środa, 22 stycznia 2014

Violetta Story - Chapter 58.

Violetta Story, chapter 58.

Ludmiła
      Nie wiem, co mi przyszło do głowy, gdy postanowiłam, że będę unikać Federico. Sama chciałam tego pocałunku, a kiedy Naty mi powiedziała, że "wszystko załatwione", spanikowałam. Zupełnie jak nie ja, bo przecież Ludmiła Ferro niczego się nie boi. A przynajmniej nie powinna. Jak totalna idiotka cały dzień ukrywałam się po kątach Studio, by chłopak mnie nie znalazł. Naty kilka razy próbowała zniweczyć moje plany i podpowiadała Federico, gdzie może mnie znaleźć, ale na szczęście za każdym razem udawało mi się uciec. Zakończenie zajęć było dla mnie niczym zbawienie, bo wreszcie mogłam się ukryć poza budynkiem Studio, a więc było mniejsze prawdopodobieństwo tego, że Fede jakimś cudem mnie znajdzie. Czym prędzej pobiegłam do pobliskiego parku, dosłownie czując na karku oddech Federico. Miałam wrażenie, że jest wszędzie, choć nie było go w pobliżu. To może trochę dziwne, ale chciałam się przed nim ukryć, a jednocześnie z całego serca pragnęłam, by wreszcie mnie odnalazł. Przez jakieś dziesięć minut łaziłam w tą i z powrotem po parku pełnym starszych par i matek z wózkami. Nie mogłam zebrać myśli. I wtedy go zobaczyłam. Zmierzał w moją stronę, choć chyba jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że mnie znalazł.
      Pomyślałam sobie: uciekaj. Ale rozum podpowiadał mi jedno, a serce drugie. Nogi same mnie poniosły w jego kierunku, a gdy się zderzyliśmy, nie wiedziałam, czy mam jednak uciec, czy rzucić mu się w ramiona. Ostatecznie nie zrobiłam nic z tych rzeczy, bo nie dał mi nawet dojść do słowa. Wyszeptał tylko coś niezrozumiałego pod nosem i mnie mocno pocałował, jakby to było jedyne, czego pragnął na całym tym świecie. Pisnęłam zaskoczona, gdy uniósł mnie z ziemi i znalazłam się kilka centymetrów nad chodnikiem. Zaraz jednak zatopiłam się w doznaniach i przestałam rejestrować to, co dzieje się dookoła. Były tylko jego usta na moich i jego ręce obejmujące mnie w pasie. Tylko tyle. Ja i on.
- Żeby tak publicznie! - rozległ się nagle chrapliwy głos.
      Oderwaliśmy się od siebie momentalnie. Obok nas stała starsza kobieta ze zniesmaczoną miną. W dłoni trzymała torebkę i dziwnie nią machała, jakby miała zamiar zaraz zacząć nas nią okładać. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale nie byłam w stanie. Ten pocałunek całkowicie odebrał mi zdolność sensownego zachowywania się. 
- Przepraszamy. - odezwał się Fede. 
      Później skinął kobiecie grzecznie głową i pociągnął mnie za rękę. Usłyszeliśmy jeszcze oburzone parsknięcie pani, która nie tolerowała całowania w miejscu publicznym. Szliśmy w milczeniu. Wreszcie Federico usiadł na jednej z ławek i gestem poprosił mnie, bym zrobiła to samo. Ostrożnie przycupnęłam na skraju zielonej ławki.
- No więc... - zaczął Fede niepewnym głosem. 
- No więc... - powtórzyłam po nim, kompletnie nie mając pojęcia, jak się zachować.
      Siedzieliśmy tak w krępującej ciszy jakieś pięć minut. Oboje czekaliśmy, aż to drugie wykona pierwszy ruch. Ale ja nie miałam zamiaru zrobić czegoś, czego będę potem żałować, dlatego postanowiłam, że dam Federico wolną rękę. Niech zrobi to, co uważa za słuszne. A jak nic nie zrobi, to będziemy tak siedzieć w nieskończoność. Jestem cierpliwa i zniosę wszystko. Możemy tkwić na tej ławce do jutra, albo nawet dłużej, to nie ma znaczenia. 
      Nie, przecież nigdy nie umiałam czekać.
- Słuchaj, wiem, że Naty pokazała ci te sms-y. - powiedziałam w końcu, odrobinę zirytowana. - Pewnie uważasz mnie za kompletną idiotkę, bo gdy to pisałam byłam zdesperowana i... Ale mnie pocałowałeś, więc wydaje mi się, że jednak nie masz ochoty zerwać ze mną kontaktów i wyjechać na Hawaje. Poza tym, Naty mówi, że jest między nami mnóstwo niedopowiedzeń. Hm, to pewnie dlatego, że nasze rozmowy właśnie tak wyglądają. - wykonałam jakiś dziwny ruch ręką, który miał wskazywać na obecną sytuację między nami.
      Spojrzałam na Federico, spodziewając się, że na jego twarzy będzie wypisane zdziwienie albo skonsternowanie moją przemową. Ale on wyglądał na... rozbawionego. 
- Mogę wiedzieć, co cię bawi? - uniosłam jedną brew, przechylając na bok głowę.
- Ty. - odparł, chichocząc cicho. - Jesteś taka zabawna, kiedy tracisz cierpliwość.
      Zacisnęłam pięści. Tak, to typowe dla nas - w jednej chwili się całujemy, a zaraz potem mam wrażenie, że rozerwę go na strzępy. Ja tu próbuję prowadzić poważną rozmowę, wyjaśnić coś sobie z nim, a on zaczyna się ze mnie śmiać. "Jesteś taka zabawna, kiedy tracisz cierpliwość". Ale ten facet ma tupet!
- Słuchaj no, panie półmetrowa grzywka. - sarknęłam. - Albo przestaniesz się chichrać, albo już nigdy nie pozwolę ci się pocałować!
      Jeden - zero dla Ludmiły, proszę państwa.
- Nie wytrzymasz, pani super cierpliwa. - zaśmiał się, przybliżając się do mnie. 
      Musnął wargami moje usta delikatnie, jakby się ze mną drażnił. To wystarczyło, by trochę ostudzić mój entuzjazm wywołany perpektywą zażartej walki z nim. 
- Tym razem mamy remis. - wyszeptałam prosto w jego usta. - Ale trzymaj się na baczności, koleś.
      Zaśmiał się cicho i cmoknął mnie w nos.
- Niech ci będzie, Ferro. 
~,~
Stefy
      Starałam się być niczym cień, by nikt mnie nie zauważył. Nie było to trudne, biorąc pod uwagę, iż wszyscy postanowili nagle mnie olać. Tomas po ostatniej wizycie nie zadzwonił ani razu, nie widziałam go też w Studio. Przyjaciółki były najwyraźniej zbyt zajęte swoimi własnymi problemami, by przejąć się taką nic nie znaczącą Stefy. W sumie, co ja sobie myślałam. Wpakowałam się do tej ich "paczki" nagle, niczym nieproszony gość. Za dużo sobie wyobrażałam, zarówno w związku z Tomasem, jak i przyjaciółmi. Gdy przyszło co do czego, nikt nie wyciągnął do mnie pomocnej dłoni.
      Po zakończeniu zajęć w Studio zdecydowałam się na dość długi spacer po urokliwych uliczkach Buenos Aires. Nie miałam najmniejszej ochoty wracać do domu. Babcia znowu zagoniłaby mnie do kuchni, gdzie musiałabym obierać ziemniaki czy wykonywać jakieś inne nic nie znaczące czynności. Nie mam nic przeciwko pomaganiu babci w robieniu obiadu, ale ona prosi mnie o to, by zrobić mi na złość. A bynajmniej fakt, iż własna babcia nie przejmuje się moimi uczuciami, nie podnosi mnie zbytnio na duchu. Na dodatek mama od ostatniej wizyty ojca łazi po całym domu jak duch, odzywa się tylko, gdy ktoś ją o coś zapyta i tak naprawdę przesiaduje praktycznie całe dnie w biurze. Zupełnie tak jak kiedyś. Znów się od siebie oddalamy, a nie zdążyłam się jeszcze przyzwyczaić do tego, że jesteśmy sobie bliskie. 
      Uniosłam twarz, by promienie zachodzącego słońca przyjemnie ogrzały moje policzki. Ostatnio byłam taka samotna, że zaczęłam zwracać większą uwagę na piękno natury, która mnie otacza. Jak na ironię, wszystko zakwita, gdy moje życie rozpada się na miliony kawałków. 
- Stefy? - cichutki głos docierał do mnie jakby z oddali.
      Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam Violettę i Leona. Stali obok siebie, trzymając się za ręce i patrzyli na mnie z poczuciem winy wypisanym na twarzach. 
- Możemy porozmawiać? - zapytała Viola niepewnym głosem.
      Pokiwałam powoli głową. Może i byłam na nich wszystkich strasznie wściekła za to, że w najtrudniejszych chwilach mojego życia zostawili mnie samej sobie. Ale patrząc na Violettę i Leona, nie mogłam odmówić im choćby rozmowy. Widać było tyle bólu w ich spojrzeniach. Nie wiedziałam, o co chodzi i co ich tak zasmuciło, ale podejrzewałam, że to coś poważnego. A ja nigdy nie byłam na tyle mściwa, by zostawiać przyjaciół samych tylko dlatego, że na chwilę o mnie zapomnieli.
- Posłuchaj, nie wiem, czy Tomas ci powiedział... - zaczęła Violetta, przygryzając wargę. 
- Wszystko wiem. - przerwałam jej. 
      Na chwilę odebrało jej mowę, jakby spodziewała się zupełnie innej odpowiedzi, ale zaraz odzyskała rezon.
- Chciałabym cię przeprosić. Oboje chcielibyśmy cię przeprosić. - zerknęłam z ukosa na Leona, który siedział z zaciśniętymi w wąską linię ustami i mocno trzymał dłoń Violetty. - Powinniśmy byli już dawno przyjść z tą sprawą do ciebie. Gdyby Tomas ci nie powiedział, pewnie nawet byś nie wiedziała...
      Machnęłam ręką, by przestała mówić. Widać było, że zbiera jej się na płacz, a ja wcale nie chciałam, by się rozpłakała. Pewnie zaraz zrobiłabym to samo, bo nie umiem patrzeć z kamienną twarzą, jak ktoś płacze. 
- W interesie Tomasa leżało to, by mi wszystko wyjaśnić. - oświadczyłam. - Tylko on tutaj zawinił i schrzanił sprawę. 
      Violetta pokiwała powoli głową i rzuciła Leonowi spojrzenie pełne bólu. Nie miałam bladego pojęcia, co sobie przekazują za pomocą tych spojrzeń, ale za chwilę odezwał się Leon.
- My też zawiniliśmy. - powiedział zachrypniętym głosem. - Zostawiliśmy cię, gdy nas potrzebowałaś. Nie tylko ja i Viola. Wszyscy.
      Odwróciłam wzrok. Pewnie powinnam zaprzeczyć i powiedzieć, że nic się nie stało. Ale wtedy bym skłamała. Tyle się ostatnio wydarzyło w moim życiu, w większości złego. Przyjaciele powinni mi pomóc, ale nie pomogli. 
- Masz rację. - odparłam cicho. - Ale najważniejsze jest przyznać się do błędu. Ja też nie jestem idealna. Nikt nie jest.
      Violetta popatrzyła na mnie oczami pełnymi łez. Po chwili milczenia przytuliła się do mnie mocno, pochlipując pod nosem. Odwzajemniłam uścisk, bo tak bardzo tęskniłam za przyjaciółkami. Może i jak na razie tylko ona przyznała się do błędu, ale wszystko się w końcu ułoży. Na pewno. 
- To znaczy, że nam wybaczasz? - odezwał się po chwili Leon, unosząc jedną brew.
      Uśmiechnęłam się szeroko i szczerze, pierwszy raz od bardzo długiego czasu. 
- Oczywiście, że tak. - odpowiedziałam.
      Ulga i szczęście na ich twarzach były dla mnie najwspanialszą nagrodą na świecie.
~,~
Marco
      Powinienem być w Meksyku, razem z całą moją rodziną i świętować urodziny jednej z tysiąca kuzynek. Zjadłbym zbyt słodki tort roboty mojej mamy, kilka razy bym się fałszywie uśmiechnął i obejrzał jakiś tandetny film z całą rodzinką. Później poprosiliby mnie o zaśpiewanie piosenki, a ja bym się zgodził, bo przecież jestem takim przykładnym synkiem. Wszystko byłoby tak samo, jak zawsze. I tego właśnie tak bardzo nienawidziłem, mieszkając w Meksyku. Tak, to jest moja ojczyzna i uwielbiam przebywać w tym kraju, ale mimo wszystko... W Argentynie odnalazłem nie tylko szczęście, pasję i przyjaźń, ale także miłość. Tutaj wszystko się zmieniło, a w Meksyku pewnie nadal byłbym tym nudnym Marco, który wszędzie łazi z gitarą. 
      Powrót do Meksyku może nie byłby dla mnie aż tak zły, gdyby nie to, że musiałem zostawić w Buenos Aires Francescę. Z przyjaciółmi mógłbym się kontaktować na przeróżne sposoby, czasami bym ich odwiedzał, a pasję mogę zabrać ze sobą nawet na koniec świata. Z kolei bez największej miłości mojego życia nawet jeden dzień jest udręką. Nie mógłbym żyć tak daleko od niej i jeszcze się z nią kontaktować. Zadawałbym jej tym ból, wiem to. Postanowiłem, że skoro nie mogę się wymigać od wyjazdu do Meksyku, to pozwolę jej o sobie zapomnieć. Po kilku rozmowach telefonicznych z Broadwayem i Leonem zrozumiałem, że ona nie potrafi. Nie potrafi, tak samo jak ja. 
      A więc wziąłem gitarę, bo mimo wszystko w jakimś stopniu pozostałem tym Marco, który wszędzie łazi z gitarą, i wróciłem do Argentyny, by znaleźć miłość. Było to o wiele prostsze niż za pierwszym razem, bo wiedziałem dobrze, gdzie powinienem szukać. 
- Muszę ci zadać to pytanie. - odezwała się Francesca, gdy usiedliśmy naprzeciw siebie przy jednym ze stolików w Resto. Czułem na sobie wzrok Camili stojącej nieopodal, ale starałem się ją ignorować. - Skąd się tu wziąłeś, do ciemnej cholery?
      Już miałem odpowiedzieć, gdy niespodziewanie wtrąciła się Cami:
- Jasnej cholery.
- Co? - Francesca odwróciła się do niej, marszcząc brwi.
- Nie ważne. - Cami machnęła ręką. - Już sobie idę. - rzuciła jeszcze, widząc mój zniecierpliwiony wzrok.
      Gdy Camila znikła w tłumie zgromadzonym w Resto, spojrzałem znów na Francescę. Wyglądała jeszcze piękniej niż zazwyczaj. Jej ciemne włosy wydawały się lśnić, a brązowe oczy błyszczały jak dwie iskierki. Widziałem ją pierwszy raz od dłuższego czasu i po prostu nie mogłem się nacieszyć jej widokiem. 
- Marco, jesteś tu jeszcze? - Fran wyrwała mnie z rozmarzenia, machając mi dłonią przed twarzą.
      Otrząsnąłem się momentalnie i skupiłem wzrok na jednym punkcie, by się dalej nie rozpraszać. Musieliśmy porozmawiać.
- Przepraszam. - wymamrotałem. - A więc, byłem w Meksyku, ale to była dla mnie udręka. Nie mogłem przestać o tobie myśleć. Zakładałem, że ty jakoś o mnie zapomniałaś, ale zadzwonił do mnie Leon i powiedział, że... No, że nie zapomniałaś.
      Francesca założyła kosmyk włosów za czerwoną opaskę i westchnęła. Miała zamiar coś powiedzieć, ale do naszego stolika podszedł jakiś chłopak o blond lokach w fartuchu z logiem Resto. Fran spojrzała na niego z lekkim przestrachem.
- Powiedz Luce, że wyszłam do łazienki i nie pozwól mu tu podejść, błagam. - jęknęła błagalnie. 
      Chłopak przyjrzał mi się spod zmrużonych powiek, jakby oceniał, czy warto jest kłamać dla Francesci, jeśli siedzi przy stoliku ze mną. Po chwili westchnął pod nosem i uśmiechnął się łagodnie do Włoszki, przeczesując dłonią włosy.
- Okej, ale postaraj się to szybko załatwić, bo Luca jest dzisiaj wyjątkowo energiczny i biega po całym barze. Nie mam nadprzyrodzonych mocy. - puścił oko do Fran i odszedł szybkim krokiem.
      Odprowadzałem go wzrokiem, dopóki nie zniknął za drzwiami prowadzącymi na zaplecze. Domyśliłem się, że jest jednym z nowych kelnerów zatrudnionych przez Lucę. Najwyraźniej dość blisko zaprzyjaźnił się z moją Francescą, bo rozmawiali ze sobą tak swobodnie, jakby znali się od lat. Poczułem nagły przypływ złości i adrenaliny, co oznaczało jedno - obudziła się we mnie zazdrość. Gdy mnie nie było przy Fran, prawdopodobnie ten facet ją pocieszał. 
- Strasznie za tobą tęskniłam, Marco. - wyszeptała Francesca.
      Momentalnie cała zazdrość wyparowała. Poczułem przypływ czułości, bo przecież tylko Francesca umiała powiedzieć coś tak prostego i wywołać w moim sercu falę ciepłych uczuć. Były inne dziewczyny, ale one wyklepywały puste formułki, które niby miały mnie zachwycać. Ale mnie potrafiła zachwycić tylko ta energiczna Włoszka.
      Wstałem z krzesła i okrążyłem stolik, by kucnąć przy Fran. Ująłem jej dłonie i popatrzyłem jej prosto w te piękne oczy, które śniły mi się każdej nocy.
- Nie mam zamiaru już nigdy cię opuścić. - powiedziałem. - Nie wiem, jak to zrobię, ale zostanę tutaj. Tylko z tobą jestem szczęśliwy.
      W jej oczach zabłysły łzy. Widziałem, jak zaciska zęby, by powstrzymać płacz. Po chwili usilnych starań jej policzki zrobiły się wilgotne od słonych łez, które otarłem kciukiem, uśmiechając się delikatnie. Wyglądała pięknie nawet wtedy, gdy płakała. 
- Ojej. - rozległ się głos za moimi plecami. - To takie piękne... - odwróciłem głowę i zobaczyłem Camilę pochlipującą cicho pod nosem. 
      Parsknąłem śmiechem, a za chwilę i Francesca zaczęła się śmiać. Camila trzymała w ręku pudełko z chusteczkami, w które musiała się zaopatrzyć przed chwilą. Pod oczami miała czarne plamy, zapewne od rozmazanego przez łzy tuszu do rzęs. Gdy zauważyła, że się śmiejemy, pociągnęła głośno nosem i tupnęła nogą.
- Dlaczego nie płaczecie razem ze mną? - zapytała wzburzona. - To taki wzruszający moment!
      Francesca oparła czoło o moje ramię, śmiejąc się coraz głośniej. Kilka osób siedzących przy sąsiednich stolikach obserwowało dyskretnie całą sytuację i nasza wesołość zaczęła im się udzielać. Po chwili połowa baru pękała ze śmiechu, w tym także blondyn, z którym wcześniej rozmawiała Francesca, a nawet Luca. Niektórzy wyglądali, jakby nie mieli pojęcia, co ich bawi, ale to im najwyraźniej nie przeszkadzało. 
- Ha, ha, bardzo śmieszne. - prychnęła Camila, wycierając czarne plamy spod oczu jedną z chusteczek. - O to mi od początku chodziło. Chciałam rozładować atmosferę. - oświadczyła, unosząc dumnie głowę.
      Fran opanowała kolejny wybuch śmiechu i objęła przyjaciółkę ramieniem.
- A więc dziękujemy ci wszyscy za rozładowanie atmosfery, Cami. - zachichotała.
      Camila uśmiechnęła się pod nosem, ale nie dała po sobie poznać, że wzburzenie jej przeszło.
- Jest za co. - odparła wyniosłym tonem, po czym wybuchła śmiechem, a razem z nią wszyscy dookoła.
~,~
Naty
      Kolejne cztery godziny ćwiczenia tańca z Maxim wykończyły mnie na tyle, bym nie miała najmniejszej ochoty na jakiekolwiek wyjścia z przyjaciółmi. Gdy jakimś cudem doczołgałam się do domu, od razu walnęłam się na łóżko. Miałam nadzieję, że tym razem Maxiemu nie wpadnie do głowy pomysł, by wybrać się na spacer. Ostatni spacer z nim trwał dwie godziny i zeszliśmy chyba połowę miasta w niewiadomym celu. Ten chłopak mnie kiedyś wykończy - ma zdecydowanie za dużo energii jak na normalnego człowieka. 
      Zasnęłam od razu, a gdy otworzyłam oczy, na zewnątrz panowała ciemność. Domyśliłam się, że spałam dłużej, niż sobie zakładałam. A przecież obiecałam Francisco, że podzielę "Habla si puedes" na dwa głosy, by utworzyć duet. Pierwszy etap reality-show zbliża się wielkimi krokami, a my jesteśmy w kropce, szczerze mówiąc. Większość swojego czasu przeznaczam na zajęcia w Studio, ćwiczenia tańca z Maxim i spotkania z Lu czy resztą przyjaciółek. Wszystko jest zawsze ważniejsze od próby i właśnie dlatego jesteśmy chyba najbardziej w tyle z przygotowaniami. Ludmiła i Leon mają próby codziennie przed zajęciami z Beto, z samego rana. Mimo, iż Lu żali mi się za każdym razem na napiętą atmosferę, jaka między nimi panuje, to jeśli chodzi o piosenkę, oboje mają ją w małym palcu. Idzie im świetnie. Co do reszty par, nie mam pojęcia, jak sobie radzą, ale na pewno lepiej, niż ja i Francisco.
      Zerwałam się z łóżka i zerknęłam na zegar wiszący na przeciwległej ścianie. Wskazywał godzinę dziesiątą wieczorem. No pięknie, Naty, teraz na pewno zdążysz. Czym prędzej zbiegłam na dół, gdzie zastałam mamę z książką na kolanach. Obok niej siedziała Lena, majstrująca coś przy swoim niebieskim telefonie. Obie uśmiechnęły się do mnie nieznacznie. Kiwnęłam im głową na powitanie i wbiegłam do gabinetu taty, który mieścił się w końcu korytarza. Pomieszczenie było puste, więc podeszłam szybkim krokiem do machoniowego biurka i wyjęłam z niego plik czystych kartek. Później wróciłam do swojego pokoju i zaczęłam pracować nad piosenką. Wiedziałam, że do rana najpewniej uda mi się ją skończyć, ale przecież musiałam się też chociaż odrobinę wyspać. 
- Mogę wejść? - rozległ się głos Leny.
      Uniosłam głowę znad stosu kartek zapisanych nutami i uśmiechnęłam się nerwowo do siostry.
- A masz do mnie jakąś ważną sprawę? Muszę popracować nad duetem... - rzuciłam jej przepraszające spojrzenie.
- Właściwie to nie jest nic ważnego.  - Lena machnęła ręką. - Ale jeśli chcesz, to mogę ci pomóc z piosenką. Pójdzie szybciej. 
      Swoją drogą, pomoc by mi się przydała. Przywołałam Lenę do siebie gestem i pokazałam jej zapis nutowy oraz tekst "Habla si puedes". Wyjaśniłam jej, że trzeba przekształcić piosenkę na duet i najlepiej by było, jakby Francisco dostał te części, w których tonacja nie jest zbyt wysoka. Zdradził mi na ostatniej próbie, że ma problem z wysokimi dźwiękami i mógłby całkiem zepsuć nasz występ, gdyby był zmuszony takie wyciągać. 
- Kim jest ten Francisco, hm? - zapytała Lena, patrząc na mnie znacząco.
- Jestem z nim w parze, no wiesz, w tym reality-show. - odparłam, starając się zignorować jej uśmieszek. - Nie patrz tak na mnie. Przecież jestem z Maxim, zapomniałaś? 
      Lena parsknęła śmiechem i pokręciła głową.
- Nie o to mi chodzi. - zaprotestowała. - Po prostu już gdzieś słyszałam to imię. Czy to nie przypadkiem ten sam chłopak, który "zakolegował się" z Ludmiłą, gdy się od niej odwróciłaś?
      Zmarszczyłam brwi. Skąd Lena mogła wiedzieć takie rzeczy i gdzie niby słyszała imię Francisco? Wydało mi się to dosyć podejrzane.
- A skąd to wiesz? - zmrużyłam podejrzliwie oczy.
      Lena zarumieniła się na wściekle czerwony kolor i spuściła głowę. Najwyraźniej nie spodziewała się, że rozmowa zejdzie na niewygodny dla niej temat. Ale ja zbyt dobrze ją znam, by nie zorientować się, że coś jest na rzeczy, gdy zadaje mi takie pytania.
- Chodzi o to, że Francisco ma brata... - zaczęła, gdy szturchnęłam ją w ramię. - Ma na imię Samuel i my... No, bo my... - jąkała się, a rumieńce na jej policzkach przybrały jeszcze intensywniejszy kolor. 
- Chodzicie ze sobą?! - zawołałam, zrywając się na równe nogi.
      Nigdy nie rozmawiałam z Leną na temat jej związków z chłopcami. Odkąd pamiętam krępują ją takie tematy. Ja z kolei uwielbiam jej opowiadać o Maxim. Czasami czuję się dziwnie, gdy nie chce mi opowiedzieć o swoim nowym "koledze", z którym widziałam ją przed domem. Wydaje mi się, że ja zdradzam jej swoje tajemnice, podczas gdy ona swoje chowa głęboko w sercu i nie ma najmniejszego zamiaru ich ujawniać. 
- Tak, od trzech miesięcy. - przyznała, odwracając wzrok.
- Czemu mi nie powiedziałaś? - zapytałam. - To chyba coś poważniejszego, skoro jesteście ze sobą już tak długo. 
      Lena przygryzła wargę i pokiwała głową. Zauważyłam w jej oczach wesołe iskierki. Pewnie jako starsza siostra powinnam jej udzielić kilku lekcji na temat chłopców i ostrzec ją przed tym, jacy czasami potrafią być, ale... Wyglądała na taką szczęśliwą. Może właśnie Samuel był chłopakiem przeznaczonym mojej siostrze. Nigdy o nim nie słyszałam i w życiu go nie spotkałam, ale skoro daje Lenie tyle szczęścia, to na pewno jest jej wart.
- Proszę, to jest część Francisco. - podała mi zapisaną kartkę. - Reszta będzie twoja, oprócz refrenu, który zaśpiewacie razem. Tylko przy wyższych dźwiękach w refrenie będziesz śpiewać sama. 
      Zmarszczyłam brwi. Kiedy ona zdążyła to zrobić? Podczas gdy ja zdołałam wydzielić jedynie wyższe dźwięki, by przypadkiem nie przypisać ich Francisco, ona odwaliła całą robotę. 
- Lena, dziękuję ci. - przytuliłam ją mocno. - Niedługo wybierzemy się na podwójną randkę, ja i Maxi, ty i Samuel. Co ty na to?
- Brzmi świetnie. - Lena pokiwała ochoczo głową, uśmiechając się.
      Wreszcie mogłyśmy dzielić ze sobą dosłownie wszystko, nawet szczęście, jakie przynosi miłość.
~,~
Violetta
      To, że Stefy wybaczyła mi i Leonowi, było dla mnie niewyobrażalną ulgą. Już się obawiałam, że straciłam ją na zawsze przez ten jeden błąd. Gdy ją zobaczyliśmy w parku, wyglądała na tak przybitą i smutną... I to przez ludzi, którym najbardziej na niej zależało. Przez tych, którzy powinni ją wspierać w tych najtrudniejszych chwilach. 
      Przestałabym się martwić, gdyby nie to, co opowiedziała mi Stefy. Zaraz po tym jak Leon wybrał się na próbę All For You, zaprosiłam ją do siebie. Spędziłam z nią cały wieczór w moim pokoju. Tata gdzieś wyszedł, więc nikt nam nie przeszkadzał, oprócz Olgi, która co chwilę przynosiła talerze z ciastem czekoladowym. Rozmawiałyśmy na błahe tematy, dopóki do pomieszczenia nie wszedł Ramallo, by mnie poinformować o tym, że tata kazał mi przekazać, iż mnie bardzo kocha i wróci jutro wieczorem.
      Chwilę później Stefy wybuchła płaczem.
      Wyjawiła mi szczegóły dotyczące jej rodziny. Opowiedziała mi o tym, że jej tata jest alkoholikiem i dopiero niedawno jej mama przejrzała na oczy na tyle, by wyprowadzić się z domu. Zamieszkały u babci Stefy, gdzie żyło im się w miarę spokojnie, dopóki kilka dni temu ponownie nie pojawił się jej ojciec. Przez to znów zaczęła o nim bez przerwy myśleć, zastanawiając się, po co wrócił. Na dodatek jej mama znów zamknęła się w sobie i oddaliła od niej. 
      Nie wiedziałam, jak się powinnam zachować. Nigdy nie miałam styczności z ludźmi pochodzącymi z rodzin, w których jeden z rodziców ma problemy z alkoholem. Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić mężczyzny bijącego własną żonę pod wpływem używek, wyzywającego swoją córkę od śmieci i niepotrzebnych bachorów. Przecież rodzina powinna się kochać i pomagać sobie w trudnych chwilach, a nie niszczyć sobie nawzajem życie. Przytuliłam do siebie Stefy, mając przed oczami mojego tatę, śpiewającego mi kołysankę. On zawsze był przy mnie. Popełniał błędy, owszem, ale chciał mnie po prostu chronić. Nawet nie przyszłoby mu do głowy, by sprawić mi umyślnie ból, psychiczny czy fizyczny. Wszystko, co robił, robił z myślą o mnie i o tym, by było mi w życiu jak najlepiej. 
- Cześć, Stef. - weszłam do sali instrumentalnej, gdzie zastałam przyjaciółkę. - Jak się masz?
      Stefy uśmiechnęła się do mnie i wzruszyła lekko ramionami. Usiadłam obok niej i zauważyłam kartkę papieru, na środku której widniał napis: "The Way You Loved Me". Spojrzałam na Stefy.
- To twoje? ­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­- zapytałam, podając jej kartkę.
      Pokiwała powoli głową i wzięła ode mnie papier. Przyjrzała mu się tak, jakby był jakimś starym znajomym, którego odnalazła po latach. Litery były trochę wyblakłe, ale i tak dało się przeczytać tekst. Mówił o miłości, która była piękna i niezastąpiona, ale już minęła. Westchnęłam cicho. Ta dziewczyna jest taka nieszczęśliwa przez niespełnioną miłość. 
      Może nie warto czekać. Trzeba działać natychmiast.
- Chodź. - pociągnęłam ją za rękę i wybiegłyśmy razem ze Studio.

~,~
Camila
      Z samego rana zadzwoniła do mnie Violetta. Mówiła roztrzęsionym głosem o tym, że wszyscy powinniśmy porozmawiać ze Stefy, bo ona naprawdę potrzebuje przyjaciół. Wyjaśniła mi także, że poprzedniego dnia razem z Leonem przeprosili Stefy za wszystko, co schrzanili. W mojej głowie od razu pojawił się pomysł. Pożegnałam się z Violettą i poprosiłam ją, by przyprowadziła Stefy do auli w Studio za dwie godziny. Później obdzwoniłam wszystkich przyjaciół i kazałam im się natychmiast zjawić w Resto.
- Słuchajcie. - zaczęłam, gdy wszyscy usiedli. - Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę z tego, że kompletnie zapomnieliśmy o Stefy.
      Przez zebraną grupę przyjaciół poniósł się ponury szmer. A więc wszyscy już sobie to uświadomili.
- Stefy jest naszą przyjaciółką. - oznajmiłam. - Wszyscy byliśmy zbyt zaabsorbowani swoimi własnymi problemami, by zainteresować się nią. Ale teraz możemy to naprawić.
      Przyjaciele pokiwali twierdząco głowami. W ich oczach pojawiła się nadzieja. Wiedziałam, że najważniejsze jest to, by wszyscy się zaangażowali. Inaczej nic z tego nie będzie, bo przeprosiny muszą być szczere i płynąć prosto z serca. Nie będziemy recytowali wyuczonych na pamięć formułek, wydobędziemy z siebie wszystkie ciepłe uczucia, które żywimy do Stefy Martinez. Pokażemy jej, że jest dla nas bardzo ważna, mimo błędów, które popełniliśmy. 
- A więc, za półtorej godziny wszyscy zbierzemy się w auli Studio. Viola przyprowadzi Stefy. Zaśpiewamy "Algo se enciende", piosenkę, którą napisała Angie. - wyjaśniłam im z lekkim uśmiechem na ustach. - Później każdy z nas przeprosi Stefy od serca.
      Nagle drzwi wejściowe się otworzyły i do środka weszła szczupła blondynka. Dopiero po chwili zorientowałam sie, że to Ludmiła. Wyglądała jakoś inaczej. Uśmiechała się niepewnie, co jej się nigdy nie zdarzało. Przecież ona zawsze była wszystkiego pewna.
- Pomyśleliśmy razem z Lu, że warto by było wreszcie zakopać topór wojenny. - odezwał się Fede, podchodząc do Ludmiły. - Może łączy nas wszystkich ze sobą więcej, niż sobie wyobrażamy.
      Przyjrzałam się Ludmile Ferro, dziewczynie, która wyrządziła tyle szkód. Wszyscy zebrani także skupili na niej wzrok. Na ich twarzach nie było jednak złości czy podejrzliwości, a jedynie ciekawość i dziwna łagodność. 
- Wiem, że zwykłe przeprosiny nie wystarczą. - głos Ludmiły poniósł się po pustym barze. - Ale uświadomiłam sobie, że niepotrzebnie jesteśmy podzieleni. Przecież każde z nas chce kochać, cieszyć się i żyć muzyką.
      Pomyślałam sobie, że to najmądrzejsze słowa, jakie kiedykolwiek usłyszałam z ust Ludmiły. Powiedziała to zupełnie szczerym tonem, wolnym od agresji i ironii. Naprawdę chciała zakopać topór wojenny i zacząć zupełnie od nowa. A przecież to wcale nie jest tak, że tylko my musimy jej wybaczyć. Ona nam też, bo obie strony ponoszą winę. 
- Ludmiła ma rację. - odezwał się ktoś z tyłu. Wszyscy odwróciliśmy się jak jeden mąż i zobaczyliśmy Violettę ze Stefy u boku. - Jesteśmy tacy sami. Musimy tylko odnaleźć wszystko, co nas łączy i wykorzystać to najlepiej, jak potrafimy.
      Rozejrzałam się. Wszyscy zebrani kiwali głowami z uśmiechami na twarzach. Może to właśnie ten moment, w którym łączymy się w jedno. Może to właśnie teraz. 
- Za wszystko, co nas łączy. - Federico wyciągnął rękę, na której po chwili położyła swoją dłoń Ludmiła. 
      Dołączyłam do nich,  a za mną cała reszta przyjaciół. Po pomieszczeniu poniosły się echem słowa, które miały być od dziś naszą mantrą.
      Za wszystko, co nas łączy.

Witajcie, kochani! :D Przychodzę do was z kolejnym rozdziałem, który wydaje mi się jakiś taki dziwny, ale nieważne. Ostatnio coś mniej komentujecie, ale mam nadzieję, że to wina braku czasu, a nie moja... No, a tak poza tym, to chciałabym podziękować Xeni za przepiękny nagłówek. <3 Zadedykuję ci ten rozdział, Xenix, tak żeby ci miło było. xd Wszystkim Wam z kolei dziękuję za czytanie. :) Jesteście przewspaniali i niezastąpieni. :* A teraz żegnam się, życzę miłego wypoczynku tym, którzy już mają ferie, a tym, którzy nie mają (na przykład sobie, hehe), życzę dobrych ocen w szkole i żeby czas szybko zleciał. Nie przejmujcie się, za dwa tygodnie wy się będziecie śmiać z tych, co do szkoły wrócą :D Następny rozdział prawdopodobnie w sobotę, ale nic nie obiecuję, bo się dużo jeszcze może zdarzyć do tego czasu. xd 
Buziaki, M. ;*

piątek, 17 stycznia 2014

Violetta Story - Chapter 57.

Violetta Story, chapter 57.

Ludmiła
       Przewracałam się z boku na bok całą noc, zastanawiając się, czy powinnam w ogóle się tym przejmować. Czy nie zachowuję się jak dwunastolatka, która pierwszy raz ma chłopaka i nie jest pewna, dlaczego jej jeszcze nie pocałował? Przecież między mną a Federico nic nigdy nie było takie proste, by jeden pocałunek mógł cokolwiek wyjaśnić czy ułatwić. Przypuszczalnie wszystko by się jeszcze tylko bardziej pokomplikowało. 
       Weszłam do Studia po cichu, by nikt mnie przypadkiem nie zauważył. Przemknęłam korytarzem i weszłam do sali instrumentalnej, gdzie jeszcze nikogo nie było. Usiadłam przy keybordzie, przy którym walało się pełno nut i tekstów i zamknęłam oczy, starając się uspokoić. Przecież tamta Ludmiła Ferro nie miała takich problemów. A później przyszły uczucia i proszę... Oto, co dostałam.
- Lu! - podskoczyłam na dźwięk głosu Naty. - Pokazałam Federico sms-y, które mi wczoraj wysłałaś. 
       Sms-y? Na początku nie wiedziałam, o czym Natalia mówi. Patrzyłam na nią, marszcząc brwi, a ona chyba czekała na wybuch gniewu, bo miała minę zbitego pieska. Ale o co miałabym być zła? Jedyne sms-y, jakie wczoraj wysłałam do Naty, to... No tak.
- Że co zrobiłaś?! - zawołałam, zrywając się z miejsca.
       Skuliła się i przygryzła wargę.
- Przepraszam, ale musiałam. - zaczęła się tłumaczyć. - Nie mogę znieść tego, że sobie tak wszystko utrudniacie. Przecież... powinniście być razem. Ale między wami jest pełno niedopowiedzeń, bo nie potraficie szczerze porozmawiać.
       Przycisnęłam palce do skroni, bo w mojej głowie momentalnie pojawiło się pełno myśli. Potrząsnęłam szybko głową i spojrzałam na Naty.
- Jak on zareagował? - zapytałam cicho.
       Na twarzy Naty momentalnie pojawił się szeroki uśmiech, tak nieodpowiedni do sytuacji, że uniosłam brwi i rzuciłam jej spojrzenie typu "Co jadłaś?". Ona podskoczyła jak mała dziewczynka i uścisnęła moją rękę.
- Będziesz miała tego buziaka! - pisnęła, a ja pokręciłam głową z niedowierzaniem.
       Ale mimo wszystko uśmiechnęłam się nieznacznie. 
~,~
Camila
       Pewnie powinnam podejść do Marco, zapytać, dlaczego wrócił do Argentyny i wygarnąć mu wszystko, co siedziało we mnie od dawna. Oczywiście, zrozumiałe jest to, że musiał wyjechać do Meksyku, ale zranił moją najlepszą przyjaciółkę. Miałam ochotę powiedzieć mu, że jest totalnym dupkiem, bez względu na to, dlaczego ją zostawił. Ale nie zrobiłam nic z tych rzeczy, tylko złapałam Daniela za rękę i chyłkiem wymknęliśmy się z Resto. Coś mi mówiło, że Marco wrócił dla jednej osoby i bynajmniej nie byłam nią ja, ale pewna Włoszka, która tęskniła za nim jak wariatka. Postanowiłam, że pozwolę im samym odnaleźć drogę powrotną do swoich serc. 
- Violetta! - zawołałam, dostrzegając przyjaciółkę wchodzącą właśnie do Studia.
- Cześć, Cami. - uśmiechnęła się do mnie i wzięła mnie pod rękę. - Jak idą przygotowania do reality? 
       Zamyśliłam się. Właściwie to mieliśmy z Maxim do tej pory dopiero dwie próby. Na jednej z nich wybraliśmy piosenkę, czyli "Juntos somos mas", a na kolejnej przećwiczyliśmy swoje partie. Zostało nam tylko dopracować podkład, by pokazać, że jesteśmy oryginalni, a nie leniwi. Ale ostatnio miałam tyle problemów związanych z Danielem, że chyba przestałam tak bardzo przejmować się tym reality-show. 
- Nawet dobrze. - odparłam po chwili milczenia. - A ty i Tomas? Wybraliście już piosenkę?
       Przez twarz Violi przemknął jakiś cień, jakby wcale nie miała ochoty odpowiadać na to pytanie. Uchwyciła mój podejrzliwy wzrok i momentalnie znów się uśmiechnęła, ale ja nie dałam się nabrać. Viola  w końcu przystanęła i westchnęła lekko.
- Niby wybraliśmy, ale on... próbował mnie pocałować. - powiedziała cicho. - Leon to widział. Już wszystko sobie z nim wyjaśniłam, ale z Tomasem nie rozmawiałam od tamtej pory.
       Otworzyłam usta ze zdziwienia. Przecież Tomas wydawał się być tak szczęśliwy ze Stefy. Nikt nawet nie podejrzewał, że mógłby nadal czuć coś do Violetty. Czy to możliwe, by cały ten czas potajemnie wzdychał do Violi? Udawał, że mu przeszło, ale wewnątrz ciągle ją kochał? 
- A co ze... Stefy? - zapytałam, myśląc o tym, co musiała poczuć dziewczyna, jeśli się o tym dowiedziała.
       Viola przygryzła wargę i oparła się o ścianę. Widać było, że dużo kosztuje ją rozmowa o Tomasie i całej tej sytuacji. 
- Boję się z nią porozmawiać. - odpowiedziała po chwili. - Nie wiem nawet, czy Tomas jej powiedział. 
- Wszystko się ułoży. - pocieszyłam ją, bo nic innego nie przychodziło mi do głowy.
       Stanęłam obok Violetty i w milczeniu zaczekałyśmy na rozpoczęcie zajęć. W ogóle nie słuchałam Pablo, jeśli mam być szczera, tylko rozmyślałam o tym, kiedy ostatnio widziałam Stefy. Swoją drogą, zaniedbałyśmy naszą przyjaźń. To przez te problemy miłosne. Ale przecież przyjaciółki powinny się wspierać w takich chwilach, prawda? Stefy takiego wsparcia ode mnie nie dostała. Zajęłam się swoimi problemami i przez to zapomniałam o wszystkich innych. 
       Z zamyślenia wyrwał mnie głos Pablo, który poinformował mnie o tym, że lekcja się skończyła. Zamrugałam szybko powiekami, starając się zorientować w sytuacji. Sala już praktycznie opustoszała, tylko pojedyncze osoby próbowały jeszcze upchnąć rzeczy w torbach. Wyszłam szybkim krokiem. Przed Studio natknęłam się na Federico, który łaził w tę i z powrotem ze zdenerwowaną miną. Rzuciłam mu krótkie "cześć", chociaż i tak nie zwrócił na mnie uwagi, i ruszyłam w stronę Resto. 
       Bar jak zwykle był po brzegi wypełniony ludźmi, a kelnerzy dwoili się i troili, by nadążyć z zamówieniami. Luca zatrudnił na to stanowisko więcej niż jedną osobę, bo zorientował się, że Resto nie jest już małą, niesławną knajpką. Po odejściu Marco jego miejsce zajęło trzech przystojnych chłopaków, którzy często kręcili się po pobliskim parku. 
- Camila! - ktoś krzyknął mi prosto do ucha, aż podskoczyłam.
       Odwróciłam się szybko i dostrzegłam Lucę, który uśmiechał się do mnie tak szeroko, że wyglądało to odrobinę upiornie.
- Francesca jest tam - wskazał palcem na miejsce w głębi baru, gdzie dostrzegłam Włoszkę. - Jak już będziesz z nią rozmawiać, to wspomnij jej, że napisałem nową piosenkę, okej? 
       Później odbiegł w podskokach, rzucając mi jeszcze jeden uśmiech. Pokręciłam głową z lekkim rozbawieniem i podeszłam do Francesci, która właśnie zbierała zamówienia od tłumu zebranego w barze. Stanęłam obok niej, ale ona nie zwróciła na mnie uwagi i zapisała coś w niebieskim notatniku. Poklepałam ją po ramieniu, na co podskoczyła gwałtownie i wpadła na chłopaka, który nagle pojawił się na jej drodze.
- Francesca... - zaczęłam, chcąc wyjaśnić jej całą sprawą z Tomasem, Violettą i Stefy, gdy zdałam sobie sprawę, kim jest chłopak trzymający ją w ramionach.
       Marco
~,~
Leon
       Zaraz po zajęciach umówiłem się z Violettą na spacer po pobliskim parku. Zauważyłem, że od rana jest jakaś przygaszona i smutna, co było wielką zmianą. Przecież od jakiegoś czasu biegała taka uśmiechnięta i wesoła. Jej nastrój wpłynął także na moje samopoczucie, bo cały dzień się o nią martwiłem i nie mogłem doczekać, kiedy znajdę się z nią sam na sam. Chciałem ją przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie w porządku, ale bez przerwy ktoś mi przeszkadzał, gdy próbowałem do niej podejść. 
- Wreszcie. - wyszeptałem, gdy wtuliła się w moją koszulę.
      Teraz mieliśmy czas tylko dla siebie. 
- Leon... - zaczęła płaczliwym głosem. - Jestem straszną przyjaciółką.
       Odsunąłem ją delikatnie od siebie i przyjrzałem się jej twarzy. W jej oczach widać było ogromne poczucie winy. Wziąłem ją za rękę i usiedliśmy na ławce ustawionej pod rozłożystym drzewem. Nawet nie musiałem zachęcać Violi do tego, by mi się zwierzyła. Od razu zaczęła opowiadać o tym, jak rano rozmawiała z Camilą i uświadomiła sobie, że kompletnie zapomniała o jednej ze swoich najlepszych przyjaciółek - Stefy. Łamiącym się głosem wyjawiła mi, że od incydentu z Tomasem zżerało ją od środka poczucie winy, ale nie chciała przyjąć go do wiadomości. Za bardzo bała się rozmowy ze Stefy.
- Violu, dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś? - zapytałem, głaszcząc ją po włosach. 
       Doszło do mnie, że cała jej radość była po części udawana, bo w środku była nieszczęśliwa. A ja nic nie zauważyłem. 
- Nawet samej sobie nie chciałam się przyznać do tego, że najzwyczajniej w świecie olałam Stefy. - wyszeptała, ukrywając twarz w dłoniach. 
       Ja sam także ani razu nie pomyślałem o tym, jak musiała poczuć się Stefy, jeśli oczywiście dowiedziała się o tym, co próbował zrobić Tomas. Przecież zakochała się w nim i było to widać na kilometr. Co dziwne, on także wydawał się być nią totalnie zauroczony. A tu proszę, niespodzianka! Westchnąłem cicho, wyobrażając sobie uczucia, które mogły wezbrać w tej niewinnej dziewczynie. Co ja poczułem, gdy zobaczyłem Violettę i Tomasa razem? Straszliwy ból. A przecież doskonale wiedziałem, że to nie Viola chciała pocałować jego, a on ją. Stefy znalazła się w całkowicie odwrotnej i o wiele gorszej sytuacji.
- Chciałbym cię pocieszyć, Violu. - powiedziałem, ujmując jej dłonie. - Ale prawda jest taka, że oboje schrzaniliśmy. Ja też chyba powinienem przejąć się Stefy, w końcu jest moją dobrą koleżanką. 
       Poczułem, jak jej drobne dłonie zaciskają się wokół moich tak mocno, że zbielały jej knykcie. Przygryzła wargę i pokiwała głową.
- Naprawimy to? - zapytała, patrząc mi w oczy.
       Przytaknąłem jej. Zawsze można jeszcze odbudować rozwalony domek z kart. Gdy uniosłem wzrok, moim oczom ukazała się zmierzająca chodnikiem brunetka w wytartych dżinsach i spranym podkoszulku. Jej włosy związane w warkocz wyglądały bardzo znajomo i dopiero po chwili zorientowałem się, że to Stefy.
- To chyba przeznaczenie, Vilu. - odezwałem się, wskazując ruchem głowy na Stefy. - Możemy to naprawić tu i teraz.
~,~
German
       Wyjąłem z portfela zgiętą na pół wizytówkę z napisem "Esmeralda LaFontaine". Obok widniał adres i numer telefonu. Trzęsącymi się dłońmi wystukałem go na klawiaturze telefonu i po chwili usłyszałem sygnał. 
- Słucham? - odezwał się aksamitny głos, który pamiętałem doskonale.
       Odchrząknąłem i zacząłem mówić szybko, nim zdążyłem się rozmyślić:
- Tutaj German Castillo. Możesz podać mi adres tego szpitala, w którym jest Jade? 
       Po chwili wahania Esmeralda powiedziała mi dokładnie gdzie znajduje się szpital psychiatryczny, w którym umieszczono Jade. Odetchnąłem z ulgą, gdy się rozłączyłem. Nawet przez telefon ta kobieta napawała mnie dziwnym strachem. Jej głos brzmiał jakby obarczała mnie winą za wszystko, co złe na tym świecie. 
       Po dziesięciu minutach drogi zatrzymałem się pod budynkiem szpitala. Wyglądał dość obskurnie na tle ładnych domków jednorodzinnych. Najwyraźniej został zbudowany dość dawno, bo farba odlazła już w wielu miejscach. Wszedłem po rozchybotanych i skrzypiących schodach na ganek osłonięty daszkiem i zapukałem do drzwi, które po chwili otworzyły się z przenikliwym piskiem. Stanęła przede mną niska i pulchna kobieta ubrana w długą suknię.
- Czego? - warknęła. 
       Cofnąłem się, słysząc jej nieprzyjazny ton głosu. Chyba rzadko przyjmowali tu odwiedzających, bo kobieta wyglądała jakby pierwszy raz od dłuższego czasu widziała kogoś, kto nie ma problemów emocjonalnych. 
- Chciałbym zobaczyć się z Jade LaFontaine. - powiedziałem oficjalnym tonem, poprawiając krawat.
       Kobieta uniosła brwi i zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów. Poczułem się jak na prześwietleniu pod wpływem tego spojrzenia.
- Ona nie przyjmuje gości. - oświadczyła, po czym zamknęła mi drzwi przed nosem.
       Zapukałem mocno, postanawiając tak łatwo nie zrezygnować. Minęło jednak pięć minut, a nikt nie otworzył mi znów drzwi. Uznałem, że nic się nie stanie, jeśli zajrzę do środka przez małe okienko usytuowane na tyle nisko, że mogłem go bez problemu dosięgnąć. Wnętrze szpitala prezentowało się niewiele lepiej od tego, co już do tej pory miałem okazję podziwiać. Nikogo nie było widać, ale zza drzwi widniejących naprzeciw wyszła nagle jakaś kobieta. Gdy zobaczyłem jej niebieskie oczy, cofnąłem się o krok i o mało nie spadłem ze schodów. 
       Widok Jade odebrał mi wszelką odwagę. Wróciłem do samochodu i odjechałem z piskiem opon.
~,~
Federico
       I, jak na złość, nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Po zajęciach byłem tak nabuzowany wszystkimi tymi emocjami, że myślałem, że pęknę od ich nadmiaru. Wybiegłem ze Studia z rozbieganym wzrokiem, mając nadzieję, że gdzieś ją dostrzegę. Ale oczywiście widziałem wszystkich, tylko nie ją. Biegnąc do parku, ciągle na kogoś wpadałem, co skutkowało krzywymi spojrzeniami i zdenerwowanym mamrotaniem pod nosem, ale mnie do nie obchodziło. Chciałem tylko wreszcie ją zobaczyć.
       W pewnym momencie nawet zapomniałem, po co jej szukam. Wyleciało mi z głowy to, co powiedziała mi rano Naty. Teraz już byłem pewien, że chcę być z Ludmiłą, chcę ją pocałować, chcę jeszcze raz wyznać jej miłość, bo to takie piękne uczucie. Idealne, niczym niezmącone, przynoszące szczęście i radość. Dzięki miłości jesteśmy tym, kim jesteśmy. 
       Zajęty rozmyślaniami po raz kolejny na kogoś wpadłem. Pewnie poszedłbym dalej, gdyby nie charakterystyczna woń perfum, którymi zawsze spryskana była Ludmiła. Zatrzymałem się gwałtownie i przyjrzałem jej twarzy, która wyrażała zdumienie i ulgę zarazem. Tak naprawdę już nad sobą nie panowałem w tamtym momencie. 
- W samą porę. - wyszeptałem, po czym przycisnąłem wargi do jej ust.
~,~
Francesca
       Rzuciłam się w wir pracy, by jakoś zapomnieć o Marco. Przez jakiś czas próbowałam myśleć pozytywnie, ale ileż można. Miłość mojego życia wyjechała do innego kraju i prawdopodobnie już nigdy się nie zobaczymy. Nic nie można na to poradzić, tak zadecydował los. Najwyraźniej nie dane nam było być razem. 
       Zapisałam już chyba tysięczne zamówienie w sfatygowanym niebieskim notesie i z cichym westchnieniem odwróciłam się, by przygotować koktajl truskawkowy. Zatraciłam się w myślach i dopiero głos Camili mnie z nich wyrwał. Było to jednak tak gwałtowne i nagłe, że podskoczyłam zaskoczona i wpadłam na chłopaka, który jakby wyrósł spod ziemi. Przytrzymał mnie, bym nie upadła. Spojrzałam mu w oczy i pomyślałam: "To jest właśnie ten moment, kiedy nie wiesz, co robić". Bo nie miałam zielonego pojęcia, jak powinnam się zachować. Stał przede mną chłopak, o którym tak usilnie próbowałam zapomnieć. Właściwie już spisałam go na straty, uznając, że nie warto mieć jakichkolwiek nadziei na to, że jeszcze kiedyś się spotkamy. 
- Francesca... - wyszeptał z tym swoim meksykańskim akcentem.
       No, a ja... Ja kolejny raz się rozpłynęłam, jak za każdym razem pod wpływem tego spojrzenia czekoladowych oczu.
- Co tu robisz?
- Szukam miłości.
       Przygryzłam wargę i spojrzałam mu prosto w oczy, zapominając o reszcie świata.
- I znalazłeś ją? - mój głos był ledwo słyszalny.
       Zbliżył twarz do mojej tak, że stykaliśmy się nosami. Czułam jego ciepły oddech na policzku, gdy szeptał mi do ucha to jedno słowo.
- Zgadnij. - a później mnie pocałował. 

Cześć! Na początku lutego zaczynają się ferie i wtedy będą rozdziały po dwa razy w tygodniu, obiecuję. Kocham Was z całego serduszka! <3
Buziaki, M. ;*

niedziela, 5 stycznia 2014

Violetta Story - Chapter 56.

Violetta Story, chapter 56.

Stefy
    To nawet w najmniejszym stopniu nie było sprawiedliwe. Ile jeszcze muszę wycierpieć, by pech się ode mnie odczepił i zostawił moje życie w spokoju? I ważniejsze: ile jeszcze wytrzymam, zanim załamię się kompletnie i nie będę już miała na nic chęci? Czuję się tak, jakby moment końca się zbliżał.
    Jakaś część mnie chce wierzyć w to, że Tomas po prostu się zagubił. A druga część zjadliwym tonem szepcze: znowu. Tak. Kolejny raz wszystko totalnie schrzanił. Zawsze wiedziałam, że ten chłopak ma trochę niepoukładane w głowie i często zdarzają mu się chwile słabości. Miałam tego świadomość, wiążąc się z nim i pozwalając mu umościć sobie miejsce w moim sercu. Ale przez jakiś czas byliśmy tak szczęśliwi, że zapomniałam o jego wadach. Zobaczyłam w nim idealnego księcia na białym koniu, a on, jakby wyczuwał, że coś się zmienia, obrócił wszystko do góry nogami. I to jeszcze w momencie, gdy tak bardzo potrzebowałam jego wsparcia.
    Tamtego wieczoru bez słowa wróciłam do domu, zostawiając go samego. Pod wpływem chwili chciałam nawet puścić wszystko w niepamięć i mu wybaczyć, ale zrozumiałam, że to nie powinno tak być. Nie mogę dłużej być kimś, kto daje, ale nie oczekuje niczego w zamian. A więc wycofałam się, najprawdopodobniej zostawiając Tomasa z tysiącem pytań. Ale ja też miałam do niego bardzo dużo pytań, na które nigdy mi nie raczył odpowiedzieć. 
~,~
Ludmiła
    Tak było. Naprawdę nigdy nie spodziewałam się, że wyznam komuś miłość. Miłość romantyczną, nie taką, jaką darzy się rodziców czy przyjaciół. Ale mimo tego, kim jestem i jaka jestem, stanęłam przed Federico i powiedziałam, co czuję. W tamtym momencie nie myślałam o tym, jakie to może mieć konsekwencje. Po długim czasie rozmyślania nad wszystkim tym, co mnie ostatnio spotkało, obgryzania paznokci i płakania, miałam dość. Chciałam wyrzucić z siebie uczucia, tak jak to robi się z nadmiarem odpadków w koszu na śmieci. Ale osiągnęłam coś całkowicie odwrotnego. 
    Gdy zobaczyłam, jak Federico nieruchomieje i otwiera usta, z których i tak nie wydobył się żaden dźwięk, poczułam się... Nie wiem nawet, jak to określić. Ale obudziło się we mnie nagle mnóstwo uczuć, nieznanych mi uczuć. Wtedy zrozumiałam, że próbując się ich pozbyć, wplątałam się w to wszystko jeszcze bardziej. Przez moją głowę przeleciało tysiąc myśli w jednej sekundzie, jedna goniła drugą, a ja czekałam. Czekałam na jego reakcję, która znaczyła dla mnie tak wiele.
- Ludmiła, ja... - zająknął się. - Ja też cię kocham. - po tych słowach usiadł na podłodze i ukrył twarz w dłoniach.
    Kompletnie zdezorientowana, uklękłam obok niego i położyłam drżące dłonie na jego kolanach. Nie poruszył się. Przygryzłam wargę tak mocno, że na jedną chwilę ból zamroczył wszystko. Niestety po dwóch sekundach wszystko powróciło.
- Czy to znaczy, że teraz będziemy żyć długo i szczęśliwie? - szepnęłam, a po moim policzku spłynęła jedna, samotna łza.
    Federico uniósł głowę i spojrzał na mnie.
- To chyba nigdy nie było takie proste, Lu. - uśmiechnął się z rozgoryczeniem.
     Przytaknęłam mu. Między nami nic nigdy nie było proste.
~,~
Lara
- Żarty sobie ze mnie robisz? - wykrzyknęłam, zrywając się na równe nogi.
    Chwilę temu myślałam o tym, co zrobię, jeśli Nico wyzna mi, że coś do mnie czuje. Zastanawiałam się nad tym, co powinnam mu w takiej sytuacji powiedzieć, jak się zachować, by nie zranić jego uczuć. A on oświadcza, że jest moim bratem. Przecież to... chore!
- Lara, tylko nie wyciągaj pochopnych wniosków... - Nico uniósł ręce, jakby chciał się obronić.
    Ale ja nie miałam ochoty atakować. 
- Wiesz co? Mam dość. - syknęłam. - Najpierw zachowujesz się w stosunku do mnie jak dupek, później udajesz miłego, a na koniec... - urwałam, by wziąć głęboki oddech. - Po prostu zostaw mnie w spokoju.
    Później odeszłam szybkim krokiem, mając nadzieję, że Nico ma na tyle oleju w głowie, by za mną nie pójść. W tamtym momencie byłam tak rozjuszona jego wyznaniem, że gdyby nie odrobina samokontroli, którą udało mi się zachować, to urwałabym mu głowę. Od dawna przeczuwałam, że tata ukrywa przede mną coś związanego z Nico, dlatego nie mogłam uznać tego, co mi powiedział za jakiś głupi żart mający wyprowadzić mnie z równowagi. Musiałam przyjąć do wiadomości, że na dziewięćdziesiąt dziewięć procent Nico mówił prawdę i jest moim bratem. A to jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.
- Tato! - wrzasnęłam, wpadając do domu.
    Zatrzasnęłam za sobą drzwi i, nie zwracając uwagi na wazon, który pod wpływem wstrząsu spadł na podłogę i się stukł, skierowałam się do kuchni. Wiedziałam, że właśnie tam tata przesiadywał o tej godzinie, czekając, aż zagotuje się woda na herbatę. Następnie szedł do salonu, włączał telewizor i przez kolejne dwie godziny oglądał nowy odcinek jakiegoś bezsensownego serialu. Dziś będzie musiał zmienić plany, pomyślałam, wkraczając do pomieszczenia.
- Dlaczego krzyczysz? - zapytał, wstając z krzesła ustawionego przy małym stoliku.
- Powiedz mi prawdę na temat Nico. - mój głos drżał z emocji.
    Tata już chciał się odezwać, ale woda na herbatę się zagotowała i czajnik zaczął wydawać z siebie piskliwe dźwięki. Tata podszedł do kuchenki i wyłączył palnik.
- Lara, nie zawracaj mi dziś głowy. - machnął ręką, z powrotem opadając na krzesło.
    Aż się we mnie zagotowało. Jak mógł całe życie ukrywać przede mną fakt, iż mam brata?! Na dodatek jeszcze zamiast jak normalny nienormalny ojciec zabronić mi spotkań z nim, on kazał mi spędzać z Nico większość czasu, który przesiaduje na torze. Jaki to w ogóle miało sens?
- A myślałam, że tylko udajesz takiego... bez uczuć. - prychnęłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. - Myślałam, że tam głęboko jesteś jak każdy, tylko po śmierci mamy się w sobie zamknąłeś. Ale ty jesteś po prostu okrutny, sam w sobie.
    Przez chwilę stałam w bezruchu, czekając na jakąś reakcję ze strony taty. Tak naprawdę pierwszy raz od śmierci mamy powiedziałam mu coś, co mogło w jakiś sposób go zranić. Odkąd jej zabrakło, starałam się schodzić tacie z drogi, bo zawsze wiedziałam, jaka mama była dla niego ważna. Naprawdę ją kochał, chyba tylko ją na całym tym świecie. 
- Idź. - warknął.
    Posłuchałam go, bo mimo tego, co mi zrobił, poczułam, że posunęłam się o krok za daleko. Wbiłam nóż za głęboko.
~,~
Leon
    Złożyliśmy sobie z Violettą obietnicę, która miała być nadzieją na lepsze jutro. Obiecaliśmy sobie, że wspólnie nauczymy się kochać mocniej. Zakładałem wcześniej, że mocniej już się nie da. Myślałem, że moja miłość do Violetty jest idealna i nic nie może jej złamać. Ta mała osóbka, która skradła moje serce, uświadomiła mi, że się jednak myliłem. Bo przecież nic nie jest idealne, a ja o tym zapomniałem, oboje zapomnieliśmy. Nie pielęgnowaliśmy naszej miłości, tylko zostawiliśmy ją samej sobie. O mało co nie doprowadziliśmy do tego, że upadłaby niczym zraniony ptak, który już nie może latać. 
- Dzień dobry. - drzwi otworzył mi pan Castillo, jak zwykle ubrany w idealnie wyprasowany garnitur. - Zastałem Violettę?
    Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie i otworzył szerzej drzwi, by wpuścić mnie do środka.
- Nie wiem, co zrobiłeś, ale dziękuję ci. - poklepał mnie po ramieniu, po czym oddalił się do swojego gabinetu.
    Zamrugałem, zdziwiony jego słowami. O co mogło mu chodzić? Gdy usłyszałem chichot dochodzący z kuchni, zmarszczyłem brwi i wszedłem do pomieszczenia. Zastałem w nim Olgę i Violettę, obie usmarowane mąką. Śmiały się same z siebie, kichając i prychając. Uśmiech mimowolnie wpłynął na moje usta.
- Leon! - zawołała Olga. - Jak miło cię widzieć!
- Mi też miło panią widzieć. - odparłem, uśmiechając się jeszcze szerzej.
    Violetta nic nie powiedziała, tylko spojrzała na mnie i obdarowała mnie najpiękniejszym uśmiechem na świecie. Potem wróciła do ugniatania ciasta. Olga jednak odepchnęła ją delikatnie i wytarła jej mąkę z twarzy, po czym "dyskretnie" wyszeptała jej do ucha, żeby zajęła się mną. Viola zachichotała i złapała mnie za rękę. Gdy mijaliśmy gabinet jej ojca, on uniósł na chwilę głowę i posłał nam delikatny uśmiech. To już kolejny raz dzisiaj, gdy się do mnie uśmiechnął. Tak, zaakceptował mnie, ale nie sądziłem, że darzy mnie jakąkolwiek sympatią.
- Powiedz mi, co się dzieje, błagam. - odezwałem się, gdy Viola zamknęła za nami drzwi jej pokoju. - Twój tata się do mnie uśmiecha i mi podziękował, nie wiem nawet za co. Zaczynam się bać.
    Spojrzała na mnie jak na wariata, marszcząc brwi. Już chciałem jej wyjaśnić, o co chodzi, gdy wybuchnęła śmiechem, rzucając się na łóżko nakryte pościelą o odcieniu delikatnego fioletu, ulubionego koloru Violi. 
- Leon! - westchnęła. - Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaka jestem szczęśliwa!
    Uniosłem brwi i usiadłem obok niej. Łóżko zatrzeszczało cicho pod moim naporem. Przyjrzałem się dokładniej Violetcie, szukając jakiś oznak czegoś, co mogło ją tak uszczęśliwić. Ale nic się nie zmieniło - te same błyszczące oczy, niczym fabryka czekolady, aksamitne włosy, rozsypane jak wachlarz na poduszce, rumieńce na ślicznej twarzyczce. 
- A co cię tak uszczęśliwiło, jeśli mogę spytać? 
- Życie! - zawołała, podnosząc się z łóżka. - Ciebie nie cieszy wszystko, co widzisz? - uśmiechała się tak szeroko, że zacząłem się zastanawiać, czy nie boli ją od tego twarz.
    Pokręciłem głową z rozbawieniem.
- Wszystko? - udałem zamyślonego. - Raczej nie. Ale ty, jak najbardziej. - ująłem jej podbródek, tak że stykaliśmy się nosami.
    Zarumieniła się, tak jak za każdym razem, gdy się do niej zbliżałem. W pierwszym odruchu chciałem ją pocałować, ale uzmysłowiłem sobie, że stoimy w jej pokoju. Gdyby w tym momencie pojawił się jej ojciec, to nie jestem pewny, czy jego wcześniejsze uśmiechy i dziwne podziękowania miały jakiekolwiek znaczenie. Wyrzuciłby mnie z domu zanim zdążyłbym się obejrzeć. 
- Chciałbym uciec z tobą nie wiadomo gdzie. - wypaliłem nagle. 
    Viola wybuchła śmiechem i pocałowała mnie w policzek, po czym wzięła swoją torebkę i skierowała się do wyjścia.
- Chodźmy do Studia. - rzuciła przez ramię. - To dobry początek, jeśli kiedyś mamy uciec nie wiadomo gdzie. - powiedziała z błyskiem w oku, uśmiechając się do mnie.
    Pomyślałem sobie, że nawet szczęście może być piękniejsze, jeśli masz z kim się nim dzielić.
~,~
Camila
    To było trochę dziwne i totalnie niespodziewane, ale się zgodziłam. Daniel zadzwonił do mnie i jak gdyby nigdy nic zaprosił mnie na koktajl do Resto. No tak, niby się pogodziliśmy i zdecydowaliśmy, że zostaniemy przyjaciółmi, zaczniemy wszystko od nowa... Nawet ten głupi dystans zniknął i zaczęłam się cieszyć każdą sekundą, którą mogłam spędzić w towarzystwie Dana. Ale przecież to właśnie do Resto poszliśmy na naszą pierwszą randkę, pod tym barem pocałował mnie po raz pierwszy... A może nie ma się czym przejmować? W końcu wszyscy uczniowie Studio chodzą do Resto, jako przyjaciele i jako pary. Może Daniel nie miał nic na myśli, zapraszając mnie na koktajl? Zwykłe spotkanie dwójki przyjaciół.
    Zarzuciłam torbę na ramię i wyszłam z domu. Za dwie godziny miały się zacząć zajęcia w Studio, więc i tak niedługo musiałabym wyjść. Westchnęłam cicho, przechodząc przez ulicę. Musiałam się jakoś nastroić psychicznie na to spotkanie, bo mimo wszystko przeczuwałam, że stanie się coś... coś, co zmieni wszystko. Znowu. W  mojej głowie ponownie pojawiły się wątliwości, gdy zaczęłam sie zbliżać do baru. Usłyszałam gromkie rozmowy i śmiechy dobiegające z Resto. Zatrzymałam się przed wejściem i zastanowiłam jeszcze raz. Czy na pewno powinnam? Co innego rozmowy i przekomarzanie się w Studio, a co innego spotkanie sam na sam. Dlaczego nie zaprosił jeszcze Fran albo Violi? Chce mi coś powiedzieć? Za dużo pytań! Nie. Wycofałam się powoli i szybkim krokiem odmaszerowałam. Nie mogłam się z nim spotkać. To mogłoby z zewnątrz wyglądać jak randka.
- Cam! - zatrzymałam się w pół kroku i zacisnęłam powieki w nadziei, że to mi się tylko śni. - Gdzie idziesz? - zapytał Daniel, podbiegając do mnie.
    Uśmiechnęłam się sztucznie.
- Zapomniałam długopisu z domu. - skłamałam. - Muszę się po niego wrócić, bo nie będę miała czym pisać na zajęciach z Pablo i...
    Daniel założył ręce na pierś i rzucił mi spojrzenie typu "I tak wiem, że kłamiesz". Przygryzłam wargę, zawstydzona, i odgarnęłam włosy z twarzy.
- Przepraszam. - wyszeptałam. - Spanikowałam.
    Spuściłam głowę, chowając twarz za kurtyną włosów, ale i tak czułam na sobie jego przenikliwy wzrok. Może powinnam uciec? Chyba by mnie nie dogonił, gdybym się postarała biec naprawdę szybko...
- Cam, ja rozumiem. - odezwał się nagle. - Nie jesteś gotowa. Nie powinienem tak wyskakiwać z tym zaproszeniem. Po prostu pomyślałem, że przyjaciele powinni się spotykać od czasu do czasu. 
    Spojrzałam na niego i zobaczyłam w jego oczach skruchę. Może rzeczywiście nie chciał mi nagle powiedzieć, że powinniśmy do siebie wrócić i się na mnie rzucić. Znowu zaczęłam sobie wyobrażać jakieś niestworzone rzeczy i popełniłam gafę. Zaprosił mnie na zwykłe spotkanie, mieliśmy wypić koktajl i się razem pośmiać.
- Nie. To ja nie powinnam wyobrażać sobie nie wiadomo czego. - westchnęłam. - Chodźmy na ten koktajl. 
    Daniel przyglądał mi się jeszcze przez chwilę zmrużonymi oczami, jakby oceniał, czy mówię prawdę, czy idę z nim na ten koktajl tylko dlatego, by nie było mu przykro. Po chwili z ociąganiem ujął moją wyciągniętą dłoń i skierowaliśmy się do wypełnionego po brzegi baru. Praktycznie wszystkie stoliki były zajęte, nie tylko przez stałych bywalców, czyli uczniów Studia, ale wielu innych ludzi. Resto zrobiło się takie popularne dzięki reality organizowanym w Studio. Niby jeszcze nie odbył się pierwszy etap, ale i tak na stronie internetowej pojawiły się zdjęcia uczestników.
- Mogę zapytać, co takie strasznego sobie wyobrażałaś? - zaczął rozmowę Daniel, gdy zajęliśmy już jeden ze stolików w głębi baru. - Myślałaś, że potnę cię siekierą czy co?
    Uśmiechnęłam się pod nosem. Daniel nigdy nie miał taktu - co bynajmniej mi nie przeszkadzało. Oczywiście nie miałam najmniejszego zamiaru odpowiadać mu na to pytanie, bo po jego minie zorientowałam się, że sam doszedł do wniosku, iż nie powinien tego mówić. Odchrząknął cicho i zamówił dwa koktakjle truskawkowe u kelnerki, która do nas podeszła.
- Cam, czy to... - zająknął się, wpatrując się w jakiś punkt ponad moim ramieniem. 
    Odwróciłam się i ujrzałam wysokiego chłopaka o wyraźnie meksykańskich rysach twarzy, z gitarą, schowaną w futerale, przewieszoną przez ramię. Znałam go bardzo dobrze i jego widok pewnie nie byłby niczym dziwnym, gdyby nie to, że miał on być w Meksyku, a nie tutaj, w Buenos Aires. Tak blisko Francesci. 
~,~
Federico
    Niby coś się powinno zmienić po tym, jak Ludmiła wyznała mi miłość. Ale tak naprawdę niewiele się zmieniło - po krótkiej rozmowie Lu odeszła, a ja po chwili stania w bezruchu także udałem się do domu. Myślałem o tym, czy powinienem do niej zadzwonić, by powiedzieć jej dobranoc. Tak w ogóle to kim teraz dla siebie byliśmy? Nic nie wiedziałem. Miałem jeszcze więcej pytań niż przedtem. Może nie powinna mi tego mówić. 
- Federico, dlaczego ty jej nie pocałowałeś? - podskoczyłem na dźwięk głosu Naty. 
    Siedziała obok mnie, chociaż nie zauważyłem jak wchodziła do Studio. Tak naprawdę myślałem, że jestem jedyną osobą w pomieszczeniu, bo zajęcia z Beto miały się zacząć dopiero za godzinę. 
- O czym ty mówisz? - zapytałem zdezorientowany.
    Naty przewróciła oczami i schyliła się po swoją turkusową torbę, która leżała na podłodze. Wyjęła z niej komórkę i przez chwilę czegoś na niej szukała, po czym podetknęła mi ją pod nos. 
- Czytaj. - rozkazała.
    Przyjrzałem się ekranowi telefonu. Widniały na nim trzy wiadomości od Ludmiły, z wczorajszą datą.
    Myślałam, że mnie pocałuje. Do jasnej ciasnej, wyznałam mu miłość!
    Myślisz, że to by było z jego strony nietaktowne czy coś w tym stylu? 
    Boże, chciałabym wejść mu do głowy i przeczytać wszystkie jego myśli. 
    Zamrugałem szybko, pewien, że mi się przywidziało i Naty chciała mi po prostu pokazać jakiś śmieszny filmik z udziałem gadającego kota albo indyka na deskorolce. Ale przed moimi oczami nadal widniały wiadomości od Ludmiły, w których wyraźnie pisała o mnie. Naprawdę chciała, bym ją pocałował? Myślałem, że... że to za wcześnie. Sam nie wiedziałem w tamtym momencie, co ją podkusiło do wyznania mi swoich uczuć. Byłem zagubiony. I kolejny raz schrzaniłem sprawę.
- Skąd miałem wiedzieć, że ona tego chce? - uniosłem ręce w geście obronnym, gdy Naty rzuciła mi kolejne mordercze spojrzenie.
- Nie wiem, myślałam że wy, faceci, macie jakiś szósty zmysł czy coś! - zawołała, wyraźnie zirytowana. - A nie macie?
    Ukryłem twarz w dłoniach i jęknąłem przeciągle. Czy naprawdę wszystko musi być tak skomplikowane? Ludmiła Ferro wyznała mi miłość. Ale w naszej relacji nigdy nic nie było tak proste, żebym mógł być pewien tego, jakie miała intencje. Wyjaśniliśmy sobie, że między nami nie było prosto i nigdy nie będzie. A ona cały ten czas pragnęła pocałunku. 
- Wiesz, gdybym była tobą, to bym jej teraz poszukała. - odezwała się Naty rzeczowym tonem. - Jak tego nie zrobisz, to nie dożyjesz jutra. - pogroziła mi palcem.
    Zerwałem się na równe nogi i ruszyłem na poszukiwanie Ludmiły. Mieliśmy coś do dokończenia.
~,~
German
    Po naprawdę długich rozmyślaniach i kilku nieprzespanych nocach zdecydowałem, że muszę coś zrobić. Uznałem, że zbyt dużo czasu spędziłem na przyglądaniu się wszystkiemu z boku. Pozwoliłem wielu ludziom cierpieć z mojej winy i nie zrobiłem nic, by zapobiec niektórym sytuacjom, które wcale nie musiały mieć miejsca. Moje głupie przeświadczenie o tym, że jeśli nie będę się mieszał w sprawy uczuciowe, to one się ode mnie odczepią, wpędziły niewinną kobietę w problemy psychiczne. No, może nie do końca niewinną. Ale na pewno nie zasłużyła na takie traktowanie z mojej strony.
    Zamknąłem za sobą drzwi bardzo cicho, by nikt mnie nie usłyszał. Nie chciałem wtajemniczać Ramallo w to, co miałem zamiar zrobić. Zacząłby robić mi wykłady i znowu pojawiłyby się te cholerne wątpliwości, które odwiodłyby mnie od działania. A to się nie mogło stać. Wsiadłem do samochodu i odjechałem, zanim Olga zdążyła się zorientować, że brakuje jednego domownika przy stole.

Może się domyślacie, co chce zrobić German? Jak myślicie, Fede pocałuje Ludmiłę? Boże, jakiś tasiemiec się z tego robi. xd Ale do rzeczy - nie było długo rozdziału, bo Madzia nie miała czasu. Takie proste. No. Następny pewnie za tydzień, półtora albo coś takiego. Kocham se Was! <3 
Buziaki, M. ;*