piątek, 6 września 2013

Violetta Story - Chapter 42.

Violetta Story, chapter 42.

Stefy
Co mogłam zrobić? Najzwyczajniej w świecie się bałam. Widziałam ten błysk w oczach taty, widziałam jego uśmiech. Dobrze wiedział, co robi. A to źle wróżyło. Chyba wolę go oglądać, gdy jest pijany. O tak, to zdecydowanie lepsze. Wtedy przynajmniej nie jest sobą. A jego prawdziwe oblicze jest straszne. Nie ma skrupółów. Czasami zastanawiam się, czy on w ogóle ma jakieś uczucia. Gdy byłam młodsza wcale taki nie był. Nim zdążyłam nacieszyć się wspaniałym tatą on zmienił się nie do poznania. 
- Stefania, nie gap się tak, idź sobie. - usłyszałam zdenerwowany głos mamy. Otrząsnęłam się z zamyślenia i zmierzyłam ją przenikliwym spojrzeniem. Dało się zauważyć, że drżą jej dłonie i co chwilę nerwowo poprawia kosmyki włosów. Może i nie spędzam z nią zbyt wiele czasu, ale wiem, że to oznaki zdenerwowania.
- A nie mogłabym tu zostać i sobie trochę... - zawahałam się. - Porozmawiać z wami?
Rodzice spojrzeli na mnie jak na idiotkę i oboje w identyczny sposób zmarszczyli brwi. 
- Stefania, masz gorączkę? - mama udała zmartwioną i uśmiechnęła się sztucznie. - Idź już sobie, nie czas na żarty.
Mimo tego, iż z tą rozmową sobie żartowałam, zabolały mnie jej słowa. Własna matka nie chce nawet ze mną pogadać. Do czego już doszło? Ona ma mnie za nic. Nie jestem jej potrzebna. Bez różnicy czy jestem, czy mnie nie ma. Dla niej to wszystko jedno.
- A ty tato? - zwróciłam się do niego. - Nie miałbyś ochoty pogadać sobie ze swoją córką?
Wydął dziwnie wargi i roześmiał się głośno. Gdybym go nie znała mogłabym sobie pomyśleć, że rzeczywiście coś w moim tonie głosu go rozbawiło i zaraz mnie przytuli do siebie, po czym powie, że jestem jego księżniczką. Niestety, znam go aż za dobrze.
- Pójdziesz już, czy będziesz sobie z nas kpić? - prychnął. - Nie mam czasu na pogaduchy.
Zagotowałam się w środku. A cóż on ma takiego do roboty? Nie pracuje, nie robi nic w domu, nie sprząta, tylko chla i tyle. 
- A co, zaraz idziesz do baru ze swoimi koleżkami? - założyłam ręce na pierś. - Rzeczywiście, to niezwykle ważne, więc zwyzywaj nas już teraz i sobie idź, nie zwlekaj.
Zauważyłam przestraszone spojrzenie mamy i zorientowałam się, co właśnie powiedziałam. Nie powinnam, zdecydowanie nie powinnam. Nie był pijany, rejestrował dokładnie każde słowo przeze mnie wypowiedziane. Zapomniałam się. Dawno nie był już trzeźwy. 
- Stefania, idź do swojego pokoju, ja... - wymamrotała zdenerwowana mama, ale on nie dał jej dokończyć.
- A więc tak mnie postrzegacie, tak!? - zagrzmiał. - Zapamiętajcie sobie jedno, wy niewdzięcznice: ja tu rządze, a wy macie tylko wypełniać moje polecenia! - krzyknął, aż się wzdrygnęłam.
- Nie jesteśmy twoimi służącymi! - zawołałam, załamując ręce. - Mam uczucia, wiesz?! Też mam swoje prawa i nie mam zamiaru... - w tym momencie poczułam na policzku palący ból i zorientowałam się, że mnie spoliczkował. Pierwszy raz w życiu mnie uderzył na trzeźwo, nie pod wpływem alkoholu i całkiem zamierzenie. 
- Ty... - syknęła mama, ale jej także wymierzył policzek.
- Macie. Być. Cicho. - wydyszał, wodząc po naszych twarzach wzrokiem szaleńca. - A teraz wynocha! - pociągnął mnie za ramię i wypchnął za drzwi, to samo uczynił z mamą i zatrzasnął drzwi przed naszymi nosami. Gdy się odwróciłam, zobaczyłam Tomasa we własnej osobie. 
- Tomas? - pisnęłam. - Co tu robisz?
- Słyszałem wszystko. - odezwał się zachrypniętym głosem. - Nie umiem... Nie potrafię tego zrozumieć.
Spuściłam głowę, odrobinę zawstydzona. Wstyd mi było za mojego ojca, za moją matkę, z moją rodzinę. 
- Pojadę do babci, zapytam, czy możemy u niej przenocować. - przerwała niezręczną ciszę mama. - Zaopiekujesz się nią, prawda? - zwróciła się do Tomasa, na co on pokiwał powoli głową. Wodziłam zdezorientowana wzrokiem po ich twarzach. 
- Mamo, o co chodzi... - zaczęłam, ale ona podeszła do mnie i pocałowała mnie w policzek.
- Przepraszam. - wyszeptała. - Postaram ci się to wszystko wynagrodzić, Stefy. - po tych słowach wsiadła do samochodu i odjechała. Usłyszałam przeraźliwy krzyk dochodzący z domu i zorientowałam się, że ojciec wpadł w furię. Spojrzałam z przerażeniem na Tomasa. On nic nie powiedział, tylko wziął mnie na ręce i kilkoma susami podbiegł do auta zaparkowanego nieopodal. Na miejscu kierowcy siedział Broadway. 
- Cześć. - przywitał się. 
- Broadway, zawieziesz nas do mnie? - zapytał Tomas, kładąc mnie na siedzeniu obok siebie. Chłopak pokiwał głową i nacisnął pedał gazu. Dopiero gdy odjechaliśmy spod mojego domu odzyskałam jasność myślenia. Przetarłam oczy i wzięłam głęboki oddech. To wszystko stało się tak szybko.
- Wszystko dobrze, Stefy? - zaniepokoił się Tomas, obejmując mnie ramieniem. Pokiwałam głową, choć sama nie byłam pewna, czy wszystko w porządku. 
- Nie chcę być wścibski, ale co tu się właściwie wyrabia? - odezwał się nagle Broadway. - Porywasz Stefy, Tomas? - zaśmiał się, ale żadne z nas mu nie zawtórowało.
- Nie chcesz wiedzieć, Broadway. - odparł Tomas. - Po prostu nas dowieź w jednym kawałku na miejsce, co?
Dopiero teraz zorientowałam się jak czarnoskóry chłopak szybko mknie ulicami miasta. Jechał zdecydowanie za szybko.
- Dobra, dobra. - zwolnił odrobinę tempo. - Obiecuję, że dojedziecie cali i zdrowi.
~,~
Camila
Niby nic się nie zmieniło. Ciągle chodziliśmy do Studia, śpiewaliśmy, tańczyliśmy, spełnialiśmy swoje marzenia. A jednak - czegoś brakowało, a konkretniej kogoś. Każdy w jakiś swój sposób odczuwał nieobecność Leona i Violetty. Mimo tego, iż staraliśmy się tego nie okazywać, byliśmy smutni. Nawet śmiejąc się każde z nas czuło smutek. Nasza codzienność nadal była taka, jak kiedyś, a jednocześnie zupełnie inna.
- Cam, masz ochotę na koktajl? - zwrócił się do mnie Daniel. 
- Nie da się zatopić wszystkich zmartwień w koktajlu, Dan. - zaśmiałam się ponuro. 
- Ale można w cukierkach. - wyszczerzył zęby w uśmiechu, na co trzepnęłam go otwartą dłonią w ramię i zgromiłam wzrokiem.
- Cicho bądź. - sarknęłam, ponownie zatapiając się w swoich myślach. Starałam się ignorować to, że Daniel co chwilę szturchał mnie w ramię. Już dawno zorientowałam się, że jest on odrobinę nadpobudliwy, ale szybko mu się nudzi jedno zajęcie i po chwili przechodzi do innego. Trzeba się tylko modlić, by było ono mniej denerwujące od poprzedniego.
- Ale nudno. - odezwała się Naty. - Nawet nie słychać żadnej muzyki dochodzącej ze Studia.
Odwróciłam głowę w stronę, gdzie znajdowało się Studio. Siedzieliśmy w parku nieopodal budynku, pod rozłożystym drzewem, skąd był doskonały widok na naszą szkołę muzyczną. Zazwyczaj słychać było stamtąd muzykę do późnego wieczora, bo zawsze znalazł się ktoś, kto chciał coś poćwiczyć po zajęciach. Dziś jednak ciszę przerywał tylko cichy śpiew ptaków.
- To dziwne. - przyznała Francesca. - Może Antonio zwołał jakieś ważne spotkanie nauczycieli i wszyscy wybyli?
- Mogło tak być, ostatnio Angie i Beto ciągle coś do siebie szeptali. - stwierdził Marco. - Wyłapałem tylko słowo "Marotti". Nie wiem, co to może oznaczać.
Spojrzeliśmy po sobie ze zdziwieniem. Daniel i Marco nie uczyli się w naszym Studio w zeszłym roku, więc mogli nie kojarzyć tego imienia. Marotti? Czyżby kolejne reality-show?
- Marotti pracuje dla You-Mix. - wyjaśniła Naty. - Może Studio chce podjąć z nimi znowu współpracę? 
- Albo zorganizować kolejne reality-show. - westchnęłam. Samo doświadczenie było bardzo ciekawe, chociaż nie dostałam się do programu, jednak źle wspominam to, jak Marotti ingerował w nasze życie prywatne. Przez zmontowane na niekorzyść ich bohaterów filmiki ciągle się kłóciliśmy. Pamiętam też dobrze presję, którą odczuwałam wiedząc, że każdy mój krok śledzą kamery. Były dosłownie wszędzie, może oprócz toalet. Co chwilę poprawiałam włosy, bo miałam bez przerwy wrażenie, że źle się układają i potem ktoś wrzuci do internetu filmik pod tytułem "Camila i jej szopa".
- Reality-show? - ożywił się Daniel. Położyłam mu dłoń na ramieniu i usadziłam z powrotem na miejscu.
- Dan, ile zjadłeś dzisiaj cukierków? - uniosłam brwi, ale on zadarł brodę i zrobił obrażoną minę. - Maxi, ile dałeś mu cukierków?
- Cztery garście. - wzruszył ramionami. - A co, za mało? - zdziwił się.
- Nie, to zdecydowanie za dużo, Maxi. - pouczyłam go. - Następnym razem w ogóle mu nie dawaj.
Daniel spojrzał na mnie wielkimi oczami i otworzył usta, by coś powiedzieć, ale uniosłam rękę, uciszając go. Zbliżyłam się i delikatnie pocałowałam go w usta.
- Za każdego cukierka, którego zabronisz mi zjeść masz mi dawać buziaka. - powiedział, uśmiechając się szeroko. Francesca i Marco wybuchli śmiechem, a Naty zachichotała cicho. Pokręciłam głową z dezaprobatą, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który cisnął mi się na usta. 
- Rozważę tą propozycję. - odpowiedziałam, na co Daniel objął mnie ramieniem i pocałował w policzek.
~,~
Violetta
Po incydencie, którego szczegółów nikt nie chciał mi zdradzić, tata zabrał mnie i Leona na miasto. Spędziliśmy cały dzień na zabawie - zwiedzaliśmy, robiliśmy zdjęcia i jedliśmy watę cukrową, którą uwielbiam. Bawiłam się świetnie, zapomniałam o wszystkich troskach i po prostu cieszyłam się towarzystwem Leona i taty. Pierwszy raz od dłuższego czasu śmiałam się naprawdę, nic nie wymuszałam. Moment, w którym Leon ukleił się cały watą cukrową zapamiętam na zawsze. 
- O czym myślisz? - usłyszałam głos Leona i po chwili poczułam jego usta na policzku.
- O tym, że jestem prawie szczęśliwa. - odparłam, uśmiechając się do niego. 
- Prawie? - zmarszczył brwi. Pokiwałam powoli głową, myśląc o przyjaciołach, którzy zostali w Buenos Aires. 
- Tęsknie za nimi.
- Ja też. - westchnął Leon, obejmując mnie. - Ale wierzę, że niedługo się z nimi zobaczymy.
Wtuliłam się w niego mocno. Chciałam wierzyć, chciałam mieć nadzieję. Ale powoli ją traciłam. Tata nie wspomniał o powrocie do Argentyny ani razu. On chyba już nawet przestał o tym myśleć, nie brał pod uwagę takiej możliwości.
- Wiesz co? - szepnął. - Nadal pachniesz watą cukrową. - potarł delikatnie nosem o mój policzek, na co zachichotałam. Nagle Leon zaczął mnie łaskotać. Starałam się powstrzymywać od śmiechu, ale po chwili śmiałam się już głośno. Leon przewrócił mnie na plecy i pochylił się nade mną.
- Poddajesz się już? - zapytałam, uśmiechając się szeroko. - Tak szybko? Myślałam, że na więcej cię stać.
Roześmiał się głośno i kontynuował łaskotanie mnie. Zwijałam się ze śmiechu, próbowałam go z siebie zepchnąć, ale na nic się to zdało. 
- I jak, Violu, poddajesz się? - przedrzeźnił mój głos. - Czy może stać cię na więcej? - parsknął śmiechem. 
- Ja się nigdy nie poddaję! - zawołałam, ponownie wybuchając śmiechem. Leon już zamierzał się do kontynuowania łaskotkowych tortur, gdy drzwi od mojego pokoju się otworzyły i do pomieszczenia wszedł tata. Leon chciał się ze mnie sturlać w popłochu, ale niefortunnie spadł na podłogę. Położyłam się na brzuchu i zwiesiłam głowę z łóżka, by zobaczyć, czy nic mu się nie stało.
- Chyba żyję... - wydukał, na co się cicho zaśmiałam i pogłaskałam go po policzku.
- Mój kochany niezdara. - wyszeptałam, po czym pocałowałam go w czoło. 
- Eeee... - zająknął się tata, na co Leon podniósł się do pozycji siedzącej, a ja odwróciłam głowę w jego stronę. - Chciałbym wam powiedzieć coś bardzo ważnego. 
Spojrzeliśmy po sobie z Leonem odrobinę zdziwieni powagą malującą się na twarzy taty, ale oboje usadowiliśmy się wygodnie na łóżku i nadstawiliśmy uszu.
- Możesz mówić. - oświadczyłam, uśmiechając się. Tata pokiwał powoli głową i splótł palce.
- No więc, będzie krótko i na temat. - zaczął. - Nie chcę przeciągać, więc powiem prosto z mostu: wracamy do Buenos Aires. 
Gdy to powiedział, cały mój świat stanął do góry nogami. Najpierw musiałam się otrząsnąć z szoku i przyswoić jego słowa i dopiero po chwili zorientowałam się, co to oznacza. Wrócę do przyjaciół. Do Studia. I będę z Leonem. Czy to sen? Uszczypnęłam się mocno w ramię i syknęłam z bólu. To jednak rzeczywistość. W jednej sekundzie zerwałam się z miejsca i rzuciłam się tacie na szyję, przytulając się do niego mocno.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję! - krzyknęłam, wtulając twarz w jego szyję. Postanowiłam, że czas na martwienie się i wypytywanie taty o powody jego zmiany nastawienia będzie później. W tamtym momencie chciałam się po prostu cieszyć.
~,~
Angie
Usiadłam z westchnieniem na czerwonej kanapie stojącej w salonie. Przed chwilą zadzwonił do mnie German z wiadomością. Powiedział, że wraca do Buenos Aires. Na początku pomyślałam, że robi sobie ze mnie żarty. No bo przecież mówił, że w tym mieście nie może funkcjonować, wszystko przypomina mu o Marii... A teraz tak po prostu postanowił wrócić? Coś musiało się stać, coś, co uświadomiło mu, jak wiele błędów popełnił w swoim życiu. A może to i dobrze? Wreszcie zobaczę Violettę...
- ANGIE! - usłyszałam przeraźliwy wrzask i poderwałam się z miejsca. - ANGIE!
Podbiegłam do drzwi wejściowych i szybko je otworzyłam. Ujrzałam Francescę, Camilę, Naty, Stefy, Tomasa, Daniela, Maxiego i Marco. Wszyscy byli zdyszani.
- Co się dzieje? Co tu robicie? - zapytałam zdezorientowana, wpuszczając ich do środka. Każde z nich znalazło sobie miejsce w salonie i dopiero wtedy Francesca zabrała głos:
- Dzwoniła Violetta. Ale coś przerwało i się martwimy. 
Usiadłam obok Naty i uśmiechnęłam się do każdego z osobna uspokajająco. To naprawdę miłe, że tak martwią się o Violę.
- Violetta wraca do Buenos Aires. - powiedziałam. W jednym momencie zapanował rozgardiasz. Wszyscy zaczęli skakać, piszczeć, krzyczeć, rzucać się sobie w ramiona i ściskać się. Po chwili wzruszyłam ramionami i przyłączyłam się do zbiorowego radowania się informacją o powrocie Violi. 
- Zbiorowy uścisk! - zawołała Camila, rozkładając ramiona. Wszyscy się mocno przytuliliśmy, śmiejąc się sami z siebie.
- Angie, to ja, Beto! - rozległ się głos zza drzwi. - Mogłabyś mi otworzyć? 
Wyplątałam się z uścisku i otworzyłam drzwi. Beto wparował do mieszkania i rozsiadł się wygodnie na kanapie, po czym zabrał się za konsumowanie jakiegoś ciastka. Wszyscy nagle się uciszyli i spojrzeli na niego jak na wariata.
- Beto, w czym mogę ci pomóc? - zapytałam spokojnym tonem, by przypadkiem go nie wystraszyć, bo gdyby ubrudził mi kanapę tym kremem, to miałabym masę roboty przy czyszczeniu.
- Co? - uniósł głowę. - Aaa, tak, zapomniałbym, to wy. - uderzył się dłonią w czoło, przez co przykleił sobie do niego ciastko. - No więc tak...
- Beto, masz coś na czole. - przerwałam mu, wskazując palcem na rozgniecione na jego czole ciastko.
- Co? Co mam? Gdzie? Kiedy? Co się dzieje? Gdzie jestem... - zaczął zadawać setki pytań, rozglądając się dookoła.
- NA CZOLE! - wydarła się Camila. - Ciastko! Masz na czole ciastko, Beto. - wzięła głęboki oddech. Beto spojrzał na nią jak na idiotkę i zaśmiał się.
- Cami, nie powinnaś czasami iść do psychologa? - uśmiechnął się. - Bo wiesz, ciastka nie chodzą po czołach...
Pokręciłam głową z dezaprobatą, podeszłam do niego i odkleiłam ciastko z jego czoła. Zrobił dziwną minę, zabrał mi je i wsadził sobie do ust. Przez chwilę delektował się jego smakiem, nie będę wnikać jak smakowało ciastko po tylu przeżyciach, po czym oblizał palce i westchnął usatysfakcjonowany.
- Beto, powiesz mi wreszcie po co przyszedłeś? - zniecierpliwiłam się. Bardzo lubię Beto, ale czasami działa mi na nerwy. Trzeba mu tłumaczyć to samo po dziesięć razy, a i tak nie ma gwarancji, że zrozumie wszystko. 
- Przyszedłem, bo mi się nudziło. - wzruszył ramionami. - A co wy tutaj sobie urządziliście, imprezkę? - poruszył dziwnie brwiami. Wywróciłam oczami i parsknęłam śmiechem.
- Violetta wraca. 
- Jaka Violetta? - Beto rozejrzał się zdezorientowany po pomieszczeniu. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Beto poprawił nam i tak już dobre humory. Ostatnio wszystko jest takie optymistyczne.

Hmmm... Mam wrażenie, że w tym rozdziale jest za dużo dialogów. Naprawdę tak jest czy mi się tylko wydaje? Miała być w tym rozdziale Ludmiła, ale jednak będzie o niej bardzo obszerny fragment w następnym. Stwierdziłam, że tak będzie lepiej. Jak widzicie Violka wraca do Buenos Aires, kwestię tego, dlaczego dokładniej German zmienił zdanie na pewno jeszcze wyjaśnię. Stefy i Tomas w następnym rozdziale także się pojawią. Planuję też trochę więcej Marcesci, bo ktoś o to prosił. :) Oraz będzie niespodzianka, ale nic nie zdradzę, bo wtedy to już nie byłaby niespodzianka. xD Ten rozdział chciałabym zadedykować Magdzie Skibie, która zostawiła bardzo obszerny komentarz pod poprzednim rozdziałem. Dziękuję Ci, kochana. :* To chyba tyle. Dzięki wam za tyle odwiedzin, komentarzy, kliknięć w ankiecie i w ogóle jesteście kochani! <3 Do następnego! 
Buziaki, M. ;*

17 komentarzy:

  1. Angie jest świetna! dziękuję, za ten piękny rozdział ! <3 Kocham Cię! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Żal mi Steffy.. A najgorsze jest to.. Że ją rozumiem T.T I znam ten ból.
    Fajnie, że Violetta wraca do Buenos.
    Beto + Ciastko..The best! Chciałabym tam być.
    Gdybyś miała chwilę czasu, a zapewne poprzez szkołę masz go niewiele.. Mniejsza, zapraszam do mnie no i oczywiście czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogła byś tu zajrzeć http://propiaserie.blogspot.com/
    P.s Twój blog jest świetny!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Taak! Więcej Marcesci!!!!
    Kocham Cię, dziewczyno!
    Rozdział cudowny! Violetta wraca do Buenos Aires!
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział, tak jak zwykle :)
    Uwielbiam wątek Stefy, bardzo jej współczuję, ale lubię jej postać.
    Cieszę się także, że Violka wraca.
    Mam nadzieję, że ta rozłąka zbliży ją i jej przyjaciół na nowo.
    Fajnie by było, jakby u Leonetty wydarzyło się jak już będą w Buenos coś... magicznego?
    Romantycznego?
    Na pewno nie zerwanie :D

    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział z pod twoich niesamowitych palców :) (Skąd wzięło mi się to określenie o.O)

    Mechi :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Wraca, ona wraca proszę pani ;D
    Happy end - oooooooooooooooo
    Jakie to piękne
    Beto ... Tylko płakać ze śmiechu ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Hahahah Moment z ciastkiem rozwala

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeju, jeju, jeju... Wreszcie to na co tak długo czekałam :D Vilu wraca do Buenos Aires ;) German podjął słuszną decyzję. Jestem taka szczęśliwa :D Maddy, jak już wielokrotnie pisałam uwielbiam Twój styl, Twoje pomysły, uwielbiam Ciebie. Nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć... Dziękuję, że jesteś i, że dla nas piszesz ;*
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;)
    Diana ;***

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetnie piszesz! Mam nadzieję, że nie każesz długo czekać na następny rozdział:)
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Super rozdział! Fajnie, że Viola wraca do Buenos Aires! Leonetta forever <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Genialny! <3
    Strasznie się cieszę, że Viola wraca, długo czekałam na to aż German zmieni decyzję, ale opłacało się czekać!! :D
    Maddy w Twoim opowiadaniu uwielbiam wątek Stefy, jest taki realistyczny, tak wspaniale opisany, po prostu niesamowicie wzrusza..
    Mam nadzieję, że Stefy poukłada sobie wszystko z mamą i pozwoli, żeby Tomas był przy niej i jej pomógł.
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo mi się podoba ten rozdział.
    Ja również się cieszę ,że Violetta wraca. Stef to na prawdę wspaniała postac. Widzę jak się przed "nami" otwiera.
    Prawię płakałam ,więc czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję ,że dodasz go za niedługo ;)
    http://violettadisneypoland.blogspot.com/ zapraszam

    OdpowiedzUsuń
  13. No to tak:
    Ogólnie perspektywa Stefy zabójcza! Jest mi przykro, że tak się dzieje, ale tak fajnie oddajesz jej uczucia, że można to czytać, i czytać... :)
    German mam nadzieję, że coś zrozumie, bo wiadomo. xd Ale jak wraca do Buenos to jest już dobrze. :D
    Bardzo w twoim stylu. xd
    Niespodzianka.
    HMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMM>..
    No dobra. xd
    To czekam na tą niespodziankę.
    X. <3

    OdpowiedzUsuń
  14. wspaniały, a kiedy nowy rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro. Tak mi się wydaje, jak nie znajdę czasu, to w piątek. :)

      Usuń
  15. Super rozdział :) mam nadzieję że niedługo bd następny :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Wreście coś śmiesznego Leon spadł z łużka Herman wchodzi

    OdpowiedzUsuń