środa, 31 grudnia 2014

Las vacaciones de Violetta - 1. Solo amor, amor, amor y mil canciones

Las vacaciones de Violetta 
Capítulo 1



,,Solo amor, amor, amor y mil canciones




Violetta


Odłożyłam swój fioletowy pamiętnik na stolik nocny i zgasiłam lampkę, po czym przykryłam się kołdrą. To był dzień pełen wrażeń. Najpierw uroczyste zakończenie roku w Studio, podczas którego wszyscy musieliśmy zaprezentować się przed poważnymi przedstawicielami You-Mixu w idealnie wyprasowanych garniturach, których zaprosił Marotti, później świętowanie rozpoczęcia wakacji w Resto... Rozpoczyna się kolejny etap w moim życiu. W końcu właśnie zakończyłam swój kolejny rok w Studio, a po wakacjach wracam do tej szkoły już po raz ostatni. Ostatni rok, nowe zadania, nowe piosenki, i dużo, dużo pracy. Ale najpierw zasłużony odpoczynek.
      Westchnęłam cicho, wspominając uśmiechy na twarzach przyjaciół. Wszyscy wreszcie odnaleźli swoje szczęście. Najlepszą nagrodą za trudy i cierpienia, jakie przebyłam, jest właśnie świadomość, że najważniejsi ludzie w moim życiu są szczęśliwi. 
Już powoli przysypiałam, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi.  Pomyślałam, że pewnie mi się wydawało, i przewróciłam się na drugi bok. Pukanie rozległo się jednak znowu, i po chwili drzwi lekko się uchyliły, wpuszczając do ciemnego pokoju odrobinę światła.
- Vilu? Śpisz?
- Leon?
Zerwałam się z łóżka i zapaliłam światło, mrużąc oczy. Gdy go zobaczyłam, natychmiast przygładziłam włosy. Niezbyt lubię, gdy mnie tak zaskakuje. Wyglądam jak strach na wróble, w rozciągniętej piżamie i z rozczochranymi włosami, a on patrzy na mnie tymi swoimi zielonymi oczami i czuję się... No cóż, skrępowana.
- Cześć. - odezwał się. - Przepraszam, że cię obudziłem.
- Leon, mój tata może nie mieć nic przeciwko twoim odwiedzinom w ciągu dnia, ale nie jestem pewna, czy...
Leon uśmiechnął się lekko.
- Wiem, wiem, przyszedłem tylko na chwilkę. - zapewnił mnie. - Musiałem cię zobaczyć.
- Widzieliśmy się niecałe dwie godziny temu. 
- Viola, dlaczego jesteś taka sceptyczna? Próbuję być romantyczny. - uniósł brwi, przyglądając mi się z rozbawieniem.
Odwzajemniłam jego uśmiech i podeszłam bliżej. Może i widzieliśmy się niedawno, ale muszę przyznać, że już zdążyłam się stęsknić za jego zawadiackim uśmiechem i dołeczkami w policzkach. I tymi oczami, i tym pięknym głosem...
- Hm, no dobrze. - westchnęłam. - Masz jeszcze jakieś romantyczne teksty do wygłoszenia? Chciałabym, żebyś już mnie przytulił.
Leon zaśmiał się cicho i przytulił mnie do siebie. Wzięłam głęboki oddech, czując jego przyjemny zapach. 
- Wiesz, cały dzień nie mieliśmy chwili dla siebie. - wyszeptał w moje włosy. - Pomyślałem, że mógłbym cię gdzieś porwać.
Odsunęłam się od niego odrobinę, unosząc brwi w geście zdziwienia. To coś nowego. Jeszcze nigdy nie próbował wyciągnąć mnie z domu w środku nocy. Myślę, że to dlatego, że odrobinę obawia się mojego taty. Mimo tego, że nie jest tak źle, jak było na początku (tata na sam widok Leona wzdrygał się i musiałam zastawiać drzwi krzesłami, gdy Leon mnie odwiedzał). 
- Porwać? Teraz? Jest ciemno. Mój tata w życiu nie pozwoli mi wyjść z domu. - przeciągnęłam dłonią po jego włosach, nie mogąc się powstrzymać.
Leon przyciągnął mnie blisko i zbliżył usta do mojego ucha.
- Porywacze nie pytają o pozwolenie. - poczułam jego ciepły oddech na policzku i już wiedziałam, że nie ma opcji, żebym mu odmówiła.
Bo Leon zawsze umiał zdobywać wszystko to, czego chciał. Dobrze pamiętam ,,starego Leona”, którego poznałam, gdy pierwszy raz pojawiłam się w Studio. Był wtedy chłopakiem Ludmiły i... No, cóż, zachowywał się jak jej męska kopia. Był arogancki i zbyt pewny siebie, dążył do celu po trupach, nie zważał na uczucia innych. Uznałam wtedy, że jest snobem i nie warto sobie nim zawracać głowy, nawet jeśli ma najpiękniejsze oczy na świecie, niczym dwa błyszczące szmaragdy. Ale później on mnie zauważył i jakoś tak... Zakochałam się w nim, w szarmanckim przystojniaku z mnóstwem wad, które pomogłam mu zwalczyć. Stał się moim księciem na białym koniu, o którym zawsze marzyłam, chociaż wcale nie był idealny.
Teraz jest zupełnie inny niż tamten arogancki Leon, ale nadal potrafi zaskarbiać sobie zaufanie i sympatię wszystkich dookoła. Jeśli czegoś chce, to dokłada starań, by to dostać. Ale jeśli chodzi o mnie... Nigdy nie musiał się zbytnio wysilać – wystarczy tylko, by się do mnie zbliżył, a ja mu ulegam.
- Okej. - głos mi się odrobinę załamał, bo ciągle czułam jego oddech bardzo blisko.
- Tak szybko się zgadzasz? Myślałem, że będę musiał powalczyć. - Leon udał oburzenie.
- Kłamca. - uderzyłam go w ramię. - Doskonale wiesz, że jesteś przystojny. Nie mogę ci odmówić!
Leon zaśmiał się, słysząc te słowa. Oczywiście, że doskonale wie, jaki jest przystojny. Ta cecha na zawsze w nim pozostanie i w sumie mi się to podoba - Leon zna własną wartość, co jest zupełnym przeciwieństwem mnie, bo ja nigdy nie potrafiłabym docenić siebie samej. 
- Cóż, nic na to nie poradzę. - poruszył śmiesznie brwiami i złapał mnie za rękę. - Idziemy?
Chciałam mu jeszcze powiedzieć, że jestem w piżamie, ale on już wyciągnął mnie z pokoju, po drodze zgarniając sweter zawieszony na krześle. Otulił mnie nim szczelnie (nawet podczas porywania mnie z domu troszczy się o mnie), po czym wziął mnie na ręce i zaczął powoli schodzić po schodach. Miałam wielką ochotę wybuchnąć śmiechem, ale wiedziałam, że musimy zachowywać się naprawdę cicho, by nikogo nie obudzić. 



Francesca



Ostatnie kilka tygodni były niczym sen. Całe to wcześniejsze zamieszanie z wyjazdem Marco do Meksyku sprawiło, że po nocach płakałam, a w ciągu dnia starałam się udawać, że wszystko jest w porządku. Ale wcale nie było, bo bez niego usychałam niczym kwiat bez wody. A później wrócił i, mimo drobnych zawirowań, moje życie wróciło do normy. Znów jestem tą wesołą Francescą, znów cieszę się z każdej chwili spędzonej z przyjaciółmi. Czasami trudno mi uwierzyć w to, jak dobrze sprawy się poukładały. Ja jestem szczęśliwa z Marco, Viola z Leonem, Cami z Danielem, Naty z Maxim, Ludmiła z Federico, a Stefy powoli zaczyna przekonywać się do Tomasa. Wszystkie najbliższe mi osoby odnalazły swoje szczęście w postaci prawdziwej miłości. 
  A Marco... Odkąd już wrócił na stałe do Buenos Aires, codziennie zabiera mnie na romantyczne randki, prawi mi komplementy i jest taki wspaniały, że z dnia na dzień zakochuję się w nim jeszcze bardziej. Nawet Luca nie rzuca mi już morderczych spojrzeń, gdy wychodzę na randkę albo rozprawiam o tym, jak bardzo kocham Marco. Mój nadopiekuńczy brat najwyraźniej wreszcie zrozumiał, że jego mała siostrzyczka wcale nie jest sama w tej miłości – mój wybranek wpadł do miłosnej studni tak samo głęboko jak ja. 
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk telefonu. Podniosłam go i zobaczyłam na ekranie imię Stefy. Zdziwiona, że przyjaciółka dzwoni do mnie o tak późnej porze, odebrałam.
- Stef? Coś się stało?
- Tak. Posłuchaj, Fran, jak ci powiem, to normalnie nie uwierzysz. - Stefy mówiła z przejęciem. - Kiedy wszyscy się już rozeszliśmy, no wiesz, wieczorem, to Tomas poszedł za mną. 
Pisnęłam jak mała dziewczynka.
- I co dalej? 
- No więc poszedł za mną, i zapytał, czy może mnie odprowadzić. Zgodziłam się. Nagle on zaczął mówić o tym, jak bardzo mnie kocha, że chciałby już do mnie wrócić i... - zawahała się. - Próbował mnie pocałować. 
Otworzyłam usta, ale nic nie powiedziałam. Byłam odrobinę zszokowana rewelacjami przyjaciółki. Jeszcze kilka godzin temu Stefy i Tomas byli na etapie rzucania sobie ckliwych spojrzeń. A on nagle wyskakuje z pocałunkiem?
- I co zrobiłaś?
- Zwiałam. - odparła Stefy. - Co miałam zrobić? Nie jestem jeszcze gotowa na taki krok...
Westchnęłam. Miałam cichą nadzieję, że po tym, jak Tomas zdecydował się zrobić pierwszy krok w postaci przeprosin, szybko ze Stefy do siebie wrócą. Chociaż doskonale rozumiem przyjaciółkę, i wiem że nie tak łatwo komuś wybaczyć i spróbować odbudować coś, co się rozpadło. Poza tym, Tommy chyba trochę się pospieszył.
- Rozumiem cię. - odezwałam się po chwili. - Ale, niestety, Tomas jest dość niecierpliwy. On naprawdę cię kocha i nie zrezygnuje, póki cię nie odzyska.
Znam Tomasa długo i wiem, jaki jest. Niecierpliwy, czasami nietaktowny i... Hm, dość uparty. Rzadko słucha zdania innych. Myślę, że to właśnie dlatego tak często popełnia błędy.
- Wiem. - powiedziała cicho Stefy. - Pomyślałam, że może mogłabyś z nim pogadać.
Zmarszczyłam brwi.
- Ja? - zapytałam zdziwiona.
- Tak, bo wiesz, przyjaźnicie się... - oczami wyobraźni widziałam, jak Stefy przygryza nerwowo wargę, czekając na moją odpowiedź.
- No dobrze, a co miałabym mu powiedzieć?
Przez chwilę panowała cisza, aż wreszcie Stefy odpowiedziała z wahaniem w głosie.
- Mogłabyś mu powiedzieć, że potrzebuję czasu. Żeby na mnie nie naciskał. - zaproponowała. - Boję się, że jeśli za szybko mu wybaczę, on znowu mnie zrani.
Przeciągnęłam dłonią po rozczochranych włosach, przygryzając wargę. Z jednej strony bardzo chciałam pomóc Stefy. Ale przecież Tomas na pewno mnie nie posłucha, choćbym tysiąc razy powtarzała mu to samo. Albo źle mnie zrozumie. Och, ta misja jest skazana na niepowodzenie!
- Okej, spróbuję z nim porozmawiać. - odpowiedziałam w końcu. - Ale nic ci nie obiecuję. Tomas jest uparty.
- Wiem, wiem, ale może ciebie posłucha. - w głosie Stefy słychać było nadzieję. - Dziękuję, Fran. Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie.



Camila



- Dobra, już, już, muszę iść do domu. - odsunęłam od siebie Daniela ze śmiechem, wycofując się w głąb ogrodu.
- Cam, jeszcze chwilkę... - znowu przyciągnął mnie do siebie i złożył na moim policzku pocałunek.
      Naprawdę bardzo chciałam jeszcze z nim zostać, zaszyć się w jakimś zakątku ogrodu, przekomarzać się i całować do rana. Ale...
Zaśmiałam się i pociągnęłam go za włosy.
- Idę do domu. Widzimy się jutro w Resto? 
- Tak. - twarz Daniela rozświetlił uśmiech. - Z samego rana. Pa, Cam! - pocałował mnie jeszcze raz w usta, a gdy pacnęłam go w ramię, ze śmiechem umknął w ciemną noc.
Pokręciłam głową z rozbawieniem i weszłam po schodkach na ganek domu. Ostatnie trzy godziny spędziłam w towarzystwie Daniela w barze karaoke. Śmialiśmy się z innych ludzi (co pewnie nie jest miłe, ale cóż), i po prostu byliśmy razem. Chociaż odkąd przyjaciółki rozeszły się w swoje strony powtarzałam sobie, że zaraz  także wracam, nie mogłam rozstać się z Danem. Jest tak bardzo... Tak idealnie do siebie pasujemy. Oboje odrobinę szaleni, lubiący zabawę, uparci. No i uwielbiamy się przekomarzać i wyzywać. To trochę dziwne. Kiedy inne pary chodzą na romantyczne randki i szepczą sobie czułe słówka, my siedzimy w zatłoczonym barze, wymieniając się obelgami. Ale kocham to. Kocham Daniela. 
- O której to się wraca do domu? - podskoczyłam gwałtownie na dźwięk głosu mojej mamy.
Uśmiechnęłam się słodko i zamrugałam powiekami, mając nadzieję, że obejdzie się bez kazania na temat ,,O której godzinie powinna wracać do domu Camila Torres”. Miałam teraz jedynie ochotę na pójście do swojego pokoju i poskakanie po łóżku ze szczęścia. Bo szczęście wypełnia mnie całą.
- No dobrze, dzisiaj ci daruję. - kobieta zaśmiała się, a ja rzuciłam jej się na szyję. - Cieszę się, że jesteś szczęśliwa.
- Jestem, mamo. Nawet sobie nie wyobrażasz, ja bardzo. - oderwałam się od swojej rodzicielki z błyszczącymi oczami. - To chyba niezdrowe. - wyszeptałam z konspiracyjnym uśmiechem.
Mama kolejny raz się roześmiała i popędziła mnie po schodach. Wbiegłam do swojego pokoju, także się śmiejąc. Wszystko układa się idealnie. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że pewnego dnia powrócą problemy, ale teraz wiem, jak sobie z nimi radzić. I mam u boku kochających mnie przyjaciół i wspaniałego chłopaka.
Usiadłam na miękkim łóżku i uśmiechnęłam się sama do siebie. Telefon, który odłożyłam na stolik nocny, zabrzęczał, obwieszczając przyjście wiadomości. Podniosłam go i odczytałam wiadomość od Violetty.
      ,,Aaaaa, Cami! Życie jest piękne!
Domyśliłam się, że Leon rzeczywiście zawitał w środku nocy do pokoju Violetty, tak jak planował. Chce zabrać Violę do parku i pooglądać z nią gwiazdy, choć wydaje mi się, że jest to pretekst do położenia się z nią na trawie i całowania jej przez pół nocy. Ale to i tak słodkie.
,,To będą piękne wakacje, Vilu! xx” - odpisałam przyjaciółce, po czym opadłam na poduszki i zasnęłam w kilka sekund. 



Ludmiła



Przewróciłam się na drugi bok i okryłam się kołdrą, wzdychając pod nosem. W domu panowała cisza, bo moi rodzice dawno poszli spać. Ale ja jakoś nie mogłam zasnąć, wydarzenia minionego dnia ciągle zaprzątały mi myśli, każąc mi się szeroko uśmiechać do ściany. Moje życie w tak krótkim czasie tak bardzo się zmieniło...
Odrzuciłam kołdrę i wzięłam swój telefon obklejony błyszczącymi naklejkami ,,SUPERNOVA”. Roześmiałam się cicho na ten widok i wybrałam  numer Federico.
- Fede? - wyszeptałam. - Obudziłam cię?
- Nie. - odpowiedział zaspanym głosem Federico. - Viola zrobiła to pierwsza. Wymknęła się gdzieś z Leonem i narobili przy tym takiego huku, że nawet ja się przebudziłem. Musiałem ją kryć przed Germanem. 
Zachichotałam pod nosem, wyobrażając sobie rozczochranego Federico próbującego odciągnąć tatę Violetty od drzwi jej pokoju. 
- Jesteś bohaterem, grzyweczko.
- Nie żartuj sobie ze mnie, Lu. - zaprotestował z nutą rozbawienia w głosie. - Musiałem schować się pod kołdrę Violi i mówić damskim głosem. German chciał dać Violetcie, znaczy mi, buziaka na dobranoc. Przeżyłem traumę.
  Tym razem roześmiałam się głośno. Oj, Violetta ma u Fede przechlapane. 
- A po co dzwonisz do mnie w środku nocy, księżniczko? - zapytał Fede.
Przygryzłam wargę. W sumie zadzwoniłam do niego, bo nie mogłam spać. Chciałam usłyszeć jego głos. Ale przecież nie mogłam mu tego powiedzieć. To zbyt wstydliwe. Zachowuję się jak te tabuny nastolatek mdlejących na sam widok swoich sympatii, do których grona nigdy nie chciałam należeć. Ale zakochując się w Federico wpadłam po uszy, i już nic nie mogę na to poradzić. Mogę jedynie go kochać całą sobą, tak, jak jeszcze nikogo nie kochałam. 
- Hm, nudziłam się. - odparłam w końcu.
- Po prostu się za mną stęskniłaś, nie udawaj. - mówił tym uwodzicielskim głosem, którego używał tylko w stosunku do mnie.
Wzięłam głęboki oddech, by zabrzmieć pewnie.
- Wcale nie. - głos mi lekko zadrżał i Federico już wszystko wiedział.
- Nie martw się, Lu, zobaczymy się za kilka godzin. - Federico roześmiał, a mi zrobiło się ciepło na sercu mimo tego, że próbowałam być na niego zła. - Przyjdę po ciebie koło dziewiątej i pójdziemy do Resto. 
Uśmiechnęłam się sama do siebie na myśl, że już niedługo zobaczę Federico, i westchnęłam z udawanym żalem. 
- No dobrze, może uda mi się wstać tak wcześnie.
- Dobranoc, Ferro. Kolorowych snów.
- Dobranoc, panie grzywka. - odpowiedziałam z rozbawieniem w głosie. - Kocham cię. - dodałam szeptem.
Już miałam się rozłączyć, gdy usłyszałam jego równie cichą odpowiedź:
- Ja ciebie też, księżniczko.
Zasnęłam z uśmiechem na ustach, marząc o tym, by przyśnił mi się ten chłopak z półmetrową grzywką i wielkim sercem, który sprawił, że wreszcie zaczęłam się uśmiechać bez wyraźnego powodu. 


Natalia



Przetarłam zaspane oczy i ziewnęłam przeciągle, wpatrując się w zapisy nutowe, które trzymałam na kolanach. Mimo dość późnej godziny próbowałam dokończyć piosenkę, nad którą ostatnio zaczęłam pracować. To dla mnie coś nowego, bo rzadko kiedy komponuję. Wolę raczej interpretować cudze utwory. Ale miniony miesiąc był tak przepełniony szczęściem i miłością, że inspiracja sama do mnie przyszła.
- Naty, śpisz? - drzwi się otworzyły i do pokoju wślizgnęła się Lena.
- Nie śpię. - uśmiechnęłam się do siostry i poklepałam miejsce obok siebie. - Siadaj.
Lena usiadła na łóżku i oparła się o stos poduszek. Miała rozmarzoną minę - na jej ustach błąkał się lekki uśmieszek, a w oczach tańczyły wesołe iskierki. Odłożyłam na bok nuty.
- Dlaczego masz taką minę? - zapytałam z domyślnym uśmiechem.
- Byłam na randce z Samem. - odparła Lena.
- Aaaa! - pisnęłam. - I jak było?  
Związek Leny i Samuela trwa nieco ponad cztery miesiące i jestem naprawdę szczęśliwa, że moja siostra wreszcie odnalazła swoją drugą połówkę. Wygląda na to, że nie jest to tymczasowe zauroczenie. Codziennie przyglądam się uśmiechowi Leny i nie mogę się nadziwić, jak miłość potrafi uskrzydlić człowieka. Moja siostra z natury jest osobą bardzo optymistyczną, ale odkąd w jej życiu pojawiła się miłość, dosłownie jaśnieje ze szczęścia.
Lena westchnęła pod nosem i uśmiechnęła się lekko. 
- Wspaniale. - powiedziała po chwili. - Byliśmy w barze karaoke. Siedzieliśmy sobie i rozmawialiśmy, gdy nagle usłyszałam swoje imię. Wyobraź sobie, że Sam zgłosił mnie do konkursu karaoke i musiałam tam wyjść i zaśpiewać... No i wygrałam!
Odgarnęłam niesforne kosmyki włosów z twarzy, posyłając siostrze uśmiech. 
- No jasne, że wygrałaś, przecież śpiewasz niesamowicie. - mrugnęłam do Leny.
- Gdyby nie ty, nie odkryłabym tego baru i nie spędziłabym z Samem tego cudownego wieczoru. - oświadczyła Lena. - Dlatego musimy niedługo wybrać się na tą podwójną randkę, którą mi obiecałaś. 
Pokiwałam energicznie głową, uśmiechając się do siostry. Już chciałam coś powiedzieć, gdy przerwał mi dźwięk telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniało imię Maxiego. 
- Maxi? Czemu dzwonisz tak późno.
- Tak, mamo, już wracam, nie martw się. - odezwał się Maxi, na co zmarszczyłam brwi.
- Co? Maxi, dobrze się czujesz? 
W słuchawce rozległy się jakieś głosy i śmiechy, po czym ktoś trzasnął drzwiami i wszystko ucichło.
- Naty, jesteś tam? - zapytał Maxi po chwili milczenia.
- Tak. Maxi, dlaczego nazwałeś mnie mamą? - w moim głosie słychać było rozbawienie.
- A, przepraszam, ale musiałem jakoś uwolnić się od Braco. - zaśmiał się Maxi. - Nie chciał mnie wypuścić, gadał ciągle coś w stylu hagalaka, Maxi, hagalaka!
Hagalaka? Wyobraziłam sobie sytuację opisaną przez Maxiego i wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. 
- Nie śmiej się, ledwo co mi się udało uciec! - wzburzył się Maxi.
Uspokoiłam się dopiero po chwili, nie słuchając tego, jak Maxi oburza się moim rozbawieniem. Często dostaję tak zwanej ,,głupawki” w najmniej odpowiednich momentach. Lena siedziała obok i słuchała naszej rozmowy, również chichocząc.
- Co znaczy hagalaka? - zapytałam, gdy już całkiem opanowałam wybuchy śmiechu.
- Nie wiem! - zawołał Maxi. - Naprawdę nie wiem! Myślę, że Braco majaczył. 
Pokręciłam głową z rozbawieniem.
- Co tak w ogóle robiłeś u Braco o tej godzinie? - zaciekawiłam się, czego od razu pożałowałam, bo Maxi rozpoczął długą opowieść. - Nie, nie! Lepiej mi nie mów. Później nie będę mogła zasnąć, bo całą noc będę się śmiała. 
Sytuacje związane z Braco zazwyczaj były dziwne i śmieszne, bo ten chłopak zawsze robił coś bez sensu lub pakował się w kłopoty. Ale znam go, tak samo jak Maxi i reszta naszych przyjaciół,  już bardzo długo i wiem, że to fajny chłopak i dobry kolega. 
- No dobrze, widzimy się jutro, księżniczko. - westchnął z rozbawieniem Maxi. - Śpij dobrze. Kocham cię.
- Ja ciebie też. - odparłam. - Hagalaka, Maxi. - dodałam jeszcze, na co Maxi jęknął z frustracją.
Rozłączyłam się, chichocząc pod nosem.
- Jesteście dziwną parą. Odrobinę szaloną - odezwała się Lena.
- Wiem. - uśmiechnęłam się szeroko. - Ale szalona miłość to najlepsza miłość. - mrugnęłam do siostry i wróciłam do pracy nad piosenką.

Hej, nie mam czasu, lecę na sylwestra! Szczęśliwego Nowego Roku, kochani, i obyście byli szczęśliwi w tym nadchodzącym 2015. Kocham Was z całego serca, dziękuję za tak miłe powitanie i mam nadzieję, że pierwszy rozdział Wam się podoba. Kolejny w weekend <3
Jeśli ktoś ma problem z komentarzami, niech zjedzie na dół i w archiwum kliknie ,,2014", powinny się wyświetlić posty i wtedy komentarz da się dodać. 
Wasza na zawsze, 
Maddy

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Las vacaciones de Violetta - 0. Prólogo

Las vacaciones de Violetta 
Prólogo

,,Que ya te ame, mil vidas atras"



        Słońce już powoli zachodziło nad zabieganym Buenos Aires, ale w pięknym, mieniącym się zielenią parku słychać było słabe dźwięki dochodzące z mieszczącego się nieopodal Studio21. Tego dnia zakończył się kolejny rok szkolny i uczniowie szkoły muzycznej wykorzystywali ostatnią okazję do zaśpiewania i zatańczenia razem. Wesoła muzyka i przytłumione śmiechy sprawiały, że cała okolica wydawała się być piękniejsza i bardziej kolorowa niż cała reszta świata. Świecący neon z napisem ,,Resto-Band", wyłaniający się zza wysokich drzew, zapraszał wszystkich do ciepłego wnętrza baru. Ładnie utrzymanymi alejkami przechadzały się pary trzymające się za ręce, matki z wózkami dziecięcymi czy grupki dzieci bawiące się w berka. 
       Pod jednym z najbardziej rozłożystych drzew, na którego pniu można było dojrzeć mnóstwo deklaracji miłości czy przyjaźni, siedziała grupka przyjaciół. Śpiewali piosenkę o tytule ,,Esto no puede terminar", a ich głosy łączyły się tak harmonijnie i idealnie czysto, że ludzie przystawali, by obdarzyć ich choćby uśmiechem. Chłopak w kolorowej czapce z daszkiem wybijał na pniu drzewa rytm piosenki, czarnowłosa dziewczyna w opasce na głowie grała na gitarze, wysoka blondynka tańczyła wraz z koleżanką z burzą brązowych loków i chłopakiem w granatowej kamizelce, a reszta towarzystwa dopełniała wszystko swoimi głosami. Dziewczyna w różowej sukience i o delikatnych rysach twarzy trzymała za rękę chłopaka w koszuli w kratę, co chwila rzucając mu czułe spojrzenia. Obok niej siedziała rudowłosa, szturchana w ramię przez blondyna z zawiadackim uśmiechem na twarzy. Na pokrowcu od gitary pozostawionym na ziemi przycupnęła brunetka o uroczym kształcie twarzy i długich włosach zaplecionych w warkocz; śpiewała wraz ze wszystkimi, ale co kilka chwil zerkała nieśmiało na chłopaka o hiszpańskich rysach.
       Z twarzy ich wszystkich można było wyczytać, że są szczęśliwi. Mimo faktu, iż nie wiedzieli, co ich jeszcze spotka i czy będzie to dobre, cieszyli się chwilą obecną i tym, że mogą ją przeżywać z  przyjaciółmi. Przyjaciółmi, których - po tak długich poszukiwaniach - wreszcie udało im się odnaleźć. Wszyscy byli sobie nawzajem przeznaczeni. I wszyscy, razem czy osobno, tworzyli coś pięknego, coś niepowtarzalnego. Coś, co płonęło ogniem niemożliwym do ugaszenia. 
- Maxi, teraz ,,Juntos somos mas"! - zawołała czarnowłosa, uderzając rytmicznie o struny gitary. - Lu, zaczynasz!
     Blondynka zaczęła śpiewać, a cała reszta wyklaskiwała rytm piosenki w akompaniamencie gitary. Za chwilę dołączyła reszta dziewczyn, a chłopaki przy kolejnej zwrotce. Każdy dźwięk, każdy ich ruch, był spontaniczny, ale idealnie współgrał z całą resztą.

Encuentro todo en mi musica
Porque estoy siempre bailando
Yo necesito que mi musica
Mediga que estoy buscando
Buscando en mi

Po parku poniósł się ich wesoły śmiech. Czarnowłosa odłożyła gitarę i usiadła obok Maxiego, chłopaka w czapce z daszkiem. Po chwili pojawił się brunet z zarzuconą na plecy gitarą, którego Francesca powitała szerokim uśmiechem i krótkim pocałunkiem. 
- Jak myślicie, co nas czeka? - zapytała nagle Violetta, zwracając uwagę wszystkich zebranych przyjaciół. - No wiecie, w te wakacje. I później. Ten rok był piękny...
- Myślę, że nie możemy przewidzieć, co się stanie.  - odparła po chwili Stefy, dziewczyna z warkoczem. - Ale jestem pewna, że jeśli będziemy dalej razem, to kolejny rok będzie równie piękny jak ten.
Violetta uśmiechnęła się delikatnie. Od dłuższego czasu martwiła się nadchodzącymi wakacjami. Może i było to trochę dziwne, bo powinna się przecież cieszyć. I to wcale nie tak, że się nie cieszyła – po prostu radości towarzyszył także strach przed... nieznanym. Kiedy wróciła do Buenos Aires, rozpoczęła nowy etap w swoim życiu, przepełniony cierpieniem, ale również ogromem szczęścia i miłości. Bała się, że to szczęście gdzieś ucieknie i już nie wróci.
- Viola, nie martw się tak. - zwróciła się do niej Francesca, od razu wyczuwając nastrój przyjaciółki. - To będą najpiękniejsze wakacje w naszym życiu. Będziemy śpiewać i bawić się, razem, i nie pozwolimy, by cokolwiek lub ktokolwiek zniszczył to, co mamy.
Wszyscy przytaknęli ochoczo na słowa Włoszki. 
- Zrobiło się sentymentalnie. - zaśmiał się Daniel, szturchając Camilę w bok.
Całe towarzystwo wybuchło śmiechem. Po chwili park znów wypełnił się dźwiękami piosenki, tym razem ,,Ser mejor”. 
Francesca miała rację. To miały być najpiękniejsze wakacje w ich życiu. 

Hola, amigos! <3
Wczoraj niechcący opublikowałam wersję roboczą tego posta (głupia Madzia), więc pewnie niektórzy już się spodziewali czegoś nowego. Licznik odwiedzin momentalnie podskoczył o dwa razy, więc jest mi szalenie miło i mam nadzieję, że wybaczycie mi tą małą gafę. :)
Nie wiem, dlaczego postanowiłam wrócić na Dame tu amor. Chyba po prostu się stęskniłam. Za Wami, za pisaniem. Wiem, że od bardzo długiego czasu nie było nic na ,,Algo se enciende de nuevo", ale niedługo pojawi się tam kolejny rozdział. Miałam problemy z komputerem, a później złapałam jakąś blokadę i nie mogłam nic napisać. Jak widzicie, przeszło mi, bo zaczynam kolejne opowiadanie! :D A raczej kontynuację mojego kochanego Violetta Story. 
Zmieniłam szablon, dodałam player z moimi ukochanymi piosenkami, założyłam sobie gg (numer nadal jest ten sam), więc wszystko jest już gotowe. Oficjalnie tutaj wracam, bo trochę mnie jednak nie było. 
Kocham Was. Jeśli to czytasz, kochany czytelniku, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Chciałabym wiedzieć, ile Was tu jeszcze jest i kto będzie czytał o wakacjach paczki przyjaciół, którą w sumie doskonale znacie :) Pewnie niektórych z Was znam, bo - hej! - już kiedyś tu byłam. Mam nadzieję, że o mnie pamiętacie. 
Dobra, bo ta notka wyszła dłuższa niż prolog. Ale tak bardzo się cieszę, że znowu tu jestem! <3
Wasza na zawsze, 
Maddy. 
PS pierwszy rozdział niebawem, oczekujcie! 

EDIT jest jakiś problem z komentarzami, przynajmniej ja go mam i kilka osób też mi zgłaszało... Nie wiem, o co chodzi, ale jeśli nie możecie dodać komentarza, to zjedźcie na dół i w archiwum kliknijcie ,,2014", wyświetlą wam się posty i wtedy powinno się udać (u mnie działa).