Violetta Story, chapter 45.
Violetta
Do sali wszedł Pablo i uśmiechnął się do nas wszystkich szeroko. Nie wiedzieliśmy jeszcze o co chodzi, więc mieliśmy dość zdezorientowane miny. Minęło kilka sekund i nikt się nie odezwał. Spojrzałam na Leona, który tak jak ja marszczył brwi, zastanawiając się, co się święci. Przeniosłam wzrok na Pablo. Starał się nie wybuchnąć śmiechem, wywnioskowałam to po jego czerwonej od rumieńców twarzy i rozbawionej miny.
Do sali wszedł Pablo i uśmiechnął się do nas wszystkich szeroko. Nie wiedzieliśmy jeszcze o co chodzi, więc mieliśmy dość zdezorientowane miny. Minęło kilka sekund i nikt się nie odezwał. Spojrzałam na Leona, który tak jak ja marszczył brwi, zastanawiając się, co się święci. Przeniosłam wzrok na Pablo. Starał się nie wybuchnąć śmiechem, wywnioskowałam to po jego czerwonej od rumieńców twarzy i rozbawionej miny.
- Ekhem. - odchrząknęła Cami. - Dlaczego tu stoimy jak jakieś kołki?
Wszyscy się roześmiali, w tym nauczyciele.
- No dobrze, to ja może wam wytłumaczę, po co zwołałem to zebranie. - powiedział Pablo. - A więc, Studio21 ponownie podejmie współpracę z You-Mix!
W pomieszczeniu momentalnie zrobiło się głośno. Zaczęliśmy wymieniać między sobą uwagi dotyczące oświadczenia Pabla, niektórzy piszczeli z podniecenia perspektywą kolejnej muzycznej przygody... Nauczyciele nawet nie próbowali nas uciszać. Dobrze wiedzieli, że lepiej jest zaczekać, aż skończymy.
- Już? - Pablo uniósł brwi, a my chórem odpowiedzieliśmy twierdząco. - Marotti wam wszystko dokładnie wyjaśni.
W tym momencie do sali wparował Marotti we własnej osobie, z kolorowym szalikiem na szyi. Tanecznym krokiem podbiegł do Pablo i przytulił go mocno, po czym obkręcił się wokół własnej osi i klasnął w ręce jak podniecona nastolatka.
- Jak miło was znowu widzieć! - zawołał z wielkim uśmiechem na twarzy.
Przywitaliśmy się z nim, na co on podskoczył i zwrócił się do Pabla:
- Jestem taki podekscytowany! Pablo, Pablo, powiedz, a może...
Pablo uciszył go, unosząc rękę. Słusznie, gdyby nie to, to Marotti do wieczora by nie przestał bezsensownie gadać o niczym.
- Martolotti, wytłumacz im na czym będzie polegać... - zaczął.
- Marotti! - poprawił go szybko mężczyzna, odrzucając koniec szalika na plecy.
Pablo zmarszczył brwi i spojrzał na niego jak na idiotę.
- Co?
- Jestem Marotti. - powtórzył, już odrobinę zirytowany.
Pablo tylko pokręcił głową z powątpiewaniem.
- Wytłumacz im. - polecił.
Marotti sapnął, zdenerwowany, ale zaczął mówić. Wyjaśnił nam dokładnie na czym tym razem będzie polegała współpraca You-Mix ze Studio i jaki my będziemy mieli w tym udział. Później opowiedział o zasadach konkursu organizowanego w naszej szkole, zachęcił do zapisywania się na przesłuchania i na koniec dodał, że ma na imię Marotti, znacząco patrząc na Pabla. On jednak nie zwrócił na niego uwagi.
- Chciałbym jeszcze was zapewnić, że kamery będą nagrywały tylko wasze występy, czyli to, co potrzebne jest do opublikowania na stronie You-Mix. - kontynuował Pablo. - To zostało już ustalone i nie musicie się martwić o swoją prywatność.
Marotti przytaknął mu i z ponurą miną wyszedł z sali, a za nim reszta nauczycieli, chichocząc pod nosem.
- Zgłosisz się, Cami? - zapytała natychmiast Francesca, odwracając się do brunetki. - Bo ja się chyba...
- Nie. - przerwała jej szybko Camila. - Wolałabym nie, i tak na pewno nic z tego nie wyjdzie.
Wszyscy popatrzyliśmy na nią jak na wariatkę.
- Camila, przecież masz talent, dlaczego miałoby nie wyjść? - zapytał z niedowierzaniem Daniel.
Zarejstrowałam, że pierwszy raz od dłuższego czasu użył pełnej formy jej imienia, a nie uroczego skrótu, który wymyślił.
- W tamtym roku poszło mi fatalnie. - zaoponowała Cami. - Nie chcę kolejny raz zrobić z siebie pośmiewiska.
- W tamtym roku po prostu za bardzo się zaangażowałaś. - odezwałam się, na co oczy wszystkich zwróciły się na mnie. - Trzeba do tego podejść z dystansem. - dodałam.
Camila przygryzła wargę, jakby nie była pewna, czy warto przyznać nam rację. W końcu zapytała:
- A co jeśli nie podejdę do tego z dystansem i znowu nie wyjdzie?
Daniel objął ją ramieniem i uśmiechnął się do niej uspokajająco.
- My cię przypilnujemy i wszystko pójdzie doskonale. - zapewnił ją, po czym pocałował w czubek głowy.
Na twarzy Cami pojawił się nikły uśmiech.
- No dobrze. W sumie nie zaszkodzi spróbować. - wzruszyła ramionami, na co się roześmialiśmy.
~,~
German
Nie spodziewałem się tego, że powrót do Buenos Aires przyniesie mi taką ulgę. Dopiero teraz sobie uświadomiłem, że w Madrycie czułem się nieswobodnie, jakbym się dusił. Może to przez tysiące pytań wirujących mi w umyśle nie zdawałem sobie z tego sprawy, a może to przez to, iż tak niespodziewanie pojawił się Leon, wywracając wszystko do góry nogami... A może po prostu nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że popełniłem błąd.
Bo wyjazd był najgłupszym pomysłem, na jaki mogłem wpaść. Unieszczęśliwił Violettę i mnie, na dodatek jeszcze wszystkich jej przyjaciół i Leona. Byłem zaślepiony cierpieniem, swoim własnym - tak bardzo, że nie zauważałem cierpienia innych.
Gdy obudziłem się rano i przez odsunięte zasłony do pomieszczenia wpadły promienie słońca, coś sobie obiecałem. A mianowicie to, że przestanę być takim egoistą i postawię się czasami na czyimś miejscu przed podjęciem pochopnej decyzji. To bardzo cenna umiejętność, potrafić zrozumieć położenie innego człowieka. Co ja bym zrobił w takiej sytuacji? Jakbym się zachował? Co bym czuł? Te trzy pytania miały zostać moimi nowymi przyjaciółmi.
Zacząłem od telefonu do Ramallo, który powinienem wykonać już dawno temu.
- Ramallo? Tutaj German. Możesz rozmawiać?
Usłyszałem po drugiej stronie linii jakieś szmery i szepty, a po chwili rozległ się głos Ramallo:
- Tak, tak, jak najbardziej. Coś się stało?
Zawahałem się, ale przypomniałem sobie wcześniejsze przemyślenia i zebrałem się w sobie.
- Chciałbym cię o coś prosić... - zacząłem powoli, starannie dobierając słowa. - Nie ma na świecie lepszego asystenta od ciebie. Masz ochotę na powrót na swoje stanowisko?
Cisza. Tylko te dziwne szmery, poza tym żadnego słowa. Po kilku minutach czekania usłyszałem wreszcie odpowiedź.
- Wróciłeś.
To nie było pytanie, ale stwierdzenie. Ramallo zawsze zbyt dobrze mnie znał. Potrafił mnie rozszyfrować za każdym razem.
- Tak. I chciałbym, by było jak dawniej. - odparłem. - To znaczy, nie do końca... Ja się zmienię.
Zmienić się... To takie ogólnikowe określenie. Chciałem się zmienić, czy wszystko naprawić? Raczej to drugie. Tu chyba trzeba się bardziej postarać. Nie wystarczą puste słowa, by odkupić winy.
- Zrobię wszystko, by moi bliscy byli szczęśliwi. - dodałem po chwili wahania. - Tym razem postaram się najpierw dowiedzieć, co ich uszczęśliwia.
Ramallo wydał z siebie dźwięk przypominający westchnienie ulgi, ale przecież przez telefon wszystko brzmi inaczej, więc nie zwróciłem na to większej uwagi.
- Oczywiście, że wrócę, German. - powiedział.
Miałem ochotę skakać z radości jak mała dziewczynka, ale powstrzymałem to pragnienie, bo jakby Violetta jakimś sposobem weszła nagle do domu, to by się nieźle przeraziła.
- Nie wiesz może co się dzieje z Olgą... - odezwałem się, ale przerwał mi przeraźliwy pisk i huk.
Nie musiałem długo rozmyślać, by zorientować się, kto wydał z siebie taki dźwięk. Odsunąłem szybko komórkę od ucha, by zachować jeszcze przez jakiś czas słuch.
- WRACAMY DO DOMU! - rozległ się krzyk Olgi. - Ramallo, zatańczmy taniec szczęścia!
I wtedy połączenie zostało zakończone, a ja opadłem na miękką sofę i zaniosłem się szczerym śmiechem.
~,~
Angie
Nuciłam sobie pod nosem wesołą melodię i malowałam paznokcie jaskrawym zielonym lakierem, gdy do pokoju nauczycielskiego wparował tanecznym krokiem Pablo. Miał przyklejony do twarzy szeroki uśmiech i żadnych papierów w dłoniach! Z wrażenia ręce mi się zatrzęsły i przez całą długość palca wskazującego przejechałam sobie pędzelkiem umoczonym w zielonym lakierze.
- Pablo! Zobacz, co przez ciebie zrobiłam! - zawołałam, grzebiąc w torebce w poszukiwaniu zmywacza.
Spojrzał na mnie ze zdezorientowaną miną i zmarszczył brwi.
- Dopiero co przyszedłem, a ty już masz do mnie pretensje, Angie? - zapytał.
- Przepraszam. - burknęłam. - Masz dzisiaj jakiś dzień na opak?
Pablo roześmiał się głośno. Nie wiedziałam, co go tak bardzo rozbawiło, więc uniosłam brwi i popatrzyłam na niego jak na idiotę.
- Angie, o co ci chodzi? - wydusił, gdy już zdołał się opanować.
- Gdzie masz teczki pełne papierów z rzędami cyferek, których nie rozumiem, gdzie masz tą ponurą minę... - zaczęłam wyliczać na palcach, ale Pablo nie dał mi dokończyć.
Ujął moje dłonie, tym samym mnie uciszając. Ścisnął je delikatnie i uśmiechnął się szeroko.
- Współpraca z You-Mix przyniesie Studiu wiele korzyści. Udało się. Chyba należy mi się chwila odpoczynku od cyferek? - w jego głosie słyszałam rozbawienie.
Zaśmiałam się i przytuliłam go mocno. Niestety, zapomniałam o tym, że przed chwilą malowałam paznokcie. Gdy się od siebie oderwaliśmy na koszuli Pabla widniało kilka zielonych plamek.
- Yyyy... - zająknęłam się, starając się powstrzymać wybuch śmiechu. - Przepraszam?
Pablo wziął głęboki oddech i przymknął na chwilę oczy.
- Moja ulubiona koszula. Dobrze o tym wiesz. - odezwał się spokojnym głosem. - Poniesiesz karę! - zawołał nagle i zerwał się na równe nogi.
A ja wybiegłam z pokoju nauczycielskiego, zanosząc się niepohamowanym śmiechem.
~,~
Federico
- Fede, dlaczego nic nie mówisz? - Violetta szturchnęła mnie w ramię.
Odwróciłem głowę i uśmiechnąłem się do niej lekko. Siedzieliśmy wszyscy razem w sali muzycznej, ona na kolanach Leona, a ja obok nich. Dookoła rozłożyli się nasi roześmiani przyjaciele. Każdy pracował nad jakimś zadaniem, które zostało mu powierzone. Ja próbowałem jakoś skupić się na tym, co mówiła Violetta na temat piosenki, którą chciałaby wykorzystać na zajęciach z Angie. Niezbyt mi to wychodziło.
- Przepraszam, zamyśliłem się. - odparłem.
Viola przyjrzała mi się dokładnie, mrużąc oczy.
Otworzyłem usta, by zaprotestować, ale przerwał mi Leon:
- W Stefy. - powiedział, nie podnosząc wzroku znad nut, nad którymi obecnie pracował.
Viola spojrzała na niego zdziwiona.
- Skąd wiesz?
Uśmiechnął się do niej zalotnie i wzruszył ramionami.
- Widzę. - zaśmiał się cicho.
Ja tylko patrzyłem na nich wielkimi oczami. Razem tworzyli tak zgraną parę, że wydało mi się to aż przerażające. Viola bez większych trudności odgadła co mnie trapi, a Leon w dwie sekundy zorientował się o kogo chodzi. A ja nie powiedziałem ani słowa. Cóż, im chyba to nie było potrzebne.
- Fede, naprawdę zakochałeś się w... - zaczęła Viola, ale przerwałem jej szybko, zakrywając usta dłonią.
- Ciii! - syknąłem. - Bo usłyszą!
Violetta odsunęła moją dłoń i pokręciła głową z powątpiewaniem.
- Fede, nie wiem, czy ukrywanie się jest dobrym pomysłem. - oświadczyła.
Leon przytaknął, odgarniając jej niesforne kosmyki z twarzy.
- Przecież nie mogę się przyznać. - zaprotestowałem, odrobinę oburzony. - Tomas to mój kumpel, nie powiem mu, że zakochałem się w jego dziewczynie. Zresztą, to zauroczenie, niedługo mi przejdzie.
Tym sposobem zakończyłem dyskusję na temat tego, czy powinienem powiedzieć Tomasowi i Stefy o swoich uczuciach. Violetta i Leon powrócili do swoich zajęć, a ja ponownie zatopiłem się w myślach. Niestety, nie było mi dane w spokoju przeanalizować wszystko, bo napatoczyła się pewna denerwująca i irytująca blondynka.
- Federico, Federico... - odezwała się przesłodzonym głosem, odrzucając włosy na plecy. - Co tak sam siedzisz? Przyjaciół nie masz?
Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem, że Viola rozmawia z Fran, a Leon ćwiczy piosenkę z Maxim i Andresem. Nawet się nie zorientowałem, kiedy sobie poszli.
- Chcesz zdjęcie, Ludmi? - prychnąłem. - A może autograf? Śmiało, nie wstydź się.
Ludmiła zmrużyła podejrzliwie oczy. Nie podobało jej się, że jestem w stosunku do niej taki... Taki, jak ona w stosunku do wszystkich innych. Widać to było po jej minie.
- Fede, nie próbuj udawać kogoś, kim nie jesteś. - powiedziała po chwili. - Mnie nie oszukasz.
- Ludmiła, proszę cię, daj sobie już spokój. - westchnąłem obojętnie. - Nie obchodzi mnie to, co masz do powiedzenia.
Coś w środku podpowiadało mi, że tak naprawdę nie mam ochoty, by sobie poszła. Lubisz się z nią przekomarzać, lubisz, gdy odgarnia z twarzy te swoje aksamitne... Kłaki! To nie są włosy, tylko denerwujące kłaki, a ja wcale jej nie lubię!
- Kim ty jesteś? - zapytała, a ja ze zdziwieniem zauważyłem, że z jej twarzy zniknął ironiczny uśmiech.
- Mógłbym cię zapytać o to samo.
~,~
Tomas
Po zajęciach zabrałem Stefy do Resto, by nie musiała jeszcze wracać do domu. Cały dzień opowiadała mi o tym, jak sztywna i niemiła atmosfera panuje w mieszkaniu jej babci. Nie chciałem, by Stefy była smutna.
- Tomas, poczekaj! - usłyszałem głos Violetty.
Zatrzymałem się i odwróciłem w stronę, z której nadbiegała Viola, ciągnąc za sobą Leona.
- Co jest? - zapytałem, przyglądając im się z rozbawieniem.
Oboje byli zdyszani i rozczochrani. Violetta z roztargnieniem poprawiła włosy.
- A co ma być? - zdziwiła się Viola. - Idziemy z wami! - uśmiechnęła się szeroko i wzięła mnie pod rękę.
W podskokach udaliśmy się do Resto, co chwilę wybuchając śmiechem. Nawet Stefy, która miała niezbyt dobry humor się rozweseliła. Na miejscu zastaliśmy bar wypełniony po brzegi. Ludzie tańczyli na wolnej przestrzeni, z której odsunięto stoliki.
- Resto robi się coraz popularniejsze! - zawołała Stefy, przyglądając się Luce, który ledwo wyrabiał z przyjmowaniem zamówień.
Pokiwałem głową i pociągnąłem ją za rękę wgłąb baru. Leon i Violetta podążyli za nami. Usiedliśmy przy jednym z niewielu wolnych stolików.
- Jak myślicie, powinniśmy mu pomóc? - odezwała się po dłuższej chwili Viola, patrząc na zapracowanego Lucę.
- Jak najbardziej. - odparła Stefy, podnosząc się z miejsca. - Przecież sam sobie nie poradzi, biedaczyna.
Dziewczyny raźnym krokiem podbiegły do brata Fran, więc ja i Leon również. Zanim zdążyliśmy się obejrzeć Violetta i Stefy wirowały pomiędzy stolikami z tacami w dłoniach. Roznosiły koktajle, a my zbieraliśmy zamówienia, natomiast Luca poszedł do kuchni.
- Leon, pacanie, co robisz?! - zawołałem, gdy zobaczyłem jak Verdas próbuje od tyłu podejść Violettę, która niosła na tacy tyle koktajli, że miałem wrażenie, iż zaraz wszystkie runą na podłogę.
Leon zgromił mnie wzrokiem i przytknął palec wskazujący do ust, sygnalizując mi, że mam być cicho. Wzruszyłem ramionami i wzrokiem odszukałem Stefy. Już ją wyłapałem wśród tego tłumu, gdy rozległ się pisk Violetty.
- Leon! Ty głupku!
Roześmiałem się, widząc, że cała jego koszula jest w koktajlu.
- Przytul się teraz do mnie, kochanie! - zaśmiał się Leon, zbliżając się do Violetty.
Ona ponownie pisnęła i szybko przemknęła między stolikami. Leon pobiegł za nią, śmiejąc się wgłos. Pokręciłem głową z dezaprobatą, ale nie mogłem powstrzymać uśmiechu, który wkradł mi się na usta.
- Ale oni są dziecinni, prawda? - zachichotała Stefy, stając obok mnie.
- Czy ja wiem? - wzruszyłem ramionami. - Po prostu cieszą się życiem. Wreszcie mają na to szansę.
Stefy pokiwała głową w zamyśleniu i schyliła się, by posprzątać szklanki, które upuściła Violetta. Zebrała je wszystkie na tacę i wyprostowała się.
- Do roboty, do roboty! - pospieszyła mnie.
Zaśmiałem się i przyciągnąłem ją do siebie. Pisnęła zaskoczona.
- Może my też tego spróbujmy?
Zmarszczyła brwi, nie do końca orientując się w sytuacji. Przestrzeń między nami wypełniała tylko taca pełna szklanek.
- Ale czego?
- No wiesz... - zawahałem się, ale zaraz kontynuowałem: - Cieszmy się życiem.
Stefy zerknęła na Leona, któremu udało się złapać Violettę. Teraz tulił ją do siebie, zanosząc się śmiechem, a ona próbowała się za wszelką cenę wydostać z jego uścisku.
- Podoba mi się ten pomysł. - powiedziała, uśmiechając się do mnie lekko.
~,~
Naty
Czym prędzej wybiegłam ze Studia, zarzucając torebkę na ramię. Było dość późno. Postanowiłam po zajęciach poćwiczyć piosenkę na lekcje z Angie i straciłam poczucie czasu, a obiecałam Camili i Francesce, że spotkamy się wieczorem w Resto. Podobno rozkręciła się tam niezła impreza.
Byłam zaabsorbowana konkursem, który ogłoszono w Studio. Zgłosić się czy nie? W tamtym roku nie było tak źle, udało mi się zajść nawet całkiem daleko. Ale czy warto ponownie narażać się na stres związany z występowaniem przed publicznością?
Z Resto dobiegała głośna muzyka i gwar rozmów. Przychodzenie do baru po zajęciach było niepisaną tradycją uczniów Studio, aczkolwiek od jakiegoś czasu schadzki w Resto przybrały nieco inną formę. Już nie siedzieliśmy przy stolikach większość czasu - teraz tańczyliśmy i bawiliśmy się w najlepsze.
- Naty! - zawołała Violetta, machając do mnie.
- Cześć. - przywitałam się. - Po co ci taca? - zmarszczyłam brwi na widok naczyń w jej dłoniach i fartucha, który zawiązała sobie w pasie.
Viola machnęła ręką i odparła:
- Pomagamy Luce.
Rozejrzałam się uważnie i dostrzegłam Cami i Stefy lawirujące między stolikami, Leona z notatnikiem, rozmawiającego z jakimś facetem przy jednym ze stołów, Tomasa, który zaplątał się w jakieś kable oraz Maxiego i Daniela, którzy próbowali mu jakoś pomóc, Francescę i Marco przy ladzie... Jednym słowem, wszyscy zakasali rękawy i wzięli się do roboty!
- Jest jeszcze jeden fartuch? - zapytałam, na co Violetta ochoczo mi przytaknęła i pstryknęła palcami.
Nie wiadomo skąd nadleciał nagle równo złożony w kostkę czarny fartuszek. Violetta złapała go w locie i podała mi z szerokim uśmiechem.
- Jak ty to... - zająknęłam się.
- Braco ma bardzo dobry słuch. - zaśmiała się. - Jest moim osobistym podawaczem fartuchów! - klasnęła w ręce i odeszła w podskokach, kierując się w stronę Leona.
Pokręciłam głową z rozbawieniem i zawiązałam sobie fartuch w pasie, po czym podeszłam do Maxiego, Daniela i Tomasa, którzy nadal próbowali uporać się z kablowym problemem.
- Nie wierć się tak, kretynie! - zawołał Daniel, ciągnąc za jeden z przewodów.
Maxi okręcił się dookoła, próbując odplątać kabel od swojego nadgarstka, ale tylko pogorszył sprawę.
- O nie! - załamał ręce. - Chłopaki, ja też zostałem uwięziony!
Daniel i Tomas spojrzeli na niego jak na idiotę.
- I mamy teraz podwójny problem! - krzyknął Daniel.
Niestety, zachaczył dłonią o przewód, który właśnie przeleciał mu koło nosa, ponieważ Tomas machał nim jak kowboj lassem i runął jak długi na podłogę, ciągnąc za sobą Tomasa.
- Ja nie mogę, ale z was idioci! - roześmiał się głośno Maxi, ale zaraz leżał na ziemi razem z nimi.
Postanowiłam dać sobie spokój z prawieniem im kazań na temat zabawy kablami i z westchnieniem zaczęłam wyplątywać ich kończyny z tej plątaniny przewodów.
- O, Naty, ratujesz nam życie! - zawołał Maxi, gdy oswobodził się już z kabli.
Daniel i Tomas także podnieśli się na nogi i podziękowali mi, po czym zaczęli się kłócić o to, przez kogo prawie się udusili w burzy kabli.
- Ja jestem od nich dojrzalszy. - powiedział nagle Maxi, z głupią miną przyglądając się sprzeczającym się kumplom.
Zaśmiałam się głośno i złapałam jego dłoń.
- Wiem. - odparłam, ciągnąc go w stronę Luci. - A teraz idziemy pomagać Luce!
Maxi zrobił smutną minę, ale zgromiłam go wzrokiem i momentalnie zmienił nastawienie. Pociągnął mnie z impetem za rękę i podbiegł do Luci. Wziął od niego notatnik i długopis i zaczął zbierać zamówienia od ludzi siedzących przy stolikach. Uczyniłam to samo z wielkim uśmiechem na ustach.
~,~
German
Siedziałem w domu jak na szpilkach. Chwilę wcześniej Violetta zadzwoniła do mnie i powiedziała, że wróci później, ponieważ musi pomóc bratu Francesci w barze. Postanowiłem jej na to pozwolić, bo w jej głosie słychać było euforię i szczęście, a tego najbardziej pragnąłem - jej szczęścia.
Tak więc co było powodem mojego zdenerwowania? Olga i Ramallo. Mieli się zjawić lada chwila, a ja kompletnie nie wiedziałem jak się zachowam, gdy już przyjdą. Nie widzieliśmy się tyle czasu!
Dzwonek do drzwi przerwał moje rozmyślania. Podskoczyłem, zaskoczony, ale podbiegłem do drzwi, by je otworzyć. Spodziewałem się uśmiechniętej Olgi, która zaraz by zaczęła tańczyć taniec szczęścia i poważnego Ramallo, który przywitałby się ze mną oficjalnie. Ale za drzwiami zastałem zupełnie kogoś innego.
- Jade?
~,~
Violetta
- Może zrobimy sobie małą przerwę? - wyszeptał Leon, podchodząc do lady, za którą stałam.
Odstawił tacę z pustymi szklankami i objął mnie w pasie. Zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Ale zaraz wracamy, bo chciałabym dzisiaj jak najwięcej pomóc Luce...
- Dziesięć minut tylko dla nas i wracamy. - zapewnił mnie Leon.
Pokiwałam głową. Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia z Resto. Po chwili już spacerowaliśmy sobie wzdłuż ścieżki biegnącej przez pobliski park. Zadrżałam lekko pod wpływem chłodnego wieczornego powietrza.
- Zimno ci. - stwierdził Leon.
Przyciągnął mnie do siebie i mocno objął ramionami. Momentalnie zrobiło mi się ciepło, a czas jakby stanął w miejscu. Wtuliłam się mocno w koszulę Leona, która pachniała malinami, przez to iż wcześniej wylałam na nią koktajl.
- Kiedyś nie wierzyłem w to, że możemy być szczęśliwi. - odezwał się po chwili Leon cichym głosem.
Odsunęłam się od niego delikatnie i spojrzałam w jego głębokie, zielone oczy. Były przepełnione miłością i prawdą.
- Ale jesteśmy. - szepnęłam. - Prawda?
Leon pochylił się i złożył na moich ustach subtelny pocałunek. Nie wiem ile czasu upłynęło, nim zdołaliśmy się od siebie oderwać. Chciałam, by ta chwila trwała w nieskończoność.
- Nigdy nie byłem szczęśliwszy, słońce. - wymruczał, opierając czoło o moje czoło. - Ty jesteś moim szczęściem.
Przepraszam! Przepraszam za tak długą przerwę... No, ale rozdział jest. Cieszycie się? :D Starałam się napisać go jak najlepiej, żeby was nie zawieść. To chyba tyle ode mnie, bo czas mnie goni. Kocham was! <3 Do następnego!
Buziaki, M. ;*