Violetta Story, chapter 43.
Ludmiła
Trzy, dwa, jeden...
- LUDMIŁA!
Zerwałam się czym prędzej z łóżka, poprawiłam rozczochrane włosy, włożyłam kapcie na stopy i szybko zbiegłam na dół. Wiedziałam, po prostu przeczuwałam, że dziś to się stanie. Mama wzięła wolne i chciała spędzić ze mną trochę czasu. Musiałam teraz przybrać tylko zdziwioną minę i udawać, że kompletnie się tego nie spodziewałam. Robienie mi niespodzianek od zawsze sprawiało mamie przyjemność, więc nie chciałam jej tego odbierać.
Z lekkim uśmiechem na twarzy weszłam do kuchni, gdzie moja rodzicielka popijała herbatę z kubka w różowe wzorki i ziewnęłam, by zasygnalizować, że dopiero co wstałam. Nie mogła się dowiedzieć, że całą noc siedziałam na parapecie i wpatrywałam się w niebo, nie mogąc spać. Po głowie krążyły mi bez przerwy słowa Maxiego.
- Dzień dobry, Lu. - przywitała się mama.
Kiwnęłam jej głową i wyjęłam z lodówki mleko.
- Nie spóźnisz się do pracy, mamo? - zapytałam, marszcząc brwi.
Na te słowa mama uśmiechnęła się szeroko. Nalałam sobie mleka do kubka i upiłam łyka.
- Dzisiaj zostaję w domu. - oświadczyła. - Spędzimy sobie razem trochę czasu! - pisnęła rozentuzjazmowana.
Obdarzyłam ją uśmiechem pełnym szczęścia.
- To wspaniale, mamo. - zapewniłam ją. - Kompletnie się tego nie spodziewałam, zaskoczyłaś mnie.
W myślach pogratulowałam sobie dobrego aktorstwa. Każdy by wyczuł w moim głosie przesłodzoną nutę i fałsz, ale nie moja mama - ona zawsze była zbyt naiwna i łatwowierna.
- Pójdziemy na zakupy, masz ochotę? - uśmiechnęła się szeroko. - No to wspaniale, idź się ubrać i wychodzimy. - powiedziała, nie czekając na moją odpowiedź.
Kiwnęłam głową i weszłam na górę. Gdy już w miarę dobrze wyglądałam, złapałam torebkę i dołączyłam do mamy, która czekała już na mnie pod drzwiami wejściowymi.
~,~
Violetta
Uniosłam powieki i zamrugałam kilka razy, by odzyskać ostrość widzenia. Ziewnęłam przeciągle i przeciągnęłam się, rozglądając się po pomieszczeniu. Na krześle w kącie pokoju dostrzegłam Leona czytającego jakąś książkę. Uśmiechnęłam się mimowolnie na widok jego rozczochranych włosów. Jeszcze przez chwilę przyglądałam mu się, po czym postawiłam stopy na zimnej podłodze, wkładając kapcie. Wstałam z łóżka i wolnym krokiem podeszłam do Leona. Objęłam jego szyję rękoma i pocałowałam go w policzek.
- Cześć. - mruknęłam, opierając brodę na jego ramieniu.
- Wyspałaś się? - zapytał, sadzając mnie sobie na kolanach.
Pokiwałam głową, odgarniając niesforne kosmyki włosów z twarzy.
- Ciągle nie mogę uwierzyć w to, że niedługo wracamy do domu. - westchnęłam.
Wieczorem dużo rozmyślałam. Męczyło mnie ciągle jedno pytanie: dlaczego tata zmienił zdanie? Nie doszłam do żadnych sensownych wniosków, ale obiecałam sobie, że w najbliższym czasie z nim na ten temat porozmawiam. Najlepiej jeszcze zanim wrócimy do Buenos Aires.
- Ja też. - odparł Leon. - To takie dziwne. Tutaj czuję się jak w całkiem innym świecie, a gdy wrócimy, wszystko będzie takie jak dawniej.
Zaśmiałam się cicho. Leon dosłownie wyjął mi te słowa z ust. Czasami zastanawiam się, czy on nie potrafi przypadkiem czytać mi w myślach. Sytuacje takie jak ta, gdy mówi dokładnie to, co sobie właśnie pomyślałam, powtarzają się coraz częściej. Zna mnie lepiej niż własną kieszeń.
- Właśnie. - przytaknęłam mu. - Na miejscu mojego taty nie wróciłabym do Argentyny. - wypaliłam nagle.
Nawet nie wiem, dlaczego to powiedziałam. Taka myśl krążyła mi po głowie od dłuższego czasu, ale nie miałam najmniejszego zamiaru kogokolwiek o tym informować. Przy Leonie nie panuję nad swoimi emocjami. To czasami jest krępujące.
- Uwierz mi, Violu, ja też bym się na to nie odważył. - powiedział, na co spojrzałam na niego zdziwiona.
Spodziewałam się raczej tego, iż będzie mnie wypytywał o to, dlaczego tak sądzę, skąd mi to w ogóle przyszło do głowy...
- Gdybym wiedziała, że wracam do miasta, w którym czai się tak wiele wspomnień związanych z tobą, a nie będzie mi dane się z tobą zobaczyć, to... - głos mi się załamał, gdy wyobraziłam sobie, co bym wtedy czuła.
Leon przytulił mnie mocno do siebie i pocałował w czubek głowy.
- Myślimy dokładnie to samo. - odezwał się po chwili przyjemnej ciszy. - To trochę straszne. - zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam.
Nie umiem się nie śmiać, gdy on się śmieje. Nie umiem nie być smutna, gdy on jest smutny. Za bardzo go kocham, by cieszyć się, gdy on cierpi.
~,~
Francesca
Codziennie budzę się w moim niedużym pokoju. Ściany są pomalowane na zielono, bo kolor ten kojarzy mi się z wolnością. Każdego ranka czuję to samo. Euforię. Myślę o tym, że za chwilę spotkam się z najwspanialszymi przyjaciółmi na świecie, z moim Marco, którego kocham nad życie, pójdę do Studia, gdzie przeżyję kolejny dzień spełniania swoich najskrytszych marzeń. Brakuje tylko Violetty i Leona. Ale przecież dzisiaj wracają. Wszystko będzie tak, jak kiedyś. Zero problemów. Zero smutku. Zero cierpienia.
Podniosłam się, odrzuciłam fioletową kołdrę i wstałam z łóżka. Spojrzałam na zegar, który wskazywał godzinę siódmą rano. Zmarszczyłam brwi. Dawno już nie budziłam się o tak wczesnej godzinie. Przeciągnęłam się i przemierzyłam pomieszczenie, podchodząc do laptopa, który leżał na biurku zawalonym różnymi przedmiotami. Podniosłam klapkę komputera i włączyłam go. Na ekranie wyświetlił się komunikat z informacją "Marco dzwoni". Uśmiechnęłam się mimowolnie. To była już taka nasza tradycja - Marco miał tendencję do strasznie wczesnego wstawania, więc każdego ranka czekał, aż obok mojego imienia pojawi się zielona kropka i wydzwaniał, dopóki nie odebrałam. Hm, zazwyczaj zapominam się uczesać przed włączeniem komputera i kończy się to tym, że w pośpiechu ogarniam swój wygląd. Marco nie chciałby zobaczyć mnie zaraz po obudzeniu się.
- Francesca! - usłyszałam jego rozentuzjazmowany głos. - Dlaczego tak wcześnie dziś wstałaś? Powinnaś się wysypiać!
Roześmiałam się głośno. Marco bardzo się o mnie troszczył, nawet najmniejszy szczegół mojego życia był mu znany. Wiedział na przykład, że jestem praworęczna, a zęby myję trzymając szczoteczkę w lewej ręce. To dość dziwny nawyk, ale już tak mam i chyba tak zostanie.
- Marco, nic mi nie będzie, zapewniam cię. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy. - Dzisiaj Viola i Leon wracają, uwierzysz w to?
- Próbuję to jakoś ogarnąć, ale nie do końca mi wychodzi. - zaśmiał się, przeciągając dłonią po włosach. - Za dwadzieścia minut spotykamy się w Resto?
Pokiwałam głową twierdząco i wyłączyłam komputer. Podążyłam do łazienki, by przygotować się do wyjścia.
~,~
Maxi
- Wychodzę! - zawołałem, zamykając za sobą drzwi.
Odetchnąłem ciepłym powietrzem i ruszyłem w drogę do Studio. Słońce świeciło jasno, wszystko budziło się do życia, zabiegani ludzie spieszyli do jakiś nieznanych mi miejsc, a ja byłem po prostu szczęśliwy. Miałem ochotę wykrzyczeć głośno swoje uczucia.
- Maxi, poczekaj! - usłyszałem wołanie i automatycznie się odwróciłem. Ujrzałem rozczochraną Naty. Podbiegła do mnie i odetchnęła głęboko. - Ale ty szybko chodzisz!
Roześmiałem się serdecznie, po czym dałem jej buziaka w zaróżowiony policzek. Ona przygładziła burzę niesfornych loków i uśmiechnęła się.
- Cieszysz się? - zapytałem krótko.
Naty doskonale wiedziała, o co mi chodzi. Pokiwała energicznie głową, wprawiając w zabawne drgania kosmyki swoich włosów.
- Mam ochotę wszystkich przytulić! - krzyknęła, rozkładając szeroko ramiona.
Z czułością przyjrzałem się jej radosnej twarzy. Rumieńce i nieuczesane włosy dodawały jej uroku, czekoladowe oczy błyszczały z nadmiaru emocji. Była piękna. Najpiękniejsza na świecie.
- Idziemy, idziemy do Studio! - zanuciła te słowa w rytm jakiejś melodii i podskoczyła radośnie, po czym wzięła mnie pod rękę i pociągnęła za sobą.
Po kilku minutach marszu znaleźliśmy się przed budynkiem Studio21. Trzymając się za ręce wkroczyliśmy do środka, kiwając niektórym głową na powitanie. Naty rozglądała się dookoła z takim zachwytem, jakby pierwszy raz w życiu zobaczyła szkołę muzyczną. Co chwilę wzdychała głęboko i mrugała gwałtownie powiekami.
- Naty, dobrze się czujesz? - byłem nieco rozbawiony. - Wpadło ci coś do oka? Zadławiłaś się czymś?
Naty spojrzała na mnie dziwnie i zaśmiała się głośno. Pokręciła głową i odparła:
- Po prostu wszystko jest takie kolorowe. Nie widzisz?
Zmarszczyłem brwi i dokładniej przyjrzałem się ludziom przechadzającym się po korytarzach Studio. Ujrzałem szeroki uśmiech na twarzy Angie rozmawiającej z Beto, który podśpiewywał sobie coś pod nosem, roześmianą Camilę z Danielem u boku, Braco odstawiającego jakieś wygibasy, roztańczoną grupkę ludzi... Wszyscy byli szczęśliwi, radośni.
- Masz rację. - powiedziałem po chwili. - Kocham cię, wiesz? - uśmiechnąłem się.
- Ja ciebie też. - zapewniła mnie, dając mi buziaka w usta. - Idziemy na zajęcia! - klasnęła w dłonie i w podskokach oddaliła się do sali instrumentalnej na zajęcia z Beto.
Pokręciłem głową z rozbawieniem i podążyłem za moją dziewczyną. Najwspanialszą na świecie, niepowtarzalną Naty.
~,~
Stefy
Rodzice Tomasa byli dla mnie bardzo mili, tak samo jak jego kuzynka - Agus. Przyjęli mnie z otwartymi ramionami. Tomas opiekował się mną dopóki mama nie zabrała mnie do babci. U swojej własnej rodziny nie czułam się tak dobrze jak u Tomasa.
- Stefanio, mogłabyś mi podać dzbanek z herbatą? - poprosiła babcia, uśmiechając się do mnie delikatnie.
Odwzajemniłam uśmiech i podałam jej przedmiot, po czym powróciłam do grzebania łyżką w mleku. Nie miałam najmniejszej ochoty na jedzenie, ale wiedziałam dobrze, że babcia nie przyjmuje odmowy. Jeśli ona ci coś zaproponuje, to nie ma przeproś - równie dobrze jej prośbę można traktować jak rozkaz.
- Stefy. - odezwała się mama. - Stefy, nie Stefania, mamo. - zwróciła się do babci.
Uśmiechnęłam się do mojej rodzicielki z wdzięcznością. Od ostatniej awantury mama jest dla mnie niebywale miła, zwraca się do mnie Stefy, rozmawia ze mną na błahe tematy i słucha moich zwierzeń. Ostatnio nawet zaśpiewałam jej piosenkę, którą napisałam na zajęcia z Pablo i powiedziała, że mam wielki talent muzyczny. Tak dawno nie słyszałam szczerego komplementu pod swoim adresem z jej ust.
- Czy ten chłopiec ma zamiar po ciebie przyjść, Stefanio? - zapytała babcia, upijając łyka herbaty ze swojej filiżanki.
Hm, najwyraźniej zapomniała już o wypowiedzi mamy dotyczącej formy mojego imienia, ale puściłam to mimo uszu.
- Chodzi ci o Tomasa, babciu? - pokiwała głową, więc kontynuowałam: - Tak, powinien tu być lada chwila.
Babcia ponownie skinęła głową i zapatrzyła się w jakiś niezidentyfikowany punkt. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi, który przerwał niezręczną ciszę, jaka zapanowała między nami. Podniosłam się czym prędzej z drewnianego krzesła i otworzyłam drzwi wejściowe, za którymi ujrzałam Tomasa z bukietem stokrotek w dłoni.
- Dzień dobry, królewno. - ukłonił mi się lekko. - Dobrze się spało? - uśmiechnął się szeroko, wręczając mi bukiecik.
- Ojej... - wyszeptałam, biorąc od niego kwiaty. - Nie musiałeś, Tomas...
- Ale chciałem. - przerwał mi. - Lubię wywoływać uśmiech na twojej twarzy. Ślicznie się uśmiechasz.
Spuściłam głowę, rumieniąc się. Uśmiech mimowolnie wkradł się na moje usta. Nie potrafiłam go powstrzymać. Zaprosiłam Tomasa do środka, gdzie wstawiłam stokrotki do małego wazonika. Wzięłam jeszcze tylko swoją torebkę, pożegnałam się z babcią i mamą, po czym wyszliśmy z domu.
- To już dzisiaj. - powiedział po chwili spaceru w ciszy. - Dzisiaj wracają.
Pokiwałam głową, pogrążona w swoich myślach. Myślałam o tym, ile to czasu minęło odkąd ostatni raz rozmawiałam z Violettą. Kiedy ostatnio robiłyśmy sobie babski wieczór? Nawet nie pamiętam. Nagły wyjazd przyjaciółki postawił cały świat do góry nogami. Później wyjechał jeszcze Leon... Już zbyt długo tęskniliśmy.
- Violetta jest dla ciebie bardzo ważna, prawda? - zmarszczyłam brwi, przyglądając się z uwagą Tomasowi.
- Tak, jest moją najlepszą przyjaciółką. - odparł, rzucając mi zdezorientowane spojrzenie. - Ale ty jesteś dla mnie najważniejsza, wiesz o tym, nie?
Roześmiałam się, łapiąc go za rękę. Nie miałam nic złego na myśli. Chciałam po prostu usłyszeć z jego ust to, że jest jego przyjaciółką. Nigdy nie wierzyłam w przyjaźń między mężczyzną a kobietą, ale na przykładzie Violetty i Tomasa, czy Camili i Maxiego przekonałam się, że taka jak najbardziej istnieje.
- Najważniejsza? - uśmiechnęłam się delikatnie. - Naprawdę?
Tomas zatrzymał się, złapał mnie za ramiona i przyciągnął do siebie, składając na moich ustach czuły pocałunek. Gdy się od siebie oderwaliśmy, powiedział:
- Najważniejsza na świecie.
~,~
Ludmiła
- I jak, Lu, podoba ci się ta sukienka? - zapytała po raz tysięczny mama, machając mi przed nosem ubraniem.
Od jakiejś godziny chodziłyśmy po mieście, wstępując do każdego sklepu po kolei. Byłam obładowana torbami, w których mieściły się nasze dotychczasowe zakupy. Natomiast mama z uśmiechem na twarzy wybierała dla mnie kolejne ubrania do przymierzenia. W ręku trzymała już kilka wieszaków z różnokolorowymi sukienkami.
- Tak, mamo, ale to nie jest mój rozmiar. - odparłam już odrobinę zirytowana.
- Ach, to nie problem, Lu! - zaśmiała się serdecznie. - Zaraz znajdziemy twój rozmiar!
Mama wróciła do przegrzebywania stosów ubrań, a ja rozejrzałam się dokładniej po sklepie i westchnęłam. Nie miałam najmniejszej ochoty na zakupy. Poza tym za godzinę rozpoczynały się moje pierwsze tego dnia zajęcia w Studio i nie chciałam się spóźnić. Do mamy jednak nic nie docierało, była w swoim żywiole. Z triumfalnym okrzykiem wyciągnęła przed siebie niebieską sukienkę za kolano w moim rozmiarze i uśmiechnęła się szeroko.
- Przymierz.
Wzięłam od niej naręcze ubrań, pozostawiłam torby z zakupami obok niej i udałam się do przymierzalni. Przejrzałam stos sukienek, które mama dla mnie wybrała, ale żadna nie spodobała mi się tak, by wysilać się przy przymierzaniu jej. Odczekałam chwilę, by nie wzbudzić podejrzeń mamy i wyszłam z małego pomieszczenia.
- Żadna do mnie nie przemawia, mamo. - powiedziałam, oddając jej ubrania. - Chodźmy do innego sklepu.
Mina jej zrzedła, ale gdy usłyszała drugą część mojej wypowiedzi, ponownie się uśmiechnęła, odłożyła wszystkie sukienki, wsadziła mi w dłonie uchwyty toreb z zakupami i ruszyła naprzód. A ja powoli podążyłam za nią, starając się nie stracić równowagi przez ciężkie torby.
Przez ponad dwadzieścia minut przechadzałyśmy się wzdłuż galerii handlowej, okazało się jednak, że większość sklepów została już przez nas odwiedzona dzisiejszego dnia. Westchnęłam, odrobinę znudzona.
- Lu, zobacz! - zawołała nagle mama. - To buty w sam raz dla ciebie! - wskazała na witrynę sklepu.
Niezbyt zainteresował mnie obiekt zachwytu mamy. Zwykłe, czarne buty na koturnie. Mam takich dziesiątki. Nie dane mi było jednak zaprotestować, bo mama pociągnęła mnie gwałtownie za rękę. Wpadłyśmy obie do sklepu jak burza. Gdy tylko moja rodzicielka puściła moją dłoń, straciłam równowagę i przewróciłam się. Wszystkie torby z zakupami wylądowały na mnie, przygniatając mnie swoim ciężarem.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam ciepły głos.
Uniosłam delikatnie głowę, by zobaczyć, kto do mnie mówi. Ujrzałam wysokiego szatyna o głębokich, brązowych oczach. Uśmiechał się do mnie lekko, jakby niepewnie. Urzekł mnie jego uśmiech. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu mamy, ale ona już zdążyła podbiec do półki z butami. Najwyraźniej nie zauważyła mojego upadku.
- Tak, wszystko okej. - udało mi się odpowiedzieć zachrypniętym głosem. Szatyn podał mi dłoń, którą ujęłam i wstałam na nogi.
Chłopak pozbierał porozwalane torby z zakupami, poustawiał je obok mnie, a ja mogłam tylko przyglądać mu się z uwielbieniem. Był w każdym calu idealny. Żadnych niedoskonałości - niebiańsko przystojny, miły i ten jego głos... Mógłby ogrzać mnie w najzimniejsze ze wszystkich dni.
- Dzięki za pomoc. - odezwałam się, odgarniając włosy z twarzy.
- Nie ma za co dziękować. - odparł chłopak. - Cała przyjemność z mojej strony.
Uśmiechnęłam się lekko, nie mogąc się powstrzymać. Ten chłopak wywoływał u mnie gęsią skórkę, przyspieszony oddech i niekontrolowany przypływ szczęścia. Co się ze mną w tamtym momencie działo? Nie mam pojęcia. W moim sercu szalało wtedy tak wiele uczuć, że nie potrafiłam tego wszystkiego ogarnąć.
- Jestem Nico. - przedstawił się szatyn, przeczesując palcami włosy. - Jestem tutaj, by pomagać takim ślicznotkom jak ty.
Zarumieniłam się na wściekle czerwony kolor. Pożałowałam natychmiast, że rano nie nałożyłam na twarz podkładu i pudru. Bez warstwy makijażu emocje malujące się na mojej twarzy było widać doskonale. A ja nigdy nie lubiłam, gdy ktoś czytał ze mnie jak z otwartej książki.
- Ludmiła. - odchrząknęłam, by powstrzymać drżenie głosu. - Pracujesz tutaj?
Nico zaśmiał się serdecznie i pokręcił głową.
- Nie, to sklep moich rodziców. - wyjaśnił. - Przesiaduję tu prawie całymi dniami. Cieszę się, że dziś także postanowiłem tu przyjść. Gdyby nie to, nie spotkałbym ciebie.
Znowu się zarumieniłam, przygryzając wargę. Targały mną sprzeczne emocje. Coś wewnątrz mnie krzyczało: Jesteś Ludmiła Ferro! Ten chłopak wcale ci się nie podoba! A jednocześnie miałam wrażenie, że mogłabym już w nieskończoność patrzeć w te głębokie oczy i słuchać tego ciepłego głosu.
- Lu! - rozległ się rozentuzjazmowany głos mojej mamy. - Znalazłam dla ciebie idealną sukienkę!
Nico obrzucił moją mamę, obładowaną ciuchami, zaciekawionym spojrzeniem. Szybko otrząsnęłam się z zamyślenia i zawołałam:
- Zaraz się spóźnię na zajęcia! Mamo, idziemy!
I wybiegłam, ciągnąc mamę i zakupy za sobą. Ludmiła Ferro nie jest tchórzem. Ale ta dziewczyna, która właśnie zwiała sprzed nosa temu cud chłopakowi nim jest. Kim więc jestem ja?
~,~
Francesca
Wmaszerowałam do Studio pewnym krokiem, próbując znaleźć wśród tych wszystkich ludzi Marco. Nie mogłam go dostrzec, więc udałam się do sali instrumentalnej, gdzie często przesiadywał. Niestety, pomieszczenie było puste. Wzięłam gitarę i zaczęłam wygrywać na niej przypadkowe akordy. Brzdąkanie na gitarze zawsze mnie uspokajało i odprężało. Melodia sama zaczęła wypływać spod moich palców. Energiczna, żywiołowa, doskonała do tańca. Po kilku chwilach słowa uformowały się w mojej głowie i zaczęłam śpiewać, głośno i wyraźnie, by dobrze zapamiętać tekst:
Euforia! Te da la gloria,
Grita! La gente grita,
Canta! Siente la euforia,
Porque asi queremos cantar...
Ostatnie akordy rozbrzmiały i rozległy się brawa. Odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętego Marco. Podszedł do mnie i dał mi słodkiego buziaka w policzek, po czym podał mi czystą kartkę i długopis.
- Zapisz, to było świetne. - polecił mi.
Po kilku minutach zapis nutowy i słowa widniały na przed chwilą jeszcze czystym kawałku papieru. Schowałam kartkę do torebki i uśmiechnęłam się do Marco, który dokładnie obserwował każdy mój ruch.
- Co tak patrzysz? - zapytałam, marszcząc brwi.
- Patrzę na moją śliczną dziewczynę. - odparł Marco. - Co w tym dziwnego? - uśmiechnął się szeroko.
Zaśmiałam się i przytuliłam się do niego mocno. Pogładził mnie po włosach i pocałował w czubek głowy. Lubiłam, gdy tak robił. Czułam się wtedy kochana i potrzebna.
- Fran?
- Hm? - mruknęłam, unosząc głowę.
Marco westchnął i ujął moją twarz w dłonie.
- Nie odchodź nigdy, dobrze? - jego głos przepełniony był czułością. - Kocham cię najbardziej na świecie.
Spojrzałam mu głęboko w oczy, w których dostrzegłam prawdę. Kto by pomyślał, że uda mi się znaleźć prawdziwą miłość?
- Nie odejdę. - zapewniłam go. - Bo cię kocham, Marco.
Nachylił się i złożył na moich ustach delikatny pocałunek, który miał wyrażać całą naszą miłość.
~,~
Violetta
Tata się pospieszył. Nie zdążyłam nawet z nim szczerze porozmawiać, bo on już spakował wszystkie nasze rzeczy i kazał nam wsiadać do samochodu. Pojechaliśmy tylko szybko pożegnać się z babcią, z którą było już o wiele, wiele lepiej, ponieważ leczenie bardzo pomagało i udaliśmy się na lotnisko. Po kilku wyczerpujących godzinach usiedliśmy na wygodnych fotelach w samolocie.
- Tato, możemy pogadać? - zapytałam, chcąc zająć miejsce obok niego.
- Violu, siądź obok Leona. - polecił mi. - Mam trochę pracy.
Z zawiedzioną miną usiadłam na miejscu obok Leona i westchnęłam ciężko. Tata wyraźnie próbował się wymigać od rozmowy ze mną.
- Co jest? - zatroskał się Leon, przyglądając mi się.
- Tata nie chce ze mną rozmawiać.
Leon odgarnął mi niesforne kosmyki włosów z twarzy i pogłaskał po policzku.
- Nie martw się, na pewno jak dolecimy znajdzie dla ciebie czas. - pocieszył mnie Leon.
Dałam mu buziaka w policzek w podzięce, ujęłam jego dłoń i zamknęłam oczy. Byłam zmęczona. Zasnęłam z nadzieją, że wszystko ułoży się dobrze i że nie będę musiała więcej cierpieć. Ani narażać na cierpienie bliskich.
~,~
Camila
Wszyscy razem zebraliśmy się w Resto, bo żadne z nas nie mogło usiedzieć w domu. Oczekiwanie jest najgorsze. Łaziliśmy w tą i z powrotem po barze, doprowadzając Luce do szału. Nikt nie zważał jednak na jego prośby i błagania o to, byśmy wreszcie przestali tak chodzić. Nasze umysły zaprzątało tysiące pytań. Wszyscy oczekiwali tych upragnionych odpowiedzi, chociaż wiedzieli, ze na większość z pytań one nie nadejdą.
- Cami, a co jeśli...
- Fran, a może...
I tak się pytaliśmy nawzajem o nie wiadomo co, każdy każdego. Nie kończyliśmy zdań, nie było na to czasu, bo przecież trzeba było zacząć już następne. W kółko i w kółko, bez przerwy to samo, aż do znudzenia. Ale nam się wcale nie nudziło. Tak zabijaliśmy czas, który został jeszcze do odczekania.
- Zaraz was zaknebluję! - zawył wytrącony z równowagi Luca. - Mówię serio, zaraz...
- Luca, uspokój się.
Nie był to głos żadnego z nas. Żadne z nas nie zwróciło uwagi na kolejny wybuch brata Fran. Dłoń na ramieniu Luci, ściskająca je w uspokajającym geście nie należała do Daniela czy Maxiego. Przed nami stał we własnej osobie...
- Nie przywitacie mnie?
Federico. No proszę. Ależ niespodzianka. Jeszcze kilka takich niespodzianek i zejdę na zawał. Zdecydowanie za dużo dzieje się w moim życiu.
Ojej, kiedy tu ostatnio coś dodawałam? Przepraszam za tak długą przerwę! I teraz nie mam zbyt wiele czasu, cudem jest, że udało mi się dostać do komputera. Byłam u lekarza i idę do szkoły dopiero za dziesięć minut. Co do rozdziału - zadedykuję go wszystkim, którzy na niego czekali. <3 Tyle. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam. Kocham was! <3
Buziaki, M. ;*
Świetny rozdział. Dziękuję za dedykację. xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Normalnie niesamowicie się cieszę, że Viola i Leon wracają, że tak powiem NARESZCIE ;p
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa jak rozwinie się znajomość Lu i Nico ^.^
Oczywiście, że nas nie zawiodłaś, rozdział jest genialny jak zawsze, bo są w nim wszyscy :) I to mi się najbardziej podoba, że w każdym Twoim rozdziale każdy bohater znajduje trochę miejsca dla siebie :)
Fede <3
Czekam na next :*
Boski <3
OdpowiedzUsuńLeoś i Viola w końcu wracają :D Yupi XD
Ciekawe jak potoczy się relacja Nico- Lu.
Cały rozdział taki optymistyczny, Stefy i Tomas... <3
Z niecierpliwością czekam na kolejny.
Pozdrawiam, Caro <3
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo mi się podoba. :3
No nie wiem tak z tydzień?
OdpowiedzUsuńAle nie szkodzi ja na Twoje rozdziały mogę w nieskończoność czekać ;**
No okej to może wezmę się za rozdział numer 43.
Hm.. powiem to co zawsze: Boski, Cudny, Niesamowity;)) Itp. Itd. ;DD
Ja cię po prostu kochammm <33
Buenos Aires szykuj się Leonetta powraca !:)) ( I German teżż ;PP )
Och ta Ludmi.. nareszcie się zakochała..;**
Naxi i Marcesca jak zwyke słodziaki <333
No! U Stefy nareszcie zapanował spokój :))
Podsumowując: Rozdział jak zwykle wspaniały, a zarazem jedyny w swoim rodzaju ;**
A!
UsuńNo i zapomniałabym..:P Czyli chyba jednak mam sklerozę ...;DD
Ale żeby Federico zapomnieć?!
To trzeba być mną...:)
Baardzo się cieszę, że do Violetty2 by Mady ( Tysiąc razy lepszej, niż w telewizji) powrócił Fede ;))
Ciekawe co ty tu jeszcze wymyślisz ;**
PS Ale mam nadzieję, że wenę masz, bo tak jest nie?
Wenę jak najbardziej mam. Tylko czasu brak. Dziękuję wam wszystkim za miłe słowa. :*
UsuńBardzo pięknie. Uwielbiam takie pozytywnie pozytywne rozdziały. :) Mamy radosny rozdzialik na piątek 13. :D Pozdrawiam i życzę weny Maddiusiu! :D <333 Vielet <3z
OdpowiedzUsuńPowiedz mi, jak ty to robisz? Jak to robisz, że tak pięknie piszesz? Nie mogę wyjść z podziwu.
OdpowiedzUsuńsuper ♥ Lu zakochana ^.^
OdpowiedzUsuńKochana Maddy,
OdpowiedzUsuńprzepraszam, że dopiero teraz komentuję. Rozdział czytałam wczoraj, ale niestety nie miałam czasu skomentować. Mam nadzieję, że wybaczysz mi to zaniedbanie z mojej strony ;*
Zacznijmy od Leona i Violu. To piękne, że rozumieją się bez słów, ich myśli są tak zgodne. Ubóstwiam tę parę. Cieszę się, że Leon wreszcie zazna szczęścia. Zasługuje na nie jak nikt inny. Starał się o Vilu, cały czas był przy niej. Poleciał za nią na drugi kontynent. Czyż to nie jest chłopak idealny? Tak bardzo ją kocha.
Scena z Naty i Maxim - taka pozytywnie nastrajająca. Szczęśliwa Natalia, taka zabawna, kochana.
W przypadku Ludmiły wietrzę romans xD Fajnie, że wreszcie trafiła na kogoś, kto naprawdę ją doceni, bo mimo wszystkich okropnych rzeczy, które zrobiła, zasługuje na prawdziwą miłość.
Federico!!! - jak się cieszę, że przyjechał. Uwielbiam go :D Jestem ciekawa jak potoczą się losy naszego włoskiego ciacha ;)
Stefy i Tomas - ,,Najważniejsza na świecie" - to mówi samo za siebie :D
Czekam na kolejny rozdział :D
Buziaki, Diana ;***
Jaki Nico? Fede przyjechał to powinien być cudny Federico o pięknym głosie. :D
OdpowiedzUsuńAle Nico też może być. XD
Znając ciebie w jego życiu również pojawi się jakaś ślicznotka. Mhmm... któż to będzie? :D
Leonetta powraca do Argentyny! Cieszmy się wszyscy. xd
Naty słodziutka. :D
Marcesca <3 Jacy oni wspaniali! ooo. :D
I ogólnie czekam na next, Madziu. xd
X. <3
Madziula!! co za Nico ?:D ;o a Feduś ? <3
OdpowiedzUsuńFemila.. ty wiesz :D ale zrobisz jak chcesz xd ja i tak bede czytać :D
Leonetta i wielki powrót haha:D POWER RANGERS !:D
Naty jest urocza normalnie , ona jest kochana uwielbiam ją xd
Stefka i Tommi ajjj jacy oni są... same ochy z nimi xd
Maja ;)
Szybciutko następny :D
Ej, Maddy, zrób twitcama!
OdpowiedzUsuńNico! Jaki podryw. Oj Lu sie zarumieniła przez nowego chłopaka!
OdpowiedzUsuńAle ja tak jak dziewczyny jestem za Fede! :D
Się przyjaciele ucieszą na powrót Leonetty :D
Dzisiaj mało, bo z moim tokiem myślenia jest źle :D
Świetny nie tylko rozdział ,ale i cały blog :)
OdpowiedzUsuńPs : Zapraszam do mnie dopiero dzisiaj go założyłam http://leonettaloveforeve.blogspot.com