
Leon
Próbowałem się z tym uporać. Naprawdę próbowałem. Ale przez to nie śpię już po nocach, nie umiem się na niczym skupić. Przez jakiś czas wychodziło mi udawanie szczęśliwego. Ale wiecznie nie można nosić maski.
- Leon! - poczułem jej kruche ramiona obejmujące moją szyję.
Przytuliłem ją do siebie już odruchowo, bo dotykanie jej stało się dla mnie jak oddychanie. Niezbędne do życia.
- Cześć. - szepnąłem, gdy się ode mnie odsunęła.
Spuściłem głowę, ale i tak poczułem na sobie jej przenikliwe spojrzenie. Lustrowała mnie wzrokiem dokładnie, jakby szukała czegoś, co jest nie tak, jak powinno.
Szeroki uśmiech momentalnie zniknął z jej twarzy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Odgarnęła niesforne kosmyki włosów, które wymknęły się z zaplecionego luźno warkocza i przygryzła wargę. Cofnęła się o kilka kroków i usiadła na krześle, które najprawdopodobniej zostawił tam Beto w roztargnieniu poprzedniego dnia.
- Boję się. - odezwałem się.
Po jej minie wywnioskowałem, że doskonale wie, co siedzi mi w głowie. Nigdy nie potrzebowaliśmy wielu słów, by odkryć swoje najskrytsze sekrety.
- Myślałam, że mi ufasz. - jej głos się łamał.
Uklęknąłem przy niej i ująłem jej dłonie.
- Ufam. - pocałowałem delikatnie zewnętrzną stronę jej filigranowej rączki. - Ale jestem tchórzem, Violu.
Westchnęła cicho i zsunęła się z krzesła prosto w moje ramiona.
- Nie jesteś tchórzem, Leon. - wymamrotała, wtulając się w moją koszulę. - Strach nie jest niczym złym.
Przycisnąłem ją do siebie mocno, ale już nic nie powiedziałem. Co z tego, że każdy odczuwa strach. Co z tego, że to normalne. No tak, mogę się bać wysokości czy czegokolwiek innego, ale myślałem, że o to już nie będę się musiał obawiać. A tymczasem to wróciło w najmniej odpowiednim momencie.
Masz, Xenia. Tak bardzo chciałaś, to proszę bardzo, prezentuję ci rozdział 53. :D Teraz się pewnie wyprzesz tego, że czekałaś, jak to ty, ale co tam. xd Przepraszam tak w ogóle za to, że tak długo nie było rozdziału, ale miałam lenia i cały weekend sobie czytałam "Dary Anioła". Jak ktoś też się jara tą książką, to niech da znać. xd A tak serio, to obiecuję, że w następnym rozdziale będzie Naxi, bo ostatnio coś o nich zapomniałam. I to tyle ode mnie. Kocham was i do następnego! <3
[EDIT] KUUURDE MAM 100 OBSERWATORÓW <3 <3
Jak to nie miłość?!
OdpowiedzUsuńDobra, dobra. Przepraszam. Rozdział cudo, ale jak to nie miłość. Jak Camila odważyła się tak myśleć? Przecież Dan tyle dla niej robi. Ale ona tego nie wie. Może ona próbuje to sobie wmówić żeby tak nie cierpieć? No błagam... Proszę Cię pogódź ich. Oczywiście wszystkie wątki sà genialne, nawet te smutne. Ale jak to nie miłość? :'(
Buziaki, Hania
Na razie jestem pierwsza , ale pewnie ktoś mnie wyprzedzi :D
OdpowiedzUsuńGenialny , boski ;****
Moja ukochana Fran ... Smutno mi :(
Szkoda mi Marco , Camili
W ogóle rozdział jest smutny , ale jak zwykle przecudowny ;**
Nie mogę się doczekać następnego
Cudowny! <3
OdpowiedzUsuńJak mi jest smutno, gdy czytam te uczucia Fran. :<
Fajnie, że ma ona takie przyjaciółki. <3
Szkoda, że Cami i Danielowi się nie udało. :<
Czekam na następny rozdział. <3
Genialny <3 <3
OdpowiedzUsuńKiedy next ??? :**
Leonetta :**
Masz wielki talent !! :3
Weny życzę ^^
Pozdrawiam :)
Patrycja ;)
Świetny ;)
OdpowiedzUsuńJa też się nią jaram <3
Kol poleciła mi film i tak mi się spodobał że postanowiłam poczytać książki ;D
Obecnie jestem dopiero w połowie 2 części
Ale sądzę że w tym tygodniu zdążę przeczytać wszystkie xD
Jeśli będę utrzymywać tępo
Czekam na next
Heej :)
OdpowiedzUsuńDobra, zacznę od tego, że rozdział jak zawsze jest swietny :)
Oo, ojciec Stefy się zmienił... Oo, dziwne :)
Biedna Cami, biedna Fran... Obdywie straciły swoje miłości... :(
Federico chce dostać się do królestwa Ludmiły... jakie to romantyczne!
Przepraszam że komentarz tak krótki i bez sensu, ale jakoś nie mam co pisać xD
Czekam z nieceirpliwością na kolejny i zapraszam do mnie:)
\Pozdrawiam <3333
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa się jaram Darami Anioła <3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie części już dawno xD Jaaace *.*
No, a co do rozdziału (bosz, jak ja dawno ci nie komentowałam :O) to był świetny, jak zawsze zresztą. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! Punkt widzenia Federico przede wszystkim. Pięknie to napisałaś, po prostu ... no ach! Tyle mam do powiedzenia.
Nie mogę uwierzyć w to, że pomiędzy Cami i Danielem nie było miłości. No po prostu nie mogę! Oni byli tak cudowną parą razem <3 Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś ich połączysz. Jest jakaś nadzieja w ogóle?
Czekam na powrót Marco. Niech Fran nie cierpi za bardzo :(
Wgl. tak cudownie to opisałaś! Pięknie i wspaniale.
Buziaki
Carmen E.
Następny genialny rozdział droga Magdaleno :) Zacnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńSprawiasz, że przeżywam wszystko wraz z bohaterami Twojego opowiadania. Przeżywam wyjazd Marco i smutek Fran, ukrywany pod uśmiechem. Przeżywam cierpienie Camilli, która ma chwilę zwątpienia w miłość Daniela. Przeżywam rozterki Federica i strach przed utratą ukochanej, odczuwany przez Leona. Przeżywam wszystkie emocje związane ze zmianą życia Stefy. To wszystko jest takie piękne. Sposób w jaki to wszystko opisujesz. Naprawdę. Jesteś prawdziwą mistrzynią w tym fachu. Zdejmuję kapelusz z głowy i składam ukłon :)
Pozdrawiam serdecznie :*
Nie rozumiem dlaczego Cami sobie wmawia, że to nie jest miłość? Przecież na kilometr widać, co jest między nimi. Jak się dowie, że Dan się tak dla niej poświęcił, to będzie jej głupio, że tak myślała! I bardzo dobrze! Może się wreszcie nauczy, że nie wszystko jest czarne, albo białe. Pomiędzy tym jest wiele odcieni szarości. I to, że Dan tak postąpił, mimo tego, że wcześniej tak im było ze sobą dobrze, powinno ją zastanowić. Przecież logiczne, że nie da się od tak odkochać, c'nie? Czemu nie ruszy tą rudą głową i nie skapnie się, że coś się musiało wydarzyć? Tak po prostu zrezygnowała z niego... No nie wytrzymam! xD
OdpowiedzUsuńTak... Jestem sfrustrowana.
Fran rzuciła się w wir imprez, żeby jakoś zapchać tą straszną dziurę w sercu, którą wyrwała jej wiadomość o wyjeździe Marco. Musisz tak dołować wszystkich? Mieli być szczęśliwy, a tu gówno. Jedno wielkie gówno. On sobie wyjeżdża. No można się załamać! Takie to wszystko jest niesprawiedliwe... Jak tu wierzyć w miłość, jak zawsze coś musi się popsuć? Nie może być cały czas dobrze? Najczęściej, jak już sobie coś poukładasz, to potem jest wielkie bum.I wszystko się wali. Jak jakiś domek z głupich kart.
Jakaś jestem jeszcze rozżalona dzisiaj...
No i Leon... On jest taki idealny, nie? Takie bożyszcze nasze. I ja bym tak chciała, żeby był szczęśliwy, bo zasłużył. Tyle czasu się uganiał za tą Violką, ona go tak raniła, ale w końcu dopiął swego. No i co z tego? Jak gdzieś tam w tej przystojnej główce czai się ten strach, że historia może się powtórzyć? Ona jest dla niego wszystkim, ale zawsze może się pojawić ktoś inny, prawda? I znowu może mieć jakieś zawahania... Wcale mu się nie dziwie, że się martwi. Violetta potrafi być wkurw... denerwująco irytująca. Niby zawsze chce dla wszystkich dobrze, ale jednak wychodzi tak, że myśli o sobie... Ogarnęłaby się, tak? Niech zrobi coś, co zaskoczy Leona. Coś co mu pokaże, jak bardzo jest dla niej ważny. Niech się za nim pougania! W końcu równouprawnienie jest. Skoro on potrafił, to ona też powinna!
Takie moje skromne zdanie.
No i jeszcze Fede i Lu. No zakochał się "pan wysoka grzywa". I niech zacznie wyrywać tą Lu. Ja wiem, że on chce tak powolutku... stopniowo zdobywać jej serce, ale czasami lepszy efekt daje nagłe wtargnięcie, prawda? No go jak mamy zamknięte drzwi, to owszem można się bawić wsuwką i próbować je otwierać, ale można wycelować w nie z bazuki jakiejś i wtedy efekt jest dużo szybszy! Albo jakimś czołgiem mógłby przejechać...
Takie tam moje widzimisie.
Może Naty mu jakoś pomoże? W końcu zna ją dobrze. Niewątpliwie lepiej niż on.
A zapomniałabym o Stefy! Tak jakoś mi dziwnie zabrzmiało to, że brakuje jej dreszczyku emocji... Zaraz pomyślałam sobie, że jest współuzależniona... Ale z drugiej strony, bądź co bądź, to przecież jej tata, który gdzieś się pogubił. Może gdzieś w głębi duszy go kocha? Poza tym skoro przyszedł do nich taki wyszykowany to może coś zrozumiał? Może po ich stracie uświadomił sobie, co jest w życiu najważniejsze i chce to odzyskać? Może jest jeszcze szansa na to, żeby stworzyli szczęśliwą rodzinę? Na pewno nie będzie to łatwe, ale jeśli wszyscy się postarają to wierzę, że im się to uda.
Taki jakiś dziwny ten mój komentarz, nie uważasz? Tak jakoś mnie naszło. Musisz mi to wybaczyć.
Może jeszcze Ci napiszę, że podziwiam Twój talent? Że niesamowicie opisujesz te rozterki bohaterów, ich uczucia i w ogóle.
I jesteś taka cudowna.
I chciałabym, żebyś częściej coś dodawała, ale rozumiem, że są inne obowiązki.
No cóż...
Czekam na kolejny rozdział.
3maj się cieplutko
Aha... Ja nie jaram się "Darami Anioła", ale może zacznę? Jeśli polecasz... W końcu trzeba znaleźć sobie jakieś zajęcie, żeby się nie uczyć, prawda?
UsuńJeny, jakie to piękne. Lubię, uwielbiam, szanuję, kocham Twoje opowiadania.
OdpowiedzUsuńJade w szpitalu psychiatrycznym? Od dawna ją tam widziałam z Matiasem obok. A winę najlepiej zwalić na Germana... Ja pewnie też bym zwaliła, bo go nie lubię.
Fede jaki romantyczny:) Nie wiem czemu, ale ten cytat mnie urzekł: "Dwa proste słowa. Kocham cię." Femiłka:) Znaczy... w opowiadaniach sercem jestem za Lenerico, ale tutaj to jest tak pięknie opisane, że... brak mi słów.
Biedna Fran... Szkoda mi jej. Niech Marco nie wyjeżdża.
Vilu i Leon - uwielbiam. Nikt nie umie opisać ich uczuć tak pięknie jak Ty.
Tatuś Stefy się ogarnął? Wierzę w niego.
Danila... ech... Moja ulubiona para w tym opowiadaniu rozdzielona... Łzy mi cieknął do oczu.
Podsumowując: cudny rozdział, cudni bohaterowie i cudny Fede:)
Czekam na next:)
P.S. Jestem nowa na bloggerze.
P.S.2 Jaram się "Darami Anioła". Film oglądałam cztery razy:) Książek zamówiłam trzy pierwsze części, a jak na złość przychodzą już od dwóch tygodni:/
Nie czytam tego, bo nie było karaoke takiego fajnego wymarzonego. :(
OdpowiedzUsuńKocham cię, Madziu!
Kocham ten rozdział!
Jak na razie kocham cały świat. <3
Kocham cię?
To hasło.
Ja bym nigdy nie wymyśliła czegoś tak wspaniałego.................
Serio...
Boże, jaka ja głupia jestem.
A ty jesteś taka super ;c
Xenia <3
Super ;) serio, super. Kiedy kolejny ? :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :
http://martinastoesselxxx.blogspot.com/
Maddy... Wspaniały rozdział! :D
OdpowiedzUsuń"Dary Anioła"? Przeczytałam niedawno! Jace to ma miłość :P Haha, nie, no lubię te jego "żarciki" :) A tak serio ta seria od niedawna jest jedną z moich ulubionych :]
Co do rozdziału...
Jeju, German rozmyślający o Jade! W sumie to ciekawe, bo w serialu tak nie było, co on o niej myśl, oprócz tego, że kocha Angie i nie chce jej ranić :P A to co Esme powiedziała z tym, że Jade go pokochała! W sumie mi jej trochę żal i wylądowała w psychiatryku ;(
Fedemiła/Femiła! Kocham, kocham, kocham :D Fede widiz w Lu, to czego inni nie dostrzegli, widzi jej prawdziwe wnętrze i to mi się najbardziej podoba! Jak dostać się do królestwa Ludmiły?! :D PIĘKNE
Aaaaa... Fran... Szkoda mi jej :( Dobrze, że ma przyjaciółki :) Fran i Viola - wzruszyłam się! Dobrze, że są takimi przyjaciółkami.
Stefy - ma ciężko, ale bardzo ją lubię i ta końcówka z ojcem!
Cami i Daniel - WHY? cierpię z nimi ;(
LEON, nie jesteś tchórzem ;D piękny ten kawałek.
Ok, pod koniec mojego komenta, krótko opisałam, bo ja mam chyba jakiś limit i nie umiem skleić zdań :D Piękny rozdział, podoba mi się jak opisujesz te uczucia i wgl. :D Wg. mnie najlepszy fragment oczywiście Federa (XD), Fran i Cami :) Ale reszta też super!
Ok, czekam na następny rozdział!
Madzieńku mój kochany <3
OdpowiedzUsuńMówiłam, że przybędę, tak więc przybywam. Wiem, ze miałam to zrobić w weekend, ale niestety nie dałam rady. Kolejny raz błagam o wybaczenie. Powiedz mi, jak to jest, że to już pięćdziesiąty trzeci rozdział, a ja za każdym razem jestem tak samo zachwycona? Jak to dzieje się tak, że za każdym razem robisz na mnie takie samo ogromne wrażenie? To chyba po prostu trzeba być piekielnie utalentowanym ;)
Ludzie od dawna budują wokół siebie mury. Jedni robią to w sensie fizycznym, inni natomiast w psychicznym, ale w obydwóch tych przypadkach, robią to, aby się chronić. Chronić przed otaczającym ich światem, przed cierpieniem, złem, klęską. Pragną zbudować własne, bezpieczne królestwo, do którego udaje dostać się tylko nielicznym. Tak też było w przypadku panny Ferro. Ta z pozoru twarda i niezależna diva, która nie liczy się z uczuciami innych, w rzeczywistości jest wrażliwą, zagubioną dziewczyną, która po prostu, najzwyczajniej na świecie boi się. Boi się cierpienia, przez co nie chce dopuścić do siebie ludzi, bo im bardziej pozwolisz komuś się do siebie zbliżyć, tym większe podejmujesz ryzyko, że ta osoba może Cię zranić. Według mnie Ludmiła jest bardzo ciekawą postacią, niezwykle skomplikowaną, pełną sprzeczności. Pytanie brzmi, czy pozwoli się do siebie komuś zbliżyć? - Zobaczymy ;)
Jak ja uwielbiam relację na linii Fede - Naty. Nie ukrywam, że troszkę mi smutno, iż u Ciebie, nie mogę liczyć na nic więcej niż przyjaźń, pomiędzy tą dwójką. Aczkolwiek z przyjaźni też jestem niezmiernie zadowolona. Bo oni są zawsze w opór słodcy, jeżeli tylko są razem ;)
Im bardziej Ci na kimś bądź na czymś zależy, tym bardziej boisz się tego stracić. Tak właśnie jest w przypadku Leona. Violetta jest dla niego sensem życia, powietrzem, bez którego nie sposób oddychać, wodą, która jest niezbędna do życia, gwiazdą, która wskazuje mu drogę. Tak długo musiał o nią walczyć, pokonać tyle przeszkód, które bezwzględny i okrutny los stawiał na ich drodze, przetrwać wszystkie próby, a on mimo wszystko nigdy się nie poddał, zawsze wierzył, zawsze był przy niej, wspierał. I właśnie to okazało się być kluczem do serca panny Castillo. Dlaczego więc i teraz nie może być spokojny, nie może zaznać szczęścia? Dlaczego po tym wszystkim co się wydarzyło, nie czuje się pewien? Bo tak właśnie jest. To, że się boi, wcale nie świadczy o tym, że jest tchórzem. Nie, jest wręcz przeciwnie. To, że przyznał się przed nią, że obawy spędzają mu sen z powiek, świadczy o jego odwadze i zaufaniu w stosunku do dziewczyny. A ja jestem pewna, ze wszystko będzie dobrze, bo ich miłość jest piękna i prawdziwa i niezależnie od tego co by się działo, oni zawsze będą razem ;)
Stracić miłość to rzecz okropna, a wręcz nie do opisania. Bo stracić miłość to zupełnie jak stracić wszystkie barwy, kolory, które nadają życiu niesamowity charakter, które zmieniają naszą szarą rzeczywistość, sprawiają, że staje się ciekawsza. A tak niestety stało się w przypadku Fran i Cami. Obydwie straciły tak ważne dla nich osoby, nie miały szansy przez dłuższy czas zasmakować szczęścia, bliskości drugiej osoby. Ma jednak nadzieję, ze wszystko się ułoży ;)
UsuńKolejną kwestią, która mnie zaskoczyła była perspektywa Germana. Nigdy nie czytałam, żeby on w ten sposób podchodził do Jade, żeby się nad nią zastanawiał, nad tym co ich łączyło. Ale prawda jest taka, że był moment, w którym byli sobie bliscy, więc nie dziwię się Jade, że zwariowała. Obecnie jestem na polskim w trakcie romantyzmu, więc chyba już nic mnie nie zaskoczy, jeśli chodzi o niespełnioną miłość ;)
No i na koniec została mi Steffy. Tak to już niestety jest na naszym świecie. Mam coś - nie doceniamy tego, tracimy to - nagle, zdajemy sobie sprawę ile dla nas znaczyło. Przewrotna ta nasza rasa ludzka, ale co zrobić? No właśnie. Mam tylko cichą nadzieję, ze u naszej uroczej brunetki, wszystko się ułoży, bo dziewczyna niewątpliwe zasługuje na szczęście.
Madziu, Słoneczko, Ty jesteś przecudowna, przecudownie piszesz i zawsze o tym pamiętaj. Uwielbiam Cię i zawsze będę. Masz niezaprzeczalny talent, który jest tak solidnie zakorzeniony, że nie da się go w żaden sposób podważyć. Do następnego ;)
Buziaki, Diana ;***
P.S. Nie zmieściłam się w jednym komentarzu xD Muszę złożyć zażalenie do blogspota, żeby powiększyli ilość znaków xD
Słowa Naty, co do Lu, są idealne. Aby dostać się do Królestwa Lu, są potrzebne dwa proste słowa. Słowa, które z pozoru wydają się nam proste, a tak naprawdę są cholernie trudne. Dlaczego? Prawda jest taka, że są dwa rodzaje słowa Kocham Cię. Pierwszy rzucany na odczepnego, mówimy, bo mówimy, nie patrząc na to, czy to prawda, czy kłamstwo. Nie raz zdarza się tak, że mówmy ;;kocham Cię'' , aby nie sprawić przykrości drugiej osobie, która nas kocha, bo przecież nie zawsze uczucie jest odwzajemniane. Ale takie nieprawdziwe kocham cię, kiedyś zostanie odkryte i wtedy bedzie ból, cholery ból, który może zniszczyć naszą Duszę.
OdpowiedzUsuńI jest drugi rodzaj słowa Kocham Cię. Ten, który jest prawdziwy i szczery. A gdy jest prawdziwy, to wtedy nie przychodzi nam tak łatwo powiedzenie go. Dlaczego? Bo do miłości trzeba dojrzeć pod każdym względem. Miłość to nie jest byle co. Miłość to prawdziwy Skarb, skarb, na który czasami trzeba poczekać. I tak właśnie jest w przypadku Lu i Fede. Im serce podpowiada, że się kochają, że im zależy na sobie, ale muszą jeszcze całkowicie do tego dojrzeć. Bo na miłość trzeba być przygotowanym, mimo że przychodzi w momencie, w którym my się tego możemy nie spodziewać. Taki właśnie paradoks. Ale paradoksy będą nam towarzyszyć zawsze i my nie mamy już na to wpływu. Jestem jednak pewna, że Fede dostanie się do Królestwa Lu,
Fran. Zupełnie inaczej reaguje na cierpienie niż Violetta. Zupełnie inaczej się zachowuje. może z początku było podobnie, ale po tym rozdziale widzimy, że tak nie jest. Fran, gdy cierpi potrzebuje ludzi, przyjaciół, potrzebuje przyjaciół, aby całkowicie nie zatracić się w swoim cierpieniu. Zupełnie inaczej niż Violetta. Ale Fran myśli bardzo dobrze. Wierzy, że jej bajka skończy się dobrze, że będzie miała szczęśliwie zakończenie, ze Marco do niej wróci. I bardzo dobrze, bo zazwyczaj każda bajka ma szczęśliwie zakończenie i kończy się dobrze. Tak będzie w przypadku Fran i Marco. Muszą jednak teraz przetrwać, a jeśli to przetrwają, to znaczy, że ich miłość była prawdziwa. Teraz cierpią, ale kiedyś powróci do nich szczęście. Bo prawdą jest, że miłości towarzyszy także ból i cierpienie, ale jeśli go pokonamy to wtedy już będzie miłość i szczęście, ale najpierw musimy o szczęście stoczyć walkę. Walkę, która będzie trudna, ale ją przetrwamy, mimo trudności, które pojawią sie na naszej drodze.
Leon, jak wspomniała Diana, im bardziej kogoś kochamy, tym bardziej boimy się, że stracimy tą osobę. Tak jest właśnie w przypadku Leona. On nie wyobraża sobie swojego życia jest Violetty. Ona jest jego najcenniejszym skarbem, największym szczęściem, jakie posiada. Gdyby kiedyś stanął przed wyborem pieniądze, a Violetta. To wybrał by tą kruchą szatynkę, która znalazła drogę do jego serca i stała się sensem jego życia. Leon już tyle razy ją tracił, że kolejnej starty mógłby już nie wytrzymać. Za dużo, by go to kosztowało, Ale to, że się boi, nie znaczy, że jest tchórzem, bo strach jest nieodłącznym towarzyszem człowieka. Boimy się. A jeśli chodzi o ukochaną osobę, to boimy się jeszcze bardziej. Leon zasługuje na szczęście. Bo ilość cierpienia, które już doznał powinna mu wystarczyć. Teraz powinno być szczęście i tylko szczęście. I na koniec, jestem pewna, że Violetta też się boi, że kiedyś go może stracić. Jednak ich miłość jest na tyle silna, że pokona, każdy strach, który panuje w ich sercu.
Cami - moja kochana Cami. Ona to ma dopiero pecha w miłości. Jednak jestem pewna, że uczucie, które łączyło ją i Daniela, było prawdziwe i prawdziwe jest. Oni po prostu muszą zawalczyć o swoją miłość i swoje szczęście.
I na koniec Stefy. Czyzby jej tata zrozumiał swoje błędy? I przyszedł przeprosić. W sumie dobrze. Bo jeśli jest tak jak myślę, to lepiej późno niż wcale. A każdy z nas zasługuje na drugą szansę i każdy popełnia błędy. Może tata Stefy będzie chciał je naprawić? Zobaczymy.
Buziaki Maddy :*
Ostatnie zdjęcie baaardzo mi się podoba, jest takie zabawne!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa ze Stefy , nie wiem czy powinna wybaczyc od razu. W sumię tak by było lepiej no ale......
Naty świetnie tu powiedziała co do Ludmi. Warto byłoby się nad tym zastanowic ;)
http://violettadisneypoland.blogspot.com/
Hmmmmmmmm..... Co by Ci napisać? To, że wspaniale, cudownie itp. piszesz i opisujesz uczucia bohaterów to już wiesz. Tak więc genialny rozdział! Federico <3 Awwww! <3 CUDO!! Czekam na następny!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Bo dzień bez rozdziału Maddy to dzień stracony! :)
OdpowiedzUsuń100000000000 besos!
Anastazja Verdas
PS. Dzięki Tobie dostałam 5 z polaka z pracy pisemnej!! Tyle sięu Cibie naczytałam o uczuciach wewnętrznych ( o tym była praca) i tak jakoś lekko mi się ją pisało! I to dzięki Tobie! Więc DZIĘKUJĘ i jeszcze 100000000000000 besos za to!!!! <3333333
kiedy nn???/ :(((((
OdpowiedzUsuńChyba jutro. Po raz kolejny przepraszam za tak straszliwie długą przerwę.
UsuńZapraszam do siebie http://disney-violettaa.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTrwa nabór na nowego redaktora ♥
Jesteś świetna !!! Nie dawno odkryłam tego bloga i wiem ,że będę wchodzić częściej . Piszesz świetnie !!!! Nie mogę się doczekać nexta . A co do rozdziału BOSKI !!! .
OdpowiedzUsuńCałusy :*
PS . Zapraszam do siebie . Dopiero zaczynam . violetta-jestemjakajestem.blogspot.com
UsuńPrzepraszam za brak komentarza. Nie będę się głupio tłumaczyła, tylko biorę się do roboty.
OdpowiedzUsuńGerman. Esmeralda jest tajemniczą osobą. Siostrą Jade, co nie wróży dobrze. I jak się okazało, owa kobieta trafiła do szpitala psychiatrycznego przez GERMANA?!?! Nie mieści mi się to w głowie. Taki szok.
Czytając Federica po prostu się wzruszyłam. On wie, kim naprawdę jest Ludmiła Ferro. Chce przy niej być. Chce jej uświadomić, kim jest. A dlaczego? Bo ją kocha. I to jest piękne w swojej prostocie.
Dla Fran ciężko jest pogodzić się z myślą, że jej ukochany wyjeżdża. Ale dobrze, że nie myśli o tym wszystkim źle. W końcu ta dwójka musi zaznać szczęścia.
Stefy... Myślała o ojcu, a tu nagle proszę, zjawia się we własnej osobie. Co dalej?
Cami... nie myśl tak. Daniel Cię kocha, daj mu szansę...
Leon bojący się o swój związek... Ja wiem, że da radę.
Tak krótko i bez sensu, ale mam jeszcze jeden rozdział do nadrobienia.
Caro xx
P.S. Stuknęło Ci 100 tysiaków <33