Violetta Story, chapter 54.
Stefy
Nasze oczy się spotkały. Wstrzymałam oddech. Nigdy nie zwróciłam uwagi na to, że mam identyczne oczy jak tata. Brązowe, głębokie. Takie same. Patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę, nie odzywając się. Co mogłam powiedzieć? Witamy z powrotem, tatusiu? Przecież to on zniszczył wszystko.
- Wynoś się. - syknęła babcia głosem, którym bardzo często mama wyganiała mnie do mojego pokoju, gdy była bardzo zła.
Poczułam na ramieniu mocny uścisk. Odwróciłam głowę i dostrzegłam mamę. Wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć. Ledwo trzymała się na nogach i nie zdziwiłabym się, gdyby się pod nią ugięły po puszczeniu mojego ramienia, w które wbijała swoje długie i wypielęgnowane paznokcie.
Zatoczyłam się do tyłu, jakbym chciała uciec od tego, co reprezentował sobą tata. Widziałam w nim wszystko, co złe, wszystko, co nienaturalne i dziwne.
- Nie chcę z tobą rozmawiać. - wyszeptałam, wycofując się powoli.
Po chwili już mnie nie było. Usłyszałam odgłosy szarpaniny, po czym domyśliłam się, że tata nic sobie nie zrobił z tego, iż nikt nie miał najmniejszej ochoty wpuszczać go do domu. Krzyki, przekleństwa i huk zamykanych gwałtownie drzwi. Nikt nie pobiegł za mną, więc mamie i babci pewnie udało się wyrzucić tatę.
Położyłam się na łóżku w moim małym pokoiku i ukryłam twarz w poduszce. Łzy same zaczęły płynąć.
~,~
German
Po słowach, które mną wstrząsnęły do głębi, Esmeralda zabrała swoją torebkę i jak gdyby nigdy nic wyszła. Żadnego pożegnania, nic.
Miała rację? Czy rzeczywiście nie powinienem związywać się z Jade, wiedząc, jaka jest? Zdawałem sobie sprawę z tego, że ta kobieta jest niczym dziecko - przywiązuje się do ludzi zbyt szybko i później nie umie zapomnieć. Uparcie dąży do swego, nie zważając na to, że cel jest niemożliwy. A jednak zgodziłem się zostać jej narzeczonym, stanąłem na ślubnym kobiercu. Tylko po to, by ją później zostawić. Potrząsnąłem gwałtownie głową, by odepchnąć od siebie te myśli. Do tej pory tak o tym nie myślałem. Nie myślałem o tym, że dawałem jej sprzeczne sygnały i mogła wszystko odebrać nie tak, jak powinna.
- German, nie zadręczaj się. - Ramallo usiadł naprzeciw mnie i uśmiechnął się ciepło.
Ale ja nie potrafiłem przestać myśleć o tym, że może, w jakiś swój pokrętny sposób, Jade mnie kochała. Myślałem, że to takie jakby zauroczenie, że była ze mną raczej bardziej dla pieniędzy, niż z miłości. Ale to nie jest takie proste, jak mi się wydawało. Esmeralda mi uświadomiła, że mimo swoich postanowień nie udało mi się naprawić wszystkiego. Przeoczyłem jeden szczegół, ale na tyle ważny, że mógł obrócić mój świat o trzysta sześćdziesiąt stopni.
~,~
Naty
Nigdy nie poznałam chłopaka imieniem Francisco. Wiem tylko, że Ludmiła zrobiła sobie z niego sługę, gdy ja wreszcie otworzyłam oczy. Ale później nadszedł okres "wielkich zmian", jak zwykłam to ostatnio nazywać, Ludmiła odkryła siebie i przestała pomiatać biednym Francisco. Od tamtej pory niewiele o nim słyszałam. Dopiero, gdy został wybrany do udziału w reality-show, zrobiło się o nim głośniej w Studio. Cami, Maxi, Lu, Leon, Tomas, Violetta, nawet ja - jesteśmy dosyć znani w szkole. Praktycznie każdy wie, kim jesteśmy, częściowo przez to, że w zeszłym roku większość z nas brała udział w reality. Na dodatek niejedna dziewczyna w Studio pragnie takiej pięknej przyjaźni jak ta Cami i Fran, czy takiej miłości jaką darzą siebie Leon i Violetta. Ale o Francisco nikt nie słyszał, aż do teraz. I właśnie on stał się najczęstszym tematem plotek, bo nikt się go nie spodziewał w tegorocznym reality.
- Cześć! - klepnęłam go w ramię. - Jestem Naty, ty jesteś Francisco. Jesteśmy razem w parze, wiesz, reality i te sprawy. A więc, musimy wybrać piosenkę.
Chłopak patrzył na mnie oszołomiony, jakby nie rozumiał, dlaczego w ogóle się do niego odzywam.
- Ale... - zająknął się. - Ach, no tak! - klepnął się dłonią w czoło. - Przepraszam, jestem trochę zdezorientowany.
Zachichotałam i usiadłam na jednym z krzeseł ustawionych pod ścianą sali instrumentalnej. Francisco włożył ręce do kieszeni i odwrócił wzrok.
- Nic nie powiesz? - zniecierpliwiłam się po dwóch minutach oczekiwania na jego słowa.
Spojrzał na mnie jak na wariatkę. Dopiero w tym momencie dostrzegłam, że jest na swój sposób przystojny. Na pewno nie ma takiej budowy ciała jak Broadway, nie jest tak uroczy jak Maxi ani nie ma tego uwodzicielskiego spojrzenia Leona, ale nie jest też brzydki. Niesforne kosmyki czarnych włosów ułożone w artystycznym nieładzie, duże, niebieskie oczy patrzące na mnie zza okularów, blada cera, kilka pojedynczych piegów - to wszystko składa się na całkiem przyzwoity obrazek.
- Dlaczego tak patrzysz? - zapytał, a na jego policzki wpłynął rumieniec.
- Na jakich instrumentach grasz? - zmieniłam temat.
Nie chciałam jeszcze bardziej go speszyć, bo by mi się spalił z zażenowania, a przecież musimy wybrać jakąś piosenkę do reality. Czas pędzi nieubłaganie i wbrew pozorom mamy go coraz mniej.
- Na skrzypcach i na wiolonczeli, ale umiem też na gitarze elektrycznej, klasycznej i trochę na keybordzie. - odparł, drapiąc się po głowie.
Klasnęłam w ręce i poderwałam się z miejsca. Podeszłam szybko do kąta sali, gdzie wszyscy kładli nuty i teksty do różnych piosenek. W tym miejscu od zawsze można znaleźć twórczość wszystkich uczniów Studio. Przejrzałam pospiesznie stos papierów, aż wreszcie natrafiłam na ozdobioną fioletowymi serduszkami kartkę z nagłówkiem "Habla si puedes". Uśmiechnęłam się na widok pochyłego pisma Violetty i podeszłam do Francisco, podając mu kartkę.
- Mógłbyś zagrać na skrzypcach, a ja na keybordzie. - zaproponowałam, gdy zapoznał się już z nutami.
Francisco pokiwał powoli głową.
- Dobrze, więc załatwione. Na dzisiaj to koniec, nie? - uśmiechnął się nerwowo. - To ja spadam, cześć! - po tych słowach wybiegł z sali.
Chciałam za nim zawołać, że powinniśmy podzielić jakoś między sobą tekst piosenki, ale zorientowałam się, że i tak mnie nie usłyszy. A nawet jeśli już, to pewnie mnie zignoruje i ucieknie. Westchnęłam i usiadłam na podłodze, chwytając po drodze gitarę. Zaczęłam wybrzdąkiwać po cichu rytm "Ahi estare", gdy rozległ się przeraźliwy huk i do pomieszczenia wpadli Maxi i Andres.
- Andres, co robisz! - zawołał Maxi, załamując ręce nad leżącym na podłodze kolegą.
Zaśmiałam się cicho.
- Przepraszam, to wszystko przez stres! - usprawiedliwił się Andres, podnosząc się z podłogi.
Maxi wywrócił oczami i usiadł obok mnie, po czym pocałował mnie w policzek i założył mi kosmyk włosów za ucho.
- Witam, śliczna. - przywitał się, mrugając do mnie.
- Cześć. - odparłam, przyglądając się z rozbawieniem Andresowi, który usiadł przy perkusji.
Maxi podążył za moim wzrokiem i zmarszczył brwi, patrząc na przyjaciela. Andres podniósł z podłogi pałeczki i zaczął wybijać jakiś dziwny rytm, podśpiewując sobie przy tym pod nosem. Po chwili jednak zrezygnował i wstał, przy czym oczywiście nie obyło się bez jakiejś wpadki. Rozległ się huk i Andres znowu leżał na podłodze. Wybuchliśmy z Maxim śmiechem, ale pomogliśmy Andresowi wstać.
- Andres, powiesz nam, co cię gryzie? - zapytałam, uśmiechając się.
Chłopak pokręcił głową i zaczął się powoli wycofywać.
- Lepiej pójdę! - krzyknął trochę za głośno. - Pa, misiaczki! - pomachał nam i wybiegł.
Spojrzeliśmy po sobie z Maxim i ponownie wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem. Zwijaliśmy się na podłodze, trzymając się za brzuchy, które rozbolały nas z nadmiaru śmiechu.
- Nie chcę wam przerywać, ale zaczynają się zajęcia. - rozległ się głos.
Podnieślimy się gwałtownie i ujrzeliśmy Camilę. Miała rozczochrane włosy i dziwnie rozbiegane spojrzenie, jakby nie potrafiła skupić myśli na jednej rzeczy, jakby coś bez przerwy nie dawało jej spokoju. Postanowiłam, że później z nią porozmawiam na temat Daniela i tego, jak sobie z tym wszystkim radzi. W końcu jesteśmy przyjaciółkami, a przyjaciele powinni sobie pomagać w trudnych chwilach.
- Już idziemy. - wymamrotał Maxi i pociągnął mnie za rękę.
~,~
Ludmiła
Dziwne uczucia, które się we mnie obudziły, nie dawały mi spać całą noc. Nigdy nie byłam dobra w radzeniu sobie z nadmiarem myśli. Jeśli było ich za dużo, to... Po prostu je wyrzucałam z głowy, zapominałam o nich. Tym razem jednak było inaczej, bo moje myśli dotyczyły zbyt ważych apektów mojego życia. Federico i to, co tak naprawdę do niego czuję. Naty i to, że odważyła się mi wybaczyć. Leon i moje wątpliwości co do tego, czy będzie chciał być moim przyjacielem.
- Lu! - podbiegła do mnie Naty. - Mam dla ciebie wiadomość.
Odgarnęłam włosy z twarzy i pokiwałam głową.
- Jaką wiadomość, Naty? - zapytałam.
Natalia uśmiechnęła się szeroko, co wydało mi się dosyć dziwne.
- Federico do mnie dzwonił. Pytał, co powinien zrobić, żeby dostać się do twojego królestwa.
Zmarszczyłam brwi. Doskonale wiedziałam, o co chodziło Fede, gdy o to pytał. Zbudowałam wokół siebie mur i wpuściłam za niego jedynie nielicznych, w tym Naty. Ale nie mogłam dać po sobie poznać, iż zrozumiałam, co miał na myśli.
- Że co? - prychnęłam. - Nie wiem, o co chodzi. Jesteś pewna, że mówił to przy całkowicie zdrowych zmysłach?
Naty przewróciła oczami i pociągnęła mnie za ramię. Weszłyśmy do sali instrumentalnej, gdzie już zaczęli się zbierać inni. Zaraz miały się zacząć zajęcia z Beto, który i tak pewnie się spóźni, jak zawsze.
- Lu, przecież wiesz, że Fede coś do ciebie czuje. - kontynuowała swój wywód Naty. - Nie możesz tego od siebie odrzucać.
Westchnęłam ciężko, odwracając wzrok. Jak mogłam po prostu dopuścić do siebie uczucie, od którego tak rozpaczliwie próbowałam uciec? Nie chcę kochać. Boję się kochać, bo tak naprawdę nigdy mi to zbyt dobrze nie wychodziło. Zawodzę ludzi, których kocham, a więc lepiej, żebym się jakoś wybroniła przed tym przeklętym uczuciem. Przyjaźń to jedno, a miłość to zupełnie inna sprawa. Natalia zdaje sobie z tego sprawę, ale jej łatwo mówić o tym, bym pozwoliła się pokochać, bo ona tak długo obcuje z tym uczuciem. Wie już, czego się powinna spodziewać. A ja nie wiem. Hm, chociaż wiem jedno - jeśli kochasz i jesteś kochany, to czym prędzej spodziewaj się cierpienia.
- Nie chcę, Naty. - wyszeptałam. - Tak jest mi dobrze.
Przez resztę lekcji nie patrzyłam na Natalię, ale dobrze wiedziałam, że mi nie uwierzyła. Chyba sama sobie nawet nie uwierzyłam.
~,~
Violetta
Strach Leona mi się udzielił. A co jeśli Tomas znowu czegoś spróbuje? Ja wiem, jest teraz ze Stefy i bardzo mu na niej zależy, ale przecież podobno stara miłość nie rdzewieje. Z drugiej strony, on nigdy mnie tak naprawdę nie kochał. Zwykłe zauroczenie, od którego nie potrafił się uwolnić, sam mi tak powiedział. Skąd więc ten dziwny strach o to, że między mną a Leonem znów ktoś namiesza?
- Cześć, Violu. - podskoczyłam na dźwięk głosu Tomasa.
Wmaszerował do pomieszczenia z rękami w kieszeniach dżinsów i usiadł naprzeciw mnie. Wyglądał na całkowicie wyluzowanego.
- Wybierzemy jakąś piosenkę? - zapytał, unosząc brwi.
Pokiwałam głową, starając się powstrzymać drżenie dłoni. Miałam wrażenie, że zaraz rozpadnę się na kawałki z napięcia.
- Pomyślałem, że dobrze by było, gdybyśmy zaśpiewali coś... spokojnego. - uśmiechnął się delikatnie.
Wstałam i podeszłam do stosu zapisanych nutami i słowami kartek. Spomiędzy tych najbardziej wymiętych wyjęłam różowy kawałek papieru i podałam go Tomasowi. Napisałam tą piosenkę poprzedniego dnia, gdy Leon poszedł do domu. Do późna siedzieliśmy i rozmawialiśmy, ale nie chciałam, by mnie odprowadzał do domu. Potrzebowałam chwili tylko dla siebie, na przemyślenia.
- Zaśpiewaj. - poprosił cicho.
Wzięłam głęboki oddech, przymknęłam powieki i spełniłam jego prośbę. Oczami wyobraźni widziałam tylko Leona.
Por tu amor yo renaci eres todo para mi
Hace frio y no te tengo y el cielo se ah vuelto gris
Puedo pasar mil años, soñando que vienes a mi
Por que esta vida no es vida sin ti
Otworzyłam oczy i spostrzegłam, że Tomas jest bardzo blisko mnie. Na pewno stał dalej, gdy zaczynałam śpiewać. Wszystkie moje obawy nagle uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą, ale ja stałam jak sparaliżowana, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu czy słowa.
- Tomas... - zaczęłam cicho, ale głos ugrzązł mi w gardle.
Przed oczami ujrzałam Leona, z bólem wypisanym na twarzy i to dało mi siłę, by odepchnąć Tomasa od siebie i odzyskać głos.
- Myślałam, że sobie odpuściłeś. - wyszeptałam, drżącymi dłońmi podnosząc torebkę.
Tomas przeciągnął dłonią po włosach.
- Ja też tak myślałem.
Rozległ się huk i wtedy zobaczyłam prawdziwego Leona. Nie zwracając uwagi na Tomasa wybiegłam z pomieszczenia, modląc się w duchu o to, by udało mi się dogonić Leona. Pędził jakby nic nie mogło go powstrzymać, jakby chciał uciec od wszystkiego i wszystkich. Ale przecież widział wszystko, widział, że odepchnęłam Tomasa.
- Leon! - mój głos zabrzmiał jak żałosny pisk, który mogła z siebie wydać pięciolatka, która właśnie spadła z huśtawki.
Wtedy się zatrzymał, usiadł pod drzewem i podciągnął kolana pod brodę, ukrywając przed światem swoją twarz.
- Napisałam tą piosenkę dla ciebie. - wyszeptałam łamiącym się głosem, uklękając obok niego.
Uniósł głowę i spojrzał na mnie oczami pełnymi cierpienia, niedowierzania i strachu. Ujęłam jego twarz w dłonie, jakby to mogło w czymkolwiek pomóc.
- Nigdy bym nie przypuszczał, że będę się czegoś bał tak bardzo, jak utraty ciebie. - odezwał się po chwili.
Wtedy go pocałowałam, bo nie przychodziło mi już nic innego do głowy. Bałam się, że mnie odepchnie, odrzuci. Ale on tylko przytulił mnie do siebie mocno i odwzajemnił pocałunek.
~,~
Daniel
Do jakiego doszedłem wniosku po licznych przemyślaniach i odrzuconych wiadomościach od Diego? Że przez życie nikt nie może iść sam. Trzeba mieć kogoś, do kogo można się zwrócić w tych najtrudniejszych chwilach. Jeśli człowiek dusi wszystko w sobie, to w końcu nie wytrzymuje. Jeszcze niedawno miałem przyjaciół, Camilę i Studio. Po przyjeździe Diego wszystko to porzuciłem. Dlaczego? Tylko ułatwiłem Diego zadanie. Sam narobiłem więcej szkód w swoim życiu, niż on zdążył przez ten czas.
- Cami! - zawołałem, przyspieszając kroku.
Odwróciła się i spojrzała na mnie tak, jakby był... dawną częścią jej życia, o której już zapomniała.
Zawahałem się, ale zaraz odrzuciłem wszytskie wątpliwości.
- Chciałbym wszystko naprawić. - powiedziałem. - Zostańmy chociaż przyjaciółmi, Cam. Przepraszam cię za wszystko.
Przez chwilę przyglądała mi się z typową dla niej podejrzliwością, ale zaraz na jej twarzy wykwitł najpiękniejszy uśmiech na świecie.
- Nie tylko ty raniłeś, Dan. - westchnęła. - Wybaczmy sobie nawzajem.
~,~
Lara
Nigdy nie rozumiałam dziewczyn, które chciały mieszkać w zamku i nosić fantazyjne suknie. Nie marzyłam o byciu księżniczką, o księciu na białym koniu i cudownym happy-endzie. Pragnęłam raczej czegoś, co by uszczęśliwiło mnie na tyle, bym mogła kiedyś sobie pogratulować godnego życia. Swoje szczęście odnalazłam na torze.
- Lara, możesz mi powiedzieć, co z moim motorem? - uniosłam wzrok i dostrzegłam Nico.
Westchnęłam i odłożyłam narzędzia. Nico zaczynał mnie już powoli denerwować. Traktował mnie jak swoją służącą odkąd mój ojciec mu powiedział, że zawsze może mnie prosić o pomoc. Cóż, potraktował to trochę za bardzo na serio, bo zrobił sobie ze mnie kogoś na rodzaj pokojówki.
- Nie odpala. - odparłam, zgarniając z krzesła swoje rzeczy.
Nico parsknął śmiechem i włożył dłonie do kieszeni swojego kombinezonu.
- To wiem. Ale może coś z tym zrobisz? - uniósł brwi, patrząc na mnie z pogardą.
Poprawiłam włosy i uśmiechnęłam się do niego ironicznie.
- Nie. Skończyłam już na dzisiaj pracę. Do zobaczenia, Nicuś. - posłałam mu buziaka i ruszyłam przed siebie.
Myślałam, że się od niego uwolniłam, ale zaraz pojawił się obok mnie. Przyspieszyłam, ale on zrobił to samo. Sapnęłam zdenerwowana i przystanęłam.
- Dlaczego za mną idziesz? - zapytałam ze złością.
- Nie mam na czym jeździć, więc idę z tobą. - wzruszył ramionami.
Roześmiałam się i poprawiłam torbę na ramieniu. Ten chłopak zaczynał się robić tak denerwujący, że aż śmieszny.
- Idę do Studio, takiej szkoły muzycznej. - wyjaśniłam mu. - Wydaje mi się, że nie masz tam czego szukać.
Nico założył ręce na pierś i zmrużył oczy.
- A ty? Czego tam szukasz?
Uniosłam wyżej pakunek, który trzymałam w prawej ręce, by mógł się przyjrzeć.
- Muszę oddać Leonowi rzeczy. Zapomniał ich ostatnio. - powiedziałam.
- Leonowi? Temu, w którym się bujasz? - zaśmiał się.
W jego głosie było tyle jadu, że aż się zachwiałam. Nie było dla mnie łatwym tematem to, że nie wyzbyłam się jeszcze tego głupiego uczucia, którym obdarzyłam Verdasa. Od początku dobrze wiedziałam, że on bezgranicznie kocha Violettę, ale jednak pozwoliłam sobie na chwilę zapomnienia i coś do niego poczułam. Nie powinnam, bo tylko naraziłam się na cierpienie. Ale stało się.
- Zostaw mnie w spokoju, Nico. - sarknęłam i odwróciłam się na pięcie.
Nigdy nie płakałam przez byle co. Ale tym razem łzy popłynęły wbrew mojej woli.
Tyle czekaliście, a ja Wam takie nic daje. Przepraszam, naprawdę. I dziękuję Wam, bo mam, do jasnej cholerci, 104 obserwatorów. Jesteście wspaniali.
Buziaki, M. ;*
Tyle czekaliście, a ja Wam takie nic daje. Przepraszam, naprawdę. I dziękuję Wam, bo mam, do jasnej cholerci, 104 obserwatorów. Jesteście wspaniali.
Buziaki, M. ;*